Istnieje przekonanie, że wystarczy mieć dobry pomysł na kryminał, by właściwie sprawa była skończona. Skoro umiemy wymyślić kreatywny sposób na to by pojawiła się zbrodnia, to możemy usiąść spokojnie i czekać aż książka wywinduje się na pierwsze miejsce listy bestsellerów. Prawda jest jednak taka, że pomysł to tylko kilka procent sukcesu jeśli nie umiemy opowiedzieć potem dobrej historii to całość nie zrobi na czytelnikach wielkiego wrażenia. Max Czornyj w swoim najnowszym kryminale „Inna” wychodzi od fenomenalnego pomysłu. Pytanie tylko czy umie zamienić go w dobrą książkę.
Na początku muszę zaznaczyć, że nie znałam wcześniejszych książek tego autora. Właściwie nazwisko kojarzyłam wyłącznie dlatego, że moja dobra znajoma zajmuje się redakcją jego kryminałów. Docierały do mnie jednak głosy, że to jeden z tych młodych polskich pisarzy kryminalnych, którzy piszą dużo, a ich książki cieszą się sporą popularnością. Czornyj miałby się od grzecznego raczej Mroza różnić przede wszystkim tym że nie unika scen mocniejszych, często makabrycznych i pomysłów od których żołądek sam się skręca. Jako że ja sama delikatna nie jestem, ale makabra mnie nie pociąga, to ten element wydawał mi się z jednej strony dobrym pomysłem na literacki wyróżnik, z drugiej – miałam pewne wątpliwości czy to literatura dla mnie. Dlatego, też między innymi kiedy wydawnictwo Filia spytało czy chciałabym przeczytać i zrecenzować „Inną” najnowszy kryminał autora, uznałam, że będzie to idealna współpraca przy której mam okazję też poszerzyć swoje horyzonty.
„Inna” jak już wspomniałam ma fenomenalny pomysł wyjściowy. Mężczyzna budzi się nie do końca zdając sobie sprawę kim jest i gdzie jest. Wie natomiast jedno, w piwnicy jego domu znajduje się naga, przykuta łańcuchem do ściany kobieta. Po pewnym czasie przypomina sobie, że ma ona na imię Izabela. I to wszystko co pamięta. Nie wie dlaczego przetrzymuje kobietę, nie wie czy jest mordercą, porywaczem, seksualnym dewiantem, czy facetem który za bardzo zabalował poprzedniego dnia. Ma przeczucie, że jego pamięć wróci do punktu wyjścia za jakieś czterdzieści osiem godzin. Czuje też kompulsywną potrzebę zapisywania wszystkiego co robi. Czytelnik, razem z zupełnie zdezorientowanym mężczyzną wyrusza na wędrówkę po domu, w czasie której bohater próbuje z różnych elementów jakkolwiek ułożyć swoją przeszłość i przede wszystkim zrozumieć co się dzieje. Nie będę ukrywać – ten element książki wyszedł autorowi zdecydowanie najlepiej. Głównie dlatego, że nie tylko udało mu się dość dobrze pokazać zupełną dezorientację bohatera ale też w jakiś sposób przemówić do czytelnika. W czasie lektury nie raz zastanawiałam się ile byłabym w stanie o sobie powiedzieć gdybym nagle obudziła się bez żadnych wspomnień i bez dostępu do moich internetowych profili (co by znacznie ułatwiło pracę). Taka detektywistyczna podróż w głąb własnej pamięci jest całkiem ciekawa. Obecność skrępowanej kobiety w piwnicy dodaje do tego dodatkowej atmosfery grozy. Bo czytelnik – podobnie jak bohater, cały czas ma z tył głowy że gdzieś jest tam osoba, która wymaga natychmiastowej pomocy.
Gdyby „Inna” poprzestawała tylko na śledzeniu stanu psychicznego naszego bohatera, byłby to cudownie klaustrofobiczny kryminał, gdzie czytelnik do ostatnich stron jest równie zdezorientowany co jego bohater. Niestety ten wątek pojedynczego bohatera błąkającego się po domu gdzieś na strzeżonym osiedlu nad morzem, przetykany jest rozdziałami pisanymi z perspektywy Gabrieli Kraus, mieszkającej na tym samym osiedlu. Dość szybko orientujemy się, że Gabriela jest najprawdopodobniej matką kobiety zamkniętej w piwnicy naszego bohatera. Jej relacje z córką nigdy nie były dobre, wręcz przeciwnie przez lata były głównie fatalne, więc sama Gabriela niewiele o swojej dorosłej córce wie. Kiedy jednak ta znika, nieco zmęczona życiem pani w średnim wieku zaczyna dość rozpaczliwie szukać córki, o której policja podejrzewa, że popełniła samobójstwo. Te rozdziały są niestety bez porównania mniej ciekawe, bo zdecydowanie bardziej standardowe. Co prawda to one wypełniają powieść niezbędnymi faktami i akcją, ale jednocześnie – brak w nich oryginalności, która decyduje o tym, że z uwagą śledzimy kolejne godziny życia zdezorientowanego porywacza. W pewnym momencie załapałam się na tym, że to co dzieje się w rozdziałach Gabrieli czytam jak najszybciej tylko po to by znów zagłębić się w czynione naprędce notatki człowieka który nie wie kim jest i dlaczego kogokolwiek więzi.
Nie zmienia to jednak faktu, że „Inna” to kryminał który czyta się w jeden dzień. Po prostu nie sposób odłożyć książki, która odlicza czas i tworzy wrażenie, że musimy jak najszybciej – podobnie jak bohaterowie, dotrzeć do prawdy. Jej czytanie zajmuje mniej niż czterdzieści osiem godzin, które ma bohater zanim jego pamięć się zmieni ale kiedy dochodzimy do końca lektury to jest takie poczucie, że minęło już sporo czasu i mnóstwo się wydarzyło. Bo rzeczywiście autor bardzo dba żeby czytelnik się nie nudził i żeby w chwili kiedy już nic więcej nie może się zdarzyć, wydarzyło się coś przełomowego. Przy czym od razu trzeba powiedzieć, że jeśli oczekujecie niesamowicie błyskotliwej powieści z zakończeniem, które sprawi, że zwątpicie we wszystko co wiecie o literaturze kryminalnej, to „Inna” zdecydowanie nie należy do tego gatunku. Prawdę powiedziawszy im bliżej końca tym czytelnik bardziej uświadamia sobie, że autor nie ma za bardzo miejsca ani możliwości zafundowania nam niesamowicie błyskotliwego końca. Ostatecznie zakończenie pod niektórymi względami jest satysfakcjonujące, pod innymi – cóż sprawia wrażenie, jakby autor nieco naginał rzeczywistość, żeby móc opowiedzieć ciekawą historię. Z drugiej strony – lektura na tyle bawi, że w sumie można wybaczyć słabsze zakończenie. A może to tylko moja perspektywa? Nie będę ukrywać, że bardziej od pytań kto stoi za zbrodnią zawsze interesowało mnie budowanie charakteru postaci, czy ciekawej sytuacji więc nie jestem pod tym względem bardzo wymagająca. Na pewno ważne jest dla mnie czy książkę czyta się dobrze i bez uderzania dłonią o czoło i zdecydowanie ta „Inna” to lektura całkiem przyjemna. Na pewno doskonale nadaje się jako powieść do czytania na plaży. Z tym minusem, że są w niej momenty kiedy za Chiny ludowe nikt nas nie namówi, żebyśmy odłożyli książkę i poszli się kąpać bo chcemy koniecznie wiedzieć więcej.
Nie ukrywam, że lektura „Innej” trochę mnie zachęciła do prozy Czornyja. Nie żebym wypełniła sobie jego książkami całą półkę ale już wiem, że kiedy będę szukać jakiegoś następnego niewymagającego thrillera czy kryminału do torebki to spojrzę co też autor nowego napisał. Co prawda, nie jestem do końca fanką tego, że w jego książce kobieta przez większą część czasu jest takim typowym elementem „jeśli dodam nagą kobietę na łańcuchu to będzie ciekawie” ale z drugiej strony autor próbuje to trochę równoważyć postaciami kobiecymi, które wychodzą mu całkiem sprawnie. Więc na razie nie dostaje odznaki „kolejny autor który kobiety tylko zabija a o nich nie pisze”. Ogólnie przyznam szczerze, że jestem zafascynowana tym jak bardzo rozkwitły w Polsce kryminały – bo ostatnie lata to naprawdę zalew nowych autorów. Intryguje mnie też to, że wielu z autorów koncentruje się na kwestiach związanych z pamięcią i jej zaburzeniami. Wyraźnie jest coś takiego w utracie pamięci co pociąga pisarzy. Dodatkowo Czornyj sugeruje, że po jego książce powinniśmy sobie zadać pytanie – do jakiego stopnia jesteśmy w stanie uwierzyć, że zrobilibyśmy komuś coś złego. Czy jesteśmy zupełnie pewni swojego charakteru, czy też opieramy swoją świadomość tylko o to co już o sobie wiemy z doświadczenia. Powieść nie poświęca temu wiele uwagi, ale to w sumie pytanie ciekawe – choć chyba niekoniecznie musimy na nie odpowiadać sami, pewnie są badania które umiałby nas naprowadzić na właściwy trop.
Tyle mam wam do powiedzenia dzisiaj. Jeśli w najbliższych tygodniach lecicie samolotem albo jedziecie pociągiem, to „Inna” wydaje się idealnym wakacyjnym dodatkiem do podróży. Bonus dla tych którzy będą ją czytali w sierpniu nad morzem – bo można się poczuć niemal jakby bohaterowie powieści chodzili obok nas. Ja zaś rzucę okiem co tam jeszcze Czornyj napisał – bo sama spędzam kilka dni nad Bałtykiem i kto wie, może inni pokręceni bohaterowie tego autora będą mi towarzyszyć.
Ps: Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem Filia, wydawcą powieści.