Home Seriale Wiedźmini trzymają się mocno czyli o drugim sezonie „Wiedźmina” bez spoilerów

Wiedźmini trzymają się mocno czyli o drugim sezonie „Wiedźmina” bez spoilerów

autor Zwierz
Wiedźmini trzymają się mocno czyli o drugim sezonie „Wiedźmina” bez spoilerów

Wiedźmin to nie jest zły serial. Napiszmy to od razu, żeby potem nie było narzekań, że krytykom wszystko się nie podoba i kręcą nosem. Tymczasem nie da się ukryć – Wiedźmin od Netflixa to serial sprawny, wciągający, wchodzący leciutko niczym świąteczny keksik. Nim się człowiek obejrzy – już przeleciał przez osiem odcinków szybciej niż Dziki Gon biegnie po niebie. Dla stęsknionych za prostą i przyjemną rozrywką fantasy pewnie to jak woda na pustyni. Jednocześnie trochę jak w poprzednim sezonie – można odnieść wrażenie, że serial balansuje pomiędzy dobrymi pomysłami (które często bierze z książek) a fantazją scenarzystów która niekoniecznie jest już tak wciągająca.

 

Poniższy tekst nie zawiera spoilerów (za spoiler nie uznaję informacji że w serialu pojawia się postać która pojawia się w książce w pierwszych tomach sagi).

 

Jeśli nie podobał się wam pierwszy sezon Wiedźmina – bo uznaliście go za zbyt poszatkowany i nieczytelny to mam dla was dobrą wiadomość. Twórcy serialu wzięli sobie do serca tą uwagę widzów i drugi sezon to już zdecydowanie bardziej spójna historia. Trudno się temu dziwić, bo wchodzimy tu już w świat nawiązań do Sagi (głównie do „Krwi Elfów) pozostawiając opowiadania raczej za sobą. Piszę „raczej” bo pierwszy odcinek serialu ma element chyba najwierniejszej ekranizacji opowiadania Sapkowskiego (dokładniej „Ziarna Prawdy”).  Poza tym jednak mamy dość jasno wytyczone wątki, które składają się razem na spójną historię. Co pewnie wielu widzów ucieszy.

 

 

Tym co jest intrygujące dla widza, który zna bardzo dobrze powieści Sapkowskiego jest obserwowanie jak twórcy wykorzystują motywy które w książkach jak najbardziej się znajdują, ale robią to w sposób nieco chaotyczny. Dostajemy linijki dialogu przeniesione właściwie jeden do jednego z książki, ale sytuacje w których padają są już zupełnie inne. Mamy te same sceny, ale często brakuje w nich jakiejś postaci albo ktoś zostaje dopisany. Do tego w tym drugim sezonie, widać pewną niecierpliwość scenarzystów, którzy wyjawiają nam tajemnice, które przy lekturze poznalibyśmy dopiero kilka tomów dalej, a nawet – pod sam koniec powieści. To trochę jakby oglądać jednocześnie ekranizację „Krwi Elfów” i całej sagi na raz.

 

Wszystko wynika z tego, że nie ma w tym serialu miejsca na narracje spokojniejszą – taką którą zaproponował w powieściach Sapkowski. Jak pamiętacie – pierwszy tom sagi koncentruje się w dużym stopniu na budowaniu relacji pomiędzy Ciri a Geraltem, Ciri i Triss Merigold i w końcu Ciri i Yennefer. Wszystko jednak odbywa się w dość cieplarnianych warunkach – dorastania i nauki. Tu na takie spokojne wątki miejsca nie ma, bo serial musi mieć dużo akcji. Ciri spotka więc wszystkich, ale zanim zdąży pobrać kilka lekcji – już musi się wydarzyć się coś bardzo dramatycznego. Co da się zrozumieć – ostatecznie serial ma być rozrywkowy, ale jedocześnie – sprawia, że trzeba dopisywać kolejne potwory, kolejnych antagonistów i kolejne przeszkody.

 

 

No właśnie, to kolejny problem – otóż jak może pamiętacie z lektury – właściwie od momentu, kiedy zaczyna się saga Geralt coraz mniej zajmuje się wiedźmińskim fachem. Przez pewien czas jest właściwie wiedźminem emerytowanym, nie zainteresowanym walką z potworami – zależy mu jedynie na Ciri i nad tym by obronić ją przed światem. Sapkowski mógł to zrobić bo tak poprowadził bohatera i jego przemianę, że miało to sens. Scenarzyści nie mają tyle czasu i takiego luksusu. Skoro obiecali serial o zabójcy potworów to trudno, żeby nagle potwory zniknęły. Oznacza to, że w drugim sezonie potworów pojawia się całkiem sporo, co więcej – stanowią ważny element konfliktu – głównie dlatego, że Geralt musi mieć z kim wojować. To nie jest irytujące, ale pokazuje – jak bardzo twórcy są przywiązani do wiedźmina, który musi cały czas mordować potwory.

 

Druga sprawa – w sadze przez dłuższy czas nie ma jednego jednoznacznego złego – bohaterowie napotykają problemy, które wiodą ich w końcu do odkrycia większych planów i spisków. Geralt jest tu bardziej detektywem niż zabójcą, zaś zło nie jest jednym przeciwnikiem – raczej zbiorem licznych interesów różnych grup. Ponownie – taka narracja może sprawdziłaby się w innym serialu, ale twórcy „Wiedźmina” przyjęli inną konwencję. Tak wciąż mamy polityczne knowania, wciąż w grze jest więcej niż jeden gracz, ale bohaterowie muszą się z jakimś przeciwnikiem zmierzyć „teraz zaraz już”. To prowadzi do stworzenia zupełnie nowego zagrożenia. Nie powiem o co chodzi, ale muszę przyznać, że moim zdaniem to najsłabszy element całego sezonu – mnie osobiście przypomniało bardziej zagrożenie z Herculesa czy Power Rangers niż ze świata Wiedźmina.

 

 

Jednocześnie – nawet jeśli niekiedy przychodzi narzekać na pomysły scenarzystów (mnie osobiście najbardziej drażniło w tym sezonie to jak wszyscy nagle pojawiają się dokładnie tam gdzie powinni być) to cały sezon trzyma się na relacjach między bohaterami. Nie mam żadnych zastrzeżeń do tego jak poprowadzono wątek Geralta i Ciri. Nie dość że Cavill doskonale gra nadopiekuńczego ojca, to dodatkowo – bardzo szybko można uwierzyć, w tą rodzinną dynamikę. Jednocześnie po prostu wiemy, od pierwszych scen, że Geralt dla Ciri zrobi wszystko. Biorąc pod uwagę jak kluczowa jest ta relacja dla całej historii – fakt, że udało się ją dobrze oddać na ekranie jest sporym plusem. Należy tu podkreślić, że wciąż – Cavill udowadnia, że jest fantastycznym Geraltem i serial jest najlepszy kiedy pojawia się na ekranie. Choć nieco rzadziej mówi w tym sezonie „fuck” to wciąż każe jego prychnięcie, mruknięcie, czy niezadowolone spojrzenie mówią więcej niż sporo linijek dialogu. Widać, że aktor doskonale swojego bohatera zna i rozumie – a to przekłada się na doskonałą rolę.

Freya Allan, która w pierwszym sezonie niekoniecznie przekonała mnie jako cytryjska księżniczka (nie grała źle ale to nie była moja Ciri) w drugim jest zdecydowanie lepsza. Nieco starsza od książkowej Ciri (co nie jest wielkim problemem) sprawia wrażenie dużo sympatyczniejszej dziewczyny, niż jej powieściowy pierwowzór. Jednocześnie – łatwo dostrzec w niej to co jest kluczowe – czyli wspomnienia przeszłego życia, które ją prześladują i poczucie, że jest w niej wielka moc, której nie umie okiełznać. Nie ukrywam, że po tym sezonie nieco mniej boję się momentów, kiedy zostaniemy z Ciri sam na sam – a to przecież nas z pewnością czeka. Wydaje mi się, że sami scenarzyści też się lepiej czują pisząc nieco starszą postać niż wcześniej.

 

 

Nieco bardziej kupiła mnie w tym sezonie Anya Chalotra jako Yennefer. Być może dlatego, że nieco inaczej ją ubrali (ma przepiękne stroje w tym sezonie), może dlatego, że możemy obserwować tu bardziej Yennefer bezwzględną i grającą do własnej bramki. W pierwszym sezonie miałam wrażenie, że oglądam postać zupełnie nową, nie mającą wiele wspólnego z bohaterką którą znam z powieści. Tu nieco częściej widziałam tą moją Yennefer, która w książkach jest moją ulubioną postacią. Co prawda sam wątek Yen w tym sezonie niekoniecznie mi się podoba (scenarzyści pozwolili sobie tu na najwięcej swobody i odejścia od książek) to jest to zdecydowanie poprawa w porównaniu z sezonem poprzednim. Jedyny zarzut jaki mam, to wciąż – trochę za mało w jej scenach z Cavillem czuć, że jest to dwójka ludzi dość beznadziejnie i nierozsądnie w sobie zakochanych – Cavill gra ten wewnętrzny konflikt dużo lepiej. Jednocześnie – cały czas się zastanawiam co twórcy zrobią dalej bo ponownie – w tym wątku poczyniono sporo zmian, o których trudno będzie w przyszłości zapomnieć.

 

Trochę mi żal, że nie było w tym sezonie więcej Jaskra. Joey Batey, wciąż funkcjonuje przede wszystkim jako postać komediowa, ale to chyba jedyny przypadek w tym serialu, kiedy udało się tak pogłębić bohatera w porównaniu z pierwowzorem. Jaskier w serialu dużo chętniej komentuje wydarzenia polityczne i dużo lepiej czyta emocje swoich towarzyszy. Jednocześnie – wciąż on i Geralt stanowią najlepszy duet w serialu. Muszę też powiedzieć, że byłam nieco zaskoczona, że ze wszystkich postaci, które w tym sezonie mogłyby się pętać po ekranie bez koszuli wybrano właśnie Jaskra, ale jednocześnie – muszę powiedzieć, że nie mam nic przeciwko tej decyzji.

 

 

Trzeba przyznać, że serial jest w tym swoim drugim sezonie jak ładna melodia, która niekiedy jest zagrana genialnie a niekiedy nieco zafałszowana. Codringher i Fenn to jeden z najlepiej przeniesionych elementów powieści, podobnie jak doskonale zagrany Dijkstra.  Z drugiej strony mamy cały wątek tego co dzieje się z Cahirem czy  Fringillą i już tak dobrze nie jest. Mam też problem z tym jak serial przepisuje wątki niechęci ludzi do elfów i krasnoludów. Uważam, że to jest jeden z tych elementów który Sapkowskiemu wyszedł najlepiej. To coraz większe poczucie, zagrożenia, taka atmosfera pogromowa narastająca w społeczeństwach – coś co przepisał z historii Europy. W serialu jest to wątek bardziej uproszczony – mniej socjologicznie rozbudowany. Wiem, że telewizja posługuje się z konieczności uproszczeniem, ale mam wrażenie, że tu twórcy poszli najłatwiejszą możliwą ścieżką. Nie ukrywam, że moim zdaniem elfy to w ogóle najsłabszy element drugiego sezonu – być może dlatego, że najbardziej napisany od A do Z przez scenarzystów. Bardzo też mnie zabolało spłaszczenie najciekawszego wątku pierwszego tomu powieści – czyli tego jak w tym całym konflikcie plasują się krasnoludy.

 

Na koniec mam refleksję, że to ciekawe jak bardzo scenarzyści serialu nie umieją porzucić żadnej postaci, która się w książkach czy opowiadaniach pojawiła. Jeśli jakieś imię padło, to muszą wciąż do tej postaci wracać czy budować jej bardzo rozbudowaną przeszłość. Nikt tu nie wchodzi na chwilkę, wszyscy muszą zostać na dłużej. Doskonałym przykładem jest Vesemir, który w książkach jest bohaterem bardzo drugoplanowym, ale w budującym się świecie Netflixa musi odegrać dużo większą rolę. Mam wrażenie, że wynika to z potrzeby zbudowania dużo większego świata niż ten który powstał w wyobraźni Sapkowskiego. Dlatego też serial bardzo kocha nawiązania do „koniunkcji sfer” – elementu, który pojawia się dużo później w powieściach, ale jest jednym z niewielu przejawów jakiegoś większego światotwórstwa u Sapkowskiego. Twórcy trzymają się tego elementu jak mogą bo jest im potrzebny by świat Wiedźmina, był większy niż zaplanował to sobie autor. Jest im to też potrzebne bo już zaraz pojawią się dodatkowe historie osadzone w świecie wiedźmina (zwiastun prequela już zadebiutował) a to znaczy, że trzeba przygotować grunt pod to coraz większe uniwersum. Ale jednocześnie – im więcej twórcy dopisują tym częściej sięgają po takie najprostsze fabularne rozwiązania, które niekoniecznie czynią całą historię ciekawszą. Nie mam nic przeciwko własnej interpretacji zastanego tekstu, jeśli ma się masę dobrych pomysłów. Problem zaczyna się wtedy, kiedy są to pomysły i tropy dość sztampowe.

 

Mam też refleksję, że to jest niezwykle ciekawe, że z jednej strony – twórcy seriali telewizyjnych bardzo potrzebują powieści fantasy by stworzyć na ich postawie kolejne produkcje, z drugiej – zupełnie nie mają ochoty ich ekranizować. To ciekawy paradoks – że chętnie sięgają po świat, bohaterów i pewne elementy opowieści, ale gdy tylko zostaną zielone światło – całość zamienia się fan fiction. Rozumiem, że tego wymaga zmiana gatunku, ale jednocześnie – dlaczego nie zaufać narracji, która już podbiła serca czytelników? Ostatecznie coś w tej historii musiało być, że zadziałała.  To jest ten paradoks, który nigdy nie przestanie mnie intrygować – nawet jeśli jestem gotowa się pogodzić z tym, że tak musi być.

A sam „Wiedźmin”? Wciąż najlepszym elementem serialu jest Geralt co pewnie wielu widzom, kochającym tego bohatera zupełnie wystarczy. Sama coraz bardziej jestem w stanie oglądać ten serial z jakimś dystansem choć kilka razy krzyknęłam do ekranu głośne „Serio?!” gdy twórcy wykazali się całkowitym brakiem cierpliwości. Ponownie jednak – nie znaczy to, że mam zamiar porzucić ten przykład kreatywnej twórczości fanowskiej.  Za dwa lata pewnie usiądę przed ekranem w grudniu i będę sobie starała za wszelką cenę przypomnieć co się zdarzyło w poprzednim sezonie, a potem znów obejrzę wszystko za jednym posiedzeniem. Bo „Wiedźmin” to w sumie niezły serial. Choć na pewno nie jest to wybitna ekranizacja prozy Sapkowskiego. Pytanie czy kogokolwiek to jeszcze na tym etapie boli, dziwi i uwiera.

 

Ps: Ciekawe, że wczoraj w Polsce Wiedźmin był tylko drugim najchętniej oglądanym serialem na Netflix, wyprzedził go Dom z Papieru. Kto wie, może jednak oglądanie drugiego sezonu Wiedźmina to nie będzie nasze narodowe grudniowe hobby.

0 komentarz
5

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online