Kiedy zobaczyłam, że Netflix dorzucił do swojej oferty serial „The Bold Type”, naprawdę się ucieszyłam. Już od dawna słyszałam o tej produkcji i doskwierał mi brak jej dystrybucji w Polsce. Serial nie wyróżniał się niczym scenariuszem – ot historia trzech młodych przyjaciółek robiących karierę w czasopiśmie dla kobiet i lawirujących między pracą a życiem romantycznym w Nowym Jorku. Nie raz to słyszeliśmy. Ale byłam ciekawa, jak ta formuła – mająca w sobie jakiś cień kobiecych przygód z czasów „Seksu w Wielkim Mieście’ sprawdziła się tym razem.
Muszę powiedzieć, że „The Bold Type” przyjemnie mnie zaskoczyło. Po pierwsze uważam za dobry pomysł by w momencie rozpoczęcia serialu bohaterki miały 25 lat – dowiadujemy się, że za nimi już trzy lata pracy i pięcia się po szczeblach kariery w redakcji, a teraz nareszcie – jedna z nich – Jane zaczyna pracę jako regularna autorka. Jej przyjaciółka Kat mimo młodego wieku jest dyrektorką do spraw social mediów, a Sutton – trzecia z kumpelek pracuje jako asystentka jednej z redaktorek ale czai się na biurko asystentki głównego stylisty czasopisma.
To wejście w środek zawodowej historii bohaterek bardzo mi się spodobało, bo twórcom udało się złapać taki ciekawy moment w życiu młodych osób, w którym już nie zaczynają od zera swojej kariery zawodowej, ale jeszcze wciąż czują się w miejscu pracy nieco niepewnie (choć nie zawsze) i niekiedy zachowują się dość dziecinnie. W serialu kluczową rolę odgrywa relacja pomiędzy młodymi członkiniami redakcji a ich przełożonymi. Zwłaszcza naczelna czasopisma Jacqueline Carlyle jest dla nich kluczową postacią – jako kobieta, która w świecie wydawniczym osiągnęła już wszystko. Tu zresztą muszę zaznaczyć, że te relacje pomiędzy młodszymi a bardziej doświadczonymi pracownikami redakcji to jeden z najlepszych punktów całej historii. Po „Diabeł Ubiera się u Prady” trochę utarła się wizja tej grzmiącej, surowej i wymagającej szefowej, która miażdży swoje pracownice. W „The Bold Type” jest inaczej – Jacqueline motywuje młode dziennikarki do lepszej pracy, dzieli się swoimi doświadczeniami udziela rady. Podobnie szef Sutton, Olivier, staje się w pewnym momencie jej przewodnikiem w świecie mody i niemalże doradcą zawodowym. Dzięki tym ciepłym relacjom serial jest ciekawszy, bo perypetie bohaterek nie polegają jedynie na unikaniu gniewu szefowej.
Serial ma dość prostą konstrukcję – w każdym odcinku tematy z życia prywatnego bohaterek przeplatają się z ich życiem zawodowym, stawiając je przed różnymi – niekiedy bardzo trudnymi wyborami. Choć dziewczyny się kłócą, i miewają bardzo różne zdania, to ostatecznie serial co chwila umacnia na w przekonaniu, że więź między nimi jest silniejsza niż jakiekolwiek romantyczne zawirowania. Nasze bohaterki regularnie spotykają się w redakcyjnej, przepastnej szafie, wypełnionej najmodniejszym kreacjami, by porozmawiać o życiu, problemach i pracy. Po pewnym czasie serial zaczyna nawet żartować z tych spotkań i co chwilę inni pracownicy redakcji albo do szafy wchodzą albo chcą się dowiedzieć co dziewczyny między sobą ustaliły. Z resztą – nawet jeśli życie redakcji nie jest oddane w tym serialu jakoś bardzo realistycznie, to życzliwie stosunki między pracownikami i skłonność do długich rozmów o niczym wydaje się dość znajoma.
Każda z bohaterek dostaje swój główny motyw przewodni. Kat – pewna siebie córka dwójki psychoterapeutów, na początku pierwszego sezonu zaczyna odkrywać, że być może nie jest tak hetero jak sądziła. Uważam, że wątek jej odkrywania własnej tożsamości i w ogóle zadawania sobie pytania – kim jestem i do jakiej społeczności należę jest fantastycznie poprowadzony. Głównie dlatego, że twórcy dają bohaterce czas by eksplorowała swoją tożsamość i odnalazła się w tym nowym świecie. Dość powiedzieć, że nawet w czwartym sezonie temat szukania tego najlepszego określenia na samą siebie jest wciąż ważny. Jane – jest chyba najbardziej typową główną bohaterką. Zakochana w czasopiśmie w którym pracuje (tu należy zaznaczyć, że „Scarlet” jest zawieszone gdzieś między Cosmopolitan, Vanity Fair i Vogue), patrzy na Jacqueline trochę jako osobę w miejsce matki której nie znała. Jane ma też jeden z najpoważniejszych wątków, związanych ze zdrowiem i z wyzwaniami, jakie przed młodą osobą stawia świadomość, że pewne decyzje musi podjąć wcześniej niż później. Na końcu Sutton, która przede wszystkim stara się nie powtarzać błędów swojej matki alkoholiczki, polegającej przede wszystkim na związkach z mężczyznami. Sutton za wszelką cenę stara się być niezależna finansowo, zawodowo i życiowo, co bywa trudne kiedy człowiek wdaje się w romans z bardzo przystojnym członkiem rady nadzorczej wydawnictwa zawiadującego „Scarlet” .
Przyznam szczerze, że nie raz zdarzyło mi się pauzować serial i głośno polemizować z tezami jakie stawiały bohaterki, czy nawet puentą niektórych odcinków. Nie mam np. Wrażenia by dyskusja o posiadaniu broni została dobrze rozpatrzona, nie jestem też do końca pewna czy zdradzam się z serialem w kwestii tego jak kobieta powinna odnosić się do zdrady. Ale w sumie o mnie w tym serialu najbardziej bawi. To jedna z takich produkcji, która po każdym odcinku chce zostawić widza z jakimiś wnioskami i przemyśleniami. I to często na tematy ważniejsze, niż te nad którymi kilka dekad wcześniej zastanawiała się Carrie w swoim felietonie w „Seksie w Wielkim Mieście”. Osobiście mam poczucie, że serial jest kierowany przede wszystkim do rówieśniczek bohaterek, które być może same przeżywają swoje pierwsze naprawdę duże dylematy czy to prywatne czy zawodowe. Widać, że twórcy chcą podejmować tematy bardzo bieżące i współczesne i często udaje im się znaleźć ciekawe ujęcie. Jedyne co w serialu bardzo kuleje to postacie wybranków (i wybranek) serca głównych bohaterek. O ile one same są niejednoznaczne, myślące i po prostu ciekawe, to osoby z którymi się umawiają są jakieś takie blade (nawet mimo ciekawego tła), ale może to i dobrze bo dzięki temu łatwiej się skoncentrować na dziewczynach.
Ponieważ produkcja chce być bardzo na czasie to dużo miejsca zajmują w niej social media. Nie ukrywam, że czasem podejście do nich nieco mnie bawi, ale jak zapowiedziałam na Instagramie, zbieram się do napisania większego tekstu o tym jak seriale pokazują social media a zwłaszcza influencerów. Jednocześnie jako pracownica redakcji z zainteresowaniem patrzę jak ten rozrywkowy serial podejmuje tematy kluczowe dla przyszłości rynku wydawniczego. Chociażby relacje pomiędzy papierowym a cyfrowym wydaniem i pytanie – w którą stronę powinny iść najlepsze teksty i najwięcej pieniędzy. Pod pewnymi względami to najbardziej edukacyjna strona produkcji, pokazująca jak dynamicznie zmienia się świat medialny i jak szybko trzeba się dostosowywać. To też całkiem niezły przykład na to jak dużo kosztuje dobre dziennikarstwo, zwłaszcza śledcze. Podoba mi się też pokazywanie jak dziennikarze – nawet ci młodzi, często niekoniecznie bezproblemowo przechodzą z myślenia drukiem na myślenie internetem.Nie spodziewałam się po tym serialu takiej tematyki a wypada tu całkiem ciekawie. Podobnie jak refleksje nad tym co dziennikarz – nawet piszący o sprawach pozornie błahych powinien pisać i publikować a kiedy się powstrzymać.
Dawno nie oglądało mi się żadnego serialu tak dobrze jak „The Bold Type”. Być może dlatego, że to serial, który nie ukrywa, że 25 lat to jeszcze bardzo mało i jest mnóstwo do nauczenia się o życiu, świecie i wykonywanym zawodzie. To miłe patrzeć na bohaterki przy których nikt nie próbuje nam wmówić że 25 latki mają ułożone całe życie i nie potrzebują wsparcia od osób trochę starszych. Pod tym względem serial jest bardzo ożywczy – ostatnio ciągle czytam o dziewczynach które się martwią że im się życie kończy bo skończyły 25 lat i mam wrażenie, że jakąś straszną papkę im do głowy włożono, że to jest jakikolwiek wiek na koniec czegokolwiek. Inna sprawa, że jednak to jest doskonały serial na czas pandemii, bo bohaterki chodzą po Nowym Jorku (tu chyba gra go Toronto – mam takie wrażenie), mają ładne ciuchy, chodzą na przyjęcia, piją szampana i w ogóle mają jakieś takie życie, które nie jest siedzeniem w domu na kanapie bo jest pandemia. To jest jednak wartość dodana seriali, które pokazują to życie „glamour” – to znaczy takie które nie dzieje się całe w jednym miejscu.
Sama produkcja nie aspiruje do bycia szczególnie wpływową czy poważną – zna swoje miejsce gdzie trochę na uboczu najbardziej rozpalających emocje seriali. Ale to daje też pewną wolność twórcom. Mogą poświęcić cały odcinek na bardzo dobrze pokazany wątek trans dziewczyny, która chce pobiec w maratonie nowojorskim, mogą to przeplatać dyskusjami czy chłopak może kupić dziewczynie drogą maszynę do szycia, i dorzucić do tego wątek faceta, który orientuje się, że być może wcale nie był taki porządny względem kobiet jak mu się wydawało. Te tematy, nawet jeśli bywają niesłychanie poważne, są utrzymane w tonie lekkiego serialu, który nie ucieka od bardzo zabawnych scen, komicznych wątków drugoplanowych i zamiłowania do bankietów w co trzecim odcinku. Na tym chyba polega jego urok – w szukaniu tego miejsca gdzieś między rantem Berniego Sandersa a odcinkiem „Emily w Paryżu”.
Ostatnio doszła do nas wiadomość, że ma się pojawić nowy sezon „Seksu w Wielkim Mieście”. Przyznam szczerze, że po obejrzeniu dostępnych sezonów „The Bold Type” mam wrażenie, że ten serial jest trochę zbędny. Produkcja stacji Freeform (które należy do Disneya) dość dobrze pokazuje, jak bardzo zmieniło się i mówienie o seksie i pokazywanie kobiecej przyjaźni. Czuć że bohaterki nowego typu są bez porównania bardziej otwarte niż Carrie i jej przyjaciółki, a jednocześnie – że dzięki temu już nie o seks chodzi – nawet jeśli się o nim sporo mówi. Podobnie kobieca przyjaźń w wydaniu naszych trzech dziewczyn ma w sobie dużo więcej radosnej zabawy i autentycznej bliskości a mniej stawiania na różne typy myślenia które można ze sobą konfrontować. Tak bohaterki „The Bold Type” są od siebie różne, ale nie jest to tak przerysowane jak w SATC. Myślę, że ten serial naprawdę wypełnia tą lukę która pozostała po przedniej produkcji i pokazuje jak inny jest już Nowy Jork i jego mieszkanki. I dobrze bo pokolenia się zmieniają, kobiety przejmują narrację na swój temat i nawet seks jest jakby inny.