Home Film Uśmiech bez serca czyli o “Thor: Miłość i Grom”

Uśmiech bez serca czyli o “Thor: Miłość i Grom”

autor Zwierz
Uśmiech bez serca czyli o “Thor: Miłość i Grom”

Dyskus­ja wokół najnowszego „Tho­ra” rozlała się po Internecie. Dawno nie widzi­ałam fil­mu Mar­vela, który był­by przez część widzów tak kry­tykowany a przez część — tak lubiany i bro­niony. Dla częś­ci kry­tyków — kome­diowy wymi­ar fil­mu stanowi dowód na to, że Tai­ka Wait­i­ti ponown­ie odnalazł się w świecie super bohaterów. Dla innych — pro­dukc­ja gubi jakiekol­wiek emocjon­alne jądro w nami­arze dow­cipów. Jaki jest więc ten Thor — rados­ny i rozry­wkowy czy bezmyśl­ny i głu­pawy? A może to po pros­tu jed­na z tych pro­dukcji, którą łat­wo zapom­nieć pięć min­ut po opuszczenia kina. Tekst właś­ci­wie nie zaw­iera spoil­erów — może jakieś min­i­malne ale fabuły nie odtworzycie.

 

Od razu powiem — nie uważam by nowy Thor był filmem poraża­ją­co złym, nieda­ją­cym wid­zowi żad­nej radoś­ci. Jest w tej pro­dukcji całkiem sporo dobrych dow­cipów, zabawnych sytu­acji i scen, które moż­na przyjąć z uśmiechem.  Bo też nie jest tak że każdy pomysł reży­sera jest chy­biony. Korg, urocza i delikat­na kupa kamieni — to wciąż przesym­pa­ty­czny bohater drugiego planu, wrzeszczące wielkie kos­miczne kozy są zaskaku­ją­co łatwe do pol­u­bi­enia, skom­p­likowane relac­je Tho­ra i jego topo­ra bojowego — też mogą rozbaw­ić. Lek­ki ton niezobow­iązu­jącej komedii przy­godowej, to coś co wid­zowie lubią i czego częs­to szuka­ją. Jasne, nie każdy dow­cip jest szczegól­nie dobry i czuć że miejs­ca­mi twór­cy sce­nar­iusza „prze­fa­jnowali” — wyko­rzys­tu­jąc chy­ba każdy, nawet nie najlep­szy pomysł jaki przyszedł im do głowy, ale jest w tym pew­na lekkość, którą nieje­den widz przyjmie z otwarty­mi ramionami.

 

 

Jed­nocześnie — sama uważam nowego Tho­ra za film śred­nio udany. Na pewno nie wylą­du­je wśród moich ulu­bionych propozy­cji od MCU, pewnie nie będę do niego jakoś spec­jal­nie wracać.  Z kilku powodów. Po pier­wsze — po raz kole­jny bohaterowie MCU ścier­a­ją się z prze­ci­wnikiem, który zasad­nic­zo rzecz biorąc ma rację. Gorr — zabój­ca bogów, jest tu tak naprawdę przed­staw­icielem wszys­t­kich śmiertel­nych których bła­gania i mod­ły nie zostały wysłuchane. Każdego wyz­naw­cy, który podążał za swo­ją religią by ostate­cznie okaza­ło się, że dla kos­micznych nieśmiertel­nych istot jego życie niewiele znaczy. Sam Gorr stracił wszys­tko co było dla niego naj­cen­niejsze tylko po to by dowiedzieć się, że jego poświęce­nie poszło na marne. Ter­az więc zabi­ja bogów — w imię zem­sty, ale też swois­tej spraw­iedli­woś­ci — sko­ro tak okrop­nie trak­tu­ją swoich wyz­naw­ców, to dlaczego sami mieli­by się cieszyć spoko­jem i nieśmiertel­noś­cią. Przyz­nam — film słabo tłu­maczy, dlaczego właś­ci­wie mielibyśmy stanąć po stron­ie bogów — którzy z wyjątkiem Tho­ra wyda­ją się istot­nie — zain­tere­sowani głównie sobą i swoim bez­pieczeńst­wem. Jed­nocześnie cały ten wątek jest o tyle prob­lematy­czny, że wcześniej MCU dys­tan­sowało się od kwestii boskoś­ci Tho­ra, tłu­macząc raczej, że plemię żyjące w Asgardzie to po pros­tu bardziej zaawan­sowani tech­no­log­icznie kos­mi­ci, a nie żadne boskie byty. Najwyraźniej jed­nak — nie ma się co za bard­zo zagłębi­ać w takie detale.

 

Moż­na było­by tu rozważać czy Gorr — przed­staw­iciel istot niższych i śmiertel­nych, mszczą­cych się na zło­tokr­wistych bogach nie jest tym czego świat MCU najbardziej się boi. Ostate­cznie — nie da się ukryć, że ten świat jest dość kon­ser­waty­wny w swoim ksz­tał­towa­niu wiz­ji społeczeńst­wa. Gorr jest tu niemalże mieczem społecznej rewolucji, sprze­ci­wia­jącej się ustalone­mu porząd­kowi to prz­er­aża­jące zagroże­nie. Wszak powin­niśmy wspier­ać sta­tus quo czyli niezmi­en­ny układ władzy i siły. Mamy lubić i cenić bogów, nawet jeśli sam film nie jest w stanie jas­no sfor­mułować, dlaczego właś­ci­wie mielibyśmy się o nich troszczyć. Jasne Thor jest dobry, ale zda­je się to raczej być wyjątkiem niż regułom.  Zaś zem­s­ta Gor­ra właś­ci­wie zosta­je sprowad­zona do oso­bis­tego prag­nienia wyrów­na­nia rachunków — choć prze­cież — nie da się ukryć — jest w tym rac­ja – bogowie rzeczy­wiś­cie nie słucha­ją swoich wyz­naw­ców. Z resztą widać bard­zo, że Gorr spraw­ia twór­com prob­le­my — niemal od razu każą mu zwró­cić się prze­ci­wko dzieciom — by widz wiedzi­ał, że to zły typ. To jest prosty zabieg — jeśli nie umiesz odpowied­nio skon­fron­tować bohat­era z jego prze­ci­wnikiem zaan­gażuj dzieci, bo wiado­mo, że ktoś kto pory­wa dzieci musi być zły. To jest taka sztucz­ka żebyśmy nie zadawali zbyt wielu pytań.

 

 

Teo­re­ty­cznie mógł­by być nowy Thor reflek­sją nad tym jak rozkłada­ją się moce, możli­woś­ci i pewne przy­wile­je w tym kos­micznym świecie. Ale też nikt nie ma na to za bard­zo cza­su, ani też chy­ba ochoty – gdziekol­wiek pojaw­ia­ją się poważniejsze tem­aty – szy­bko nad nimi przeskaku­je­my. Teo­re­ty­cznie dosta­je­my tu wcale nie kome­diowy wątek Jane Fos­ter i jej skom­p­likowanego związku z Thorem, ale całość nie jest w stanie jakoś spec­jal­nie wybrzmieć. Wręcz prze­ci­wnie widz może być zaskoc­zony jak po macosze­mu potrak­towano tą jed­ną z najs­tarszych par w MCU. Ponown­ie dosta­je­my wątek Tho­ra pyta­jącego samego siebie, kim jest (to pytanie Thor zada­je sobie w co drugim filmie — nikt tak nie szu­ka siebie jak bóg piorunów) ale nie wyda­je się być film był jakoś szczegól­nie zain­tere­sowany pogłębioną odpowiedz­ią. Wręcz prze­ci­wnie — Thor jest fajny i cool, mówi dow­ci­pa­mi i ma dużego penisa więc czy naprawdę musi dowiedzieć się czegoś więcej o sobie? To olbrzy­mi krok w tył w porów­na­niu cho­ci­aż z „Thor: Rag­narok”, które mimo całej kome­diowej otocz­ki zde­cy­dowanie lep­iej radz­iło sobie z tymi poważniejszy­mi czy po pros­tu emocjon­al­ny­mi wątkami.

 

Jak mówiłam — oglą­da­jąc film miałam cały czas wraże­nie, że ktoś powinien poroz­maw­iać z twór­ca­mi, że nie wszys­tkie „cool” pomysły są w isto­cie tak zabawne jak się wyda­ją. Chy­ba najbardziej widać to w cza­sie spotka­nia Tho­ra z Zeusem, które choć fab­u­larnie ważne zosta­je przyg­niecione przez mnóst­wo niewyrafi­nowanych dow­cipów. Od poraża­jącej nagoś­ci Tho­ra, po wyśmiewanie Zeusa który jest oczy­wiś­cie gru­by i chodzi w spód­niczce. Jak­by nie wiem co MCU ma z gruby­mi posta­ci­a­mi, ale ma z nimi prob­lem — a już zestaw­ie­nie — zły gru­by Zeus i wspani­ała nie­ludz­ka syl­wet­ka Tho­ra wypa­da to jakoś wyjątkowo słabo. Podob­nie pod koniec, kiedy pojaw­ia się armia dzieci miałam moc­no mieszane uczu­cia. Uzbra­janie dzieci zawsze mi się źle kojarzy nawet jeśli pokazu­je się jak fan­tasty­cznie baw­ią się na polu bitwy. Wiem, że to kome­diowa umowność, ale wciąż — w zestaw­ie­niu ze współczes­nym światem nie było mi jakoś szczegól­nie do śmiechu.

 

 

 

Wyda­je mi się, że nowy film mógł­by się obronić, gdy­by nie fakt, że nie ma cza­su powiedzieć czegoś więcej o bohat­er­ach. Hemsworth gra swo­jego Tho­ra trochę na autopi­locie. Zde­cy­dowanie dobrze sprawdza się w sce­nach kome­diowych, ale tam gdzie ma być odrobi­na powa­gi wypa­da dość płasko. Wciąż jest jed­nym z naj­moc­niejszych ele­men­tów całej his­torii. Trud­no powiedzieć coś więcej o Natal­ie Port­man — i jako Potęż­na Thor i jako Jane Fos­ter wyda­je się jakoś nie na miejs­cu. Jej postać to w ogóle ciekawy przy­padek, bo mam wraże­nie, że nigdy żaden z reży­serów jakoś nie poświę­cił więcej cza­su by nadać jej bohater­ce jakieś prawdzi­we cechy charak­teru. Mam wraże­nie, że Port­man chęt­nie coś by zagrała, ale nie za bard­zo ma z czego czer­pać. Z kolei Walkiria Tessy Thomp­son wyda­je się przez cały film znud­zona i mam wraże­nie, że aktor­ka też może czuć lek­ki powiew nudy, bo jej bohater­ka właś­ci­wie nie ma tu żad­nej dro­gi, którą mogła­by prze­jść i się rozwinąć. Jest w tym świecie, ale nikt nie jest chy­ba zain­tere­sowany jej his­torią. A szko­da, bo postać ma wiel­ki potenc­jał. To taki film, który niby opowia­da o ważnych momen­tach w życiu swoich bohaterów, ale nie jest szczegól­nie zain­tere­sowany by pokazać nam jakąś ich drogę czy przemianę.

 

Wychodząc z kina poczułam, że to jest dokład­nie jeden z tych filmów, którego mogłabym nie obe­jrzeć i nic by to nie zmieniło. Jasne zaśmi­ałam się raz czy dwa, ale emocjon­al­nie — zupełnie na mnie nie podzi­ałał. Nawet wzrusza­jące sce­ny wydawały się zagrane bez emocji albo wręcz nad­miernie teatral­nie. Puen­ta his­torii przy­pom­i­nała mi pod­sumowa­nia rodem ze słab­szych odcinków Dok­to­ra Who.  Jasne — na let­nią rozry­wkę — proszę bard­zo, ale jeśli ktoś miał nadzieję, że MCU w tej swo­jej kole­jnej fazie da nam coś co będzie porusza­ło poważniejsze prob­le­my (a zdarza­ło się to wcześniej — nawet jeśli na drugim planie) to raczej nie zna­jdzie jakiejś przestrzeni do głęb­szej reflek­sji. Mam w ogóle wraże­nie, że tą kole­jną fazą MCU rządzi poś­piech i chaos — także dlat­ego, że filmów ma być coraz więcej, bohaterowie się mnożą a for­muła powoli zużywa.

 

 

Nie wieszczę żad­nej śmier­ci tej mega franczyzie, bo zakładam, że wiele lat minie zan­im ludzie naprawdę znudzą się super bohat­era­mi, ale czuć, że dosta­je­my trochę takie półpro­duk­ty. Niekiedy z olbrzymim potenc­jałem, ale bez tych ele­men­tów, które spraw­iały, że kiedyś dyskus­je o fil­mach wychodz­iły trochę poza „to była dobra kome­dia” „to był nud­ny film”. Nie da się z tego Tho­ra mimo prób wyciągnąć wiele więcej. Tu wracamy do początku roz­mowy — czy taka kome­dia przy­godowa to dobry czy zły film? Moim zdaniem zaskaku­ją­co żaden. Twór­cy skupili się na tym by wiz­ual­nie podrzu­cać dow­cip­ne obrazy, by dorzu­cać żar­ty i naw­iąza­nia, ale ostate­cznie — żeby żar­ty naprawdę zadzi­ały musi być jakieś emocjon­alne jądro opowieś­ci, którego moim zdaniem zabrakło.

 

PS: To jest ciekawe, że mamy film który pod pewny­mi wzglę­da­mi zaw­iera najbardziej wyek­sponowaną reprezen­tację postaci nie het­ero, z drugiej – moż­na to albo przeoczyć jeśli napisy zostały sfor­mułowane tak a nie inaczej (pozdrowienia dla zagin­ionej w pol­skim przekładzie dziew­czyny Walkirii) albo okazu­je się, że najsz­er­szą reprezen­tacją w MCU na pier­wszym planie na którą moż­na liczyć jest… kupa kamieni. Z jed­nej strony – fajnie, że coś się zmienia z drugiej – im bardziej się zmienia tym bardziej widać jak wszys­tko zosta­je dokład­nie takie samo.

 

PS2: Widzi­ałam gdzieś olbrzymie wzrusze­nie widzów mao­rys­kich którzy wskazy­wali, że  Tai­ka Wait­i­ti prze­my­cił kil­ka naw­iązań kul­tur­owych, które są znaczące dla tej częs­to nieobec­nej w pop­kul­turze grupy. Choć pewnie więk­szość prz­ele­ci­ała mi koło głowy to aku­rat jest to coś zde­cy­dowanie wartego pochwały.

0 komentarz
2

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online