Home Film Krok do przodu, krok do tył czyli o “TENET

Krok do przodu, krok do tył czyli o “TENET

autor Zwierz
Krok do przodu, krok do tył czyli o “TENET”

Nie należę do fan­klubu Christo­phera Nolana. Wiem, że to wyz­nanie budzi wiele emocji, ale kino Nolana choć bard­zo efek­towne nigdy do mnie szczegól­nie nie prze­maw­iało. Zwłaszcza że jego kine­matografia jest w sum­ie dość jed­norod­na (zwłaszcza ostat­ni­mi laty) i pole­ga na łącze­niu zach­wyca­ją­cych efek­tów spec­jal­nych z fabułą ofer­u­jącą plot twist. Do tego duża obsa­da i trochę fizy­ki – przepis na film Nolana. „TENET” nie różni się bard­zo od klasy­cznej Nolanowskiej pro­dukcji i zaw­iera wszys­tkie niezbędne ele­men­ty. Jed­nak w prze­ci­wieńst­wie do kilku poprzed­nich filmów – ma na tyle dużo czys­to rozry­wkowych ele­men­tów, że moż­na jakoś przeżyć fakt, że dla reży­sera uczu­cia zawsze wygry­wa­ją z fizyką.

 

Sama fabuła fil­mu w sum­ie nie jest tak skom­p­likowana jak się może wydawać. Tak mamy tu sporo efek­townego porusza­nia się po cza­sie w przód i wstecz i sporo tłu­maczenia nam jak dzi­ała­ją prawa fizy­ki. Wszys­tko to jed­nak jest w isto­cie ład­nym ozdob­nikiem, do his­torii, w której trze­ba ratować świat. I nawet jeśli ów świat ratu­je się przed nieco mniej oczy­wistym prze­ci­wnikiem niż zwyk­le, to jego awatarem będzie rosyjs­ki hand­larz bronią, z back­sto­ry god­nym bon­dowskiego zło­la. Zresztą te sko­jarzenia Bon­dowskie same się nasuwa­ją – bohaterowie podróżu­ją po całej Europie (jak się to z zaz­droś­cią oglą­da, kiedy tak od niechce­nia przeskaku­ją z Lon­dynu, do Oslo, do Tal­li­na, zahacza­jąc potem o Włochy) i wszędzie mają coś do zro­bi­enia – czy to poroz­maw­ian­ie z kimś w luk­su­sowym klu­bie dla dżen­tel­menów, czy odwiedze­nie miejs­ca, gdzie prze­chowu­je się dzieła sztu­ki, czy spotkanie na jach­cie. To jest jed­na z tych mis­ji, gdzie trze­ba mieć dobrze skro­jony gar­ni­tur, bo inaczej się nie uda.

 

Nietrud­no się w ten piękny (bo prze­cież to film Nolana, tu nawet farmy wia­trowe są piękne) świat wciągnąć. Wciągnąć na tyle, że czekamy na kole­jne sce­ny akcji i bez bólu godz­imy się na to, że pewne rzeczy sta­ją się dla nas oczy­wiste dużo wcześniej niż dla bohaterów. To zresztą pod pewny­mi wzglę­da­mi najwięk­sza sztucz­ka tego fil­mu – daje ci na tacy pod­powiedź co się zaraz wydarzy a potem każe ci byś dum­nym, że udało ci się to przewidzieć. Zabawa z cza­sem jest tu na takim poziomie, że w pewnym momen­cie już wiesz co się będzie musi­ało wydarzyć w drugiej połowie fil­mu. Nie bard­zo to jed­nak przeszkadza, bo to całkiem ład­ny film, a sce­ny akcji mają to do siebie, że są wid­owiskowe. Udało się też Nolanowi wrzu­cić do fil­mu odrobinę humoru co znacznie ułatwia jego oglą­danie. Mam wraże­nie, że jeszcze dwa żar­ty więcej by nie zaszkodz­iły, ale z drugiej strony to Nolan – trze­ba się cieszyć, że wszyscy nie umier­a­ją na ból ist­nienia i nie char­czą do mikro­fonu. Plusem olbrzymim jest też fakt, że Nolan chy­ba przepuś­cił trzy czwarte budże­tu na kostiumy i prze­biera swoich bohaterów częś­ciej niż Lady Gaga prze­biera się na jakimkol­wiek roz­da­niu nagród. Co nie jest este­ty­cznie niemiłe.

 

Przy czym jest to film, który z jed­nej strony odwołu­je się do schematu kina szpiegowskiego, z drugiej – nie mogłam się oprzeć wraże­niu, jak­by jego wewnętrz­na struk­tu­ra bardziej przy­pom­i­nała sce­nar­iusz gry, gdzie po zre­al­i­zowa­niu jed­nej akcji, w jed­nej lokacji należy się prze­nieść dalej. Bohaterowie właś­ci­wie cały czas coś robią i są w ruchu, przestrze­nie zmieni­a­ją się jak w kale­j­doskopie, ale nie ma miejs­ca na jakiekol­wiek sce­ny, które nie posuwały­by akcji dalej. Doskon­ałym przykła­dem jest np. mis­ja dosta­nia się na kolację z hand­larzem bronią. Bohater najpierw spo­ty­ka jego żonę, potem kom­bin­u­je jaką his­torię wymyślić by jego obec­ność na kolacji nie była pode­jrzana. W końcu przy­chodzi, zamienia z kimś dwa zda­nia i wychodzi. Sama kolac­ja nigdy się nie odby­wa, nie zosta­ją wymienione żadne zda­nia czy uwa­gi, które nie są związane z samym postępem akcji. Taka sek­wenc­ja doskonale pokazu­je, że reży­sera intere­su­je tyko, żeby jak najwięcej się dzi­ało a bohaterowie zawsze mieli na oku coś do zro­bi­enia. Kiedy odhaczą mis­ję naty­ch­mi­ast idą dalej. To jest bard­zo dynam­iczne, ale niczego się w sum­ie o nikim nie dowiadu­je­my, a sama akc­ja wcią­ga tylko bard­zo powierzchownie.

 

Choć cała zabawa jest całkiem przy­jem­na (o ile człowiek nie próbu­je za wszelką cenę sprawdz­ić, czy to ma sens) to jej najwięk­szym prob­le­mem są bohaterowie. A właś­ci­wie fakt, że wszyscy – z Pro­tag­o­nistą (który sam o sobie mówi, że jest pro­tag­o­nistą co jest prześmieszne) na czele są bard­zo jed­nowymi­arowi. W toku fil­mu nie dowiadu­je­my się o nich za dużo, a to co pro­ponu­je nam autor sce­nar­iusza jest tak schematy­czne, że zęby bolą. Ostate­cznie – tyle jest bohat­era, ile sobie każdy sam dogra. John David Wash­ing­ton gra więc człowieka trochę bez więk­szych właś­ci­woś­ci, poza tym, że chce ratować świat i cywili. Robert Pat­tin­son gra Neila człowieka, który wie więcej niż mówi, i chy­ba najwięcej uda­je mu się dograć spo­jrzeni­a­mi i ges­ta­mi. Tu muszę powiedzieć, że po obe­jrze­niu tego fil­mu, nikt nie będzie wąt­pił w jego możli­woś­ci zagra­nia Bat­mana czy Bruce’a Wayne. A i na Bon­da by się ład­nie nadał. No i śliczny jest w tym filmie niesły­chanie. Och kocha go kamera.

 

 

Ken­neth Branagh po raz kole­jny gra rosyjskiego hand­larza bronią, i po raz kole­jny ktoś próbu­je mnie przekon­ać, że mam się go bać. Nie za bard­zo wychodzi, zwłaszcza, że jest to typowy bohater postradziec­ki, którego motywac­je są iden­ty­czne jak motywac­je 99% podob­nych postaci. Mamy pode­jrze­wać, że jest zdol­ny do wszys­tkiego, ale w isto­cie jego motywac­je są dość płask­ie.  Na koniec moja najwięk­sza pre­ten­s­ja to postać Kat. Obow­iązkowej, kośla­wo napisanej, kobi­ety Nolana. Reżyser nigdy nie umi­ał dobrze pisać kobi­et i zawsze ostate­cznie miłość, mężczyz­na, dziecię i inne sprawy pry­watne. Tu jest dziecię, bo wiado­mo, że musi być kobi­eta mat­ka. Bohater poświę­ca się dla niej na pra­wo i lewo do poziomu, w którym dochodz­imy do wniosku, że aby wykoleić świat należy Pro­tag­o­nis­tom pod­suwać urodzi­we, nieszczęśli­we kobi­ety.  Królest­wo za kobi­etę, której motywac­je nigdy nie są pow­iązane z dziecię­ciem czy mężczyzną.

 

Trze­ba przyz­nać, że mamy szczęś­cie, że „TENET” w Polsce trafił do kin, bo to pro­dukc­ja wybit­nie kinowa. Zarówno sce­ny zbiorowe, jak i chore­ografia walk, czy kole­jnych poś­cigów – to wszys­tko wyraźnie krę­cono z myślą o jak najwięk­szym ekranie. Do tego jeszcze najm­niej sub­tel­na muzy­ka w his­torii kine­matografii (jeśli samolot jest duży to muzy­ka jest głoś­na – tak bym to określiła) i dosta­je­my wid­owisko, które nawet jeśli nie ma głęb­szych sen­sów (wiem, że fan­klub Nolana zna­jdzie głęb­sze sen­sy, ale przyz­nam szcz­erze – nie ma we mnie wielkiej inspiracji do szuka­nia) to wcią­ga. I co więcej sporo osób w tej pro­dukcji nosi masecz­ki więc człowiek nawet się tak dzi­wnie nie czu­je. Tym co bardziej intrygu­je, to raczej pewien geopoli­ty­czny wymi­ar całej his­torii. Nie da się ukryć, że najwięk­szym prob­le­mem pro­dukcji szpiegows­kich po zakończe­niu się ofic­jal­nej częś­ci zim­nej wojny (obec­nie trwa dogry­wka którą Ros­ja wygry­wa na punk­ty) był brak dobrego wro­ga. A jak jeszcze film ma się sprzedać w Chi­nach to już w ogóle nie wiado­mo co z tym robić. Na całe szczęś­cie Nolan znalazł sposób jak nakrę­cić film zim­nowo­jen­ny który sprze­da się w Chi­nach i jeszcze dorzu­cić do tego klasy­czny pos­mak kon­flik­tu ze związkiem radzieckim. Pod tym wzglę­dem jest to małe mis­tr­zost­wo lawirowa­nia pomiędzy skom­p­likowany­mi szpiegowski­mi realia­mi naszych czasów.

 

 

Po obe­jrze­niu „TENET” dochodzę do wniosku, że Nolan powinien zmienić lek­tu­ry. Sko­ro już przeczy­tał co chci­ał o fizyce czas na jakąś inną dziedz­inę, która go zain­spiru­je. Mam bowiem wraże­nie, że pod pewny­mi wzglę­da­mi reżyser utknął w miejs­cu. Rozu­miem, że każdy twór­ca ma tem­aty które go fas­cynu­ją. Dla Nolana zawsze był to czas, poczu­cie rzeczy­wis­toś­ci, poczu­cie podróżowa­nia nielin­earnie. Zawsze też w jego kinie pojaw­iały się wąt­ki uważnego oglą­da­nia, syg­nal­i­zowa­nia wid­zowi, że to co bohaterowie postrze­ga­ją jako rzeczy­wis­tość nie musi tą rzeczy­wis­toś­cią być. Ale to jest właśnie prob­lem – tyle filmów opar­tych o podob­ne moty­wy nauczyło też nas widzów oglą­da­nia filmów Nolana, co ostate­cznie zabrało nam tą niewin­ność, na której opier­ała się głów­na sztucz­ka reży­sera. Dziś idąc na film Nolana szy­bko roz­gryza­my, kiedy ble­fu­je, a kiedy próbu­je zmylić tropy. Być może powinien on obe­jrzeć swój włas­ny film i zrozu­mieć, że moż­na iść do przo­du, moż­na iść do tył, ale nigdy, przenigdy nie wol­no stać w miejscu.

 

Ps: Wypad na TENET do kina był moim pier­wszym od początku pan­demii. Sama obec­ność w kinie nie była trud­na (siedzi­ałam we włas­nej maseczce – naprawdę nie robi to żad­nej różni­cy). Jedzenia teo­re­ty­cznie na salę nie powin­no się wnosić, ale z tego rozu­miem nikt nie zatrzy­mu­je. Nie mniej nie kupowałam, bo jed­nak uznałam, że naprawdę przeżyję bez jedzenia a sko­ro już siedz­imy razem to masecz­ka na twarzy powin­na być. Wzięłam picie jak zwyk­le, bo picie wnosić moż­na. Sam seans był całkiem miły i spoko­jny, na sali wszys­tkiego sie­dem osób ‑nie wiem, ile potr­wa takie eldo­ra­do – pode­jrze­wam, że może się skończyć jeśli kina będą miały mniej sean­sów albo jeśli ludzie przes­taną się wahać. Na razie jed­nak rzeczy­wiś­cie nie siedzi się w tłu­mie – choć wybier­ałam seans w niedzielę w środ­ku dnia, z myślą o tym by nie siedzieć w tłu­mie. Samo kino bez zmi­an, kiedy się usiądzie na fotelu kil­ka miesię­cy kinowej nieobec­noś­ci zni­ka, jak ręką odjął. Tylko wiszą­cy na prze­ciw wejś­cia do mojej sali plakat “W Lesie dziś nie zaśnie nikt” z datą 13. 03 to jest jakieś przedzi­wne memen­to cza­sów dawnych, odległych, niemal his­to­rycznych. Niby nic a doty­ka jakiejś czułej struny, która przy­pom­i­na, że tylko pozornie jest dokład­nie tak jak było a w isto­cie żyje­my w jakiejś alter­naty­wnej rzeczy­wis­toś­ci, jakimś rozszczepi­e­niu czasu.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online