Zwierz jak wiecie jest – podobnie jak większość z nas dzieckiem kultury popularnej. W niektórych dziedzinach życia kultura podsuwa nam mniej wskazówek i wzorów w innych podpowiada nam jak powinien wyglądać świat. O niczym innym nie ma tak wiele do powiedzenia jak o miłości. Stąd też zwierz jak wiele innych młodych osób był przekonany, że kiedy już go uczucie dopadnie to wszystko będzie jak w filmach. Rzeczywistość nieco to zweryfikowała.
Każdy kto widział choć jeden naprawdę romantyczny film wie, że zdaniem które rozmiękcza serce brzmi mniej więcej „Jeśli ty skoczysz, ja skoczę” albo „You complete me”. Ale potem okazuje się, że w zakresie zdań romantycznych na pierwsze miejsce wysuwa się stwierdzenie „Kupiłem ci lekarstwo na kaszel ale nie to z przeceny”. Bo jak nie czuć się prawdziwie kochanym jak ktoś omija Gripex na przecenie by kupić ci ten nieco droższy w saszetkach? No jak? Zresztą jest też ten moment kiedy mówi, że ma dla ciebie prezent i film podpowiada że powinien to być co najmniej McBook albo brylant a to jest proszę państwa kocyk z rękawami czyli najważniejsza rzecz w życiu każdej kobiety (zaraz po grubych skarpetkach ze srebrną nitką).
Albo piosenki, każdy wie że zakochana para powinna mieć swoją piosenkę. Któryś z tych romantycznych standardów. Ileż to zwierz łez wypłakał (metaforycznych zwierz nie płacze na filmach jeśli nie są o orkach. Tych wielorybach nie stworach) na „Mój chłopak się żeni” kiedy bohaterka oddawała swojemu przyjacielowi i jego żonie „ich piosenkę”. Człowiek myśli więc że kiedy nadejdzie jego czas to wybierze sobie jakiś milionowy cover Cohena i będzie przy nim łkał romantycznymi łzami. A potem któregoś dnia okazuje się, że właściwie jedyny utwór który was łączy poza ścieżką dźwiękową do Hamiltona, piosenkami Lehrera oraz hymnem Austro-Węgier i niektórymi fragmentami z Mahlera to „Non Nobis Domine” bo akurat ta melodia pojawiła się w Henryku V z Sir Kenem i w jednej z gier komputerowych i nagle macie religijną pieśń jako waszą piosenkę. Zresztą jeśli przy romantycznych piosenkach czyż nie jest gestem godnym porywu serca kiedy o drugiej w nocy słyszysz fragment z Hamiltona „Why do you write like you’re running out of time?” co zostało oficjalnie uznane za sygnał że należy odejść od klawiatury i iść spać bo zaraz będzie świtać.
Weźmy romantyczne gesty. Wszystkie (a właściwie wszyscy wiemy), że romantyczny gest to nie wiem – wysyłanie ci codziennie listów przez rok jak Ryan Gosling w Pamiętniku albo chociażby wystawanie pod twoimi drzwiami z kartkami o tym jaka jesteś wspaniała – jak w To właśnie Miłość. A potem okazuje się, że nie masz na świecie romantyczniejszego gestu niż kiedy ktoś trąca cię ręką i wskazuje na ekran Nintendo bo właśnie ma ewoluować Pokemon albo wykluć się z jajka. To jest jedna z tych rzeczy , którą naprawdę trudno pobić. Być może tylko stwierdzeniem po powrocie do domu, że się czekało z obejrzeniem Last Week Tonight z Johnem Oliverem aż do wspólnego obiadu. A nowy odcinek jest od rana.
Albo kojarzycie te wszystkie filmy w których on dostrzega jej piękno. Ten moment w Pretty Women kiedy ona wychodzi w czerwonej sukience albo nawet w samym Harrym Potterze kiedy Hermiona pokazuje się w swoich tiulach. I ten ton zachwyconego bohatera który nie może uwierzyć, że tak piękna istota właśnie się mu objawiła. Człowiek myśli że kiedyś coś takiego go spotka niech tylko znajdzie jakąś kieckę i schody. A potem ma katar, śpi do siedemnastej, wychodzi z pokoju z czymś na głowie co dawno zaczęło żyć własnym życiem i z chusteczkami do nosa strategicznie wepchanymi do obu kieszeni spodni i słyszy że wygląda „uroczo”. I wtedy wiesz, że może prawdą jest co mówią, że miłość jest ślepa a może po prostu ukochanemu zaparowały okulary a może definicja słowa uroczo jest płynna.
A kiedy on jej czyta poezję? Och jakie to jest romantyczne. Żeby tak jak Willoughby w Rozważnej i Romantycznej czytał nam wiersze albo chociaż jak Paterson coś dla nas pisał. Ale potem okazuje się, że przecież bardziej potrzebne do życia niż czytanie poezji jest fakt, że czyta ci do poduszki długie dyskusje na Facebooku dbając o odpowiednią intonację wszystkich uczestników tak że niemal widzisz jak naprawdę się kłócą. I nic nie porusza serca bardziej niż czytane łamiącym się głosem fragmenty prac studentów w których jest więcej metafor niż w najbardziej rozwlekłych passusach poezji barokowej. Choć trzeba przyznać że jest coś romantycznego kiedy okazje się że macie w swoich mieszkaniach kilka tych samych tomów poezji w tym Antologię XVII wiecznych poetów metafizycznych. Zresztą w tych wszystkich filmach i serialach mężczyźni recytują kobietom przed snem wiersze – nawet do Boskiej Florence się to ostało. A potem się okazuje, że nie możesz spokojnie iść spać bo on ci musi koniecznie ale to koniecznie opowiedzieć o rosyjskich formalistach. A ty chcesz o nich wiedzieć mniej więcej tyle że są martwi.
Albo wielkie gesty – jak to pole żonkili w Wielkiej rybie. Otwierasz okno a tam pole żonkili z pięciu Stanów. Taki gest! I już wiesz że uczucie musi być prawdziwe. Ale potem okazuje się, że istnieje taki moment kiedy wracasz do domu i masz ochotę na kakao z piankami a on właśnie je przygotowuje (musiała w tym być jakaś telepatia!) i okazuje się, że jednak kakao z piankami wygrywa z polem żonkili pod każdym względem. Podobnie jak fakt, że po jakimś czasie odkrywasz że nie jesteś sobie już w stanie zrobić naprawdę dobrej kawy a to dlatego, że podczas kiedy ty potrafisz jedynie nacisnąć odpowiedni guzik na ekspresie i dolać mleka, twój ukochany opracował skomplikowany system przyrządzania kawy tak by uzyskać odpowiednią równowagę kawy, mleka i odrobiny cukru. I co prawda przez chwilę zastanawiasz się czy to nie jest sposób przywiązania cię do siebie w sposób trwały ale w sumie, są gorsze metody.
A to całe bieganie za drugą osobą – ileż my się naoglądałyśmy tych pogoni po lotniskach, tego faceta biegnącego przez pół miasta jak w Kiedy Harry poznał Sally tylko po to by wyznać uczucie w jakimś zgrabnym zdaniu. Więc kiedy widzisz że do ciebie podbiega – mimo, że przecież miał wyjść z domu nieco później to już przygotowujesz się na jakieś wielkie wyznania i niemalże zaczynasz trzepotać rzęsami a tu się tylko okazuje, że nie wzięłaś ani nauszników ani rękawiczek a przecież jest zimno. I choć wiesz że ściągniesz nauszniki kiedy nikt nie będzie widział i masz ciche podejrzenie że do końca dnia będziesz mieć już tylko jedną rękawiczkę (tak już bywa) to jednak przez chwilę jest romantycznie. Ale co ważniejsze ciepło.
Zwierz przyzna się wam że naczytał się w życiu mnóstwo romantycznych tekstów. Nic go jednak nie przygotowało na rzeczywistość w której można kogoś poprosić by przeliterował ci słowo „passus”, czy „chociażby” bo nie masz pojęcia jak to się pisze. Jakby nikt mu nie powiedział, że można wymienić płatki róż na literowanie słów. Nikt ci nie powiedział, że nie będzie żadnych świec ani romantycznych wycieczek łódką na środek jeziora ale jeśli będziesz bardzo smutno patrzała na ten ostatni smętny orzeszek na jego talerzu (to były podsmażane nerkowce!) to ci go odda zamiast sam zjeść. I w ogóle w tych filmach nie ma ani słowa o tym ile dla człowieka może znaczyć jak ktoś go pyta co by zjadł na obiad. Być może gdyby zwierz nie spędził tyle czasu przyglądając się kulturze popularnej nie czułby się tak tragicznie źle poinformowany. Tymczasem kultura popularna zdaje się ignorować wszystkie prawdziwie romantyczne gesty. Naprawdę w żadnym filmie romantycznym nie widziałam by bohater kupował przy okazji zakupów też Kinder Niespodziankę i zostawiał ukochanej na biurku. A przecież nie ma nic lepszego niż wrócić do domu i znaleźć trochę czekolady. Jak straszliwie jesteśmy oszukiwane, niedoinformowane i błądzące we mgle!
Kiedy zwierz był młodszy i zaczytywał się powieściami Sapkowskiego jednym z jego ulubionych cytatów było zdanie „O miłości wiemy niewiele. Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki”. Zwierz był przekonany, że to cytat tak cudownie romantyczny i niemal „absolutny”. Zachwycał się trafnością obserwacji i takim pięknym ujęciem paradoksu miłości. Ale poczekajcie tylko aż ktoś wam tą gruszkę pokroi, zapakuje w szczelne opakowanie i wrzuci do torebki jako drugie śniadanie. Wtedy jakoś nagle okazuje się, że można obejść szukanie definicji.
Ps: Zwierz wie, że modnie jest olewać Walentynki ale ma wrażenie, że to wielka światowa konspiracja jak zwierz nie mógł napisać jakiegoś koszmarnie łzawego i budzącego lekki odruch wymiotny wpisu to wszyscy byli zakochani w Walentynki a jak już raz zwierz sobie kogoś znalazł to Walentynki są passe. SPISEG!
Ps2: Zwierz pragnie wam jeszcze powiedzieć, że naprawdę naprawdę naprawdę nie jest ważne czy kogoś macie w Walentynki czy nie. Nikt nie powinien czuć się źle dlatego, że nie ma drugiej połówki. Nasze cele, miejsce i szczęście na tym świecie nie powinny być definiowane przez drugą osobę. Powinniśmy mieć pełne prawo doskonale się bawić sami. I nie czuć się z tego powodu źle. Zwierz jest głęboko przekonany, że dobre, fajne i pełne emocji życie można mieć w pojedynkę, wraz z przyjaciółmi, z rodziną. Dobieranie się w pary jest fajne, zwłaszcza jak jest kogo wysłać po kawę ale ekspresy i kocyki z rękawami sprzedają ludziom bez względu na to czy kogoś mają czy nie i tylko to się liczy. Tak więc zwierz ma nadzieję, że dziś będziecie się na złość wszystkim fajnie bawić. Wypijecie sobie drinka bez zamartwiania się kto zapłaci, obejrzycie ten film który właśnie wy chcecie zobaczyć i pójdziecie spać o tej o której wam się spodoba. I wcale nie jest tak, że nikt nie będzie wam zazdrościł.