Oscarowa noc przyszła, rozbłysła i przeszła do historii. Dla wielu osób ten wieczór mógł być pewnym zaskoczeniem, dla innych dowodem na to, że oglądając rozdanie nagród Akademii nie ma wiele miejsca na niespodzianki. Patrząc na wczorajszą noc mogę jednak powiedzieć, że się kilku rzeczy nauczyliśmy. Niektóre były miłe, niektóre przewidywalne a nad niektórymi będziemy musieli się jeszcze zastanowić.
Nauczyliśmy się, że prowadzący nie jest absolutnie konieczny – wielka dyskusja jaka trwała przed rozdaniem nagród toczyła się wokół braku prowadzącego. Początkowo galę miał prowadzić Kevin Hart ale po kontrowersji zrezygnował i Akademia nie znalazła zastępstwa. Poradziła sobie w sposób który zwierz trochę przewidział wcześniej (i chyba ma to na taśmie). Na początku pojawiło się Queen z Adamem Lambertem. To jest jakieś rozwiązanie na brak prowadzącego ale dość krótkoterminowe. Chyba że co roku będzie się nominowało filmy muzyczne z taką ilością hitów, które wszyscy znają. Cóż Rocketman może jeszcze trafić do listy filmów nominowanych przez Akademię, ale potem może być pewien problem. Drugim rozwiązaniem na które zdecydowała się Akademia było wykorzystanie talentów prowadzących – Melissa McCarthy w stroju z królikami okazała się doskonałym przerywnikiem pokazującym, że nie potrzeba dowcipnego dialogu jeśli człowiek ma kukiełkę w kształcie słodkiego króliczka. Ludzie to jednak proste istoty. Ale tak serio to Zwierz wciąż jest przekonany, że gdyby w przyszłym roku Akademia zdecydowała się na prowadzącego to wciąż – Trevor Noah (który zapowiadał jeden z filmów na gali) doskonale się nadaje. Nie mniej po całej gali można powiedzieć – to zaskakujące jak bardzo nie brakowało nam tego prowadzącego, i jak bardzo nie przeszkadza nam fakt że Julia Roberts w przepięknej różowej sukni powie że już czas iść do domu.
Nauczyliśmy się, że piosenki na Oscarach mają sens pod warunkiem, że nie chodzi o piosenkę – jak co roku dyskusja o piosenkach na Oscarach podzieliła wielbicieli uroczystości. Niektórzy rozumieli decyzję Akademii by nieco przyciąć występy muzyczne, inni zwracali uwagę, że to nie jest grzeczne odśpiewać tylko trzy z pięciu nominowanych piosenek. Jednak niezależnie od tego ile piosenek zostało ostatecznie wykonanych – nie ma wątpliwości, że największą uwagę widowni przyciągnęło wykonanie Shallow przez Bradley’a Coopera i Lady Gagę. Zwierz nie przeczy, że jest to do pewnego stopnia absolutne mistrzostwo w reżyserii emocji. Zwierz oglądając ich występ ale także patrząc na reakcje widzów miał bardzo duże skojarzenie z… występem łyżwiarzy figurowych. Widzowie którzy oglądają łyżwiarzy figurowych po raz pierwszy – zwłaszcza w parach tanecznych, są przekonani że widza na lodzie same prawdziwe pary – tyle jest w tym emocji, spojrzeń i gestów. Trochę tak samo było z Shallow – Zwierz wierzy, że Lady Gaga i Bradley Cooper zostali przyjaciółmi na całe życie, ale to co widzieliśmy między nimi na scenie to bardzo ładnie zagrane emocje dwójki profesjonalistów. Ostatecznie jak zawsze – nikt na Oscarach nie śpiewał zupełnie czysto a nagroda poszła do Shallow co nie dziwi. Są pewne rzeczy pewne na ziemi – to, że Shallow musiało dostać Oscara za najlepszą piosenkę i to, że Lady Gaga popłacze się ją odbierając.
Nauczyliśmy się, że wszystkie nagrody powinny trafiać do brytyjskich aktorek – Zwierz oglądał Oscary w całkiem profesjonalnym towarzystwie dziennikarzy, którzy przez większość gali pozostawali spokojni i przyjmowali decyzje Akademii bez większych emocji. Ale nie w momencie kiedy Oscara dostała Olivia Colman i wszyscy zaczęli klaskać i się cieszyć. Jest wiele powodów do tego szczęścia. Rola Olivii była doskonała. Olivia jest doskonała. Ale wisienką na trocie była jej przemowa. Było w niej wszystko na co czekają widzowie przed telewizorami. Był brytyjski dystans i niedowierzanie, które brzmiało prawdziwie. Było poczucie humoru, które sprawiło, że wszyscy mieliśmy uczucie jakbyśmy znali Olivię od lat. Były przebitki na łzy – nie męża ale reżysera, bo Yorgos Lanthimos autentycznie się popłakał. Były naprawdę miłe słowa skierowane do rodziny. No i zdanie, które jest jednym z tych które się potem trzyma w pamięci, kiedy Olivia powiedziała, że była kiedyś sprzątaczką, i lubiła tą pracę ale woli dostać Oscara. Bo nie ukrywajmy cała ta przemowa miała ducha człowieka który spodziewał się w życiu wiele ale fakt że ma w ręku Oscara jest dla niej bardzo zabawny. Ogólnie to był ten moment który sprawił, że czułam największą radość. Śledzę karierę aktorki od lat i nie mogę się nacieszyć, że Hollywood ją dostrzegło i doceniło. I tak jest mi smutno że Glenn Close nie dostała tego niesamowicie zasłużonego Oscara, ale jeśli ktoś miał jej zabrać statuetkę to niech to będzie Olivia.
Nauczyliśmy się, że grawitacja nie oszczędza Oscarowych aktorów – Rami Malek po zdobyciu Oscara, jak podają media trochę spadł ze sceny – co wymagało pomocy medycznej. Jednak zanim Malek się potknął mógł podziękować za Oscara za rolę pierwszoplanową. Nie będę ukrywać – Bohemian Raphsody mi się nie podobało. Jednak nie będę narzekać na zwycięstwo Maleka. Z wielu powodów. Po pierwsze – to była wymagająca rola, i przyznam szczerze – mam wątpliwość, czy jakikolwiek aktor nie zostałby oskarżony o proste naśladownictwo Freddiego Mercurego. Ogólnie granie Freddiego Mercurego brzmi jak przerażające zadanie – mało było bardziej charyzmatycznych, i charakterystycznych postaci w historii kultury popularnej. Po drugie – nagroda dla Maleka to olbrzymi krok w reprezentacji wśród nagrodzonych aktorów. Malek potomek egipskich emigrantów jest jednym z bardzo nielicznych aktorów, z korzeniami z bliskiego wschodu których dostrzegła Akademia. Po trzecie – Malek naprawdę ładnie dziękował, plus Zwierz uwielbia romantyczne historie, a w mowie znalazło się też miejsce dla jego nowej dziewczyny Lucy Boynton, która grała jego dziewczynę w Bohemian Rhapsody a Zwierz lubi romantyczne historie. Ogólnie to kolejny aktor którego Zwierz śledzi od jego kariery telewizyjnej i cieszy się, że udało mu się przejść do świata wielkiego kina.
Nauczyliśmy się jak blisko jest finał sezonu do statuetki Oscara – Mahershala Ali miał 24.02 dzień niesłychanie ważny – widzowie telewizyjni mogli się zdecydować – czy oglądają finał trzeciego sezonu True Detective z aktorem w roli głównej, czy oglądają jak, jako pierwszy czarnoskóry aktor, odbiera drugiego Oscara za rolę drugoplanową w Green Book. To zbliżenie dat i przestrzeni w których pojawia się aktor pokazuje nam dobitnie, że dziś Hollywood nie tyle stępuje do telewizji co właściwie w niej mieszka, zaś widzowie pewnie lepiej kojarzą zwycięzców z seriali niż z filmów. To proces który zachodzi od lat ale w tym roku ta decyzja – gdzie chcemy oglądać Alego – na ceremonii Oscarów, celebrującej karierę filmowa, czy w serialu HBO wydaje się bardzo symptomatyczna. Ostatecznie jednak niezależnie na co się zdecydowaliśmy nie ma wątpliwości że Mahershala Ali to jeden z tych aktorów którzy nagle pojawiają się na liście najbardziej gorących nazwisk w fabryce snów i potem raczej nie zawodzą. Plus skoro mówimy o reprezentacji – Mahershala wciąż należy do wąskiej grupy nagrodzonych Oscarem muzułmanów. Zresztą akurat telewizyjne występy nagrodzonych gwiazd mogą być w tym roku trochę motywem przewodnim bo i Rami Malek jest najbardziej znany z Mr. Robot a Olivia Colman w tygodniu, w którym ogłaszano nominacje grała drugoplanową rolę w Nędznikach BBC.
Nauczyliśmy się, że dobry research popłaca – nagrody dla Czarnej Pantery – za muzykę, dekoracje i kostiumy, to tak naprawdę nagrody za niesamowite przygotowanie twórców filmu. Wszyscy spędzili sporo czasu badając kultury afrykańskiego kontynentu tak by znalazły swoje odzwierciedlenie w strojach, przestrzeniach i brzmieniu filmu. Dla widza europejskiego może się to wydać zadanie mało ciekawe, albo w ogóle mało znaczące. Jednak biorąc pod uwagę jak zwykle bez szacunku i po macoszemu są traktowane przedstawienia kultury afrykańskiej w filmach i serialach popularnych, mamy tu do czynienia ze zjawiskiem bardzo ważnym i warty docenienia. To między innymi ta stworzona z szacunkiem kreacja świata sprawiła, że film cieszył się taką popularnością i dał widzom punkt wyjścia do szukania informacji o kulturach różnych afrykańskich państw, plemion i grup etnicznych. Po przyznaniu Oscara za dekoracje pojawiły się głosy że pewnie zostały one wygenerowane komputerowo. Co oczywiście jest bzdurą, część kreacji świata w przypadku Czarnej Pantery pochodzi z komputera ale nadal bohaterowie poruszają się po przestrzeniach zbudowanych w formie tradycyjnych dekoracji.
Nauczyliśmy się, że Meksyk jest bliżej Stanów niż Polska – Zimna Wojna nie wygrała w żadnej z nominowanych kategorii ale nie ukrywajmy – można się było tego spodziewać. Niezależnie od uczuć patriotycznych, czy osobistej sympatii do filmu Pawlikowskiego, Roma Cuarona to film może nie tyle lepszy (moim zdaniem zdecydowanie lepszy) ale bardziej czytelny dla widzów amerykańskich. Cuaron dostał statuetkę za najlepszy film nieanglojęzyczny – pierwszą w historii kinematografii meksykańskiej, co jest jakimś skandalem kiedy zastanowimy się nad tym jaką fantastyczną i zróżnicowaną kinematografię ma Meksyk. Do Cuarona powędrowało też wyróżnienie za najlepszą reżyserię (co raczej nie dziwi) a także za najlepsze zdjęcia. Tu chyba wszystkim było najbardziej żal (och ta słaba puenta pisze się sama), że nie wygrał Łukasz Żal. Z drugiej strony – Cuaron nakręcił ten film tak jakby to zrobił Lubezki a Akademia kocha ten styl całym sercem. Ostatecznie nagrody dla Romy mnie ani nie dziwią ani nie martwią. To i tak trochę cud, że czarno biały, nieanglojęzyczny film o wspomnieniach z dzieciństwa w Meksyku zaszedł tak daleko na Oscarach.
Nauczyliśmy się, że Akademia nie lubi Thanosa – nagroda dla Pierwszego Człowieka za efekty specjalne to kolejne już wyróżnienie Akademii w tej kategorii które idzie do filmu gdzie efekty specjalne były ważne ale nie kluczowe dla historii. Mimo licznych nominacji dla kina popularnego, ponownie wyróżnienie dostał taki najmniejszy i najmniej spektakularny film. To ciekawe zjawisko, te nagrody za efekty specjalne bo można odnieść wrażenie, że tu najbardziej widać jakie trudności sprawia przyznawanie nagród w kategoriach technicznych, kiedy głosują ludzie nie związani z techniką. Bo np. w ostatnich Avengers wysiłek włożony w to żeby Thanos oddawał całą mimikę i grę aktorską Josha Brolina był naprawdę przełomowy. Ale człowiek tego do końca nie zobaczy półki nie poczytać o tym jakich technologii użyto na planie. Mam wrażenie, że to jest jedna z tych nagród która bardzo rzadko ma okazję trafić do filmu który z technicznego punktu widzenia naprawdę najbardziej na nią zasłużył. Nie mniej ogólnie pewnie ekipa Pierwszego Człowieka cieszy się, że choć jedna nagroda trafiła do tego filmu, który w ogóle bardzo przepadł w sezonie Oscarowym.
Nauczyliśmy się, że jeśli czekasz dwadzieścia lat na nagrodę to masz co do powiedzenia – Spike Lee doczekał się wczoraj ( a właściwie przed wczoraj) swojej pierwszej statuetki Oscara, kiedy wyjął z kieszeni kilka żółtych kartek z podziękowaniami, pewnie niejedna osoba na widowni przygotowała się na ostrą polityczną mowę. Tymczasem Lee mówił o sprawach politycznych – trudno żeby sobie darował, ale jednocześnie – jego mowa nie przypominała takich głosów które było słychać jeszcze dwa lata temu kiedy wiele osób czuło się w obowiązku powiedzieć wprost że Trump jest zły. Lee mówił o pewnych mechanizmach a niekoniecznie o nazwiskach. Ogólnie – to było dużo grzeczniejsze przemówienie niż się spodziewałam. A i tak do historii przejdzie pewnie zdjęcie tego niewielkiego reżysera który po wejściu na scenę po prostu wskoczył w ramiona Samuela L. Jacksona co było tak absolutnie przeurocze że nie sposób się nie uśmiechnąć na samo wspomnienie.
Nauczyliśmy się, że Akademia może zrobić wiele rzeczy ale nie będzie czytać – tak naprawdę o zwycięstwie Green Book mówiło się już od jakiegoś czasu. I to nie powinno dziwić bo to film który np. wygrał w Toronto jednym z najlepszych prognostyków zwycięstwa Oscarowego. Osobiście nie czuję się rozczarowana ale rozumiem dlaczego jest to zwycięstwo problematyczne. Dla mnie – jest smutnym fakt, że w roku kiedy mieliśmy dwa bardzo kobiece filmy w zestawieniu – opowiadające historie o kobietach z kobiecej perspektywy, ostatecznie znów wygrał film w którym kobieta jest na drugim czy nawet trzecim planie. W Stanach film budzi ożywioną dyskusję głównie dlatego, że rozprawia się ze stereotypami rasowymi w sposób który jest bardzo miły do oglądania dla białych ludzi ale niekoniecznie równie komfortowy dla czarnoskórych. Choć można też odłożyć na bok pewne kontrowersje i cieszyć się, że wygrał film z dobrym przesłaniem. Jak to doskonale posumował Tadeusz Sobolewski, to film o tym, że wszyscy jesteśmy rasistami ale możemy nimi nie być.
Nauczyliśmy się że szukanie nowej drogi to jest dobry pomysł – pierwsze wyniki oglądalności pokazują że tegoroczną galę oglądało więcej osób niż rok wcześniej. Pewnie część postanowiła obejrzeć z ciekawości jak będzie wyglądał show bez prowadzącego, część przyszła by zobaczyć czy Czarna Pantera nie zwycięży. Osobiście uważam że dyskusje nad kształtem gali Oscarowej są kluczowe bo gala musi się zmieniać. Tegoroczna miała swoje zalety – była sprawna, szybka i miała dobre tempo. Nie było w niej aż tylu przestojów czy budzących zażenowanie fragmentów co w ostatnich latach. Nie znaczy to jednak że za rok sprawdzi się dokładnie ten sam przepis. Ale na pewno należy szukać jakiegoś nowego pomysłu na Oscary jeśli Akademia chce je przyznawać do końca świata i jeden film dłużej.
Nauczyliśmy się, że do Oscara prowadzi bardzo wiele dróg – pisałam o tym na FB ale powtórzę, kiedy patrzę na zdjęcia zwycięzców to widzę jaka poszerzyła się grupa ludzi którzy mogą odnieść sukces w Hollywood. Rami Malek syn emigrantów z Egiptu, jeszcze nie dawno znany głównie z telewizji, Olivia Colman, fenomenalna brytyjska aktorka która udowadnia że typowa hollywoodzka uroda nie jest potrzebna kiedy mamy genialny talent komediowy i dramatyczny. Regina King, czarnoskóra aktorka która po czterdziestce dostaje nagle rolę życia który widuje ją do gwiazd i Oscarów. Ale też producentka walcząca o równość za kamerą. I w końcu Mahershala Ali, czarnoskóry muzułmanin który nagle przeskoczył od ról których nikt nie kojarzył do bycia pierwszym czarnoskórym aktorem z dwiema statuetkami za role drugim planie. Patrzę na nich i myślę że chciałabym żeby takie było kino, żeby takie było Hollywood. Niekoniecznie takie jest. Ale czasem pięknie udaje. I tak to jest ważne skąd pochodzą i jaki mają kolor skóry. Nie dlatego, że to stoi w sprzeczności z ich talentem ale dlatego, że kiedyś to było nie do pomyślenia, by sięgali po nagrody i zapewne musieli dużo bardziej walczyć o swoje miejsce w przemyśle rozrywkowym. Bardzo łatwo nie widzieć tego kiedy jest się białym, ale kiedy patrzymy na ludzi z przemysłu filmowego to dostrzegamy, że jeśli nie mówimy i nie doceniamy mniejszości to najczęściej nic się nie zmienia. To jest ważne z jakich środowisk i grup przyszli zwycięzcy (i nominowani do Oscarów). To ważne dla grup z których się wywodzą (dając im nowe horyzonty ambicji i reprezentacji), to ważne dla środowiska, ostatecznie ważne dla tego jak kino pokazuje ludzkość. Dostrzeżenie tego nie stoi w sprzeczności z docenieniem ich za role i zdolności aktorskie. Bo nie ma tu sprzeczności. Raczej podwójna satysfakcja.
Ps: Dzięki za wszystkie miłe słowa jakie dostałam po wczorajszym występie w studio Oscarowym. To nie jest łatwa robota i w sumie im więcej się tam przebywa tym więcej zrozumienia ma się dla wszystkich prowadzących i ich gaf. Bo moment w którym pada zdanie „mamy trzy minuty na rozmowę to tak dużo” to moment w którym człowiek zdaje sobie sprawę, że jest trochę w alternatywnej rzeczywistości.