Lubię dinozaury. To znaczy inaczej, lubię filmowe dinozaury. Nie tak jak niektórzy w blogosferze (największą fanką dinozaurów w blogosferze jest Riennahera) ale na tyle by nie odpuścić sobie Jurassic World: Fallen Kingdom. Choć Jurassic Word nie należy do moich ulubionych filmów zawsze daje dinozaurom jeszcze jedną szansę. Tym razem nie wiem czy było warto.
Najnowszy film o Jurassic Park/Jurassic World próbuje odejść od historii „Park rozrywki którego zasady BHP nie uwzględniają że dinozaury są nienażarte”. Co oznacza, że robi wszystko by przenieść akcję z zielonej wyspy nieudanych przedsięwzięć rozrywkowych na nieco inne tereny. Już raz to zrobiono – jeśli pamiętacie, drugie Jurassic Park to tam T-Rex biegał chyba po Nowym Jorku. Niestety jak pokazuje historia – albo dinozaur biega po puszczy albo dinozaur nie jest szczególnie ciekawy.”
Tu teoretycznie mamy dobry punkt wyjścia – wyspa na której żyją dinozaury ma zaraz zniknąć z powierzchni ziemi po nagłej erupcji wulkanu, co oznacza odpowiedź na pytanie – ratować dinozaury czy wręcz przeciwnie – pozwolić by natura poprawiła to co ludzie zepsuli klonowaniem. Problem byłby całkiem nieźle postawiony – zwłaszcza w kontekście szerszej ingerencji ludzi w naturę – problem w tym, że w całej fabule służy chyba tylko po to by Jeff Goldblum przyszedł na plan i powiedział „Minęło ponad dwadzieścia lat a my wciąż rozmawiamy o dinozaurach”. Nie zmienia to faktu, że film bardzo szybko przestaje być zainteresowany jakimś głębszym ekologicznym przesłaniem czy nawet prosta refleksją. A szkoda bo byłby to całkiem ciekawy wątek – do jakiego stopnia jesteśmy odpowiedzialni nawet za sklonowane dinozaury. Ostateczna odpowiedź jaką daje film jest tak strasznie antropocentryczna (dinozaury są ważne tylko w odniesieniu do człowieka a nie same z siebie), że aż zęby bolą.
No dobrze ale jak Zwierz pisał nie dobro dinozaurów jest tu motywem przewodnim. Co wobec tego jest? Cóż twórcy zastanowili się jakiego jeszcze filmu z udziałem Dinozaurów nie robili i wyszło im, że do nadrobienia zostało coś w stylu „Home Alone”. Tak więc nasi bohaterowie biegają po wielkiej posiadłości gonieni przez zmutowanego, wybitnie inteligentnego i do tego – ewidentnie wykształconego w sztuce, zakradania się do pokojów małych dziewczynek – dinozaura. Muszę powiedzieć, że nigdy w moim życiu nie zdarzyło mi się oglądać filmu który tak bardzo nie zadawałby sobie sprawy, że dotyka zupełnie nie tych emocji które powinien. Jest w tym filmie scena w której zły dinozaur zakrada się do sypialni schowanej w łóżku małej dziewczynki. Widać że twórcy za wszelką cenę pragną odtworzyć tą mrożącą krew w żyłach scenę z Jurassic Park w której dzieci chowały się przed raptorami w kuchni. Problem polega na tym, że tamta scena była tak pełna napięcia że do dziś trudno mi się ją ogląda. Z kolei scena w nowym filmie o dinozaurach jest tak przeszarżowana, że widownia nie mogła się w kinie powstrzymać do parsknięć śmiechem. To było tak złe, że aż znów bawiło.
Poza tym nowe dinozaury są filmem w którym Chris Pratt gra „wielkiego amerykańskiego bohatera” co objawia się tym, że kiedy nie ratuje świata przed dinozauroapokalipsą (albo tylko pokątną sprzedażą większości dinozaurów do Rosji – zupełnie nie rozumiem po co mieliby kupować amerykańskie dinozaury jestem głęboko przekonana, że do tego czasu mieliby na Syberii małe stadko T-rexów tak na wszelki wypadek) to patrzy w dal swoimi niebieskimi oczętami, opiekuje się dziećmi i uspokoją kobiety albo na odwrót. Prawdę powiedziawszy jego cudowne bohaterstwo pozwalające mu skakać przez otwarte pyski dinozaurów i uciekać na piechotę przed wybuchem wulkanu także przyjmuje komiczny wymiar, ponieważ w pewnym momencie przypominamy sobie, że zawodem tego faceta nie było zbawianie świata tylko uczenie małych raptorów reagowania na komendy. Cóż gdzie te czasy kiedy bohaterami filmów przygodowych mogli być naukowcy… teraz trzeba umieć komuś dać w pysk i perfekcyjnie strzelać z broni palnej by ci pozwolili chociaż pogłaskać dinozaura.
Przyznam szczerze, że twórcom wyraźnie udała się zapowiadana zmiana tonu, ale jednocześnie ten film jest jednym z najmniej efektownych i porywających filmów tego typu (wysokobudżetowych blockbusterów dla szerokiej widowni) jaki Zwierz widział od dawna. W ostatecznym rozrachunku cała historia stoi w rozkroku pomiędzy „Trzeba ratować piękne i dobre dinozaury, które są wspaniałymi stworzeniami, którymi trzeba się zajmować” a „Zabij tego morderczego dinozaura! Zabij go jak najszybciej”. Jeśli twórca chciał coś powiedzieć o tym jak powinniśmy się odnosić do zwierząt to udało mu się powiedzieć „Kochajmy zwierzątka tak długo jak długo nie zachowują się zgodnie ze swoimi instynktami”. Stąd Blue – wytrenowany raptor jest pozytywną postacią (bo podlega ludzkim emocjom i odruchom a poza tym jest karna) a sklonowany super raptor jest już zły i paskudny – i to nie tylko dlatego, że ma czarno/złoty kolor zła (wiadomo że to zestawienie nie przynosi nic dobrego) ale dlatego, że chce zjeść ludzi i jest agresywny. Zupełnie jak dzikie zwierzę. To jest problem tego filmu – nie możesz mieć dinozaurów jako przedmiotu ochrony i złoczyńcy w jednym. Film gubi się w tym wszystkim bo w poprzedniej produkcji zdecydowano, że dinozaury będą świadomie złe, a nie złe dlatego że są niebezpiecznymi siłami natury.
Zresztą w ogóle to jest wielki problem kiedy kino chciałoby powiedzieć coś o etycznych problemach współczesności, ale jednocześnie – chciałoby zachować sytuację w której zabicie dinozaura byłoby zwycięstwem bohaterów. Ostatecznie nasi bohaterowie niekoniecznie są przekonani, że życie każdego dinozaura należy uratować, ale ponieważ ich przeciwnicy są żądni zysku (co ciekawe – dwójka naszych bohaterów jakby zapomniała, że pracowali w Jurassic Word i to co się teraz dzieje nie wydarzyło się poza nimi i oni też czerpali zyski z dinozaurów) no i chcą wykorzystać dinozaury jako broń. To jedna z tych rzeczy, która Zwierza bawi – że jak chcesz pokazać że ktoś jest naprawdę zły to nie zapomnij dodać, że pewnie pracuje dla wojska. Jak wiadomo – współczesne pola bitwy potrzebują morderczych dinozaurów. Mam wrażenie, że ktoś zapomniał, że współczesne pola bitwy nie polegają na tym, że biegną na siebie dwie grupy osób i tak naprawdę żadna ilość dinozaurów nie jest wystarczająca by wygrać z pociskami dalekiego zasięgu, dronami, czy nawet czołgami. Wizja że armie kupowałyby masowo dinozaury by nasyłać je na przeciwników brzmi dość śmiesznie. A jednocześnie pokazuje jak wiele dziur ma takie kształtowanie zagrożenia w oderwaniu od rzeczywistości.
Przy czym sam film ogląda się całkiem nieźle. Kiedy już przestaniemy chichotać na potencjalnie ważnych scenach to cała akcja jest dość szybka i sprawna. Patrząc na niebieskie oczy Chrisa Pratta i jego idealnie dopasowany do bicepsa podkoszulek wiemy, że on gołymi rękami pokona każdego dinozaura, a patrząc w niewinne oczy małej dziewczynki która też znajduje się w tej wielkiej posiadłości, wiemy, że podejmie ona etyczne decyzje, bo jest wielkookim dzieckiem – a to zdaniem filmowców najbardziej etyczne (ewentualnie przerażające) istoty na świecie. Do tego dorzućmy teoretycznie kompetentną panią doktor/aktywistkę, której zadaniem będzie stać obok Chrisa Pratta oraz komiczną parę – niesamowicie niezależna kobieta plus poprawiający okulary mężczyzna – jako komiczna para w tle, która nigdy nie miałaby szans samodzielnie powstrzymać dinoapokalipsy bo ona jest zbyt pewna siebie a on jest za mało męski. Nie jest to aż tak koszmarne jak w pierwszej części ale nadal to jest świat jasno wyznaczonych ról i bardzo jasnej wizji męskości. Być może to te wszystkie samice dinozaurów tak wpływają na ludzi.
Czy wybrać się na nowe dinozaury do kina? Tylko jeśli jest piątek wieczorem a wy macie zupełnie dość wszystkiego i chcecie przez niecałe dwie godziny zastanowić się jakby wyglądało wasze życie gdyby największym problemem było, że macie dinozaura w salonie – to bardzo polecam ten film. Jeśli jednak szukacie dobrego filmu, który naprawdę ma pomysł na siebie to możecie spokojnie poczekać aż dinozaury zejdą z dużego ekranu i przejdą na platformy streamingowe. Bo to zaskakująco telewizyjny (nie w poziomie realizacji ale w sposobie budowania fabuły) film. Ostatecznie życie bez tych dinozaurów jest możliwe.
Ps: Ej a w ogóle wiecie że jest takie czasopismo Lego Jurassic Word gdzie dodają w tym tygodniu małego raptora pilnującego gniazda.