Hej
Zastanawialiście się kiedyś nad tym co to znaczy uprawiać blogerstwo ekstremalne? Zwierz też nigdy nad tym nie rozmyślał ale wydaje mu się, że spokojnie możemy założyć że tworząc tą notkę na korytarzu pociągu Toruń Warszawa zwierz wpisuje się w grono uczestników tego sportu ekstremalnego. Wszystko zaś po to byście moi drodzy czytelnicy mieli co czytać gdy w końcu sterany zwierz dotrze do miasta stołecznego. Zwierz postanowił spełnić pojawiające się w części komentarzy i na facebooku życzenie by udostępnić wam swoje przemyślenia na temat blogowania o kulturze. Zwierz zawarł je w prezentacji, która jednak składała się wyłącznie z haseł podpowiadających zwierzowi o czym ma mówić. Zwierz wie, że to pewne odstępstwo od zwyczajowej tematyki bloga ale ponoć należy wyrównywać nie równości geograficzne i brak możliwości słuchania zwierza na żywo.
Zwierz uważa że blogowanie o kulturze nie kończy się na wyborze tematu. Popularnie uważa się, że blogi o kulturze to te, które zajmują się książkami, filmami, serialami czy muzyką. Zwierz przychyla się do tego tropu ( nie jest zwolennikiem uznawania za kulturalne blogi, które przekonują nas że wszystko jest kulturą) choć wydaje mu się, że każdy bloger kulturalny powinien starać się choć trochę mieszać poruszaną tematykę – jasne jest że każdy blog naturalnie ciąży ku temu co najbardziej interesuje autora (w przypadku zwierza jest to film) ale bardzo trudno ciągle blogować na jeden temat nie popadając w znudzenie i rutynę. Jednak zwierz uważa że do tematyki należy dodać jeszcze kolejne wyznaczniki.
Po pierwsze kwestie przedstawiania swoich poglądów i argumentów. Zwierz jest zdania, że blogowanie o kulturze wymaga od piszącego dużo większej świadomości dlaczego jest zwolennikiem takiej a nie innej opinii – jeśli film się nie podoba należy więc być świadomym nie tylko argumentów przeciw ale także argumentów strony przeciwnej – chociażby po to by móc je wyprzedzić czy zbić w sposób inteligentny i elokwentny. Nie oznacza to, że każde nasze zdanie musi być wyważone ale każde powinno być rozważone.
Podobne wymagania zwierz stawia komentatorom – mówi się, że nie da się opanować czytelników czy komentującej tłuszczy ale to nie prawda. Autor bloga może werbalnie (po prostu napisać) lub nie werbalnie (atmosferą wokół bloga) narzucić czytelnikom pewien poziom wymiany zdań. Internet pełen jest miejsc gdzie rozmowa o wytworach kultury popularnej jest bezproduktywnym przerzucaniem się co raz to bardziej wyrafinowanymi wyzwiskami – tymczasem prowadząc bloga o kulturze powinno stworzyć się miejsce gdzie możliwa jest wymiana zdań i opinii– zdaniem zwierza nie jest to postula utopijny i wcale nie koniecznie trzeba go osiągać kasowaniem komentarzy i banowaniem uczestników. Czasem wystarczy sama postawa blogera i ton w jakim odpowiada on na komentarze uczestników.
Ostatnia kwestia to język – zwierz wie, że w przypadku bloga bez przecinków i z błędami ortograficznymi teoretycznie wypowiadanie się o języku jest poważnym nadużyciem. Ale zwierz nie uważa by nie był to problem wart poruszenia. Od bloga o kulturze należy wymagać nieco więcej językowo – tam gdzie jest anglicyzm można wstawić słowo w języku polskim, zamiast po raz kolejny pisać „nietuzinkowy” czy „Kultowy” poszukać innego określenia. Bawić się słowem , starać się pisać na tyle dobrze by nawet tekst który nie interesuje czytelnika ze względu na temat zainteresował go ze względu na to jak jest napisany. W końcu pisząc o kulturze wpisujemy się w długi ciąg literackich, filmowych i teatralnych krytyków którzy pokazali, że można pisać jednocześnie dowcipnie, złośliwie, autentycznie i literacko pięknie.
Tu następuje moment kiedy każdy kto bloguje o kulturze (czy chce dopiero zacząć) musi stanąć oko w oko z pięcioma problemami.
Po pierwsze: Dla kogo chce pisać
Zwierz wydzielił pięć rodzajów czytelników , którzy jednak nie muszą być traktowani rozłącznie. Można starać się dotrzeć do więcej niż jednej grupy, można część postów kierować do jednego rodzaju część do drugiego można w końcu – co stanie się oczywiste dalej – zadbać jedynie o jednego najważniejszego czytelnika.
Pierwszy rodzaj blogów to te kierowane do ekspertów – w przypadku kultury oznacza to, że zakładamy z góry, że niczego nie musimy tłumaczyć – wszyscy wszystko widzieli, czytali i są na tyle dobrze zorientowani by bez trudu rozpoznać cytaty i nawiązania. Takie blogi rzecz jasna zawężają liczbę czytelników ale pozwalają pisać nam bez skrępowania o tematach w których sami czujemy się biegli. Zwierz zwrócił uwagę, że ten sposób pisania często przyjmują blogerzy piszący o grach.
Po drugie można pisać dla fanów – tu zwierz czuje się w obowiązku przywołać znakomity wpis na 221 Baker Street gdzie doskonale opisano jak dopasować język bloga do fanów – sporo nawiązań, fraz czy gifów zrozumiałych dla czytelników którzy żyją w tej samej sferze odniesień – osoba z zewnątrz nie posługująca się równie sprawnie tym językiem może się poczuć zniechęcona ale – o czym nie należy zapominać – może się także poczuć zaintrygowana – co zawsze należy traktować na plus.
Kolejny rodzaj czytelnika to czytelnik niezorientowany – dla niego bloger staje się przewodnikiem w świecie wybranej przez siebie działki kultury, każdy blog jest po części dla niezorientowanych ale możemy przyjąć na siebie ten obowiązek w mniejszym lub większym zakresie. Zwierz uważa, że prowadzi blog po części dla ludzi ciekawych a niezorientowanych i odkrywa czy tłumaczy wybrane fragmenty kultury popularnej.
Innym rodzajem czytelników są znajomi – zwierz ma tu na myśli zarówno tych znajomych właściwych jak i nabywanych prze z lata znajomych blogowych czy internetowych. W przypadku pisania do znajomych czy o znajomych należy zdaniem zwierza zachować równowagę – oczywiście zawsze można prowadzić blog bardzo mocno sprofilowany pod ludzi których znamy i lubimy ale wtedy trzeba się liczyć z tym, że czytelnik poczuje się obco. Nie oznacza to jednak że nie należy wdawać się w dyskusję, polemiki czy przerzucanie się informacjami – tu kwestia polega raczej na proporcjach.
Ostatnim najważniejszym czytelnikiem jest autor bloga – Nigdy nie należy o nim zapominać. Całkiem sporo blogów powstaje ponieważ bloger nigdzie w sieci nie może znaleźć miejsca w którym mógłby poczytać o interesujących go wytworach kultury. Stąd też jeśli własny blog przestaje być takim miejscem (np. z powodu koniunktury na inne tematy) wtedy należy mocno kwestię blogowania przemyśleć. Na blogu powinny być bowiem obecne przede wszystkim te treści, które sami chcielibyśmy przeczytać. Nawet jeśli interesują tylko nas. Inni czytelnicy są dodatkami do najważniejszego czytelnika czyli nas, nie zaś władcami treści.
Drugie pytanie jakie musi sobie zadać bloger to o czym będzie pisać.
Zdaniem zwierza należy pamiętać, że samo przepisywanie wiadomości z portali to nieco za mało. Nie chodzi nawet o to, że nie wymaga to wysiłku intelektualnego, ale o to, że nie wyróżnia naszego bloga na tle innych. To co przyciąga czytelników to nie sama wiadomość (do znalezienia na oficjalnych portalach) ale nasz komentarz. Nie ma nic złego w wpisaniu letnich premier kinowych o ile pamiętamy by powiedzieć czytelnikom co sami o nich sądzimy i dlaczego wybraliśmy te a nie inne.
Podobnie rzecz ma się z recenzjami. Zwierz jest przekonany, że nikt nie wchodzi na blog zwierza bo chce przeczytać jakąś recenzję dajmy na to Pacific Rim. Ludzie wchodzą na blog zwierza żeby przeczytać co zwierz myśli o Pacific Rim. Oznacza to, że zamiast poszukiwać tej mitycznej obiektywności należy odpowiednio zbalansować treść recenzji tak by czytelnik wiedział, że nie czyta tekstu ze skrzydełka książki czy opakowania DVD ale naszą osobistą opinię – ukształtowaną przez wiedzę, doświadczenie, inne obejrzane filmy. To niesłychanie ważne by nigdy o tym nie zapominać i by nie kopiować recenzji z portali gdzie zwykle jakieś 90% zostaje pożyczone z materiałów marketingowych.
Kwestią dyskusyjną jest odpowiedź na pytanie o szybkość informacji. W przypadku blogów poświęconych kulturze popularnej paradoksalnie czas bywa wszystkim. Występ Miley Cyrus na MTV można skomentować tylko w bardzo określonym oknie, film recenzja filmu pod koniec jego obecności w kinach spełni już zupełnie inne zadanie niż w dniu premiery. Zwierz niema tu jednej odpowiedzi – czasem opłaca się włączyć do dyskusji późno (wyrazić ostatnią najbardziej wyważoną opinię) czasem opłaca się wedrzeć jako pierwszym – stając się punktem odniesienia dla cudzych rozmów. Zwierz stał się beneficjentem zarówno jednego jak i drugiego sposobu pisania i skłania się do tego by jednak trzymać rękę na pulsie i zegarku i niekiedy pisać z nastawieniem na to by być pierwszym. Zwierz czynił tak w przypadku 2 sezonu Sherlocka wychodząc z założenia, że ti czytelnicy chcą natychmiastowego odzewu ze strony blogera.
Tu powstaje pytanie o treści kontrowersyjne. Zwierz nie będzie przed wami ukrywał – treści kontrowersyjne sprzedają się najlepiej. Ale jednocześnie mogą ciążyć blogerowi i co ważne szybko się zdezaktualizować. Zwierz nie wstydzi się tych wpisów które okazały się kontrowersyjne (Np. wpis o Bejbi bLues które zwierz nadal uważa za film absolutnie fatalny) ale nie będzie ukrywał, że czytanie zamieszczonych pod nimi komentarzy nie należy do przyjemnych. Zresztą kontrowersja żyje krótko, z kolei niekiedy teksty wyważone krążą po Internecie jako ważny głos w dyskusji długo po tym jak umarły wszystkie proste kontrowersje. Zwierz jest zdania, że jeśli nasza opinia jest szczera ale kontrowersyjna nie ma się co wahać i trzeba pisać. Nie należy natomiast na siłę szukać kontrowersji bo dobrego bloga na nich nie zbudujemy.
Kolejne dwie kwestie są ze sobą mocno związane. Otóż niezależnie o czym piszemy bloga zawsze możemy raz na jakiś czas napisać o czymś innym. Temat nigdy nie powinien być naszym panem – oczywiście nie należy robić odstępstw zbyt często ale jeśli w naszym i wydarzyło się coś o czym bardzo chcemy poinformować czytelników to powinniśmy to zrobić. Czytelnicy paradoksalnie z entuzjazmem przyjmują kiedy ich piszący ciągle o tym samym bloger pokaże swoją inną twarz czy zainteresowanie inną tematyką.
Tu ponownie pojawia się druga kwestia – czasem chcemy napisać o czymś w czym nie czujemy się wystarczająco mocni. Być może nawet nieco niekompetentni. Nie oznacza to, że nie możemy o tym napisać. Pisząc o kulturze zawsze ślizgamy się po granicy niekompetencji bo zawsze jest ktoś kto widział, czytał czy po prostu wie więcej od nas. Ważna tu jest przede wszystkim uczciwość. Z doświadczeń zwierza wynika, że jeśli czytelnik zostanie poinformowany, że nie czyta opinii eksperta to będzie na tyle kumaty by nie wymagać opinii eksperta Zresztą nie zawsze czytelnik takiej opinii łaknie. Wręcz przeciwnie czasem nasza niekompetencja jest dokładnie tym czego chce czytelnik – zwłaszcza jeśli jest podobnie jak my nieobeznany w temacie.
Kolejne pytanie jakie zdaniem zwierza powinien sobie na pewnym etapie zadać bloger to Dlaczego bloguje.
Istnieje tendencja do postrzegania blogerów jako osób pragnących przekuć swoje pisanie w zarobek. Tym osobom odradzamy pisanie o kulturze. Nie jest prawdą jak twierdzą niektórzy że pisząc o kulturze nie można zarobić. Można – może nie wielkie pieniądze ale można sobie podreperować budżet. O zarabianiu zwierz jeszcze będzie pisał dalej tu jednak chciałby zaznaczyć, że zakładanie bloga kulturalnego dla pieniędzy to zły pomysł. Ogólnie zdaniem zwierz zakładanie bloga dla kasy to zły pomysł, co nie oznacza, że zwierz nie uważa iż można czerpać korzyści z bloga złożonego z innych powodów.
Podobnie nie należy zakładać bloga z przekonaniem, że naszym celem jest zdobycie sławy rozpoznawalności i władzy nad światem. Sława blogera jest stosunkowo ograniczona, rzadko wychodzi poza Internet i często ogranicza się jedynie do grona naszych czytelników. Zresztą jeśli ktoś chce być sławny to naprawdę powinien przemyśleć czy pisanie bloga to najlepszy pomysł bo większość czasu spędza się dość samotnie i anonimowo wklepując literki do komputera.
Zwierz jest natomiast wielkim zwolennikiem dwóch następnych ściśle ze sobą związanych powodów do rozpoczęcia blogowania. Pierwszy wynika z wewnętrznej potrzeby by podzielić się ze światem swoimi przemyśleniami – to blogowanie w stylu – jeśli komuś o tym nie opowiem to pęknę. To stoi między innymi za narodzinami bloga zwierza, którego rodzina już w pewnym momencie nie chciała słuchać a znajomi rozpierzchali się kiedy nadchodził zwierz.
Druga sprawa to poczucie, że jeśli my o czymś nie napiszemy to nikt tego za nas nie zrobi. Zwierz np. ma obecnie w głowie notkę o specyficznym smutku jaki budzą w nim seriale komediowe – zwierz wie, że nie jest to temat, który podejmie ktokolwiek inny – chociażby dlatego, że ów smutek nawet jeśli dzielony wiąze się z faktem, że zwierz właśnie teraz ogląda 11 seznów jednego serialu. Obie te moetywacje są zbieżne ale także gwarantują, że póki my sami będziemy tematem zainteresowani póty teoretycznie nie powinno nam zabraknąć tematów do pisania ani weny. Tu my sami jesteśmy źródłem tematów a chyba każdy pasjonat kultury wie, że te nie kończą się nigdy.
Czwarta kwestia to problem ustalenia jaki jest nasz stosunek do czerpania korzyści z bloga.
Nawet jeśli nie pojawi się kwestia pieniędzy może nawet w przypadku mniejszego bloga pojawić się kwestia darmowych biletów czy zaproszeń na pokazy. To zawsze miłe kiedy nas zapraszają gdzieś za darmo ale należy od razu ustalić pewne zasady.
Po pierwsze – zwierz jest wielkim zwolennikiem tego sposobu zachowania względem przedstawicieli firm PR czy dystrybutorów – trzeba być uczciwym – pisać kiedy o czymś nie wiemy, nie jesteśmy pewni czy na coś się nie zgodzimy. Zwierz na przykład kiedy nie przyjmuje zaproszenia na pokaz zawsze pisze dlaczego nie może się pojawić (zwykle jest w pracy) kilka razy okazało się, ze istnieją jeszcze pokazy o innych godzinach, które tylko czekają na obecność zwierza. Podobnie w przypadku kiedy widzimy że dana współpraca nam nie pasuje – czasem napisanie szczerze np. „ nie mogę testować waszego samochodu bo nie mam prawa jazdy” spotka się z bardzo miłą odpowiedzią i wymienianiem się pozdrowieniami z tramwaju. Pamiętajcie, że niezależnie od tego co wam się teraz mówi, jesteście po prostu piszącymi ludźmi, nie ma obowiązku znania się na wszystkim. Nie udawajcie poważnych biznesmenów jak jesteście po prostu blogerami. Pamiętajcie że po drugiej stronie siedzi człowiek, z którym można się dogadać i który dostaje miliony identycznych profesjonalnych odpowiedzi.
Natomiast z całą pewnością pośród tej rozbrajającej szczerości powinny znaleźć się warunki na jakich przystępujemy do współpracy tzn. czego nie dopuszczamy (np. wpływania na treść recenzji) czego nie praktykujemy (np. zwierz nie ma innej polityki względem wpisów komercyjnych tzn. każdy może pod wpisem napisać co chce i nie zostanie to skasowane podobnie jak sam wpis) i co ważne jak się rozliczamy. Zwierz jest wielkim zwolennikiem pamiętania o całej tej papierkowej robocie. Nawet jeśli wydaje się nam, że nasze działania raczej nie zwrócą uwagi fiskusa to jednak lepiej zrobić wszystko by być w porządku.
Kolejna sprawa – zdaniem zwierza ważna, to konieczność odpowiedzenia sobie na pytanie czy na naszym blogu jest miejsce na wszystko. Bo większość propozycji w sieci nie ma nic wspólnego z kulturą więcej z lifestylem czy po prostu ze sprzedawaniem produktów nie związanych z zupełnie z nawet bardzo szeroko rozumianą kulturą.
Zwierz zawsze uważa że musimy rozważyć takie propozycje bardzo uważnie – przede wszystkim pod kątem czy czujemy się dobrze z tym i my i nasi czytelnicy. Nie tak dawno temu zwierz stanął przed trudną decyzją czy dać się wciągnąć w akcję, która średnio mu leżała – zapytał zaufanych czytelników o zdanie ale kiedy ostatecznie nic z akcji nie wyszło, zwierz poczuł ulgę. I to jest ważne – blog to nasze ukochane dziecko, nasze miejsce w sieci , jeśli zaczniemy się źle z nim czuć to nie ma takich pieniędzy jakie nam wynagrodzą utratę poczucia, że to co robimy jest nasze, fajne i sympatyczne. No i na koniec nie należy zapominać o czytelnikach – oni też nie powinni się czuć na blogu źle czy też traktowaniu wyłącznie jako naiwniacy którym chce się coś wcisnąć dla własnego zysku.
Piąte pytanie/ kwestia wiąże się z tym jak zdaniem zwierza wygląda problem bloga który okazuje się sukcesem.
Po pierwsze chyba wszyscy wiemy ale nigdy nie dość przypominania, że żaden blog nie jest od razu popularny. Blogowanie wymaga bardziej niż czegokolwiek innego cierpliwości. Zwierz przez prawie dwa lata prowadzenia bloga był zupełnie anonimowy. Nie mniej sukces nigdy nie był celem samym w sobie prowadzenia bloga, stąd w serce zwierza nigdy nie wdarło się zwątpienie. Jeśli jednak bardzo nam na sukcesie zależy, to wtedy oczekiwanie może okazać trudne do zniesienia. Ale z tego co zwierz widzi, teraz jakby nieco łatwiej wypromować bloga.
Na pewno w osiągnięciu sukcesu czy raczej poczucia sukcesu pomaga dbanie o czytelników. Czytelnicy będą wracać tam gdzie się ich ceni angażuje i gdzie bloger jest zwrócony ku nim. Oznacza to obowiązek czytania komentarzy, odpowiadania na maile, przychylania się do sugestii. Czytelnicy nie rządzą blogiem ale go współtworzą i o tym należy pamiętać. Zwłaszcza że dbanie o czytelników się opłaca – w końcu są to ludzie zainteresowani tym samym problemem co my a to oznacza, że jeśli odpowiednio o nich zadbamy możemy pozyskać największy zysk z bloga – grupę znajomych zainteresowanych tym samym co my – co w wielu przypadkach jest absolutnie bezcenne.
Jednocześnie niezależnie od tego jak bardzo będziemy się starać zawsze znajdzie się ktoś kto nie będzie nas lubić czy nie będzie nas czytać. Nic nie jesteśmy w stanie z tym zrobić. Takie jest życie i taki jest Internet. Zwierz jednak nauczył się przez te kilka lat by nie odwracać się od krytyków i hejterów. O dziwo całkiem sporo osób można do siebie przekonać, całkiem sporo spacyfikować zaś niektórzy niechętni naszym blogom mogą nas doprowadzić do porządku. Zwierz natomiast odradza wszelkie pisanie do hejterów prywatnie – zwierz znał takiego blogera, który miał zwyczaj na krytykę reagować wysyłaniem prywatnych listów – co zazwyczaj kończyło się tym, że krytykujący raczej utwierdzał się w swojej krytyce.
Niekiedy po wyjątkowo paskudnej pyskówce w Internecie, złym dniu czy po prostu bo jest wiosna, nie chce nam się pisać. Nie ma w tym nic złego. Każdemu czasem się nie chce. Kluczem do prowadzenia bloga z sukcesem jest odpowiednie wyważenie swojej postawy względem tej sytuacji. Jeśli jesteście blogerami takimi jak zwierz, który pisze codziennie to czasem lepiej napisać gorszy wpis ale nie zawieść czytelników, podobnie jak wtedy kiedy piszecie w czwartki i wtorki, zawsze obiecując wpis. Czytelnik, który wejdzie i nie dostanie wpisu może poczuć się oszukany – on przychodzi a notki nie ma. Zwierz proponuje wtedy jedno z dwóch wyjść – po pierwsze – napisać wpis krótszy, awaryjny, bogato ilustrowany ( metoda zwierza :) po drugie szczerze napisać że nie ma się weny i że się żyje – poradniki radzą co innego ale zwierz ze swojego doświadczenia wie, że nasze zmęczenie rzadko jest indywidualne i że czytelnicy przyjmują naszą niechęć do pisania ze zrozumieniem. Jeśli jednak niechęć do pisania pojawia się za często wtedy trzeba się zastanowić czy blogowanie to na pewno jest nas żywioł.
Na koniec pojawia się kwestia czy z bycia blogerem coś wynika. Co raz więcej osób uważa że jednak tak. Zwierz jest zdania, ze im rzadziej myślimy o naszych obowiązkach „jako blogera” tym lepiej dla naszego bloga. Sam zwierz wielokrotnie się przekonał, że sława i siła oddziaływania blogera poza blogsferą czy Internetem jest równa dosłownie zero. Im wcześniej się z tym pogodzimy tym lepiej dla nas i dla bloga. W ostatecznym rozrachunku jesteśmy bowiem przede wszystkim hobbistami i pasjonatami, którzy piszą o tym co ich interesuje. Internet dał nam niepowtarzalną możliwość dzielenia się tym z ludźmi którzy mają podobne pasje. Ale w sumie na tym koniec. Czasem bycie blogerem będzie oznaczało że własną pisaniną doprowadziliśmy się do hotelowego pokoju gdzie przerasta nas zapalenie światła. Czasem będzie oznaczało, ze piszemy notatkę na korytarzu pociągu TLK wstając co chwilę i przepuszczając ogólnopociągowe wędrówki ludów. Jednak bycie blogerem zawsze powinno być drugorzędne wobec bycia sobą. Pasjonatem. Kimś kto jeśli nie opowie o tym co go interesuje to po porostu pęknie. A to nie jest miły widok.
Zwierz ma nadzieję, że miło się wam czytało ten zwierza nieporadnik blogowy. Nieporadnik bo przecież zwierz pominął tak ważne sprawy jak bloga założyć, monitorować, umieścić w pajęczynie social media czy w końcu ładnie dopasować mu szablon tak by był zgodny z trendami i naszym poczuciem estetyki. Zwierz zrezygnował z tych treści, ponieważ nie ma tu nic do powiedzenia – wszystko doskonale opisali już inni. Poza tym trzeba dodać, że uwagi zwierza są mocno powiązane z jego doświadczeniami i może się okazać, że przepis na zwierza nie sprawdzi się na innym blogu. Nie mniej teraz już macie pełnie przekonań zwierza.
Ps: Wpis został ukończony dokładnie w chwili kiedy pociąg minął stację Łowicz. Macie teraz nową miarę odległości. Np. od Torunia do Łowicza jest dokładnie dziewięć zwierzostron
Ps2: Zwierz poleca wam wszystkim wybrać się w przyszłym roku na Copernicon. Jest absolutnie przecudownie a obsługa jest sympatyczna i bardzo sprawna.