Hej
Brat zwierza stwierdził niedawno w rozmowie, że są w świecie kinematografii rzeczy, które uchodzą tylko frankofonom. Zwierz przez chwilę zastanawiał się nad tym stwierdzeniem po czym doszedł do wniosku, że jest ono zaskakująco trafne. Podczas kiedy od kina anglojęzycznego wymagamy spełniania pewnego określonego schematu (twórczego ale wciąż w znanych nam ramach), oraz narzucamy mnóstwo zasad, których dany gatunek ma przestrzegać. Tymczasem kiedy idziemy do kina na film francuskojęzyczny (albo idąc za ciosem europejskiego) pozwalamy produkcjom nas zaskakiwać, wychodzić poza ramy gatunków, schematy i znane sceny i zakończenia. Nie tylko filmy są inne ale i my inaczej je oglądamy. Ta refleksja naszła zwierza w czasie oglądania Sklepu dla Samobójców filmu, którego największą zaletą jest to, że absolutnie nie sposób powiedzieć co się zaraz wydarzy.
Świat wykreowany w filmie skłania do odebrania sobie życia dużo bardziej niż nasz ale postawa ceniąca wyżej ponurość nad radość jest już zdecydowanie bliższa naszej rzeczywistości
Zacznijmy jednak od samego pomysłu – w niesłychanie ponurym mieście, wszyscy chcą popełniać samobójstwo. Najwyraźniej władze miały dość sprzątania trupów z ulicy bo za samobójstwo publiczne dostaje się mandat. Nikt natomiast nie staje na przeszkodzie by odebrać sobie życie w domu. A skoro już człowiek podjął taką decyzję to wystarczy krótki spacerek do sklepu dla Samobójców gdzie można wybierać spomiędzy lin na stryczki, trucizn, pistoletów, jadowitych zwierząt itp. Jeśli istnieje jakiś sposób odebrania sobie życia wszystko co potrzebne do tego czynu można zakupić w sklepie. Sam zaś sklep to rodzinne przedsiębiorstwo prowadzone przez rodzinę o nieco podobnym nastawieniu co rodzina Adamsów (zresztą wygląd pana domu nieco przypomina styl Gomeza Adamsa). Ojciec familii Mishima to człowiek oddany swojej pracy podobnie jak jego żona Lukrecja i dzieci Vincent i Matilyn. Interes kwitnie, wyrzutów sumienia nie ma, jedyne dzieci narzekają, że nie mogą same popełnić samobójstwa bo chyba ojciec by je zabił gdyby nie przejęły rodzinnego interesu. I wszystko układało by się dobrze (to znaczy bardzo źle) gdyby nie urodził się Alan najmłodszy syn – niedorzeczne szczęśliwy i ciągle uśmiechnięty. Choć rodzice chcą być dla niego dobrzy to jednak jego optymistyczne podejście do życia niesłychanie ich martwi i irytuje a przede wszystkim nie jest dobre dla biznesu.
Film to historia rodzinna jakich wiele w produkcjach animowanych – w życie zgodnie zrezygnowanej rodziny wdziera się bohater niepokojąco optymistyczny.
No właśnie, choć o samobójstwach w filmie mówi się sporo, i są one w nim równie powszechne co uścisk dłoni to jednak jest to film o radości życia. choć autor wybiera podejście dość kontrowersyjne ( powiedzmy sobie szczerze, nikt w Ameryce nie robiłby komedii o samobójstwach, ani filmu gdzie częstuje się dziecko papierosami) to jednak tematyka jest w sumie dość familijna. Chodzi przecież o konfrontacje smutku i beznadziei z radością życia i optymizmem. A także na godzenie się, z tym, że nasze dzieci nie zawsze są dokładnie takie jakie je sobie wymarzyliśmy. W świecie wykreowanym przez twórcę nie trudno popaść w smutek i przygnębienie. Wielkie szare miasto, pełne brzydkich zaniedbanych budynków, bez ani skrawka zieleni, bez ani odrobiny jasnego nieba. Wszystko przykrywa szarość a sznury samochodów nieprzerwanie suną po ulicach. Jednak film sugeruje, że tak wygląda świat bo ludzie na to pozwalają. Bo radość życia wyszła z obiegu zastąpiona przez smutek i desperację. Nawet jeśli współczesny świat nie działa na tych samych zasadach co ten filmowy to jednak sama obserwacja, że smutek i przygnębienie staje się walutą obowiązującą jest trafna nawet i w naszym świecie. Sklep z przyrządami do samobójstw bawi, ale obserwacja, że optymista jest społecznym wyrzutkiem idealnie daje się przełożyć na sytuację współczesnych społeczeństw Europy Zachodniej.
Jednym z ładniejszych wątków filmu jest wątek siostry bohatera, która uważa siebie za brzydką i niewiele wartą a którą brat nie tylko podziwia ale także uważa za piękność. Cudowne w tym wątku jest to, że siostra nie zmienia się z wyglądu, nawet włosów nie czesze inaczej i z pewnością nie chudnie.
Co zwierza w filmie urzekło to pewne absolutnie szalone połączenie pewnych schematów animacji przeznaczonych dla dzieci z tematyką absolutnie nie dziecięcą. Mamy więc obowiązkowe piosenki (jedną w bardzo surrealistycznym stylu, pozostałe nakręcone niemal idealnie w zgodzie ze schematami Disneyowskiego teledysku), obowiązkowego dzielnego bohatera, rodzinę jako przedmiot rozwijającego się konfliktu, paczkę przyjaciół bohatera, sporo poczucia humoru i co ciekawe wyraźnie wyśpiewany morał całej historii. Dosłownie jak w filmie Disneya. Z drugiej zaś strony jest to film wybitnie nie dla dzieci, ze sporą ilością przekleństw, niezrozumianych aluzji a nawet scenami tańczenia nago. No i przede wszystkim – z tematem przewodnim jakim jest odbieranie sobie życia na najróżniejsze sposoby. Co oczywiście wywołuje wspaniały efekt pewnego zaskoczenia, kiedy w dobrze nam znanych ramach pojawiają się sceny, których się zupełnie nie spodziewaliśmy. Zwierzowi ten miks niesłychanie się spodobał, bo to jest dokładnie ten eksperyment z gatunkiem i formą który zwierz uwielbia. Dlaczego? Bo pokazuje nam, że z bardzo dobrze znanych składników można stworzyć coś nowego a przynajmniej innego. W przypadku Sklepu dla Samobójców po raz pierwszy od dawna zwierz nie wiedział do końca jak film będzie się rozwijał bo twórcy umiejętnie balansowali pomiędzy schematami kina familijnego a makabrą która jak sami wiemy może nas zaprowadzić do zakończenia wybitnie nie bajkowego.
Zarządzanie cudzą śmiercią to zyskowny interes, choć film pokazuje, że nawet w tym makabrycznym świecie nie prowadzi się go zupełnie bez konsekwencji
Część z widzów może się zapewne zastanawiać czy żartowanie z samobójstwa nie jest przypadkiem przejawem bardzo złego smaku. Zwierz musi powiedzieć, że o ile jest zazwyczaj orędownikiem trzymania się zasad poprawności politycznej (zwierz nie należy do grupy osób, którym się ten termin źle kojarzy) o tyle w tym przypadku dochodzi do wniosku, że niekiedy żartować musimy niemal ze wszystkiego. Z samobójstwa i śmierci żartujemy z najprostszego ze wszystkich powodów – bo to rzecz tak trudna do zrozumienia a jednocześnie tak ostateczna że albo ją choć trochę oswoimy śmiechem albo w ogóle nie będziemy o nim mówić odsuwając od siebie nawet myśl o tym co się stać może i stać musi. Poza tym nie ukrywajmy – film jest bądź co bądź fikcją, świat w którym rozgrywa się cała historia daleki jest od naszego i na pewną wolność spokojnie można sobie pozwolić. Zwłaszcza, że to nie jest film któremu można zarzucić brak szacunku dla samobójców – komizm wynika bardziej z powszechności niż z samego faktu. A już w wyobrażeniu sobie świata gdzie samobójstwo jest powszechne (przez co traktowane zupełnie inaczej) nie ma zdaniem zwierza nic złego. Zwłaszcza, że właściwie chodzi wyłącznie o odwrócenie proporcji i refleksją nad sytuacją gdzie chęć życia jest równie rzadka co w naszym świecie samobójstwa.
Właściciel sklepu to typowy biznesmen, który nie tylko znajduje spełnienie w wykonywanym zawodzie ale także nie myśli o tym co dalej dzieje się z jego klientami. Zwierzowi podoba się też problem radzenia sobie z ojcostwem kiedy dziecię ewidentnie nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań.
Jak w przypadku wszystkich animacji o tym czy film nam się spodoba decyduje nie tylko fabuła ale i styl animacji. zwierz musi powiedzieć, że osobiście uwielbia ten typ autorskiej kreski, którym narysowany jest film, bardzo lubi taką klasyczną dwuwymiarową, niekomputerową animację i miał bardzo miłe wrażenie, że ma do czynienia z czymś podobnie zgodnym z jego zmysłem estetycznym co Trio z Bellville (przy czym akurat Sklep dla Samobójców jest filmem gorszym i gorzej narysowanym, ale to nie powinno dziwić). Jednocześnie sam film ma wybitnie francuską (czy może raczej belgijską) ścieżkę dźwiękową, co tylko mu pomaga bo im szybciej wprowadzimy się w daleki od amerykańskiej sztampy nastrój tym lepiej. Właściwie nawet jeśli zawiedzie was fabuła to animacja powinna zadowolić większość widzów, którym przyjdzie do głowy wybrać się na taki film. Bo zwierz zakłada że całkiem spora część widzów z góry odrzuca francuskie animacje jako zbyt wydumane. No cóż sami sobie są winni.
Bohaterem filmu jest nie tylko rodzina ale i sam sklep – mała kamienica wciśnięta pomiędzy szare bloki.
Pozostaje jeszcze zawsze dość kłopotliwa w przypadku filmów animowanych kwestia dubbingu. Tu zdecydowano się na aktorski dubbing, który zdaniem zwierza jest absolutnie zbędny a nawet szkodliwy. Dlaczego zbędny? Bardzo słychać, że bohaterowie filmu mówią ze specyficznym akcentem, którego próby oddania po polsku sprowadzają się do niewyraźnego mówienia, niestety nie udaje się także dobrze przetłumaczyć piosenek – bo ogólnie tłumaczenie francuskich piosenek na polski jest trudne a tu na dodatek większość z nich jest śpiewana do na tyle skomplikowanych melodii, że po przetłumaczeniu traci sporo uroku. Ale nie chodzi jedynie o kwestie językowe. Otóż ponownie – wychodzenie z założenia że film animowany należy dubbingować zapewne zaprowadzi nie jednego rodzica z dziecięciem do kina. Zwierz wie, że teoretycznie wszystkiego o filmie można się dowiedzieć wcześniej ale system animacja = dubbing =dla dzieci wciąż doskonale się u nas sprawdza. Tymczasem o ile zwierz nie uważa by film jakoś strasznie dzieciom zaszkodził to przede wszystkim nie został stworzony dla nich. Zwierz jest ciekawy ilu dorosłych widzów ominie kolejną „kreskówkę” z powodu takiego a nie innego sprzedawana produkcji (na plakatach nie trudno dostrzec nazwiska dubbingujących nieco trudniej twórców). To dokładnie ten przykład w którym należy nie dawać dubbingu chociażby po to by przyciągnąć do kin odpowiednią widownię.
Zwierz uważa, że im bardziej niedorzecznie wygląda ów sklep dla samobójców im bardziej bezdusznie brzmią porady dotyczące wyboru liny czy trucizny tym łatwiej nam wrócić do domu i pomyśleć o samobójstwie jednak jako o sprawie poważnej.
Zwierz przeczytał w sieci kilka recenzji które zarzucały filmowi a to, że jest zbyt sztampowy, a to, że to nieudane podejście do Burtonowskiej stylistyki, lub też że w ogóle powinna być z tego kilkunasto minutowa animacja a nie od razu cały film. Zresztą jak zwykle w takich przypadkach większość z nas recenzuje oczekiwania wobec filmu a nie sam film. Zdaniem zwierza to doskonale pokazuje, że jednak potrafimy się oduczyć oglądania filmów. To znaczy widzicie – zamykamy się w określonych schematach, w określonych oczekiwaniach – jeśli animacja francuska o samobójcach to nie może wykorzystywać elementów znanych z filmów Disneya, jeśli jest mroczno to zapewne Burton (to chyba najbardziej denerwujący schemat jaki zwierz znalazł w recenzjach), jeśli jest europejsko to musi być do końca poważnie i artystycznie boże broń sympatycznie i w sumie dość popularnie. Nawet tam gdzie jest strefa potencjalnej wolności zamykamy filmy w jasno wytyczonych kategoriach i mamy do nich pretensje jeśli się schematom nie podporządkują. Tymczasem niektóre filmy nie są zgodne z naszymi oczekiwaniami, z tym co narzuca gatunek czy kraj pochodzenia. Niektóre filmy po porostu są i dobrze się je ogląda. Takim filmem jest Sklep Samobójców. I można mu to wybaczyć w końcu zrobili go Francuzi z Belgami w Kanadzie. A im w kinie wybacza się trochę więcej.
Zwierz dawno nie widział tak radosnego bohatera filmu i tak zdeterminowanego by innych czynić radosnymi.Zwykle takie postacie zwierza denerwują, ta wydała się jakaś taka odrobinę bardziej prawdziwa.
Ps: Zwierz zaproponował swoim czytelnikom zabawę wynikającą ze zwiększającej się ilości korespondencji od czytelników jaka przychodzi do zwierza, otóż jeśli przyślecie wciągu dzisiejszego dnia popkulturalne pytanie/wątpliwość/ kwestię do zwierza, to zwierz jako Szacowna Redakcja postara się w jutrzejszym wpisie na wasze listy odpowiedzieć. Może się dzięki temu okazać że zwierz rozwieje nie tylko wasze ale i innych czytelników problemy popkulturalne.
Ps2: Zwierz dostał zaproszenie na film od dystrybutora za co jest mu bardzo wdzięczny, nie chodzi nawet o sam film, ale zwierz uświadomił sobie, że spędził 70 minut w bardzo klimatyzowanej sali. Wczoraj to był dar nie do pogardzenia.