Bywa tak, że nawet nie najlepszy serial potrafi przynieść mnóstw radości. Tak jest z hiszpańską produkcją „Tak czy owak” wyprodukowaną przez HBO Europe. Choć serial bywa wulgarny, głupi i miejscami zupełnie nie zabawny to jednak fakt, że pozwala nam zajrzeć do jednej z najbardziej hipsterskich dzielnic świata czyni całą historię dużo ciekawszą i atrakcyjną dla widza, który zwykle ogląda głównie anglojęzyczne produkcje.
Hache (Marta Martín) i Belén (Saida Benzal) znają się od dzieciństwa. Razem wychowały się w miejscowości pod Madrytem a teraz obie – trochę przez przypadek – mieszkają w najbardziej hipsterskiej dzielnicy stolicy Malasanie. Tak hipsterskiej, że wszyscy muszą w niej spać z zatyczkami w uszach bo hałas na ulicy jest nie do zniesienia. Dziewczyny nie mają ambicji wpasowywania się w dziwny otaczający je świat pozerów, i ekologicznych sklepów. Wręcz przeciwnie – serial gra trochę schematem – co by było gdyby dwie dziewczyny, wychowane w dość kiczowatej kulturze klasy niższej trafiły do świata pełnego pozerów. Nie trudno się domyślić, że część dowcipów polega na niemożności odróżnienia ironicznej zabawy kiczem, co kochają hipsterzy, od tego co jest kiczowatym elementem życia klasy niższej. I tak w jednym odcinku bohaterki orientują się, że kwiatowe szlafroki babci jednej z nich mogą być warte 100 euro (nawet jeśli są przypalone żelazkiem czy ogniem z kuchenki) a kiedy dziewczyny postanawiają przejść się z przypadkowo napotkaną kozą do mieszkania jednej z nich to zdjęcie z tej przechadzki trafia na okładkę Vanity Fair. Jednocześnie dziewczyny od nadętych bubków różnią się głównie tym, że nie wstydzą się swojego plebejskiego pochodzenia i nie mają żadnego zamiaru wpasować się w ten dziwny świat. Serial sugeruje, że większość mieszkańców Malasany nie różni się od nich za bardzo i są to ludzie, którzt też znaleźli się w dzielnicy przypadkiem, ale udają że nie mają nic wspólnego ze swoją przeszłością.
Serial ma luźną fabułę – śledzimy życie codzienne dziewczyn i ich, niekiedy dość abstrakcyjne przygody. Czasem odwiedzają bliskich, czasem widzimy je w pracy, niekiedy randkują, lub próbują jakoś przetrwać w drogiej dzielnicy nie mając przy tym za dużo kasy. Belen jest aspirującą aktorką ale jej wielkie role to głównie bycie twarzą kremu na hemoroidy, lub granie cebuli w reklamie hamburgera. Z kolei Hache wykonuje wiele prac od bycia maskotką drużyny koszykarskiej po sprzedawanie komiksów. Choć w tej ostatniej pracy zajmuje się głównie uprawianiem seksu w kantorku – wcześniej nakładając na twarze swoich kochanków maskę konia. Bo należy tu przyznać, że w serialu seksu jest sporo, choć raczej widać że nikt nie traktuje go tu specjalnie poważnie. No seks się uprawia, podobnie jak chodzi się do toalety. Serio nigdy nie widziałam serialu w którym tak często bohaterowie chodziliby na siusiu. Może to różnica kulturowa ale chyba w każdym odcinku ktoś siedzi na kibelku. Co pewien czas dziewczyny wpadają na imprezy, które są tak hipsterskie, że aż niedorzeczne. Serial bowiem nie ukrywa, że choć dziewczyny do najbystrzejszych nie należą to otaczający je świat potrafi być jeszcze bardziej szalony. Zresztą w ogóle serial z dużo większą sympatią odnosi się do naszych bohaterek, niż do otaczającego ją świata pozerów i hipsterów przerabiających termofory na piersiówki kosztujące 90 euro.
Do tego bohaterki prowadzą dość absurdalne rozmowy o wszystkim i o niczym – często wygłaszając całkiem rozsądne kwestie, ale częściej rozmyślając na zupełnie absurdalne kwestie. Nie ukrywam jednak, że niektóre z nich są całkiem niezłe, jak np. rozmyślania czy wyrostek robaczkowy jest w jelicie cienkim czy grubym, zakończony refleksją że pewnie to zależy od człowieka bo gruby ma grube jelito a szczupły ma jelito cienkie. Jest to ten poziom absurdalnej logiki który bawi. Choć nie ukrywam nie wszystko jest zabawne. Np. jednak z bohaterek mieszka z fotografem który po mieszkaniu chodzi nago. Ponieważ jesteśmy w Europie to serial nie waha się nam dość często pokazywać jego penisa i ufarbowanych na różowo włosów łonowych. Zdaniem twórców to chyba ma być zabawne ale w sumie nie jest. Co nie zmienia faktu, że jest pewnym szokiem kulturowym to jak bardzo amerykański serial nie byłby w stanie zrobić takiego ujęcia i jak bardzo wisi to twórcom serialu europejskiego. Głupi żart w sumie dość dobrze pokazuje dlaczego oglądanie produkcji z Europy potrafi być ożywcze nawet wtedy kiedy niekoniecznie zanosimy się śmiechem.
No właśnie o ile sama fabuła jest dość chaotyczna to już możliwość oglądania serialu, który rozgrywa się w Hiszpanii jest dużo ciekawszy. Nie chodzi jedynie o widoki i kolory (serio to już kolejny serial hiszpański który ma takie podkręcone kolory) ale też po prostu zwyczaje, rozmowy, ubrania itp. Wszystko nagle staje się ciekawe, bo nie ukrywajmy – człowiek jest w stanie w amerykańskim filmie rozpoznać każdy niewielki element z tła, a w produkcji hiszpańskiej wszystko jest nowe. Jedną z rzeczy, która wydała mi się ciekawa, jest np. podejście do rodziny. Bohaterki dużo bardziej mają rodzinę niż bohaterowie seriali i produkcji amerykańskich. Młode dziewczyny w serialach amerykańskich zwykle nie mają babć, mam, wujków itp. Wszyscy są tam dużo bardziej niezależni i wyrwani z codzienności. Inna sprawa – pojawiający się wątek tego, że nie wolno kupować w chińskich sklepach. Jasne – wątek wynika trochę z tego, że jedną z bohaterek facet rzucił dla Chinki, ale ta ogólna niechęć do chińskich towarów i sprzedawców to ciekawe spojrzenie na zjawisko, które w Polsce jednak nie jest szczególnie rozpowszechnione (a przynajmniej nie bezpośrednio w takiej formie).
Nie ukrywam też że podoba mi się podejście do kwestii różnicy wyglądu bohaterek. Hache jest gruba, lubi jeść i nie przepada za wysiłkiem fizyczny. Jest niekiedy zła na siebie, i niekiedy ludzie są dla niej niemili. Ale poza tym – serial w żaden sposób nie problematyzuje jej wagi. Facetów znajduje bez trudu (jej głównym problemem jest to, że nie każdy chce nosić głowę konia), przeżywa zdradę, flirtuje, nosi takie ciuchy jaku chce, a po mieszkaniu często chodzi w samej bieliźnie. Sama Hache często mówi o swojej wadze, ale jednocześnie – poza horoskopem który mówi jej że powinna zrzucić parę kilo, to nie jest wielki problem. W sumie jej zaradność życiowa i zdrowy rozsądek (niekoniecznie poparty wiedzą) dają jej dużo więcej niż idealna sylwetka. Serial pokazuje bohaterkę jedzącą ze smakiem, pozwala sobie na drobne żarty w stylu „nie jest ci zimno bo grzeje cię tłuszczyk” ale w sumie daje Hache dużo więcej swobody niż wielu szczuplejszym od niej bohaterkom produkcji zachodnich gdzie waga często jest jedyną cechą bohaterki.
Dziesięć dostępnych na HBO odcinków ogląda się szybko i całkiem miło a przy okazji można sobie posłuchać hiszpańskiego, który jest dla mnie językiem ciekawym, bo nigdy się go nie uczyłam a trochę rozumiem. Jest też lektor i przyznam wam szczerze, że obejrzałam z lektorem ze dwa odcinki i wcale nie jest tak źle (czasem lubię oglądać program z lektorem, bo można wtedy robić inne rzeczy przy oglądaniu). Ostatecznie HBO proponuje serial nie wybitny ale całkiem nieźle sprawdzający się jako odtrutka po milionie identycznych amerykańskich produkcji. Lubię seriale w których nie jestem do końca pewna co będzie w następnej scenie czy w następnym odcinku. A takie było dla mnie „Tak czy owak”.