Dziwne to lato. Lato bez blockbusterów. Gdybyśmy mieli normalny rok, nie ucięty jak nożem, ostrzem pandemii pewnie teraz do kina trafiłby co najmniej jeden film super bohaterski, jakieś odnowienie starej franczyzy, średni horror, czy ten film który ma przyciągnąć dzieciaki. Innymi słowy – bylibyśmy w samym środku sezonu na filmy, które nagród nie dostają, ale pozwalają w przyjemny sposób spędzić letnie popołudnie. To lato pozostawiło nas jednak bez blocbusterów za to ze streamingiem. Dlatego szukamy letniej rozrywki na platformach i czasem dostajemy coś niemal idealnie skrojonego pod te mało wymagające nastroje. Taki filmem jest „ The Old Guard” nad którym chciałabym się pochylić na chwilkę jako nad filmem który moim zdaniem daje odpowiedź na pytanie – czy letnie kino może się przenieść na mały ekran.
„The Old Guard” ma niemal wszystkie elementy letniego hitu – to film bazujący na komiksie (wydanym w wydawnictwie Image Comics), z obsadą w której pojawiają się znane nazwiska, z fabułą otwartą na kontynuacje, grupą wyraźnie zarysowanych postaci i co najważniejsze – wieloma scenami akcji. Innymi słowy – idealny film na lato od którego nie wymaga się zbyt wiele. Zresztą o tym jak bardzo produkcja trafiła w gusta widzów można przekonać się w sieci gdzie reakcje są przeważnie pozytywne, i choć wiele osób widzi w filmie pewne słabości to całość przyjmuje raczej z entuzjazmem. Mniej więcej tak jak przyjmuje się film oglądany ze znajomymi na wyjeździe, kiedy już nikomu nie chce się siedzieć dwudziestą godzinę na plaży.
Patrząc na produkcję nie trudno zauważyć, że „The Old Guard” różni się w pewnych szczegółach od filmów które trafiły by do szerokiej dystrybucji kinowej. Pierwsza z brzegu – jest to najeżony scenami akcji film sensacyjny wyreżyserowany przez kobietę. Choć w ostatnich latach po sukcesie „Wonder Woman” nieco umarł mit, że kobiety mogą reżyserować tylko smutne filmy o innych kobietach, to jednak wciąż większość produkcji sensacyjnych i fantastycznych jakie oglądamy wychodzi spod ręki mężczyzn. Przynajmniej jeśli mowa o filmach które trafiają na duży ekran. W przypadku seriali i streamingowych produkcji coraz częściej dopuszcza się jednak do działania reżyserki. Być może dlatego, że zakłada się potencjalnie mniejsze ryzyko finansowe. Nie mówiąc już że reżyserka filmu Gina Prince-Bythewood jest pierwszą czarnoskórą kobietą, której dano do reżyserii film na podstawie serii komiksowej.
Drugi element – w filmie znajdziemy nie tylko zakochaną w sobie gejowską parę, ale też wyznanie miłości pomiędzy nimi stanowi jedną z najlepszych scen w filmie (jak pisałam, nic nie działa jako lepsza broń przeciwko uzbrojonym komandosom, niż emocjonalność i romantyczność). Ponownie – kino popularne coraz bardziej otwiera się na mniejszości ale wciąż w dużych produkcjach zwykle chodzi się wokół tego tematu na placach, starając się mieć ciastko i zjeść ciastko – tak by nikt nie poczuł się odstraszony produkcją gdzie może się całować dwóch mężczyzn a jednocześnie, by widzowie szukający reprezentacji byli zadowoleni. Netflix takich problemów nie ma – widownia streamingowa jest bardziej podzielona, a propozycje trafiają do bardziej wyselekcjonowanych widzów. Nie trzeba kręcić czegoś co spodoba się wszystkim skoro wiadomo, że będzie się to intensywnie sprzedawać bardziej wyselekcjonowanej grupie. Inna sprawa, ponownie w przypadku tańszych kosztów dystrybucji – ryzyko, że ktoś wyłączy film bo jest w niej scena gejowskiego pocałunku jest mniejszym ryzykiem finansowym.
To wszystko skłaniałoby do refleksji, że być może czas porzucić letnie kino na rzecz odpowiednio zaplanowanej rozrywki na platformach streamingowych. Ale tu pojawia się problem, którego Netflix nie przeszkody. Otóż, nie da się ukryć – inaczej oglądamy film w kinie a inaczej na ekranie telewizora i komputera. Oglądając „The Old Guard” uświadomiłam sobie, że część z tych elementów które najbardziej mi przeszkadzają (schematyczny układ filmu, sceny, które się dłużą przeplatane z bardzo dynamicznymi scenami akcji, nadmierna ekspozycja) pewnie częściowo uciekłyby mi w czasie kinowego seansu. Poziom imersji jaki osiągamy w czasie seansu kinowego pozwala właśnie na takich filmach doskonale się bawić mimo oczywistych wad. Na ekranie telewizora film jest jednak dużo mniej wszechogarniający. Zaczyna się dostrzegać pewne konstrukcyjne słabości, a sceny akcji – choć ciekawe pod względem choreografii potrafią nieco znużyć, zwłaszcza jeśli pojawiają się w bardzo określonym rytmie raz na dwadzieścia minut. Podobnie przerzucanie bohaterów po całym świecie nie robi większego wrażenia – co innego niemal poczuć się jakbyśmy byli w Londynie a co innego oglądać to nawet na dużym ekranie telewizora.
Mam wrażenie, że większość przygodowych filmów kinowych czerpie przede wszystkim z naszej radości z kinowej wyprawy. Ze znajomych, popcornu, klimatyzowanej sali (wszyscy wiemy, że to jest kwestia kluczowa) i filmu który jest niewymagający. Same te filmy oglądane potem często na sucho w domu, tracą sporo swojego uroku. Kilkukrotnie zdarzyło mi się, że super ekranizacja komiksu, która wydawała mi się na seansie filmem wręcz idealnym, nie była w stanie przeżyć ponownego seansu w domowym zaciszu. Wszystkie konstrukcyjne wady filmu wydawały się oczywiste a sceny akcji tak porywające w kinie, tu okazywały się często zbyt długie i powtarzalne. Myślę, że właśnie z tego wynika mój umiarkowany entuzjazm do „The Old Guard”. Mam jakąś taką wizję, że gdybym tą historię o nieśmiertelnych żołnierzach zobaczyła w kinie, to rzeczy, które mnie niezwykle drażniły wydałby mi się interesujące, na pewno też nie byłabym tak znudzona początkiem flmu, który ciągnie się przynajmniej w czasie domowego seansu w nieskończoność.
Jednocześnie jestem bardzo ciekawa co będzie dalej – wygląda na to, że Netflix będzie miał własną filmową serię opartą o komiksy – bo nie da się ukryć, że „The Old Guard” stanowi właściwie takie wprowadzenie. Choć sama nie jestem entuzjastycznie nastawiona do filmu, to przyznam, że nie mogę się doczekać kolejnych części. Jest tu jeszcze mnóstwo do pokazania, same postaci – nawet jeśli bardzo naszkicowane mają olbrzymi potencjał (ok Nicky i Joe mają potencjał na własny serial) a sam pomysł – nieśmiertelnych najemników – no nie da się ukryć kusi (zwłaszcza że bardzo ostatnio lubimy w popkulturze nieśmiertelne istoty). Wątki do rozwinięcia w kolejnych częściach już zasygnalizowano. Być może właśnie taka seria filmowa, w połączeniu z np. „Umbrella Academy” stanie się odpowiedzią Netflixa na problem jakim jest przejęcie przez Disney Plus wszystkich produkcji związanych z Marvelem. Wcale bym się nie martwiła, bo jak już pisałam – blockbuster ze streamingu od tego z kina nieco inny. Jak na razie bezpośredniego starcia nie ma bo kina pokazują filmy niszowe i stare a Netflix krok po kroku przejmuje coraz większe kawałki naszej duszy.
Ps : Jeśli chcecie się dowiedzieć jak zareagowałam na zachowanie schematycznego czarnego charakteru w tym filmie to zapraszam tu na mój post o tym czego musi się nauczyć każdy brytyjski złol w filmie sensacyjnym