Home Film Żuczek na pleckach czyli Zwierz o “Yesterday”

Żuczek na pleckach czyli Zwierz o “Yesterday”

autor Zwierz
Żuczek na pleckach czyli Zwierz o “Yesterday”

 

Richard Cur­tis to w bry­tyjskim świecie uroczych filmów i komedii roman­ty­cznych człowiek insty­tuc­ja. Bez jego przepisu na baw­ie­nie i wzruszanie widzów (który sprowadza się do łączenia rzeczy bard­zo sym­pa­ty­cznych i uroczych z odrobiną smutku) sprawdz­iła się nie jeden raz. Napisane przez niego „Cztery wesela i pogrzeb” raz na zawsze ustanow­iły w pop­kul­turze obraz tego bohat­era zakłopotanego włas­nym ist­nie­niem. Typowego angli­ka z komedii roman­ty­cznych. Nic więc dzi­wnego, że kiedy pojaw­iła się infor­ma­c­ja że Cur­tis napisał sce­nar­iusz do kome­diowo roman­ty­cznego fil­mu o mężczyźnie który jako jedyny pamię­ta piosen­ki Beat­lesów, wiedzi­ałam, że muszę się staw­ić w kinie. Nieste­ty zami­ast uroczej opowieś­ci dostałam opowieść, której właśnie najbardziej braku­je uroku.

 

Film ma naprawdę ciekawy punkt wyjś­cia nieste­ty w sum­ie na pomyśle — dużo sprawniej niż w filmie, pokazanym w trail­erze, urok się kończy

 

Yes­ter­day” zaczy­na się całkiem sym­pa­ty­cznie i rzeczy­wiś­cie – sugeru­je, że czeka nas coś zabawnego, sym­pa­ty­cznego i bard­zo ang­iel­skiego. Nieste­ty nigdy te obiet­nice nie zosta­ją spełnione.  Nasz bohater Jack Malik, to nauczy­ciel, który rzu­cił swo­ją doty­chcza­sową pracę by pisać piosen­ki i czekać na swój wiel­ki przełom. Zachę­ca go do tego jego przy­jaciół­ka i menadżer­ka Ellie, która w zdol­noś­ci swo­jego przy­ja­ciela (od lat szkol­nych) wierzy bez zas­trzeżeń. Jed­nak kiedy nawet tak niewiel­ka mieści­na jak nad­morskie Suf­folk nie chce dostrzec jego tal­en­tu, Jack traci zapał i nadzieję, że zdarzy się cud. Tym­cza­sem cud się dzieje – po niewielkim wypad­ku nasz bohater budzi się w rzeczy­wis­toś­ci w której tylko on może zanu­cić Yes­ter­day, czy jakąkol­wiek inną piosenkę Beat­lesów. Nic więc dzi­wnego, że zan­im ktokol­wiek zdążył­by powiedzieć Paul, John, George i Ringo, bohater jest już na drodze ku najwięk­szym sukce­som jakie kiedykol­wiek widzi­ała branża muzyczna.

 

Śpiewanie cud­zych utworów, ma pewien minus — jeśli twierdzisz że są two­je musisz znać ich sens i pokazać inspirację. Tu jak­by nikt nie kwes­t­ionu­je tego, że np. facet którego zna­ją całe życie syp­ie piosenka­mi auto­bi­ograficzny­mi które zde­cy­dowanie odwołu­ją się do cud­zej biogrfii

 

Ten wyjś­ciowy pomysł wyda­je się całkiem zabawny, choć nieste­ty – nie intere­su­je on twór­ców fil­mu tak bard­zo jak powinien. Co pewien czas ktoś z podzi­wem pyta syp­iącego piosenka­mi jak z rękawa Jac­ka, skąd właś­ci­wie bierze te pomysły, ale nawet sam bohater nie ma dobrej odpowiedzi. Nikt też do koń­ca nie dociska bohat­era, gdy ten śpiewa rzeczy trochę pozbaw­ione sen­su, jeśli założymy że śpiewa je chłopak wychowany w XXI wieku w Suf­folk a nie ktoś kto urodz­ił się pon­ad pół wieku wcześniej w Liv­er­poolu. Zresztą w pewnym momen­cie nasz bohater dość rozsąd­nie dochodzi do wniosku, że musi pojechać do Liv­er­poolu choć na chwilkę. Pytanie tylko jak jego spac­er, po pozbaw­ionej życia i zain­tere­sowa­nia Pen­ny Lane, miał­by się przełożyć na piosenkę Beat­lesów. Szko­da że tych pytań o różnorod­ność i  muzy­czne inspirac­je nie ma więcej. Wyobrażam sobie, że mogło­by to być olbrzymie źródło komiz­mu gdy­by włożyć w usta bohat­era wszys­tkie dzi­wne wyjaśnienia, fanowskie teorie i aka­demick­ie dys­puty o twór­c­zoś­ci Beat­lesów. Podob­nie jak film zahacza o prostą kwest­ię – nie wszys­tkie utwory pamię­ta się równie dobrze, ale też nie wyko­rzys­tu­je tego do koń­ca, jako źródła komizmu.

 

Kiedy pojaw­ia się wątek przy­jaciół­ki która ma pre­ten­sję że przez tyle lat jej przy­jaźń nie została odczy­tana jako miłość i nie została nagrod­zona roman­ty­cznym gestem, pomyślałam sobie “Ej panie Cur­tis ale kobi­ety tak o przy­jaźni nie myślą, to wasz pomysł na to czym jest przy­jaźń z osobą płci przeciwnej”

 

Być może dlat­ego, że tak naprawdę zniknię­cie Beat­lesów i prze­ję­cie ich dysko­grafii przez bohat­era służy tu tylko jako swoisty wybieg by opowiedzieć dość mało fan­tasty­czną his­torię roman­ty­czną. Ta zaś nie jest ani szczegól­nie urocza ani też pocią­ga­ją­ca. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pier­wsze za mało wiemy o bohat­er­ach. Ellie, uczy w szkole w Suf­folk i znam Jac­ka od dziecińst­wa. To właś­ci­wie tyle ile o niej wiemy. Lily James ma zaraźli­wy uśmiech i urodę najład­niejszej dziew­czyny w całym mieś­cie ale to za mało by zbu­dować z tego charak­ter. Sam Jack z kolei też nie budzi jakiejś nad­miernej sym­pa­tii i trud­no w nim dojrzeć cechy, które czyniły­by go ciekawym bohaterem. Los wybiera go dość przy­pad­kowo na spad­ko­bier­cę dysko­grafii czwór­ki z Liv­er­poolu ale to w sum­ie tyle. Nie jestem w stanie powiedzieć czy to miły człowiek, ciekawa per­sona, czy ma on w sobie cokol­wiek co czyniło­by go jakoś intere­su­ją­cym. Cur­tis zwyk­le przykry­wał miałkość swoich bohaterów dowcipem i urok­iem oso­bistym, ale Jack nie jest ani bard­zo uroczy ani dow­cip­ny. Pozosta­je więc w sum­ie nija­ki facet, który bywa dość nieprzy­jem­ny i iry­tu­ją­cy. Moż­na było­by jed­nak bohaterom wybaczyć nijakość (nie ukry­wa­jmy więk­szość bohaterów komedii roman­ty­cznych ma maksy­mal­nie jed­ną cechę) gdy­by nie powód dru­gi. Otóż potenc­jal­nie roman­ty­cz­na his­to­ria opiera się tu w sum­ie na jakimś fab­u­larnym przy­musie rozdziela­nia bohaterów. Ellie ma pre­ten­sję że jej przy­ja­ciel nigdy nie przeniósł jej z zakład­ki przy­jaciół­ka do zakład­ki dziew­czy­na (jak­by ist­ni­ał jak­iś kos­miczny obow­iązek każdą miłą dla nas dziew­czynę pokochać), gdy zaś pojaw­ia się możli­wość by bohaterowie byli razem, od razu z kos­mo­su pojaw­ia się dość kosz­marne ulti­ma­tum – które niekoniecznie jest potrzeb­ne do szczęś­cia komukol­wiek poza sce­narzys­tą który ma przed sobą jeszcze godz­inę snu­cia tej bardziej toksy­cznej niż roman­ty­cznej historii.

 

Rudowłosy Ed dobrze dzi­ałała­by jako postać na jed­ną dwie dow­cip­ne sce­ny. Kiedy sta­je się kluc­zowy dla fabuły człowiek zada­je sobie pytanie czy aby to na pewno dobry pomysł by kome­diowe ode­granie postaci piosenkarza przez tego piosenkarza niosło film. To jest postać na jed­ną scenę max dwie.

 

Film miewa lep­sze momen­ty – jed­ną czy dwie sce­ny czy lin­ij­ki, które są aut­en­ty­cznie zabawne czy wzrusza­jące (choć moment który sce­narzyś­ci wybrali na najbardziej wzrusza­ją­cy wydał mi się pewnym naduży­ciem, wypadł­by dużo lep­iej jako sce­na krót­sza i mniej prze­gadana) – ale wszys­tko to ginie w takim męt­liku wątków, i scen, które niewiele wnoszą a niekiedy spraw­ia­ją wraże­nie, że znalazły się w filmie tylko po to by był on dłuższy niż krót­szy.  Inna sprawa, że miałam w kilku przy­pad­kach wraże­nie, że film nie koniecznie wie kiedy przes­tać korzys­tać z pewnych kome­diowych wybiegów. Fakt, że na początku fil­mu pojaw­ia się  Ed Sheer­an (który gra tutaj gwiazdę niemal równą Beat­le­som, co nieste­ty chy­ba jest bardziej pobożnym życze­niem piosenkarza) jest nawet zabawne, zwłaszcza gdy roz­maw­ia z głównym bohaterem w kuch­ni. Jed­nak potem jest on w fab­ule już raczej zbęd­ny i fakt, że powraca w trzec­im akcie, moim zdaniem dowodzi tego, że nawet sam sce­narzys­ta nie miał dobrego pomysłu na koniec. Z kolei prz­erysowany obraz amerykańskiego rynku muzy­cznego, może i był­by fajnym bry­tyjskim przy­tykiem do tego jak dziś pro­duku­je się muzykę, gdy­by ktokol­wiek poświę­cił temu więcej cza­su.  Albo przy­na­jm­niej zde­cy­dował się na nieco głęb­szy żart niż tylko wytykanie współczes­nym muzykom że nad ich piosenka­mi pracu­je więcej osób niż jed­na max dwie. Ponown­ie jed­nak – to co potenc­jal­nie mogło­by najlepiej wybrzmieć kome­diowo, i najlepiej pociągnąć dalej pomysł jed­noosobowego Beat­le­sa nie za bard­zo obchodzi tu sce­narzys­tę bo gdzieś tam na hory­zon­cie jest konieczny roman­sowy hap­py end do którego trze­ba koniecznie dociągnąć nawet jeśli wszys­tko w tym filmie krzy­czy by porzu­cić taki wątek, wielkie roman­ty­czne gesty i mon­taże z dzieć­mi baw­ią­cy­mi się na trawie.

 

Być może gdy­by odciążyć film wyka­sowu­jąc wątek roman­ty­czny zostało­by w nim trochę miejs­ca na lep­iej pomyślaną his­torię, która nie rwała­by się co dwie sceny

 

Oglą­da­jąc “Yes­ter­day” cały czas zas­tanaw­iałam się czego tym razem braku­je opowieś­ci Cur­tisa. Bo prze­cież złożył on ze znanych nam klock­ów. Oczy­wiś­cie główny bohater ma swo­jego najlep­szego przy­ja­ciela, który nieco odle­ci­ał od rzeczy­wis­toś­ci (men­tal­ny brat bliź­ni­ak współloka­to­ra z „Not­ting Hill”), niby mamy grupę przy­jaciół która trzy­ma się razem od szkoły (ponown­ie „Cztery Wesela i Pogrzeb” czy „Not­ting Hill”), mamy ele­ment para­nor­mal­ny („Czas na miłość”), mamy w końcu grę z bard­zo ważnym ele­mentem bry­tyjskiej kul­tu­ry (cho­ci­aż­by „Radio na fali”). Inny­mi słowy wydawać by się mogło, że Cur­tis gra nam niemal dosłown­ie piosen­ki które już znamy, i które wcześniej okazy­wały się prze­bo­ja­mi. Co więc tu zafałs­zowało? Wyda­je się, że tym razem fil­mowi zabrakło aut­en­ty­cznoś­ci. Całość przy­pom­i­na uład­zony cov­er Beat­lesów. Niby się tego powin­no fan­tasty­cznie słuchać bo jed­nak Beat­le­si ale gdzieś po drugim tak­cie ma się ochotę przełączyć na ory­gi­nał. I tu trochę tak jest – wytarte schematy roman­ty­cznej opowieś­ci tym razem nie chcą nas por­wać i raczej każą z sen­ty­mentem myśleć o tym co Cur­tis zro­bił dla nas w przeszłoś­ci. Inna sprawa, powoli wyras­tam trochę z sym­pa­tii do jego głównego męskiego bohat­era, który zawsze jest kon­struowany w ten sam sposób. To niby taki człowiek znikąd, który na dodatek zwyk­le jest trochę prze­drzeź­ni­any z powodu swo­jego wyglą­du (zawsze gra go jak najbardziej przys­to­jny facet), którego kocha­ją kobi­ety. Dlaczego go kocha­ją trud­no powiedzieć ale ich miłość jest wiel­ka i jak mamy zrozu­mieć oczy­wista. I one zawsze poczeka­ją, odstaw­ią na bok innego fac­eta i dadzą się przekon­ać, że jed­nak słuszność miały, że kochały tego bohat­era. A on nawet nie musi się za bard­zo zmieni­ać. Co najwyżej dojrzeć do stwierdzenia że jest tej miłoś­ci godzien. Jak­by się nad tym zas­tanow­ić to od bohat­era Czterech Wesel do naszego Jac­ka śpiewa­jącego Beat­lesów to jest wciąż ten sam facet.

 

W filmie jest cała gale­ria postaci dru­go­planowych, które tak szy­bko przes­ta­ją intere­sować sce­narzys­tę że pode­jrze­wamy, że wprowadz­ił je tylko siłą przyzwycza­je­nia, bo podob­ne były w jego poprzed­nich filmach

 

Aktorsko też film jakoś nie pory­wa. Obsad­zony w głównej roli Himesh Patel (znany w Anglii przede wszys­tkim z roli w niesły­chanie pop­u­larnym tasiem­cu Eas­t­En­ders) nie ma  w sobie takiego nat­u­ral­nego uroku, który przykrył­by fakt, że jego bohater nie jest znów aż tak sym­pa­ty­czną postacią. Jed­nocześnie przyz­nam szcz­erze, że chy­ba pier­wszy raz w życiu tak strasznie zden­er­wowały mnie w filmie uwa­gi odnośnie urody bohat­era. Himesh jakoś pory­wa­ją­co urodzi­wy nie jest, ale jed­nak facet z niego przys­to­jny, w filmie zaś jest cały dow­cip z tego, że jest brzy­d­ki. Czy naprawdę musimy to robić? Brać zupełnie nor­mal­nych facetów i naśmiewać się z ich wyglą­du? Komu to niby ma zro­bić dobrze? Gra­ją­ca Ellie Lily James, jak już wspom­ni­ałam jest urocza, ale nie da się zagrać wszys­tkiego sze­rokim uśmiechem i przestępowaniem z nogi na nogę. To znaczy moż­na tak ode­grać wszys­tkie sce­ny w filmie ale to jeszcze nie jest kre­owanie postaci. Zawsze miło popa­trzeć w filmie na Kate McK­in­non choć ona sprawdza się lep­iej (tu gra amerykańską man­agerkę bohat­era) gdy nie ma scen tak dosłown­ie komicznych. Ostate­cznie gdy­by wyciąć jej ostat­nie sce­ny fil­mu być może była­by to najlep­sza postać w całym „Yes­ter­day”. Szko­da tylko, że napisana trochę jak bohater­ka skeczu. No ale wybaczę bo Kate McK­in­non naprawdę jest siłą samą w sobie. Gdzieś w tle błąka­ją się przy­ja­ciele i rodz­i­na bohaterów ale została ona napisana tak leni­wie, że aż żal aktorów którym przy­chodzi grać role napisane na dwa zda­nia i pół żar­tu. Jak­by sce­narzyś­cie ser­ca zabrakło do stworzenia jakiegoś głęb­szego obrazu. I ponown­ie to niedoro­bi­e­nie drugiego planu spraw­ia, że ele­men­ty zami­ast urocze są iry­tu­jące (tu np. rodz­ice głównego bohatera)

 

Satyra na współczes­ny amerykańs­ki rynek muzy­czny wypadła­by dużo lep­iej gdy­by nie była aż tak przejaskrawiona

 

Przy czym nie jest „Yes­ter­day” filmem złym, tak jak złe bywa­ją cza­sem amerykańskie pro­dukc­je które są zro­bione leni­wie i schematy­cznie. Tu raczej człowiek czu­je iry­tację niewyko­rzys­tany­mi pomysła­mi, porzu­cony­mi gdzieś w połowie posta­ci­a­mi, czy potenc­jałem jaki cała ta his­to­ria mogła mieć. To film iry­tu­ją­co uda­ją­cy, że jest uroczy i dow­cip­ny pod­czas kiedy jest nud­nawy i bez życia. Tym­cza­sem bez tego uroku wychodzą na wierzch mielizny sce­nar­iusza i nasz­ki­cow­ani bohaterowie. Do tego właś­ci­wie chy­ba sam twór­ca zapętlił się trochę w tym co chce powiedzieć. Być może dlat­ego, że kluc­zowy prob­lem całej his­torii – co zro­bić z moral­ny­mi kon­sek­wenc­ja­mi korzys­ta­nia z czy­je­jś twór­c­zoś­ci w świecie gdzie ta twór­c­zość nigdy nie zaist­ni­ała, zostało tu przed­staw­ione tak by spodobało się wid­zowi z naszej rzeczy­wis­toś­ci, gdzie Beat­le­si nie tylko ist­nieli ale wbili się do naszej świado­moś­ci. W świecie fil­mu odpowiedź nie była­by taka pros­ta, ale twór­cy stara­ją się to przy­pudrować wzrusze­niem, czułostkowoś­cią i roman­ty­cznym gestem, byle­by tylko nie dotknąć niczego prawdzi­wego. I tak ostate­cznie film najbardziej pod­kop­u­je to, że sami twór­cy nie są do koń­ca zain­tere­sowani tym punk­tem wyjś­cia który zapro­ponowali. Nieza­leżnie czy kome­diowo czy roman­ty­cznie cała wiel­ka heca z Beat­le­sa­mi dzi­ała na nieko­rzyść pro­dukcji. Co jest trochę prob­lematy­czne w filmie który od tego tak bard­zo zależy. Przy czym oczy­wiś­cie broni się muzy­ka.  Ale tu też przy kole­jnym zach­wycie nad Szek­spi­ra­mi muzy­ki pop­u­larnej pojaw­ia się lęk że ten geniusz uda się skutecznie zagadać.

 

Bohaterowie zachowu­ją się tak jak­by byli sobie jakieś uczu­cie obow­iązkowo win­ni. Co dzi­ała dla sce­narzysty ale nie spraw­ia, że jakoś bardziej ich lubimy

 

Mój zna­jomy, który muzykę (nie tylko Beat­lesów) kocha wielce, sug­erował ostat­nio, że film być może dlat­ego jest nieu­dany, że w isto­cie to sekret­ny spisek za którym stoi Paul McCart­ney by przy­pom­nieć młodym wid­zom o znacze­niu Beat­lesów, ale jed­nocześnie nigdy nie dać im czegoś co odciągnęło­by ich od ory­gi­nal­nego wyko­na­nia piosenek. Coś w tym jest bo jeśli „Yes­ter­day” osią­ga jak­iś sukces to pole­ga on na tym, że chwilę po wyjś­ciu z sali kinowej, człowiek zaczy­na układać włas­ną playlistę piosenek Beat­lesów, na którą składa­ją się… no cóż wszys­tkie ich piosen­ki. I tak ostate­cznie film tri­um­fu­je, pokazu­jąc nam że świat bez ang­iel­skiego zespołu wiele by stracił. Nieste­ty niewiele by stracił bez najnowszej komedii roman­ty­cznej od Richar­da Cur­tisa.  I w sum­ie chęt­nie obe­jrza­łabym taki film w którym pew­na bloger­ka popukul­tur­al­na budzi się które­goś dnia i odkry­wa że nikt nie kazał jej siedzieć dwóch godzin na „Yes­ter­day”.

PS: Już 17.07 kończy się sezon Czy­tu Czy­tu z tej okazji będziemy miały dla was Live, będziemy odpowiadać na pyta­nia z maili i co najważniejsze na wasze pyta­nia zadawane nam na żywo. Jeśli jesteś­cie zain­tere­sowani to wejdź­cie na YT na nasz kanał Czy­tu Czy­tu Pod­cast by wziąć udzi­ał w spotka­niu z nami na żywo o 19:00

0 komentarz
2

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online