Home Książki A od kogo TY jesteś lepszy? czyli Zwierz czyta #Sława

A od kogo TY jesteś lepszy? czyli Zwierz czyta #Sława

autor Zwierz

Ktoś mógł­by zarzu­cić zwier­zowi że prowadzi jakąś pry­wat­ną sza­loną kruc­jatę prze­ci­wko Karolin­ie Kor­win-Piotrowskiej. Trochę jest w tym prawdy. Jest w jej pisa­niu coś takiego co budzi w zwierzu aut­en­ty­czną agresję. Głównie – auto­ry­taty­wny ton pisa­nia o kul­turze pop­u­larnej, pow­iązany z niekoniecznie trafny­mi obserwac­ja­mi. A jed­nocześnie – nie chodzi o samą osobę, to nie jest hejt dla hej­tu, niechęć dla niechę­ci. To jest jakaś roz­pac­zli­wa zwier­zowa pró­ba wywal­czenia na naszym poletku innego – języ­ka mówienia o zjawiskach pop­kul­tu­ry. Ale też o nieco innej per­spek­ty­wie mówienia o show biznesie.

#Sława to książ­ka składa­ją­ca się z trzech częś­ci. Pier­wsza to obserwac­je autor­ki na tem­at różnych zjawisk pow­iązanych ze sławą – mamy podrozdzi­ały takie jak „wiz­erunek”,” „śmierć”,”ciało”, „tabu”, „skan­dal”. W tej pier­wszej częś­ci zna­j­du­ją się też dwa obsz­erne rozdzi­ał poświę­cone Królowej Wik­torii i fotografii oraz Mikoła­jowi II. Kole­jny seg­ment to zapis obserwacji autor­ki doty­czą­cy kont społecznoś­ciowych pol­s­kich cele­bry­tów, które obser­wowała przez jak­iś czas. Nie jest to anal­iza porów­naw­cza czy jakieś wskazanie trendów. Nie, autor­ka po pros­tu omaw­ia po kolei kon­ta gwiazd. Na sam koniec jest część trze­cia gdzie mamy rank­ing pol­s­kich sław podzielony na rozdzi­ały: Ikony, Gwiazdy, Plank­ton i Nowe Nadzieje. Też w formie krót­kich notek – o przed­staw­icielach branży.  Te trzy częś­ci śred­nio ze sobą kore­spon­du­ją – to znaczy czytel­nik nie ma wraże­nia by dostał jak­iś spójny wywód. Ot trzy częś­ci które równie dobrze moż­na by wydać osob­no. Zwierz omówi po kolei każdą z nich.

Zan­im jed­nak do tego prze­jdziemy zaczni­jmy od wstępu. We pier­wszych zda­ni­ach książ­ki czytamy:

700 mil­ionów. Tyle wyników wskazu­je w Google po wpisa­niu w wyszuki­warkę słowa “celebri­ty”. Kiedy wpisze­my Fame (…) wyskaku­je praw­ie 300 mil­ionów. A kiedy wpisze słowo “drugs” czyli narko­ty­ki mamy tylko pon­ad 380 mil­ionów. Tak, to cele­bry­tyzm wyda­je się — przy­na­jm­niej sądząc po statystykach Google — najwięk­szym i najbardziej demokraty­cznym narkotykiem”

To zdanie dobrze pod­sumowu­je prob­lem książ­ki. Po pier­wsze – jeśli wpisze­cie do Google słowo czeko­la­da to wypad­nie wam pon­ad mil­iard wyników. Czyli nie sława ale czeko­la­da jest najbardziej demokraty­cznym narko­tykiem. Inna sprawa – wszyscy wiemy, że drugs to też nazwa lekarstw. Wiemy też – że o ile na sławę – każdy język ma własne określe­nie to słowo „Celebri­ty” jest słowem wyko­rzysty­wanym też w innych językach. Co znaczy że ma więk­szy zasięg bo jest bardziej między­nar­o­dowe. Zresztą lep­sze wyni­ki niż „drugs” ma też ser. Co się zgadza. Ser jest demokraty­cznym narkotykiem.

Pop­u­larność słowa w Google nieste­ty nie pozwala wycią­gać daleko idą­cych wniosków. Plus czeko­la­da jest pop­u­larniejsza od narkotyków.

No dobrze prze­jdźmy do pier­wszych rozdzi­ałów książ­ki. Autor­ka przekonu­je nas że zjawiskiem które w pewien sposób stworzyło cele­bry­tyzm i sławę jest wynalezie­nie fotografii. Że oto mamy moment przeło­mu. Z jed­nej strony tak ale z drugiej – rozpoczę­cie nar­racji w takim momen­cie ma sens tylko wtedy kiedy oprócz wynalezienia fotografii przy­pom­n­imy czytel­nikowi że do nar­o­dzi współczes­nego postrze­ga­nia sławy dołożyły się np. warun­ki społeczno – eko­nom­iczne, przemi­any demograficzne i poli­ty­czne. Zjawiska w kul­turze nie ist­nieją w próżni – ale w bard­zo konkret­nych warunk­ach. Inna sprawa – skaczą­ca w swo­jej książce po epokach autor­ka zachowu­je się tak jak­by w ogóle nie było Starożyt­noś­ci. Tym­cza­sem część zjawisk o których pisze – ma właśnie tam swo­je korze­nie. Braku­je w książce Alek­san­dra Wielkiego i jego dąże­nia do bycia sławnym nie jako wład­ca ale jako indy­wid­u­al­na jed­nos­t­ka, braku­je przy­pom­nienia że zjawisko pow­iąza­nia sławy czy cele­bry­tyz­mu z i biz­ne­sem datu­je się od starożyt­nej Grecji, w późniejszych rozdzi­ałach autor­ka zachowu­je się tak jak­by pra­ca nad włas­nym wiz­erunk­iem była wymysłem wieku XVIII. Tym­cza­sem patrząc cho­ci­aż­by na Rzym­s­kich Cesarzy nie trud­no dojść do wniosku, że niewiele było w kwestii budowa­nia wiz­erunku do pod­bi­cia. Inny­mi słowy, dosta­je­my nar­rację kosz­marnie poszarpaną, arbi­tral­ną i co więcej – wewnętrznie nie spójną. A do tego w wielu miejs­cach ahis­to­ryczną. Tu pomogą nam cytaty:

I niech się cieszą bohaterowie z XVI wieku, że nie było im dane żyć w naszych cza­sach, kiedy kobi­ety nie tylko na zdję­ci­ach ale i w realu odle­wane są z jed­nej plas­ty­cznej formy, żeby nie powiedzieć sztan­cy. Jed­nakowe usta, policz­ki, oczy… To dopiero manip­u­lac­ja i kłamst­wo na masową skalę”- to cytat z rozdzi­ału opowiada­jącego o Anna z Kleve i jej nieu­danym małżeńst­wie z Hen­rykiem VIII. Oczy­wiś­cie jest to his­to­ria – jak niemal wszys­tkie w tej książce – zaw­ies­zona w powi­etrzu, co moż­na by uznać jeszcze za zrozu­mi­ałe – mało kto opowie wszys­tkie poli­ty­czne roz­gry­w­ki na dworze Tudrów. Ale jed­nocześnie – sprowadza to his­torię do kosz­marnej aneg­do­ty, pod­sumowanie his­torii tego małżeńst­wa zdaniem „A wszys­tko było­by inaczej, gdy­by Hol­bein mal­ował mniej “ład­nie”, to sprowadze­nie ówczes­nej poli­ty­ki Anglii i kon­flik­tów Hen­ry­ka z Cromwellem, do jed­nej his­to­ryj­ki. Nie mniej wróćmy do cytatu i zawartego w nim przeko­na­nia, że bohaterowie z XVI wieku nie mieli włas­nych – częs­to absurdal­nie wyśrubowanych kanonów urody i ubioru. Jasne – zdję­cia uczyniły te kanony powszech­ny­mi. Ale pan­ny z dworów doskonale wiedzi­ały jak się ubrać i dążyły do takiej urodowej uni­formiza­cji. Inna sprawa – to ele­ment lan­sowanej przez Kor­win Piotrowską wiz­ji świa­ta gdzie wszyscy są zunifikowani. Tak jak­byśmy właśnie nie mieli najwięk­szego w his­torii tri­um­fu indywidualizmu.

Jeśli chce­my opowiedzieć o sław­ie, o jej his­torii, o jej wpły­wie na nasze życie to może… zaczni­jmy tam gdzie wszys­tko się zaczyna?

Prze­jdźmy dalej do rozdzi­ału o królowej Wik­torii: “Wiem jed­no i jestem gotowa założyć  się o duże pieniądze: gdy­by królowa Wik­to­ria żyła w XXI wieku, miała­by kon­to na Instra­gra­mi i Face­booka, w każdej wol­nej chwili śmi­gała­by po sieci jak sza­lona, a w dziedzinie retus­zowa­nia zdjęć i uży­wa­nia wygładza­ją­cych fil­trów prze­go­niła­by o kil­ka dłu­goś­ci Bey­once, Kylie Jen­ner i mod­owe bloger­ki”. To kole­jne zdanie które pokazu­je kosz­marny sposób narzu­ca­nia his­torii współczes­nej nar­racji. Po pier­wsze – królowa Wik­to­ra nie miała­by włas­nego kon­ta i włas­nego Face­booka bo miała­by kon­ta ofic­jalne – nad­zorowane i cen­zurowane, tak jak dziś mają monar­chowie, nie po to by się lan­sować. Po drugie – nie przekłada­jmy naszych stan­dard­ów na przeszłość, bo zjawiska z przeszłoś­ci (jak zamiłowanie Królowej Wik­torii do fotografii) funkcjonu­ją w innych kon­tek­stach. To jak to zdanie że Szek­spir pisał­by sce­nar­iusze fil­mowe, zawsze zwierza strasznie denerwuje.

No ale idźmy dalej bo zna­jdziemy tu kil­ka uroczych sfor­mułowań: “To ona mu się oświad­czyła, bo nie chci­ała go staw­iać w niezręcznej sytu­acji jako tego, który nie dość że był z nią spokrewniony, to jeszcze pochodz­ił z “gorszej” rodziny, z jakiejś pom­niejszego niemieck­iego księstewka”. Otóż  jeśli tylko trochę poszukamy to dowiemy się, że nie była to kwes­t­ia grzecznoś­ci tylko po pros­tu Albert nie mógł się oświad­czyć rządzącej monar­chi­ni. Tak po pros­tu – nie możesz się oświad­czyć królowej Wielkiej Bry­tanii. Zresztą autor­ka pisze że Wik­to­ria wyszła za mąż z miłoś­ci. Tym­cza­sem mamy do czynienia z dziew­czyną która nie wyszła za mąż z miłoś­ci ale zakochała się w odpowied­nim wcześniej zapro­ponowanym kandy­da­cie. To jest różnica.

Zwierz strasznie nie lubi kiedy mówi się o ludzi­ach z przeszłoś­ci speku­lu­jąc jacy byli­by dziś. Byli­by kimś zupełnie innym i nic pewnego powiedzieć o nich nie możemy

No dobrze, potem dosta­je­my dłu­gi rozdzi­ał o tym jak fotografowała się Wik­to­ria i jej rodz­i­na. Zwierz ma wraże­nie, że ktoś wszedł w posi­adanie pub­likacji wydanej z okazji nie tak dawnej wys­tawy zdjęć Wik­torii i ją nam pobieżnie streś­cił. Potem dosta­je­my podob­ny rozdzi­ał doty­czą­cy Mikoła­ja II i jego rodziny „Wszak car był najwięk­szym cele­bry­tą w swoim państ­wie”. Tu warto się na chwilę zatrzy­mać nad słowem cele­bry­ta – jasne jeśli weźmiemy słown­ikową definicję to wyjdzie nam że cele­bry­ta to człowiek znany. Ale jed­nocześnie – słowo to ma dość wyraźny kon­tekst – jest pow­iązane z show biz­ne­sem i sportem. Czy przy­wód­ca poli­ty­czny może być cele­bry­tą? Tak ale raczej w demokraty­cznym społeczeńst­wie posi­ada­ją­cym  specy­ficzny związek ze swoim lid­erem. Zwierz mógł­by dysku­tować czy cele­bry­tą nie był Barack Oba­ma – jako prezy­dent. Pytanie jed­nak czy naprawdę moż­na uznać Cara Rosji za cele­bry­tę. Jasne jest sławny ale jego sława jest opar­ta na zupełnie innych pod­stawach. Jego społeczne postrze­ganie wywodzi się z innych założeń – cara jako pomazaniec boży, jak opiekun nar­o­du, jako spad­ko­bier­ca trady­cji itp. Uży­cie tu słowa cele­bry­ta spłaszcza prob­lem wielu wymi­arów sławy, tego skąd się bierze i jakie ma pod­stawy. Jest, co w tej książce nag­minne, narzuce­niem pewnego sposobu mówienia o zjawiskach społecznych, bez żad­nego zaplecza, wyjaśnienia. Ot tak sobie wszys­tko wrzu­camy do jed­nego wor­ka. Doskonale pokazu­je to wylicze­nie pojaw­ia­jące się pod koniec rozdzi­ału: “James Dean, Marylin Mon­roe. Kurt Cobain. Zbyszek Cybul­s­ki. Grze­gorz Ciechows­ki. Księż­na Diana. Olga, Maria, Tatiana, Anas­taz­ja i Aleksy Romanowowie. Ta sama aktors­ka liga”. Dla autor­ki fakt że wszyscy byli znani  i mło­do umar­li wystar­czy by należeli do tej samej kat­e­gorii. A prze­cież … nie. Tak nie jest. Sława nie jest tak prostym zjawiskiem. A młode cór­ki cara Rosji nie są pamię­tane w tych samym kon­tekś­cie co Kurt Cobain.

Czy moż­na powiedzieć że car jest cele­bry­tą? A jeśli moż­na to dlaczego? Pop­u­larność i duża ilość zdjęć to za mało. Tu potrzeb­ny jest nieco więk­szy wykład który pokazu­je jak władza i pop­u­larność różnych jed­nos­tek bierze się z bard­zo różnych źródeł.

Jak zwierz wspom­ni­ał – autor­ka ma skłon­ność do pisa­nia niezwyk­le ahis­to­rycznego. Ale też do pisa­nia zdań które – zasad­nic­zo rzecz biorąc, nie są prawdzi­we. Oto jed­no z nich:

Wiz­erunek. Kiedyś nie znano tego słowa. Po pros­tu ktoś coś wkładał i z miejs­ca stawało się modne i pożą­dane. Ktoś coś napisał, powiedzi­ał albo namalował i to trafi­ało do ludzi, robiło kari­erę pod strzecha­mi. (…) Ale było kil­ka osób, które jako pier­wsze w his­torii były świadomy­mi kreatora­mi swo­jego wizerunku”

No i tu oczy­wiś­cie człowiek zaczy­na się zas­tanaw­iać kto będzie pier­wszy na liś­cie. Zwierz obstaw­iał Alek­san­dra Wielkiego albo Oktaw­iana Augus­ta – bo te posta­cie kojarzy ze świadomym ksz­tał­towaniem swo­jego wiz­erunku. Zas­tanaw­iał się też czy może nie trafi się jak­iś śred­niowieczny wład­ca i jego nad­er posłuszny kro­nikarz. Nie pier­wszą wymienioną osobą jest… Geor­giana de Cavendish z domu Spencer. Arys­tokrat­ka która żyła w XVIII wieku i istot­nie była sław­na i pop­u­lar­na. Ale nie wymyśliła ksz­tał­towa­nia wiz­erunku. Nato­mi­ast był o niej film. Może dlat­ego his­to­ria wiz­erunku zaczy­na się od niej. Zresztą tak przy okazji – pisząc o swo­jej bohater­ce autor­ka kończy rozdzi­ał takim zdaniem “Była prawdzi­wym geniuszem autokreacji. Ale wszys­tko to robiła wyłącznie dla zabawy, dla napom­powa­nia swo­jego ego i karmienia wewnętrznego nar­cyza- dlat­ego tak fas­cynu­je. Nie potrze­bowała na tym zara­bi­ać, bo pieniądze miała (…) Księż­na po pros­tu dziko kochała sławę- i to z wza­jem­noś­cią”. Biorąc pod uwagę poli­ty­czne zaan­gażowanie księżnej, fakt że wyko­rzysty­wała swo­ją sławę na wielu polach (wspier­a­jąc pis­arzy i naukow­ców) trud­no zrozu­mieć dlaczego – autor­ka – wcześniej nazy­wa­ją­ca księżnę fem­i­nistką uzna­je że jej sława była tylko „dla zabawy”.

Zwierz nie do koń­ca rozu­mie dlaczego Geor­giana de Cavendish miała­by być najwięk­szą gwiazdą ksz­tał­towa­nia wiz­erunku w his­torii kiedy o kil­ka dłu­goś­ci wyprzedz­ił ją nie jeden władca

Dalej pisze o Byronie, gdzie zna­jdziemy takie zdanie „Kochały się w nim nie tylko najpiękniejsze i wpły­wowe kobi­ety epo­ki, ale i mężczyźni, a jego bisek­su­al­ność była jedynie kole­jnym wabikiem dla fanów. Jego eroty­cz­na niejed­noz­naczność była ogrom­nie pocią­ga­jąc, a on świadomie to wyko­rzysty­wał i niemal na każdym kroku pod­kreślał (…) Czyż­by okaza­ło się, że już w XIX wieku świadomie bal­an­sowano na grani­cy płci i sek­su­al­noś­ci i nie jest to, jak sądzi wielu igno­ran­tów, wynalazek współczes­nych mediów (…)”. Zwierz może się mylić, choć spędz­ił pół dnia czy­ta­jąc o Byronie – ale odnosi wraże­nie, że świadome granie bisek­su­al­noś­cią w Anglii XIX wieku mogło groz­ić poważny­mi kon­sek­wenc­ja­mi. Bo homosek­su­al­izm był zakazany. Nie znaczy to, że plotek nie było (zresztą są one podawane jako jeden z powodów dla których Byron wyjechał z Anglii) ale świadome, podob­ne do współczes­nego – granie bisek­su­al­izmem- było po pros­tu nie możli­we. Ponown­ie – to nie jest do siebie takie podob­ne jak się wyda­je – bo jest inny kon­tekst opisy­wanych zjawisk. Inna sprawa – jasne współczes­ność nie wymyśliła ani homosek­su­al­iz­mu, ani bisek­su­al­iz­mu ani bal­an­sowa­nia na grani­cy płci – ale zmieniła kon­tekst tych zjawisk.

Tu nawet nie chodzi o dyskusję czy Byron grał bisek­su­al­izmem czy nie, tylko o to że czym innym były wów­czas określone zachowa­nia sek­su­alne i trans­gresyjne a czym innym są dziś. To nie jest tak że wszys­tko zawsze moż­na porówać.

W kole­jnym rozdziale autor­ka pisze o sławnych muzykach – Paganin­im, Lisz­cie czy Chopinie. Wszys­tko z punk­tu widzenia sławy i budowa­nia wiz­erunku. Zna­jdziemy tam soczyste kawał­ki jak np. uwagę o Lisz­cie: “Był na tyle bezczel­ny i zakochany w sobie z wza­jem­noś­cią, że pod­czas kon­certów grał niemal wyłącznie własne utwory.” Istot­nie stras­zli­wy nar­cyzm – kom­pozy­tor gra­ją­cy własne utwory. Inna sprawa – w pub­likacji poświę­conej niemieckim latom Lisz­ta moż­na przeczy­tać że w cza­sie kon­certów wykony­wał najczęś­ciej: Schu­ber­ta, Chopina, Beethove­na, Schu­mana a cza­sem nawet w pro­gramie pojaw­ił się Bach czy Hen­del. Jed­nocześnie pisząc o pop­u­larnoś­ci znanych twór­ców z przeszłoś­ci autor­ka zachowu­je się tak jak­by uwiel­bi­e­nie dla nich było wyłącznie domeną kobi­et. Tworzy więc wiz­ję tej sza­lonej omdle­wa­jącej wiel­bi­ciel­ki. Prob­lem w tym, że w przeszłoś­ci sko­jarze­nie fan= kobi­eta nie jest aż tak oczy­wiste. Pod okna­mi Lisz­ta śpiewał ser­e­nady chór jak najbardziej męs­kich stu­den­tów. Cza­sy były inne. Zresztą w ogóle pisząc o Lisz­tomanii autor­ka zachowu­je się jak­by pisała o zjawisku takim jak Beat­le­ma­nia zapom­i­na­jąc że „Gorączkę Lisz­ta” trak­towano w przeszłoś­ci jak najzu­pełniej prawdzi­wą chorobę. Bo przeszłość to nie ter­aźniejs­zość tylko że dawnej.

Łat­wo jest opisać his­torię tak by zasied­lały ją rozsza­lałe fan­ki. Trud­nej pokazać czytel­nikowi że to nie jest tak że Lisz­ta, Paganiniego i Chopina podzi­wiały tylko kobi­ety. Ale to ponown­ie wyma­ga ode­jś­cia od przekony­wa­nia nas że kiedyś to jest dziś tylko dawniej.

A sko­ro przy przeszłość jesteśmy. W podrozdziale doty­czą­cym śmier­ci zna­jdziemy na początku taki akapit: „“Ludzie umier­ali w domu, w otocze­niu blis­kich. Nie w hos­pic­jach, szpi­ta­lach czy pustych mieszka­ni­ach — ze staroś­ci, samot­noś­ci, po przedawkowa­niu narko­tyków. Mieli wokół siebie rodz­inę. Ich ciała po śmier­ci były myte i ubier­ane do trum­ny w domach, zwyk­le przez najbliższych; zakłady pogrze­bowe były domeną bogatych i nie były modne. W cza­sach o których piszę, ludzie też częś­ciej chorowali, a przede wszys­tkim nie było lekarstw na więk­szość dolegli­woś­ci dlat­ego śmiertel­ność była spo­ra”. Pomi­ja­jąc już fakt że śmiertel­ność zawsze jest spo­ra i wynosi 100% (z pominię­ciem pewnego epi­zo­du w starożyt­nej Palestynie) to zwierz ma pytanie. Kiedy jest to kiedyś?  W XIX wieku? Ale wtedy całe mnóst­wo osób umier­ało w samot­noś­ci w ubóst­wie, wyrzu­conych z domu czy porzu­conych. Później? Wcześniej? Kiedy jest ten wspani­ały moment. Zdanie doty­czące przeszłoś­ci, które doty­czy jej wyobraże­nia. Mity­czne kiedyś – lep­sze od naszego.

Potem prze­chodz­imy do opisu różnych pogrze­bów, co jest równie zabawne co uczest­nict­wo w jed­nym z nich. Głównie dlat­ego, że poza tym że były duże i wys­tawne autor­ka nie umie w żaden sposób w spójny sposób opowiedzieć o zjawisku śmier­ci osob­ny znanej. Nie mniej w oku zwierza pojaw­iła się łza wzruszenia. Oto mamy opis pogrze­bu Wik­to­ra Hugo. I komen­tarz “Nie zapom­i­na­jmy że wedle dzisiejszych stan­dard­ów był on jed­nym z najwięk­szych cele­bry­tów swej epo­ki, wiel­kich gwiazd ówczes­nych mediów i wład­ców masowej wyobraźni. Jak dzisi­aj Jo Nes­bo, Joanne Rowl­ing, Stieg Lars­son, Olga Tokar­czuk, Wisława Szym­bors­ka, Jerzy Pilch czy Szczepan Twar­doch”. Zwierz popa­trzył na ten spis. I trochę się zasępił. Bo jak­by nie patrzeć – Wisława Szym­bors­ka obok Wik­to­ra Hugo nie stała – nie dlat­ego, że była gorszą autorką, tylko dlat­ego, że jej poe­t­y­c­ka sława i kari­era toczyła się zupełnie inaczej. Trud­no też powiedzieć dlaczego za wład­czynię masowej wyobraźni uznać Olgę Tokar­czuk? Gdy­by na tej liś­cie był Remi­gusz Mróz bylibyśmy bliżej prawdy. Zresztą to jeden z kosz­marków tej książ­ki – staw­ian­ie obok siebie nazwisk w sposób przy­pad­kowy. Człowiek czy­ta i nie może uwierzyć .

Nie chodzi nawet o sam pogrzeb Wik­to­ra Hugo który rzeczy­wiś­cie był niesamow­ity ale o to, że naprawdę gdzie Tokar­czuk gdzie Hugo.

W tym samym rozdziale pisze o pogrze­bie Rudol­fa Valenti­no. Ponown­ie zwierz poz­woli sobie na cytat: “Zmarł w nowo­jorskim szpi­talu, w wyniku sep­sy po rutynowej oper­acji wrzo­du żołąd­ka; dzisi­aj mówi się, że był to błąd lekarzy”. Otóż to nie był błąd lekarzy tylko Rudolf Valenti­no zmarł na coś co medy­cy­na nazy­wa, uwa­ga , uwaga…syndromem Valenti­no. To dość rzad­ko spo­tykana przy­padłość przy której wrzód żołąd­ka daje symp­to­my zapale­nia worecz­ka robaczkowego. Inny­mi słowy – Valenti­no miał pecha. Potem kiedy pisze o wiz­erunku akto­ra doda­je „Był Włochem kochał ciuchy”. Co jest kosz­marne – serio czy pisząc o aktorze rewolucjonizu­ją­cym spo­jrze­nie na atrak­cyjny typ męskoś­ci musimy się­gać po stereo­typ. No ale dobra jeszcze na koniec: “Media skrupu­lat­nie to odno­tował, jak i fakt że na mszy obec­na była jego narzec­zona Pola Negri”. Otóż nie wiemy czy Pola Negri była narzec­zoną Valenti­no. Wiemy, że twierdz­iła że się zaręczyli. Niby nic a denerwuje.

Na koniec rozdzi­ału autor­ka sze­roko omaw­ia śmierć Anny Przy­byl­skiej oraz jej pogrzeb. Prawdę powiedzi­awszy, pod­nosi to wydarzenia do jakieś wyjątkowo wysok­iej ran­gi. No ale dobrze, uzna­jmy, że istot­nie był to pier­wszy takie pogrzeb (współcześnie) oso­by znanej ale sto­sunkowo młodej. No właśnie, autor­ka pisze – z pewną pre­ten­sją, że takiego zain­tere­sowa­nia nie mieli z okazji pogrze­bu Szaflars­ka, Waj­da czy Mły­nars­ki. Po pier­wsze – tu moż­na się kłó­cić. Po drugie – jed­nak czym innym jest jak umiera oso­ba 90 czy 100 let­nia a czym innym jak oso­ba młoda.

Rudolf Valenti­no był istot­nie postacią przeło­mową ale naprawdę zasługu­je na nieco lep­szy opis.

W kole­jnych rozdzi­ałach prze­chodz­imy do Gwiazd fil­mowych. W tym rozdziale jest moje ukochane zdanie: ”Gwiaz­da fil­mowa. Zjawisko wynalezione, choć nie bez prob­lemów w XX wieku”. Tak jak­by moż­na było wymyślić gwiazdę fil­mową bez kine­matografii. Takie zdanie, które brz­mi poważnie ale tak naprawdę nie ma więk­szego sen­su. Sko­ro są gwiazdy muszą być skan­dale. I autor­ka je opisu­je. W sposób dość wybiór­czy ale jed­nocześnie – strasznie sztam­powy – jeśli czy­tało się jakąkol­wiek książkę o skan­dalach zna się te his­to­rie doskonale. Opowiadanie ich po raz kole­jny ma sens tylko wtedy kiedy pokaże­my jak miały się one do siebie nawza­jem – jak gwiazdy i media ksz­tał­towały per­cepcję tego co się wydarzyło. Inaczej czytel­nik dosta­je do ręki pobieżne streszcze­nie czegoś, co mógł już przeczy­tać dziesiąt­ki razy. Mamy więc romanse Chap­lina z młod­szy­mi kobi­eta­mi po których Chap­lin wsi­a­da do samo­chodu i np. opuszcza stu­dio Key­stone, które upa­da w 1914. O tym, że stu­dio funkcjonowało pod inny­mi for­ma­mi włas­noś­ci (ale częś­ciowo z tym samym kierown­ictwem) do 1935 ani słowa. Podob­nie jak o tym, że o wyjeździe Chap­lina zade­cy­dował fakt, że skończył się mu kon­trakt a nowego – jeszcze bardziej lukraty­wnego z nim nie pod­pisano. Tylko wtedy mamy his­torię a nie plotkę.

Jasne może­my wciąż pow­tarzać te same plot­ki, skan­dale i historie.Ale nie lep­iej żeby miały jak­iś sens i analizę?

Podrozdzi­ał o słyn­nej spraw­ie Fatty’ego Arbuck­le który został oskarżony o zamor­dowanie i zgwałce­nie kobi­ety (w cza­sie imprezy w swoim aparta­men­cie hotelowym) rozpoczy­na opisanie tej sytu­acji ale zami­ast nazwiska Fat­ty jest pod­staw­iony Justin Bieber. I tu autor­ka ponown­ie robi coś co zwierza stras­zli­wie den­er­wu­je – uzna­je że jed­na sława jest łat­wa do pod­mie­nienia na drugą. Tym­cza­sem w spraw­ie pop­u­larnego komi­ka jed­nym z bard­zo istot­nych dla postrze­ga­nia społecznego aspek­tów sprawy była kwes­t­ia wagi i fizy­cznoś­ci akto­ra. Ludzie czuli obrzy­dze­nie na myśl o tym, że taki tłusty facet mógł­by się dobier­ać do kobi­ety a wiz­ja że miażdży ją ciężarem włas­nego ciała dodatkowo pod­grze­wała atmos­ferę. Coś co w ogóle nie pasu­je jeśli mówimy o Jus­tinie. Ale ponown­ie – wtedy należało­by przyz­nać, że każ­da sprawa ma swo­je tło, kon­tekst i ujaw­nia nieco inne mech­a­nizmy społeczne.

Zresztą w ogóle pode­jś­cie do kwestii przeszłoś­ci i ter­aźniejs­zoś­ci jest w tej książce przedzi­wne. Autor­ka umie albo ide­al­i­zować przeszłość (co robi zde­cy­dowanie częś­ciej) albo ter­aźniejs­zość. Pisząc o romansach gwiazd na planie stwierdza “Dzisi­aj romanse na planie fil­mowym to rzecz nor­mal­na (…)nikt raczej nie robi z tego afery. ludzie chcą być ze sobą to po pros­tu ze sobą są. Nikt niko­go nie zwala­nia przez to z pra­cy, nie wyrzu­ca, a na zakazanej miłoś­ci moż­na sobie pod­bić wskaźni­ki pop­u­larnoś­ci”. No…niekoniecznie. Znamy kil­ka bard­zo współczes­nych przykładów w których rozs­tanie z żoną jak najbardziej wpły­wa na postrze­ganie akto­ra. John­ny Depp stracił miłość fanów jeszcze zan­im pojaw­iły się oskarże­nia o prze­moc małżeńską, po tym jak rozs­tał się z Vanessą Par­adise. Z  kolei związek Angeliny Jolie i Bra­da Pit­ta w pier­wszych lat­ach swo­jego ist­nienia był postrze­gany jako skan­dal a Angeli­na Jolie była postrze­gana w bard­zo negaty­wny świ­etle. A to tylko dwa przykłady.

To jak Fat­ty Arbuck­le wyglą­dał miało znacze­nie w tym jak postrzegano jego skan­dal. Pole­cam książkę Anne Helen Petersen (obroniła dok­torat z his­torii amerykańskiego prze­mysłu plotkarskiego) “Scan­dals of clas­sic Hol­ly­wood” gdzie doskonale opisu­je ten wątek sprawy

Zwierz musi tu przyz­nać, że w rozdziale tym iry­towały go też błędy fak­ty­czne. W jed­nym miejs­cu może­my przeczy­tać: “Kiedy kodeks przes­tał obow­iązy­wać, kino poszło na całość, czego kul­mi­nacją był film Głębok­ie gardło, uchodzą­cy za klasykę kina porno. Bo jak sza­leć to po całoś­ci”. I to jest takie zdanie które… kur­czę myli pewne zjawiska. Tak kiedy kodeks Hayn­sa, o którym tu mowa, przes­tał obow­iązy­wać, to rzeczy­wiś­cie wiele się w kinie zmieniło. Bard­zo wiele. Ale jed­nocześnie – Głębok­ie Gardło nie było wynikiem zniesienia kodek­su bo pow­stało nie w ramach kine­matografii Hol­ly­woodzkiej tylko jako pro­dukc­ja pornograficz­na. Zaś prze­mysł pornograficzny – jako z założe­nia ope­ru­ją­cy poza grani­ca­mi przepisów —  nigdy kodek­su nie przyjął.  Oba te zjawiska wys­tępu­ją w podob­nym okre­sie ale nie są ze sobą jed­noz­nacznie powiązane.

Nato­mi­ast zwykłą pomyłką jest frag­ment: “W seri­alu Mad Men jest taka sce­na, kiedy w agencji reklam­owej dysku­tu­ją, oczy­wiś­cie mężczyźni, nad pewną rekla­ma i nagle pada pytanie do postaci granej przez Eliz­a­beth Moss: “Wolisz być Marylin Mon­roe czy Audrey Hep­burn”. To sce­na, która ide­al­nie ilus­tru­je o czym mówię. Nie ma nic pośrod­ku. Nam wyda­je się to chore, dzisi­aj każdy raczej żyje, jak chce, aktor­ki same kieru­ją swoi­mi kari­era­mi”. No więc ów frag­ment istot­nie jest w seri­alu. Ale porównu­je się w nim nie Marylin Mon­roe z Audrey Hep­burn ale Marylin Mon­roe z Jack­ie Kennedy. Tu nie chodzi jedynie o złe zapamię­tanie sce­ny w seri­alu, ale też o niezrozu­mie­nie jak ważny był ten – wyrażony w reklamie – podzi­ał w ówczes­nym (ale też niekiedy dzisiejszym) społeczeńst­wie Stanów Zjed­noc­zonych. Ogól­nie zwierz powie tak. Jasne pomył­ki się zdarza­ją ale ta go den­er­wu­je bo to nie chodzi o pomyle­nie nazwiska tylko wręcz całego zjawiska.

Zwierz przyz­na też, że wzruszyło go zdanie że mowa Madon­ny z 2016 roku „przeszła do his­torii” czy­tanie tego w 2017 roku daje złudze­nie że wystar­czy iż ktoś coś wspom­ni rok po wygłosze­niu a od razu prze­chodz­imy do historii.

Wybór między Jack­ie i Marylin to nie jest to samo co wybór między Audrey i Marylin

Przes­zliśmy przez aktorów, gwiazdy i skan­dale i dochodz­imy do bun­town­ików. Tych prawdzi­wych a nie wykre­owanych. Dlat­ego więk­szość miejs­ca jest poświę­cona Mar­lonowi Bran­do i Jame­sowi Deanowi. Nie żeby któryś z nich był medi­al­nie lan­sowany jako bun­town­ik. Nie żeby kojar­zony z nimi styl był efek­tem piec­zołowitej pra­cy. Bo to abso­lut­ny przy­padek że Dean który kojarzy się z postawą bun­town­i­ka grał  filmie „Bun­town­ik bez powodu”. Żad­nej kreacji w tym nie było. Ech… W każdym razie autor­ka raczy nas zda­ni­a­mi uroczy­mi np. w odniesie­niu do Jame­sa Deana “Miał więcej szczęś­cia niż Bran­do, bo zagrał w swoim życiu tylko w trzech fil­mach i wszys­tkie były co najm­niej dobre”. Istot­nie James Dean miał mnóst­wo szczęś­cia umier­a­jąc tak mło­do. Pewnie by coś słabego nakrę­cił. W przy­pad­ku beat­ników (a jakże pojaw­ia­ją się) może­my przeczy­tać zdanie:“Ginsbeg, Keroac i Bur­roughs zosta­ją idol­a­mi całego pokole­nia”. I tu zwierz ma poważne wąt­pli­woś­ci. Bo aku­rat ruch beat­ników nie był zjawiskiem tak sze­rokim by por­wał pokole­nie. Postępu­ją­cy za nim ruch hip­pisows­ki – tak. Ale beat­ni­cy ten powszech­ny wpływ mieli znacznie mniejszy. Na pewno węższy niż całe pokole­nie. Zwierz pamię­ta z wykładu z his­torii kul­tu­ry, że w sum­ie wszys­t­kich beat­ników moż­na było­by mieś­cić na bard­zo dużej Sali gim­nasty­cznej. Dalej zresztą dowiadu­je­my się, że “Panu­je szpan na Bukowskiego. Lep­iej jest znać Szmirę, Kobi­ety czy Z szynką raz niż kole­jne częś­ci Har­rego Pot­tera czy try­logię Greya”. U pow­sta­je dręczące zwierza pytanie – w jakim środowisku panu­je, i dlaczego miało­by to być wymi­enne, dlaczego zna­jo­mość Pot­tera i Greya są w tym samym worku. I w ogóle czy to zdanie ma jak­iś sens.

Jak wyglą­da Bun­town­ik? Jak ktoś kogo ubra­no żeby wyglą­dał w filmie na buntownika

Pod koniec rozdzi­ału autor­ka – pier­wszy raz w książce, przy­tacza to co na jej Face­booku napisali czytel­ni­cy zapy­tani przez nią o jak­iś prob­lem. Zwierz przyz­na że więk­szość z tych wypowiedzi – trak­towanych przez autorkę jako reprezen­taty­w­na prób­ka świad­czy po pros­tu o tym, że ludzie czy­ta­ją­cy Karolinę Kor­win-Piotrowską cele­bry­tów nie lubią, gardzą nimi i mają się za lep­szych. Co w sum­ie nie powin­no dzi­wić. W przy­pad­ku bun­town­ików też mają wiele pomysłów. W tym jeden : “Piszą­ca te słowa też zdu­miewa­ją­co częs­to była wśród nich wymieni­a­nia. To dla mnie wiel­ki kom­ple­ment, spełnie­nie marzeń, ale pozostaw­iam miejsce, które według wyliczeń mogło przy­paść mi komu innemu. To mój bunt, uszanu­j­cie go”. Serio? Ludzie na jej włas­nym pro­filu pisali o niej dobrze? Zapew­ni­am was, że gdy­by Zwierz napisał na swoim pro­filu „Ej kto pisze naj­fa­jniej o pop­kul­turze w sieci” to część odpowiedzi brzmi­ała­by „Zwierz”, trochę jak wejść na Żyletę na meczu Legii i zapy­tać „Szanowni państ­wo jaki jest najlep­szy pol­s­ki klub sportowy?”. Inna sprawa – prze­ci­wko czemu niby się autor­ka bun­tu­je? Prze­ci­wko temu, że jej czytel­ni­cy maja o niej wyro­bione zdanie. I czy w ogóle wspom­nie­nie o tym że została wymieniona nie jest prze­jawem najwięk­szego braku bun­tu. Z drugiej strony listę w książce otwiera Moni­ka Brod­ka, a za nią jest Aga­ta Buzek i Fil­ip Cha­jz­er. Może to jed­nak jest coś prze­ci­wko czemu warto się buntować.

Zawsze to dobra okaz­ja żeby wkleić zdję­cie młodego Mar­lona Brando

Potem jest dłu­gi rozdzi­ał o modzie – który przekonu­je nas że mamy w szafie rzeczy nos­zone bo noszą je gwiazdy. Zna­jdziemy też uroczy akapit: “Dzisi­aj Hep­burn reklam­owała­by tanią dresową odzież dla Lid­la, Deneuve kolekcję dla H&M a Gar­bo lin­ię ciepłych kurtek z Biedron­ki. To nie żart jeśli takie nazwiska jak Lager­feld, Ken­zo czy Bal­main robią kolekc­je dla H&M , jeśli obiek­tem pożą­danie sta­je się koszul­ka z głupim napisem albo getry, w których moż­na wyglą­dać dobrze tylko o śmier­ci, to przes­tańmy udawać, że moda nie jest demokraty­cz­na”. Akapit ten jest nie tyle naduży­ciem, co zwykłą nieprawdą. Aktor­ki które wymienia KKP znalazły by pewnie kon­trak­ty reklam­owe – ale nie dla Lid­la czy Biedron­ki ale dla znanych pro­jek­tan­tów. Bo wielkie gwiazdy nadal rekla­mu­ją znanych pro­jek­tan­tów. Nic się nie zmieniło.  Zaś w ogóle decyz­ja o wypuszcza­niu lim­i­towanych serii od pro­jek­tan­tów w znanej sieci z ubra­ni­a­mi nie jest tym samym co wspieranie przez gwiazdy luk­su­sowych marek. To ma być szoku­jące. Jest, nieprawdziwe.

Podob­nie zresztą jak zdanie: „Prob­lem pole­ga na tym że kiedyś gwiazdy uświę­cały rzeczy pon­ad­cza­sowe, a dziś to są dresy, kawa , guma do życiu, napo­je gazowane albo pieluchy”. To nie jest praw­da. Mam na dysku zdję­cia reklam z dwudziestole­cia między­wo­jen­nego – Bodo, Ćwik­lińs­ka, Smosars­ka – wśród reklam­owych pro­duk­tów – krem, pas­ta do zębów, czeko­la­da. Gwiazdy reklam­owały pro­duk­ty codzi­en­nego użytku od lat. Nie ma tego pięknego kiedyś kiedy tego nie robiły. To nie jest praw­da. I tyle.

Kiedyś to gwiazdy reklam­owały rzeczy ważne. Trwałe. Wielkie. Jak pastę do zębów i gazetę sportową (o której wiado­mo było że Bodo jej nie czy­ty­wał bo nie intere­sował się sportem)

Tu zwierz musi skończyć z cytowaniem tej częś­ci. Zami­ast his­torii sławy dosta­je­my chao­ty­czny zbiór aneg­dot, obserwacji i sądów które nie mają więk­szego uza­sad­nienia. Przeszłość miała lep­sze gwiazdy, ter­aźniejs­zość ma ich marne cie­nie. Kon­tekst społeczny? Żaden. Zmi­ana funkcji mediów? Z książ­ki moż­na dowiedzieć się z Inter­net jest głupi i płas­ki. Ogól­nie czy­ta­jąc tą część zwierz czuł przedzi­wne połącze­nie znudzenia i frus­tracji. Jak­by słuchał kogoś, kto z dziką satys­fakcją pow­tarza ci znane plot­ki,  i nie dość że nie umie powiedzieć dlaczego to robi, to jeszcze co pewien czas doda­je z wyżs­zoś­cią, że nie plotku­je tak jak inni. Kosz­marek.  Nie mniej ta część książ­ki ma jeszcze jak­iś sens – założe­nie może nie zre­al­i­zowane ale przy­na­jm­niej pod­ję­to próbę.

Potem jest gorzej. Dru­ga część książ­ki przy­pom­i­na trochę prze­wod­nik Pas­cala po Internecie. Autor­ka deklaru­je: „Oto efekt wielomiesięcznej obserwacji akty­wnoś­ci pol­s­kich cele­bry­tów w medi­ach społecznoś­ciowych. Trafiłam na dno pol­skiego piekła. Ale wró­ciłam otrząs­nęłam się i napisałam TO: (…)”. Czym jest to? Arbi­tral­ną oceną stron inter­ne­towych pol­s­kich aktorów i cele­bry­tów. Dlaczego tych a nie innych? Nie wiado­mo. Piotrows­ka streszcza nam co może­my tam przeczy­tać. Coś się jej podo­ba a coś nie. Nuda panie kosz­mar­na. Opinie KPP są niekiedy nie poparte fak­ta­mi albo po pros­tu mało błyskotli­we. O Krystynie Jandzie mówi że rozpę­tała Czarny Protest. Do Maf­fash­ion ma pre­ten­sje że pokazu­je tylko ciuchy a nie ma książek i muzy­ki. No zupełnie jak­by Maf­fash­ion miała stronę poświę­coną modzie. Autor­ka stras­zli­wie kry­tyku­je dziew­czynę która ma pro­fil Lit­tle Mon­ster jak­by zupełnie zapom­i­na­jąc że dziew­czy­na kieru­je swój przekaz do zupełnie innej grupy odbior­ców. Lubi za to Kasię Tusk o której pisze „“Jako jed­na z niewielu pode­j­mu­je próbę edukowa­nia swoich czytel­ników, inspiru­je nie tylko do wydawa­nia pieniędzy, ale do myśle­nia, do roz­wo­ju co chwali się jej bard­zo. Nie jest wyłącznie jak więk­szość blo­gos­fery ordy­narnym i nachal­nym słu­pem reklam­owym”. Pomi­ja­jąc pusty śmiech zwierza (Kasia Tusk jako czołowa eduka­tor­ka pol­skiego Inter­ne­tu i oso­ba zdys­tan­sowana do współprac reklam­owych) jest mu po pros­tu wstyd że oso­ba jeżdżą­ca na Blog Forum Gdańsk pub­licznie wygłasza takie opinie. Może już czas by nie pojaw­iała się więcej na imprezach blogerskich.

Nie mam nic do blo­ga Kasi Tusk. To ład­ny blog z ład­ny­mi rzecza­mi. Taki ma być. Ale proszę mi nie wmaw­iać że Kasia Tusk jest lśniącą gwiazdą blo­gos­fery która jako jedy­na zmienia życie czytelników.

Potem zaczy­na się słyn­ny spis celer­bry­tów z podzi­ałem na kat­e­gorie. Pier­wsze kat­e­go­ria to Ikony. Czego o tych ikonach nie przeczy­tamy: “Jej obec­noś­ci medi­al­nej nie zmierzymy zbyt wielo­ma okład­ka­mi bo te dosta­ją uzur­pa­torzy do jej pozy­cji. Nie dowiedziemy jej wartoś­ci cytowal­noś­ci bo o niej nie pisze się zbyt wiele. Media trady­cyjne częs­to ją ole­wa­ją. Cza­sem mają ją gdzieś”, “Dawku­je siebie mądrze, spoko­jnie, potrafi na chwilę, nawet dłuższą zniknąć. Stać ją nie dlat­ego że ma kasy jak lodu, ale dlat­ego, że jest mądra i ma tal­ent”, “Zwyk­le oczy­tana, wyk­sz­tał­cona, zna swo­ją dziedz­inę doskonale, a jej his­torię może recy­tować na wyry­w­ki”, “Pracu­je dużo, cza­sem bard­zo dużo, ale trud­no ją pozsadzać o pra­co­holizm. Ona to lubi, pra­ca to jej DNA”, „Ikona nie chodzi na imprezy, nie nazwiemy jej medi­al­ną czy biz­ne­sową puszczal­ską”, “Nie przeczy­tamy o niej na Pudelku, W tabloidach, a jeśli już to rzad­ko i nie w formie skan­dal­izu­jącego newsa”, “Skan­dale? To nie ona”, “Ma życiowy luz”, „Cza­sem zro­bi reklamę. Nikt jej tego raczej nie wypom­i­na (…)”, “Ikonie wybacza się bogact­wo”. No fan­tasty­cz­na ta Ikona. Kto jest na tej liś­cie? Otóż pomiędzy różny­mi nazwiska­mi zna­jdziemy np. Agnieszkę Chylińską (która wys­tępu­je tylko w dwóch pro­gra­mach TVN), Pio­tra Fornczewskiego (który nie sprzedał się chy­ba nawet wtedy jak reklam­ował wyjazdy dla emery­tów do Ciechocin­ka), Magdę Gessler (prasa o niej mil­czy), Krzyszto­fa Ibisz (klasa!), Owsi­a­ka (który zdaniem KPP jest naszą odpowiedz­ią na Man­delę czy Obamę). Marylę Rodow­icz (też stroni od reklam czy plotek) i ogól­nie całe mnóst­wo ludzi które do opisu ikony autorstwa KPP nie pasu­ją, ale ich lubi.

Lud­wik to faj­na mar­ka i bard­zo ją lubię (lud­wik mię­towy for the win) ale proszę i nie wmaw­iać że ktoś jest ikoną pol­skiej kul­tu­ry i wys­tępu­je w jed­nym roku w reklamie Lud­wi­ka i środ­ka na ból wątro­by (a może na wzdę­cia) Ulgix.

Kole­jne kat­e­gorie są pisanie na podob­nej zasadzie – kogo Piotrows­ka lubi to pisze dobrze, nie lubi pisze źle. Poziom porów­nań poraża Steczkows­ka w US był­by jak Liza Minel­li a Kukul­s­ka gdy­by się tam urodz­iła konkurowała­by z Bey­once. Za to pojaw­ia się cud­ne zdanie o Szy­monie Hołowni „Ostat­nio więcej go w Afryce gdzie poma­ga bied­nym dzieci­akom, niż w Polsce. Szko­da”. Rzeczy­wiś­cie szko­da że poma­ga dzieciom. O Agnieszce Jas­trzęb­skiej moż­na się dowiedzieć, że to: ” “Najbardziej kon­trow­er­syj­na dzi­en­nikar­ka w medi­ach” (zwierz wygooglował jej nazwisko), Jes­si­cy Mer­cedes autor­ka nie lubi więc pisze : Bard­zo pew­na siebie zapom­ni­ała gdzie szukać słowa “poko­ra” a media nady­ma­ją je medi­al­ny balon (…) Jestem ciekawa, czy jak spon­sor zapłaci jej za reklamę tabletek na zat­wardze­nie, to zro­bi spec­jal­ny filmik na blogu? Jest spory potenc­jał, jest pas­ja do mody, ale wszys­tko podane trag­icznie. I aparat na zęby w tym nie pomoże”. I tak przez kole­jne kilka­naś­cie stron. Potem jeszcze pisze w kim pokła­da nadzieję. I tak przez kole­jne kilka­naś­cie stron. W jej opisach pow­tarza­ją się te same sfor­mułowa­nia (cza­sem na jed­nej stron­ie moż­na się dowiedzieć że Pier­wsza Miłość to paździerz) ale też jakaś taka bolesna płytkość obserwacji. Ostate­cznie jest to nudne dla każdego kto już sam nie kocha i gardzi jak autorka.

Trud­no orzec dlaczego jed­na bloger­ka rekla­mu­ją­ca i pokazu­ją­ca w sieci ciuchy jest dobra a dru­ga zasługu­je na dość paskudne uwa­gi o wyglądzie.

Zwierz przyz­na szcz­erze, że lek­tu­ra go zmęczyła. Strasznie. Nie dlat­ego, że była nud­na, albo że wiedzi­ał za dużo. Nawet nie dlat­ego, że autor­ka trak­tu­je czytel­ni­ka jak idiotę (książ­ka ma pod­kreślone kawał­ki w rozdzi­ałach – żeby było wiado­mo które zdanie ważne). Zwierza zmęczyła ta mieszan­ka poczu­cia wyżs­zoś­ci, pog­a­rdy, samozad­owole­nia. W tej książce są frag­men­ty które nie są błędne, czy nie są pomyłką. Ale nawet nad nimi unosi się taki duch poczu­cia wyżs­zoś­ci, który czytel­nik powinien dzielić. Zwierz z poczu­ciem samozad­owole­nia powie nie dzieli. I wiecie co? Wy też nie dziel­cie. Nie warto. W tym sza­lonym świecie lep­iej czy­tać głupiego blo­ga niż czuć się dużo lep­szym od tych którzy czy­ta­ją blo­gi. Jed­no jest nieszkodli­we. Drugie toksy­czne. Jak naj­gorszy narko­tyk współczes­noś­ci. Tylko nie wiem jak wynik wychodzi w Google.

Ps: Wpis został uzu­pełniony o zdję­cia i pod­pisy pod nimi, zwierz popraw­ił literów­ki które mu wskazaliście.

65 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online