Jak co roku wyobrażam sobie, że jestem kaznodzieją w małej, niesłychanie tolerancyjnej wspólnocie, która przytula do serca wszystkich, ale jednocześnie z uporem maniaka raz do roku szuka nowych sensów w tym jednym akapicie z Ewangelii, który mówi o narodzinach Jezusa. Jak kiedyś pisałam – to mój sposób odreagowania, że proboszcz kościoła, do którego w dzieciństwie chodziłam na pasterkę miał tylko jedno kazanie na święta i zawsze je powtarzał.
Z Nazaret do Betlejem. Maria z Józefem. W Betlejem urodzi się Jezus. Jak ogłosili prorocy. Dziecko urodzi się w grocie, bo nie ma miejsca w gospodzie. Przyjdą pastuszkowie. Wszystko rozegra się w Palestynie. Nazaret, Betlejem, Maria, Józef, Jezus. Tak oczywiste i bliskie nazwy. Tak bliskie, że niemal widzisz. Śnieg już pokrył czubki drzew w Betlejem. Bo przecież w Betlejem rosną drzewa. Takie same choinki jak ta w rogu twojego pokoju. I pada śnieg. Twój bliski śnieg.
Maryja twarz ma jasną. Maryja, Maria, Marysia, Maryśka imię tak bliskie, że mógłbyś ją zobaczyć na swojej ulicy. Józef. No Józef, wujek Józef, brat mamy, kolega, stryjek. No nasz Józek. Stajenka? Też widzisz. Przecież każdy wie jak wygląda stajenka. Jest sianko, każdy zna zapach siana, był u dziadków latem. I zwierzątka. Osiołek, musi być osiołek i pewnie jest krówka. Taka zwykła krówka z łatami, jak te które liczysz z okien pociągów.
Pastuszkowie, którzy przyjdą – no też ich znasz. Noszą takie wełniane kubraki i mają takie kapelusze. I kijki, a może nawet ciupagi. A jak zagrają, no to przecież na skrzypcach – no tak wiecie jak w tej góralskiej knajpie, w której jadło się obiad w czasie wakacji. Tak właśnie jest, zimno, na zewnątrz śnieg a w środku ciepło i swojsko. Wszystkich tam znasz, nawet ten pulchniutki rumiany Jezusek patrzący na świat niebieskimi oczętami jest ci tak bliski.
Nazaret. Betlejem. Maria. Józef. Jezus. Nazwy dalekich miejsc, gdzie większość z nas nigdy nie była. Miast, z krainy, gdzie nie pada śnieg, gdzie, jest więcej pustyń niż lasów. Miejsca do których nie dojdzie po prostu na piechotę. Nawet powietrze jest tam inne. Nie ma tam naszych zim. Nie ma tam naszego lata. Imiona, stare imiona koczowniczego ludu, które pisze się zupełnie inaczej i wymawia zupełnie inaczej. Nikt ich nie wymyślił do tego alfabetu. Nie ma w nich nic swojskiego to imiona ludzi sprzed tysięcy lat, imiona języka bez zmiękczeń, musiałbyś inaczej ułożyć usta, inaczej język. Tak obco i dziwnie.
Jedni ludzie opowiedzieli drugim ludziom historię. Najpierw daleko, w tych pustynnych krajach. Historię, która była im bliska, w którą wierzyli. Historię, która była osadzona w ich świecie, w ich miejscach, w imionach które znali. W ich lękach i nadziejach. Historię powtarzały kolejne ludy, zmieniały imię, zmieniały miejsca. Odchodziła coraz dalej od domu i w końcu doszła tutaj. Historia o dalekim kraju, o miastach w których nigdy nie byłeś o ludziach których imiona są obce. Czas mijał a historia stała się twoją historią. Tak bliską, że nie musisz w nią wierzyć. Ale przecież znasz nazwy Betlejem, wiesz o mieście Nazaret. Umiesz powiedzieć Maria, Józef, Jezus. I nie brzmi to daleko, nie brzmi to obco. Brzmi tak blisko, że śnieg pada w twoim Betlejem, że Maria ma twarz, którą przecież tak dobrze znasz.
Nic na świecie nie jest obce tak bardzo, że nie może być twoje. Nie ma takiej opowieści, która nie może stać się bliska, takich imion, które nie oswoją się na języku, takich dalekich nazw których nie przybliży drugi człowiek. Wszystko co obce może być twoje. Tak właśnie jest – przychodzą ludzie o innych imionach, opowiadają o miastach z krańców twoich map, mają opowieści, które wydają się egzotyczne. Ale z każdym rokiem coraz mniej. W końcu przeplatają się z twoimi historiami, z twoimi imionami, z twoimi miejscami. Świat poszerza się nieznacznie, rzeczy nieoczywiste stają się oczywiste.
Kiedy odrzucisz lęk, kiedy otworzysz oczy na innych ludzi, kiedy ich obcość stanie się czymś co tylko musi się wpisać w ten wielki świat twojej wyobraźni to nie ma się czego bać. W końcu twój wujek w wełnianym swetrze nazywa się Józef z uśmiechem zasiadasz w środku zimy do kolacji by wspomnieć historię pustynnych ludów, które jeszcze nie wiedzą, że śnieg pada w Betlejem.