Wczoraj Zwierz obejrzał drugiego Deadpoola. Bawił się w kinie świetnie. Kiedy jednak dziś usiadł by napisać kilka słów recenzji zdał sobie sprawę, że filmu niemalże nie pamięta. I w sumie mogłoby to starczyć za całą recenzję. Bo drugi Deadpool to film jak dowcip – zabawny ale jednorazowy. Co niekoniecznie należy traktować jako wadę. Bo taki też miał być. O czym Zwierz napisze wam poniżej bez spoilerów.
Nie będę ukrywać, że Zwierz nigdy nie był szczególnym fanem filmowego Deadpoola. Choć mogę potwierdzić, że kampania promocyjna była fenomenalna, to jednak sam film wypadł wówczas zaskakująco konwencjonalnie i przynajmniej w moim przekonaniu – zaskakująco mało zabawnie. Pamiętam, że opuszczałam kino z poczuciem olbrzymiego zawodu. Być może dlatego, że Zwierz obiecywał sobie po tym jakiejś zupełnie nowej jakości a tymczasem dostał film który wpisywał się w schemat okraszając go kilkoma – nie zawsze aż tak zabawnymi dowcipami. Problemem było też, przynajmniej zdaniem Zwierza – wykorzystanie dość nudnej fabuły „origin story” która w pierwszym Deadpoolu została bardzo sumiennie wypełniona.
Drugi Deadpool uwolniony od tej konieczności podążania za pewnymi schematami jest filmem fabularnie prościutkim ale dużo bardziej skoncentrowanym na absurdzie i grą z konwencją. Zdaniem zwierza – to zdecydowanie lepiej oddaje charakter postaci jaką jest Deadpool, który – co warto też zaznaczyć – najlepiej funkcjonuje kiedy zostaje wrzucony pomiędzy bohaterów którzy działają zupełnie na poważnie. Jak często lubi mówić Paweł Opydo – jeśli wyślesz Deadpoola by pokonał smoka i uwolnił księżniczkę, ten poślubi smoka i zapomni o księżniczce. I trochę jest w tym filmie scen robionych w podobny sposób. Co nie zmienia faktu, że twórcy postanowili jednak zachować poważniejszą oś fabularną – ale w tym przypadku rozgrywa się ona na drugim trzy trzecim planie. I słusznie bo choć miło wiedzieć że nasz bohater ma jakieś głębsze motywacje to jednak – nie po to oglądamy Deadpoola.
Najlepiej w filmie wypada bawienie się z pewnymi elementami konwencji kina super bohaterskiego które są nam nie tylko znane ale też – dość nudne. Cudowny jest pomysł by Deadpool zbierał drużynę. Nie tylko dlatego, że pozwala to wprowadzić fenomenalną postać jaką jest Domino (której po tym filmie należałby się własny – mimo, że przecież już kiedyś był film o Domino – lata temu) ale też dlatego, że tu chyba twórcy sobie najbardziej zagrali z wykrzywianiem schematu kina super bohaterskiego i najlepiej wykorzystali kategorię R – z której w przypadku tego filmu naprawdę korzystają dowolnie. Zresztą tu mała uwaga – zdecydowanie lepiej wyszły tym razem takie wyjście poza ramy filmu (zgodnie z założeniem Deadpool musi być „meta” to jest zasada tej postaci) – a zwłaszcza nawiązania do faktu, że produkcje o super bohaterach zwykle kojarzą się z filmami na które można zabrać dzieci. Jednocześnie warto zauważyć, że film nie ma problemu (jak zdaniem Zwierza jedynka) z zbyt długimi i zbyt konwencjonalnymi scenami akcji. Wręcz przeciwnie udało się zachować ich świeżość i uczynić je ciekawymi.
Ładnie wyszły też dowcipy i aluzje w tle. Nareszcie zdecydowano się ładnie wykorzystać seksualną niejednoznaczność Deadpoola, nawiązać do poszerzonego wszechświata (wszak Deadpool porusza się po tym samym świecie co X-meni) czy ponownie odnieść się do cudownej rywalizacji Deadpoola z Wolverinem. Zresztą cały film najeżony jest cudownymi mniejszymi i większymi dowcipami. W tym jest ukochany kadr Zwierza z X-menów gdzie okazuje się że w posiadłości Xaviera nad schodami wisi portret Karola Marxa. Cóż kto by się tego spodziewał po brytyjskim arystokracie (bo w tym uniwersum chyba stąd Xavier ma kasę, przecież nie z pracy naukowej). Inna sprawa, że sporo jest tu dowcipów raczej z gatunku tych grubych choć chyba tylko w jednej scenie wydawało mi się, że przekroczono zupełnie granice dobrego smaku – z drugiej strony, nie dla dobrego smaku się Deadpoola ogląda.
Jak pisał Zwierz jest to film pod wieloma względami jednorazowy. Cóż jest jak dowcip który bardzo bawi usłyszany po raz pierwszy ale chyba nie budzi poczucia, że trzeba go natychmiast wysłuchać ponownie. Inna sprawa – to film, który się błyskawicznie zestarzeje. Dowcipy nawiązujące do DC czy innych filmów Marvela (w tym do Infinity War!) to rzeczy które dziś są bardzo czytelne i ładnie wpisują się w dyskusje i nastroje ale nie ma wątpliwości że za parę lat ich kontekst będzie zupełnie inny a niektóre z nich będą trudne do odgruzowania. Kiedy Deadpool tłumaczy spóźnienie „Biłem się z innym super bohaterem, ale okazało się, że jego matka też ma na imię Martha”, to trudno sobie wyobrażać by był to dowcip który się dobrze zestarzeje. Mimo, że dziś parskamy ze śmiechu. I nie ma w tym nic złego, choć podpowiada taki jednorazowy charakter rozrywki.
Warto tu zauważyć, że nowy Deadpool nie ma łatwego zadania. MCU od pewnego czasu stawia na liczne akcenty komediowe w swoich filmach – więc jesteśmy w dużym stopniu przyzwyczajeni do tego, że bohaterowie traktują siebie niepoważnie. Tym czym Deadpool wygrywa jest dopuszczalne okrucieństwo (w dużo większych dawkach niż w pierwszym filmie – mamy tu dużo więcej flaków – dosłownie), i w sumie data pojawienia się w kinach. Po dramatycznych wydarzeniach z Infinity War widzowie dobrze czują się w kinie na filmie, który nie traktuje się nawet na tyle poważnie by mieć śmiertelnie poważną listę płac i na którym nie trzeba się przejmować że ktoś zginie. Do tego Deadpool jest filmem który jednak opowiada zamkniętą historię co jest miłą odmianą po ostatnich przeżyciach. Fajnie jest też oglądać film w którym nikt nie ratuje świata tylko rozwiązuje jeden mały, a potencjalnie dużo większy problem. Ogólnie pod tym względem Deadpool filmowy zbliża się do komiksów gdzie nie zawsze chodzi o ratowanie całego świata.
Aktorsko Deadpool od początku radzi sobie dobrze. Wybór Ryana Reynoldsa do roli, jest o tyle dobry, że pozwala wyśmiewać się w nieskończoność z tego jak Reynolds dotychczasowo radził sobie w super bohaterskich wcieleniach. Josh Brolin – grający tu śmiertelnie poważnego bohatera jest zdecydowanie właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Plus pozwala na żarty łączące jeden świat Marvela z drugim. Natomiast dla Zwierza absolutnym odkryciem jest Zazie Beetz grająca Domino. Jest fenomenalna, doskonale się ją ogląda i sceny w których dominuje na ekranie są po prostu przyjemne do oglądania. Serio skoro decyzją po nowym Hanie Solo jest że kolejny film z serii będzie dotyczył Lando, to niech decyzją po nowym Deadpoolu będzie że nowy film z serii poświęcimy Domino. Zwierz oglądałby jak szalony. Zwłaszcza, że w filmie super pokazano jej bardzo specyficzną super moc.
Na koniec Zwierz musi powiedzieć, że przy całej frajdzie jaką przynosi Deadpool 2, jest to film który jednak bawi zwierza chyba mniej niż produkcje z MCU. Głównie dlatego, że tak bardzo niepoważne kino super bohaterskie (czy anty bohaterskie) w pełni ujawnia jak niewiele za takim filmem stoi. I jasne – Zwierz lubi dobrą rozrywkę – niekoniecznie zmuszającą do intelektualnych przemyśleń, ale w ograniczonym zakresie. Jeśli filmy MCU do hamburger, to Deadpool 2 to McRoyal – jest tego więcej więc może lepiej jeść to rzadziej, nawet jeśli niektóre elementy są lepszej jakości. Tak więc jeśli szukacie filmu na jeden miły wieczór w maju to zdecydowanie polecam Deadpoola. Ale niekoniecznie należy się spodziewać dużo więcej. Co w sumie nie brzmi jakoś tak bardzo źle. Film obejrzany w piątek pozytywnie nastawił Zwierza na weekend.
Ps: Zwierz jutro będzie na Warszawskich Targach książki prowadził rozmowę o serialach historycznych pomiędzy 12:00 a 12:50. Jeśli znajdziecie czas to koniecznie wpadnijcie!