Macie czasem tak, że oglądacie serial i nie jesteście w stanie przerwać, mimo że niemal wszystko w nim was denerwuje? Ale oglądacie nadal i to nawet nie po to by napisać wredną recenzję tylko dlatego, że po prostu nie jesteście w stanie przerwać? Ja dokładnie to miałam z English Game. To nowy serial Juliana Fellowesa – autora min. Dowton Abbey, tylko poświęcony nie tyle arystokratom, którzy nic nie robią, ale arystokratom, którzy grają w piłkę. Piłki w tym wszystkim stosunkowo mało za to szlachetnych przedstawicieli klas wyższych – więcej niż człowiek byłby w stanie znieść.
O czym opowiada serial? O piłce nożnej. To znaczy teoretycznie o piłce nożnej. NIe ukrywam – byłam trochę zawiedziona tym jak mało było w tym serialu samej piłki nożnej. Ja wiem, że dla niektórych to może brzmieć jak doskonała rekomendacja, ale ja bardzo lubię historię sportu (nawet pisałam o niej kilka prac na studiach) i było mi trochę przykro, że cała piłka nożna jest tu głównie pretekstem do bardziej obyczajowych wątków. Cała opowieść koncentruje się na tym momencie w historii piłki, kiedy istniały już zasady a nawet rozgrywki, ale jasne było, że to gra przede wszystkim dla gentlemanów z wyższych sfer, którzy traktowali kopanie piłki jako „ich grę”. Głównie dlatego, że rzeczywiście pierwsze drużyny i zasady tworzyli absolwenci prywatnych szkół z internatem takich jak Eaton czy Harrow. Tymczasem pojawiają się nowe drużyny i nowi zawodnicy – pochodzący z klas niższych i co więcej – nie mający luksusu grania wyłącznie amatorsko (czyli bez wynagrodzenia).
Cały konflikt pomiędzy starym a nowym pokazany jest na przykładzie dwóch bohaterów. Pierwszym jest Arthur Kinnaird dobrze urodzony syn bankiera, który ma już na swoim koncie kilka tytułów w krajowych mistrzostwach, w których grał w drużynie założonej z podobnych mu dobrze urodzonych zawodników, którzy nie tylko uważają, że należą im się wszystkie puchary, ale są też współtwórcami zasad i głównymi organizatorami federacji piłkarskiej. Drugim bohaterem jest Fergus Suter, pochodzący z klasy robotniczej szkocki piłkarz, który szuka dla siebie jak najlepszej drużyny i ma nadzieję, na to, że któregoś dnia uda mu się zdobyć puchar, którego dobrze urodzeni absolwenci Eaton nie wypuszczają ze swoich rąk. Zarówno Kinnaird i Suter są skonfliktowani ze swoimi ojcami – w jednym przypadku z bankierem, w drugim z alkoholikiem, którzy nie rozumieją, dlaczego wybrali takie zainteresowania i sportową drogę w życiu. Serial niekoniecznie opiera się tu na antagonizmie między bohaterami, mimo wielu różnic – zwłaszcza klasowych – rozpoznają oni w sobie pewne podobieństwa i szanują się wzajemnie jako sportowcy.
Jak już wspomniałam – serial toczy się teoretycznie wokół problemów piłki nożnej, ale prawda jest taka, że jest jej zdecydowanie mniej niż mogłoby się wydawać. Bohaterowie co pewien czas biegają po boisku, i czasami rozmawiają o zasadach, ale widać, że scenarzystów sam sport nie za bardzo interesuje. A właściwie – nie ma tu tej pasji do opowiadania o historii rozgrywek czy zasad. Trochę miejsca serial poświęca temu jak sport, który „należał” do klas wyższych staje się sportem ludowym – a najlepsi piłkarze zyskują pozycję ludowych bohaterów. Jednak to zjawisko też jest traktowane trochę pobieżnie, bardziej na zasadzie „nie uwierzycie, że kiedyś sport był dla dobrze urodzonych zanim stał się rozrywką dla mas”. Dużo jest tu scen, które są ciekawe tylko przez kontrast ze współczesnością. Wciąż jednak wszystko jest tu raczej na zasadzie anegdoty. Przyznam szczerze, że miałam nadzieję, dowiedzieć się dużo więcej o samej piłce. O
Co więc tak naprawdę interesuje scenarzystów? Trochę kwestie społeczne – choć nie przesadzajmy. Pojawia się kwestia strajków, protestów, obniżania dniówki, presji właścicieli fabryk i zakładów na pracowników. Wciąż jednak twórca serialu bardzo dba o to byśmy nie pomyśleli sobie niczego złego o naszych bankierach czy naszych właścicielach fabryk. To znaczy, że oczywiście są źli właściciele, którzy zmuszają naszego dobrego (zainteresowanego piłką) by obniżył dniówkę pracownikom. Jednocześnie, kiedy dochodzi do rozruchów a potem do rozprawy sądowej oczywiście znajdzie się dobrze urodzonych szlachetny bohater by poświadczyć za biednego robotnika. Nazwijcie mnie jednostką cyniczną, ale to jest trochę męczące, kiedy twórcy seriali podejmujących kwestie konfliktu klasowego boją się, że nie daj Boże którychś z ich bohaterów źle wypadnie. No nie da się mieć samych szlachetnych bohaterów. I jasne – pośród każdej klasy społecznej znajdują się jednostki myślące inaczej i w sposób postępowy. Tylko dlaczego zawsze to oni są bohaterami seriali… W ten sposób można pomyśleć, że każdy syn bankiera miał w XIX wieku w sercu głównie dobro robotników, a każda pani z salonu osobiście ratowała dzieci z sierocińców i nie rozumiała dlaczego społeczeństwo negatywnie odnosi się do samotnych matek.
Tym co naprawdę interesuje scenarzystę są kwestie obyczajowe. Te są potraktowane w sposób… cóż trochę za bardzo współczesny jak na mój gust. Tu mały spoiler (nie czytajcie aż pojawi się zdanie o końcu spoilera). Jednym z głównych wątków opowieści jest fakt, że żona Kinnairda poroniła, i teraz żyje w żałobie i żalu, że nie będzie miała dzieci. W przypływie uczuć macierzyńskich angażuje się w funkcjonowanie pobliskiego domu dla samotnych matek, a potem dowiaduje się ku swojemu oburzeniu, że dzieci zabierane są matkom, i właściwie sprzedawane do adopcji. Cały ten wątek jest tak niesamowicie współczesny. Od tego jak bohaterka wyraża żal po poronieniu (niesamowicie współcześnie pokazany) po to jak odnosi się do tego reszta towarzystwa. Do tego cały wątek z adopcjami i samotnymi matkami, jest napisany przez pryzmat współczesnego spojrzenia na kwestie rodzicielstwa, adopcji i tego kto ma prawo wychowywać swoje dzieci. Muszę powiedzieć, że choć dramatycznie to działa to sprawia, że człowiek przewraca oczami, bo to jest głęboko ahistoryczne. I żeby było jasne – oczywiście, że ludzie w XIX wieku byli smutni po poronieniach, ale jednak nie przeżywali tego dokładnie tak samo jak ludzie współcześnie. Wiem, że scenarzyści robią to byśmy lepiej zrozumieli bohaterów, ale nie ukrywam – nie cierpię, kiedy bohaterowie z przeszłości zachowują się tak jakby żyli w XXI wieku. (Koniec spoilera). Do tego mamy oczywiście romanse, miłości, spory, konflikty ojców i synów – typowy zestaw z serialu obyczajowego. Nie pojawia się tu żaden wątek, którego człowiek już gdzieś nie widział i nie znał. Choć to akurat nie jest wielka wada, bo przecież trochę po to ogląda się seriale kostiumowe by zobaczyć jeszcze raz te same problemy i konflikty, z pełną świadomością, że wie jak się skończą.
Czy warto, wobec tego obejrzeć całość? Przyznam, że oglądanie serialu nie przysparza jakoś wielu cierpień. To wciąż jest sprawnie nakręcony serial obyczajowy z odrobiną historii sportu w tle. Jest to produkcją dobrze obsadzona. Zwłaszcza Edward Holcroft jako Kinnaird jest miły dla oka (broda i stroje z epoki bardzo mu służą) i Kevin Guthrie jako Fergus Suter (możemy mu osobiście przyznać nagrodę za najlepszy wąs sezonu). Poza tym to typowo produkcja kostiumowa, gdzie wszystko jest całkiem ładne, całkiem miłe i ostatecznie chcemy, żeby bohaterowie byli szczęśliwi i dostali to czego pragną. No i żeby sobie trochę pobiegali po zielonej trawie za piłką. Przy czym jestem trochę rozczarowana, bo miałam nadzieję, że będzie to nieco bardziej skoncentrowany na piłce serial. Wyszło jednak bardzo obyczajowo, z kilkoma kliszami. Ale na jeden weekendowy dzień będzie akurat. Ja przyznam, że jest to genialny serial do oglądania w czasie sprzątania – bohaterowie głównie prowadzą długie rozmowy w jakichś pomieszczeniach więc patrząc w inną stronę niewiele się traci. A jak człowieka znudzi sprzątanie to może pogapić się na mężczyzn w strojach z epoki. Znam gorsze rozrywki.
PS: Na koniec muszę przyznać, że jestem zaskoczona, że był to tylko mini serial, bo akurat temat jest taki że mogliby spokojnie zrobić z tego produkcję na wiele, wiele lat.