Home Film Piasek wchodzi wszędzie czyli o “Diunie”

Piasek wchodzi wszędzie czyli o “Diunie”

autor Zwierz
Piasek wchodzi wszędzie czyli o “Diunie”

Pustynne plan­e­ty. Dlaczego to zawsze muszą być pustynne plan­e­ty. Oczy­wiś­cie, to westch­nie­nie nie przys­toi na sean­sie „Diuny”, bo Arrakis jest ory­gi­nal­ną plan­etą, na której piasek i upał czynią życie trud­nym. Bez wyobraźni Fran­ka Her­ber­ta pewnie nie było­by Tatooine, które na dekady zdomi­nowało wyobraźnię widzów. Ter­az jed­nak wracamy do źródeł by zobaczyć his­torię, od której wiele się zaczęło. By sprawdz­ić czy pośród pisaków zna­jdzie się coś tak cen­nego jak przyprawa, która pozwala podróżować w naj­dal­sze zakąt­ki galaktyki.

 

Denis Vil­leneuve, właś­ci­wie od początku był trochę skazany na porażkę. Jakiego fil­mu by nie zro­bił – komuś się nie spodo­ba. Nie dlat­ego, że koniecznie musi­ał­by zro­bić film zły, ale każ­da adap­tac­ja dzieła tak znanego i kochanego jak „Diu­na” musi się wiązać z wyma­gani­a­mi, których żaden film spełnić nie może. To zresztą zawsze jest ten prob­lem ekraniza­cji – która odbiera trochę reży­serowi wol­ność skazu­jąc go na ciągłe negocjowanie – pomiędzy wyma­gani­a­mi widzów, stu­dio fil­mowych i czytel­ników. O potknię­cie łatwiej tu niż o potrójne salto z prz­erzutką. Zwłaszcza w atmos­ferze pewnego wyczeki­wa­nia jakie ostat­ni­mi laty pojaw­iło się wśród wiel­bi­cieli fan­tasty­ki. Moż­na bowiem dojść do wniosku, że po lat­ach zanurza­nia się w typowe przestrze­nie space opery pojaw­ił się głód powro­tu do este­ty­ki poważniejszej, gdzie staw­ki są wyższe, poli­ty­czny i społeczny wymi­ar opowieś­ci pogłębiony. Nie jest do koń­ca przy­pad­kiem, że adap­tac­je „Diuny” i „Fun­dacji” – obie opowiada­jące o niepoko­jach w kos­micznym imperi­um – pojaw­ia­ją się ter­az. Co praw­da zbliżyła je do siebie pan­demia, ale potrze­ba – tej zmi­any nar­racji jest wyraźna.

 

 

O tym skąd się ta potrze­ba bierze moż­na trochę dysku­tować. Czy to odwrót od his­torii – w której coraz trud­niej nam znaleźć ten ele­ment hero­icznej opowieś­ci, której prag­niemy, czy może raczej – powrót do tych korzeni fan­tasty­ki, które pozwalały oswoić społeczną zmi­anę, sko­men­tować ją w bez­piecznej przestrzeni. Oso­biś­cie mam poczu­cie, że jest w nas, gdzieś drżące niczym czerw pod piaska­mi Arrakis poczu­cie, że nasze „imperi­um” (rozu­mi­ane jako pewien styl życia) upa­da i przyglą­damy się innym upad­kom i zamieszan­iom pyta­jąc się – czy jest tam gdzieś zbawca.

 

Wróćmy jed­nak do Arrakis. Jak wyszło Vil­leneuve – którego wielu już ter­az okrzyku­je wiz­jonerem kina – opowiadanie o świecie Her­ber­ta? Przyz­nam szcz­erze – odpowiedź nie jest pros­ta. Bywa­ją filmy, przy których czuć, że nie dostal­iśmy dokład­nie tego co reżyser chci­ał nam pokazać. A to czas naglił, a to kołder­ka budże­tu była za krót­ka, a to stu­dio sobie czegoś zaży­czyło. W przy­pad­ku „Diuny” nie mam wąt­pli­woś­ci, że reżyser nakrę­cił dokład­nie taki film jaki chci­ał nakrę­cić. Widać to w każdym kadrze, w tej poe­t­y­ck­iej malarskoś­ci ujęć, w tym jak ustaw­ia każdą scenę, jak tworzy napię­cie nie przez to co widz­imy, ale to co jest gdzieś poza granicą obrazu. Tak krę­ci ten reżyser, takie są jego filmy – pod tym wzglę­dem „Diu­na” kore­spon­du­je z tym co Vil­leneuve wcześniej tworzył. To jest film, z którego nie będzie brzy­d­kich kadrów.

 

 

Nie jest przy­pad­kiem, że tak wiele foto­sów z tego fil­mu budzi zach­wyt. Reżyser umie z wia­tru we włosach bohat­era, z powiewa­ją­cych na pustyni szat, z cieni kładą­cych się w pałacu uczynić włas­ną his­torię. Tu więk­szość tego co ma się roze­grać roz­gry­wa się w obrazach – moż­na by powiedzieć – ide­al­nie w zgodzie z naturą kina, które ma pokazy­wać a nie mówić. Stąd więcej cza­su spędz­imy studi­u­jąc szczupłe oblicze Paula Atry­dy czy doszuku­jąc się więk­szych planów w oczach jego zde­ter­mi­nowanej mat­ki niż wsłuchu­jąc się w dialo­gi. Te bowiem są reży­serowi nieco zbędne, bo cóż ma powiedzieć baron Harkon­nen sko­ro wystar­czy że wynurzy się z czarnej mazi byśmy wiedzieli o nim wszys­tko. Jed­nocześnie to jest wiz­ja, która jest z natu­ry w opozy­cji. Od designu zbrój, po stat­ki kos­miczne – to film, który cały czas przy­pom­i­na każdym swoim este­ty­cznym wyborem, że nie jest ani „Gwiezd­ny­mi Woj­na­mi” ani „Star Trekiem”. Co praw­da pomi­ja, dlaczego jest to przyszłość maszyn i men­tatów a nie kom­put­erów, ale wystar­czy, że wiz­ual­nie przede wszys­tkim – syg­nal­izu­je czym nie jest.

 

Czy więc Vil­leneuve odniósł abso­lut­ny sukces? Niekoniecznie.  A właś­ci­wie – gdzieś w tym całym wiz­ual­nym roz­machu zgu­biły mu się dwie rzeczy. Pier­wsza – o kim jest ten film a dru­ga – tu już ważniejsza – po co ową his­torię opowia­da. O ile przy drugiej moż­na było­by reży­sera bronić, że to w sum­ie jest pół his­torii (co spraw­ia, że film bard­zo słabo się broni jako osob­na całość) o tyle pier­wszy prob­lem jest bardziej skom­p­likowany. Doskonale wiem, że proza Her­ber­ta opiera się właś­ci­wie raczej na kreacji świa­ta niż kreacji postaci. To jest książ­ka pisana z lekkoś­cią kole­jnego popraw­ionego wyda­nia Bib­lii. Ale właśnie – to, że Her­bret tak postaci napisał, nie zobow­iązu­je jeszcze reży­sera, do stworzenia galerii pozbaw­ionych życia arche­typów. Niewiele trze­ba było­by tu zmienić, bo nie chodzi o to by postaci były inne ale raczej – zde­cy­dowanie bardziej oży­wione. Tym­cza­sem – każdy jest tu osob­no – ma swój jeden wymi­ar, jed­ną ramę. Co więcej – co już jest prob­le­mem reży­sera – aktorzy są obok siebie. Doskonale widać to przy księ­ciu Leto i Jes­sice – to postaci których relac­ja jest skom­p­likowana, ale w filmie – właś­ci­wie nic nie ma między nimi, tylko obok.  Właś­ci­wie na siebie nie patrzą, praw­ie się nie dotyka­ją, rzad­ko są razem na ekranie. Z kolei baron Harkon­nen – pozbaw­iony całkowicie charak­teru został jedynie bard­zo niefor­tun­nym w 2021 roku pow­iązaniem tuszy z chci­woś­cią i okru­cieńst­wem. To nie jest w ogóle postać, to bardziej nasz­ki­cow­any sym­bol.  Gdy­by jeszcze reżyser tymi arche­ty­pa­mi grał, gdy­by je łamał, gdy­by dawał im szer­sze pole do pokaza­nia jaka siła drzemie w powro­cie do tych znanych postaci, ale nie tu nawet nie ma tego napięcia.

 

 

Przy czym ponown­ie – to nie jest tak że Vil­leneuve chci­ał, ale mu się nie udało. Bard­zo widać, że tak zaplanował prowadze­nie swoich aktorów. Zresztą, do wiz­ji reży­sera aktorzy zostali dobrani ide­al­nie. Kil­ka razy pisałam, że dla mnie Tim­o­th­ée Cha­la­met jest ide­al­nym Paulem Atry­dą – właśnie dlat­ego, że w jego wyglądzie i syl­wetce jest ta chłopię­cość – coś co czyni go młodzieńcem na grani­cy między światem ojca a światem mat­ki (och te wszys­tkie edy­palne wąt­ki, które fan­tasty­ka tak kocha). Pisałam o tym szerzej tutaj, ale „Diu­na” potwierdza moja diag­nozę, że kino takiej prze­jś­ciowej męskoś­ci zawsze potrze­bu­je. Wiz­ual­nie doskonale wypa­da skon­trastowanie go zarówno z olbrzymim Jasonem Momoą (którego Dun­can Ida­cho ma w sobie chy­ba jako jedyny iskrę życia) i z księ­ciem Leto w wyko­na­niu poraża­ją­co pięknego w tym filmie Oscara Isaac­sa (który tak prawdę powiedzi­awszy więcej ma tu do wyglą­da­nia niż gra­nia). Vil­leneuve doskonale wie też czego chce od Rebbe­cy Fer­gu­son – która jed­nak moim zdaniem wciąż jest za mało zni­uan­sowana. Wszyscy tu wyglą­da­ją tak jak mają wyglą­dać, ale właśnie w tym prob­lem. Cały czas miałam poczu­cie, że na bohaterów patrzę, ale tylko z zewnątrz. Że ani dia­log, ani gra nie wpuszcza mnie do środ­ka. I miałam też wraże­nie, że samemu reży­serowi to nie przeszkadza. Bo woli pozostać na tej wiz­ual­nej warstwie.

 

Rozu­miem ambic­je świa­totwór­cze – bo ostate­cznie – więcej będzie się dzi­ało później, ale niekiedy miałam wraże­nie jak­bym oglą­dała bard­zo piękną reklamę per­fum – wszys­tko jest zwiewne, muzy­ka odpowied­nio eterycz­na, spo­jrze­nie Paula spod zmierzwionej grzy­w­ki mag­ne­ty­czne  ale jest to trochę puste. Nie chcę nazy­wać fil­mu wyd­muszką, bo oso­biś­cie nien­aw­idzę tego określe­nia wzglę­dem dzieł kul­tu­ry. Po pros­tu dla mnie to raczej fresk – bard­zo piękny, ale jed­nak – jeśli miałabym w tej kos­micznej his­torii odnaleźć jakieś prob­le­my, dylematy, czy odniesienia do świa­ta który znam – to musi­ałabym poprzes­tać albo na bard­zo banal­nych wnioskach, albo już tak czer­pać z tego czego w filmie nie ma, że ocier­ało­by się to o daleko idącą nad­in­ter­pre­tację. I ponown­ie – tu jest pytanie – czego się od takiego kina chce. Dla mnie przenosze­nie dale­kich światów na ekran niekoniecznie jest celem samy w sobie – nawet jeśli piękne, to musi być nasy­cone bard­zo ziem­skim ludzkim dyle­matem, bym mogła powiedzieć, że taka wyprawa jest udana.

 

 

Zresztą jako oso­ba, która „Diunę „czy­tała cały czas miałam wraże­nie, że sam Her­bert ze swo­ją wiz­ją się reży­serowi wyśl­izgu­je. Nie dlat­ego że nie udało się prze­nieść na ekran konkret­nych obrazów, ale raczej dlat­ego, że pewne rzeczy moż­na napisać, ale niekoniecznie uda­je się pokazać. Ot np. fakt, że Arrakis nie jest po pros­tu plan­etą pustyn­ną, ale plan­etą morder­czą ze wzglę­du na gorąc. W filmie dosta­je­my jed­ną infor­ma­cję, że zaraz tem­per­atu­ra osiąg­nie 60 stop­ni, ale już nie dosta­je­my potu lejącego się z bohaterów, nie czu­je­my jak bard­zo, nie moż­na być w słońcu, nie mamy poczu­cia zagroże­nia wynika­jącego z samego duszącego ciało gorą­ca. Reżyser nie może nam tego dać bo przyjął inną, zim­ną, kolorysty­cznie oszczęd­ną este­tykę. Nie zobaczymy więc jak Tim­o­th­ée Cha­la­met poci się tak że niszczy się jego pięk­na fryzu­ra, bo ta este­ty­ka nie pasu­je do wyboru reży­sera. Ale tym wyborem zmienia napię­cie. I tak pusty­nia sta­je się zaled­wie pustkowiem, a nie miejscem zabójczym.

 

 

Są w tym filmie decyz­je dobre – jak np. doskon­ałe zestaw­ie­nie tego jak mokrą plan­etą jest Cal­adan, z nieprzy­jaznym piask­iem Arrakis. Są decyz­je dyskusyjne – jak udawanie przed widza­mi, że Zen­daya, ma w tym filmie jakąś więk­szą rolę. Są momen­ty, kiedy sama do siebie się uśmiech­nęłam (nic nie poradzę, że ten wiel­ki czerw to im tak bard­zo anal­nie wyszedł) i takie w których pomyślałam, że jest coś niesły­chanie zabawnego w tym, że wiz­je Paula Atry­dy z „Diuny” i Bel­li ze „Zmierzchu” (a właś­ci­wie jego ostat­niej częś­ci) moż­na by spoko­jnie porów­nać. Jest też muzy­ka, która jest dla mnie w ogóle osob­nym tem­atem do roz­mowy, bo choć pokochałam dudy, to zas­tanaw­iam się czy to zawsze musi być Zim­mer. Mam nieod­parte wraże­nie, że gdy­by sięg­nię­to po zupełnie inne muzy­czne przestrze­nie to może udało­by się bardziej odd­ać tą kos­miczną obcość. Nie ukry­wam też, że cały czas rozmyślałam na tych pominię­tych ele­men­tach z książ­ki, które były kluc­zowe by zrozu­mieć pewne decyz­je bohaterów (jak np. nie do koń­ca da się zrozu­mieć z fil­mu, dlaczego zdra­da dok­to­ra Yueh nie powin­na się zdarzyć). Przy czym co ważne – nie jestem osobą, która uważa, że dobra adap­tac­ja musi być odt­worze­niem książ­ki na ekranie. Może być od niej bard­zo dale­ka jak dłu­go ma w tym swój cel i wie, dokąd zmierza.

 

 

Prze­ci­wieńst­wem arcy­dzieła nie jest wbrew temu co może się wydawać film nieu­dany. Prze­ci­wieńst­wem arcy­dzieła bard­zo częs­to jest film całkiem dobry ale jed­nak nie przekracza­ją­cy fil­mowych granic. Dla mnie „Diu­na” arcy­dziełem zde­cy­dowanie nie jest. Jest his­torią opowiedzianą bard­zo sprawnie (w swo­jej drugiej połowie wydarzenia bieg­ną jed­no po drugim bard­zo szy­bko), zgod­nie z intencją reży­sera. Ale dla mnie to film chłod­ny, nie budzą­cy emocji, nie jestem na niego ani zła, ani nie jestem zach­wycona. Nie czu­ję potrze­by ani reży­sera ganić ani szczegól­nie bronić. Obe­jrza­łam, pewnie następ­ną część też obe­jrzę, ale nie czu­ję, żeby otworzyły się przede mną nowe hory­zon­ty, by ów kos­mos jaki pro­ponu­je mi reżyser stał się moim kos­mosem. Wręcz prze­ci­wnie – miałam wraże­nie, że w pewnym momen­cie ta cały kos­miczny wymi­ar zupełnie mu się wymy­ka. Znów chodz­imy po jakiejś pustyni – od cza­sów bib­li­jnych tam wracamy.

 

Ta „Diu­na” jest pięk­na jak grzy­wka Paula Atry­dy, jak cud­ow­na bro­da księ­cia Leto, jak szaty Zendaii powiewa­jące na wietrze, jak stat­ki kos­miczne wiszące na orbicie plan­e­ty, jak niebieskie tęczów­ki Freemenów i piasek drżą­cy przed nade­jś­ciem wielkiego czer­wia. Jest to uro­da dla niek­tórych wystar­cza­ją­ca, dla innych pory­wa­ją­ca, dla mnie – głównie zwod­nicza. Ten film jest trochę jak sama Arrakis – pięk­na pusty­nia, której nikt nie zamienił w rajs­ki ogród. Jeśli jest tam gdzieś woda życia, to bard­zo głęboko schowana pod piask­iem. A piasek, cóż, wchodzi wszędzie, nawet w try­by tej opowieś­ci, spraw­ia­jąc, że chy­ba jed­nak częś­ciej niż­by chci­ał reżyser zgrzy­ta i dzi­ała odrobinę zbyt wol­no byśmy zapom­nieli o otacza­ją­cym nas świecie. Być może czego tej „Diu­nie” naprawdę braku­je to dobrego niucha przyprawy, która zabrała­by nas daleko poza czas i przestrzeń.

 

 

PS: Znalazłam w sieci taki bard­zo zabawny tekst, że ter­az wraz z pre­mierą Diuny 2021 pojaw­ią się ci którzy będą twierdz­ić, że film Lyn­cha był lep­szy. Rozbaw­iło mnie to zwłaszcza po sean­sie, kiedy zaczęłam rozmyślać i doszłam do wniosku, że film Lyn­cha był abso­lut­nie bez­nadziejną adap­tacją książ­ki, ale pod wzglę­dem pewnego cud­ownego, sza­lonego i niepow­tarzal­nego sposobu opowiada­nia his­torii, był dla mnie ważniejszym filmem niż ten. Co doskonale pokazu­je, że  to jakie śla­dy pozostaw­ia­ją na nas filmy niekonieczni zawsze jest pokłosiem tego czy są dobre, ale bardziej czy dla nas są JAKIEŚ (choć jak stwierdz­iła moja zna­jo­ma „Diu­na Lyn­cha ma Stin­ga, Diu­na Vil­leneuve go nie ma więc co my w ogóle porównujemy).

 

 

 

0 komentarz
12

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online