Są seriale, które niekoniecznie wysoko oceniamy, ale potrafią zostać z nami na dłużej. Tak było z „Wyborami Paytona Howarda” na Netflixie. Nie był to serial, który oceniałam jakoś niesamowicie wysoko, ale wracałam do niego głównie myśląc o specyficznej atmosferze unoszącej się nad produkcją. Choć fabularnie szalona, wydawała mi się zawsze podszyta taką depresyjną świadomością bohaterów, że są tylko tymi kim są. Zwłaszcza główny bohater wydawał się ciekawy, niby ambitny czy nawet miejscami krwiożerczy, ale też zagubiony, depresyjny i niepewny siebie. Tym bardziej cieszyłam się na sezon drugi. A ten… a ten okazał się i gorszy, i lepszy niż myślałam.
Pisząc recenzję sezonu pierwszego wskazywałam, że scenarzyści mają tam dziesięć pomysłów na minutę i niektóre zupełnie nie przystają do głównej opowieści o ambitnym nastolatku pragnącym wygrać szkolne wybory. Drugi sezon zdecydowanie odchodzi od takiego misz maszu i koncentruje się wyłącznie na jednej kampanii – tym razem do senatu stanowego. Ten wątek pojawił się w ostatnich odcinkach poprzedniego sezonu, więc akurat tu widać konsekwencje w pomyśle – by każdy sezon przeskakiwał o kilka lat pokazując bohatera na różnych szczeblach jego politycznej kariery. Ma to też plus, jeśli chodzi o obsadę. O ile trudno było uznać, że Ben Platt i reszta aktorów grających jego sztab to licealne nastolatki, to już w roli nieco starszych młodych ludzi sprawdzają się dużo lepiej – także dlatego, że sami są niewiele starsi.
Serial przedstawia kampanie polityczną z właściwym dla tego serialu naciskiem na moralne decyzje jakie muszą podejmować bohaterowie, z których każde ma własny pomysł na swoja polityczną karierę. Powracają niemal wszystkie postaci z pierwszego sezonu, choć w przypadku niektórych bardzo widać, że scenarzyści nie mają na nich wielkiego pomysłu. Infinity która w pierwszym sezonie miała swój własny rozbudowany wątek, tu jest postacią na drugim planie, która pojawia się w sumie tylko na moment. Jej rola jest właściwie drugorzędna (choć w pewnym momencie jej działania okażą się kluczowe). Jedną z najpiękniej przerysowanych postaci w pierwszym sezonie była Gwyneth Paltrow grająca matkę Paytona. Tu też jej postać jest przerysowana, ale samej Gwyneth jest na ekranie zdecydowanie mniej, zaś jej bohaterka, która też decyduje się na karierę polityczną właściwie przypomina o sobie raz na jakiś czas w pojedynczej scenie. Wydaje się też, że próbując przenieść jej ekscentryczny sposób bycia i mało życiowe pomysły na świat wysokich politycznych stanowisk udało się scenarzystom stworzyć postać, która chyba ma budzić sympatię a budzi niechęć.
Jednak mimo większej sprawności narracyjnej cała historia jakoś nie zostawiła we mnie śladu na dłużej – po pierwszym sezonie nie wiedziałam co twórcy chcą mi powiedzieć dokładnie, ale miałam wrażenie, że całkiem nieźle zbudowali atmosferę. W drugim sezonie są zdecydowanie bardziej skupieni, ale jednak zabrakło mi tej iskry. Mam wrażenie, że wszystko rozgrywa się tu sprawniej, ale jednocześnie – postaci są bardziej papierowe, emocje płytsze a konfuzja – co właściwie serial chce powiedzieć, bywa większa. Chyba najbardziej zaintrygował mnie wątek „cancel culture”. Z jednej strony w serialu słyszymy wprowadzony nieco sztucznie wykład na temat przywłaszczania kulturowego i tego czym jest a czym nie jest. Z drugiej – wątek pojawia się w kontekście zdjęcia kandydata z czasów, kiedy miał sześć lat. Co jednak nawet dziś w świecie ostrych ocen nie jest podstawą by kogokolwiek „skasować”. Cały czas miałam wrażenie jakby twórcy z jednej strony próbowali nas zapewniać, że rozumieją problem zawłaszczenia, z drugiej – mówili o wspominanej „kulturze kasowania” trochę za bardzo prześmiewczo (nie mówię, że nie jest to zjawisko zupełnie problematyczne, ale jeśli chciano tu przystawić krzywe zwierciadło to słabo wyszło). Podobnie zresztą z kwestiami klimatycznymi o których się tu sporo mówi – im dłużej oglądałam pierwszy sezon miałam wrażenie, że ktoś tu niekoniecznie rozumie dzisiejszych dwudziestoparolatków, mimo że udaje, że mówi ich głosem.
Choć drugi sezon jest bardziej spójny i skoncentrowany niż jedynka to też zdarzają się wątki urwane, porzucone, zaczęte, ale niedopełnione. Mam wrażenie, że to coraz częstszy problem z serialami robionymi dla Netflixa – jakby sami twórcy w połowie sezonu zapominali o połowie pomysłów jakie mieli i zaczynali tworzyć coś trochę innego. Może mają za mało czasu by jeszcze raz przejrzeć scenariusz? A może jednak mało kto potrafi napisać spójny scenariusz kilku odcinków zanim zacznie się kręcić? Nie wiem, mam wrażenie, że tu jest jakaś korelacja, ale ponieważ nie znam dobrze warunków produkcyjnych a zwłaszcza sposobu pisania scenariuszy do tych seriali to nie będę się upierać, że to na pewno to. W każdym razie – wspomniany np. wątek matki głównego bohatera czy brak rozwiniętych wątków jego doradców (które w pierwszej części miały zdecydowanie ciekawsze charaktery). Zresztą znów pod koniec sezonu okazuje się, że większość mniejszych wątków nie miała większego znaczenia.
Jak mówiłam – pod pewnymi względami jest to serial lepszy od pierwszego. Na pewno pojawienie się Bette Midler i Judith Light w pierwszoplanowych rolach wzbogaciło serial o doskonałe postacie. Zresztą jak często bywa w produkcjach przy których pracuje czy produkuje je Ryan Murphy – najlepsze są postacie grane przez nieco starsze kobiety. Jednak aktorsko nie zawodzi także, Ben Platt, który ponownie w tym sezonie śpiewa więc zdecydowanie nie ma na co narzekać. Zresztą Patt ma w sobie taką ciekawą ekranową prezencję – z jednej strony ma to łagodne spojrzenie z drugiej – doskonale łączy je z charyzmą i sygnalizowaniem, że jego bohater jest w istocie bezwzględny. Reszta aktorów gra dobrze, ale ponownie – mam wrażenie, że twórcy są nieco znudzeni ich bohaterami i przydałby się tu ktoś zupełnie nowy, ewentualnie – jakaś zmiana perspektywy. Zwłaszcza, że wydarzenia z pierwszego sezonu ustawiły specyficzne relacje pomiędzy całą grupą i nawet sam serial śmieje się, że nie są one szczególnie zdrowe.
W jednym z wywiadów Ryan Murphy zdradził, że chciałby zamknąć serial po trzech sezonach – a ten ostatni powinien ukazać się po jakimś czasie – żeby Ben Platt mógł dorosnąć do zagrania osoby, która ubiega się o stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. Przyznam szczerze, że zasmuciła mnie ta informacja. Dotychczasowe sezony pokazywały drogę raczej powolną – ostatni sezon zajmował się w końcu wyborami do senatu stanowego co nie jest wysokim stanowiskiem w świecie amerykańskiej administracji. Fakt, że kolejne sezony przeskakują o kilka lat dając nam spojrzenie na całą karierę polityczną bohatera i jego kolejne kampanie nawet mi się podobał. Ale kiedy dowiaduję się, że następny sezon ma już opowiadać o starcie do Białego Domu, to mam wrażenie, jakby twórcy znudzili się swoją rozpisaną potencjalnie na bardzo wiele lat koncepcją. Taki serial jak „Wybory Paytona Howarda” powinien mieć co najmniej siedem sezonów, jeśli nie więcej. W trzech chyba nie d się opowiedzieć tej historii w taki sposób my widz mógł dojrzewać i zmieniać się razem z bohaterem, czy poznawać go w zupełnie nowych odsłonach jego politycznej kariery. Ale może to ponownie wpływ Netflixa na myślenie o serialach – nie jest tajemnicą, że strategia streamingowego giganta premiuje seriale krótsze.
Znacie takie książki, o których nie wiecie co sądzicie, póki nie dojdziecie do ostatniej strony? Z tym serialem mam podobnie – po pierwszym sezonie wydawało mi się, że się nie polubimy. Ale kiedy pojawił się drugi wiedziałam, że muszę go zobaczyć. Teraz po końcu drugiego sezonu mam refleksję, że gdyby dali mi trzeci i czwarty od razu bym chciała go zobaczyć. Ale najbardziej chciałaby zobaczyć jaka jest puenta całej tej historii – czy twórcy mają pomysł o czym tak naprawdę chcą przede wszystkim opowiedzieć. Mam nadzieję, że się dowiem i nic nie zostanie skasowane bo pandemia. Bo ja mam wrażenie, że w całym tym chaosie miliona pomysłów i porzucanych wątków naprawdę kryje się całkiem niezły serial o ludziach i polityce. I jestem bardzo ciekawa czy równie ciekawa będzie jego puenta.
Ps: Jestem właśnie w trakcie przygotowywania czegoś nowego i ekscytującego więc już niedługo będzie ciekawie
Ps2: nie zapomniałam o konkursie o kotach po prostu jest mnóstwo odpowiedzi i muszę mieć chwilkę czasu by wybrać najlepsze.