?
Hej
Zwierz ostatnio co raz więcej pisze o książkach (chyba nie zamieni się jednak w blogera literackiego bo kompetencji ma mniej niż mysikrólik), nie dlatego, żeby mu się znudziły filmy i seriale albo, żeby nie miał pojęcia o czym pisać ale po prostu książki same wpadają mu w ręce. W przypadku książki Luther. Odcinek Zero owo sformułowanie jest nawet trafniejsze niż zwykle bo napisana przez Neila Crossa powieść została mu dosłownie przesłana przez wydawcę tak więc zwierz nic w tej materii robić nie musiał. Otrzymywanie książek za darmo to spełnienie marzeń zwierza (podobnie jak otrzymywanie zaproszeń na filmy) o tym, że jeśli będzie ciężko pracował i bardzo się starał to w końcu jego budżet wydatków na kulturę trochę się zmieni. Nie przyszło mu tylko do głowy, że oszczędzone w ten sposób pieniądze wyda od razu na inne książki i filmy. Ale ogólnie zawsze dostać książkę jest miło, zwłaszcza, jeśli jest poświęcona bohaterowi jednego z ulubionych seriali zwierza.
Jeśli nie wiecie co zwierz sądzi o samym serialu (Luther to brytyjski serial emitowany przez BBC więc jasne że ma u zwierza plus na samym wejściu) to można opinię streścić dość krótko – jeśli są w nim wady (a jest ich sporo) to wszystko wynagradza zwierzowi obecność na ekranie Idrisa Elby w tytułowej roli. Zwierz uwielbia aktora i jego podejście do roli zmęczonego każdym kolejnym śledztwem detektywa Londyńskiej policji, który ma kłopoty z byłą żoną i pewną bardzo zmyślną psychopatką. Zwierz nigdy nie twierdził, że to serial idealny ale zawsze był wdzięczny Neilowi Crossowi za powołanie do życia fascynującej postaci Johna Luthra. Właściwie to zwierz jest Neilowi Crossowi wdzięczny za jeszcze sporo różnych rzeczy, bo to znakomity scenarzysta i twórca dwóch jak na razie najlepszych odcinków Doktora Who w obecnym sezonie. I to odcinków które opierają się przede wszystkim o znakomicie napisane scenariusze, z dobrymi dialogami (które pomagają tam gdzie zawodzi sama historia)
I teraz następuje zgrzyt. Zwierz wziął do ręki książkę i nie potrzebował wiele czasu by dostrzec, że tak naprawdę nie ma przed sobą powieści. To co wygląda jak powieść o Johnie Lutherze to tak naprawdę scenariusz. Scenariusz rozszerzony o napisane zwykłą czcionką didaskalia. Cała powieść pisana jest w czasie teraźniejszym (np. Luther idzie korytarzami szpitala.) i składa się prawie wyłącznie z dialogów. Gdyby trzeba było ocenić jej literacką wartość to pojawiłby się poważne schody, bo Neil Cross zdecydowanie nie zdał egzaminu na powieściopisarza. Powieść to coś więcej niż kalejdoskop kolejnych scen, dialogów czy sytuacji. Na powieść składa się jeszcze wiele innych składników min. odpowiedni nastrój, język, miejsce na wyłapanie stylu autora. To dlatego znakomita powieść może być o niczym, a bardzo średnia mieć zapętloną, skomplikowaną fabułę. Tymczasem książka Crossa jest napisana zdecydowanie przez kogoś kto widzi w swojej głowie film i stara się go nam opisać ale jest odpowiedzialny tylko za dialogi bo resztą zajmie się człowiek z kamerą. Tu człowieka z kamerą nie ma i pozostaje nam jedynie szkielet zasługującej na zdecydowanie więcej historii.
Czy to znaczy, że „Odcinek Zero” to książka której nie warto czytać. Paradoksalnie nie. Bo brak wartości literackiej nie przekłada się dzieło zupełnie nieinteresujące. Aby zamienić średnią książkę w całkiem niezły odcinek należy, po prostu uruchomić wyobraźnię, wyjąć ze specjalnej szufladki, w której trzymamy obrazy z serialu odpowiednie kadry i już dostajemy odegrany w naszej głowie dodatkowy odcinek Luthera. Zwierz dokładnie tak zrobił – od samego początku starał sobie wyobrażać kolejne przedstawione miejsca tak jakby je pokazano w filmie (plus posiadania ekranizacji przed lekturą a nie po niej), „podstawił” pod postacie aktorów znanych mu z telewizji, wyobraził sobie przejścia między scenami i tyle. Kamera! Akcja! Odcinek! Serio gdybyście teraz zapytali zwierza czy widział zerowy odcinek serialu odpowiedziałby że tak oczywiście i nawet mógłby dokładnie przywołać z pamięci wygląd poszczególnych scen. Co jest wielkim darem dla każdego widza, który dałby wiele by serial miał nieco więcej odcinków.
I tu kolejna uwaga, to książka zdecydowanie zabawniejsza dla zniecierpliwionych czekaniem na trzeci sezon serialu fanów ponurego detektywa. Po pierwsze dostajemy wgląd w życie Luthra zanim zaszły pewne zdarzenia, które stworzyły bohatera takiego jakiego znamy z serialu np. bohater mieszka jeszcze z żoną, nie ma mowy o separacji, jeśli ma być jakiś romans to dopiero się zaczyna. Do tego książka dla każdego wielbiciela serialu będzie jako całość bardzo wyraźnym uzupełnieniem tego co o bohaterach i ich sytuacji wie z samego serialu. Bo to prawdziwy odcinek zerowy, wcale nie oderwany od telewizyjnej serii. Jeśli się nie zna Luthra to Niestety, czytanie książki może sprawić jednak nieco mniej frajdy, choć ponownie – jeśli włączymy naszego wewnętrznego reżysera to dostaniemy całkiem niezły scenariusz jak wyobrazić sobie zupełnie porządny film. Choć najlepiej przed lekturą obejrzeć jeden czy dwa (albo najlepiej wszystkie) odcinki serialu. Pierwszy sezon bardzo wciąga
Co do samej fabuły książki, to jest ona ułożona dokładnie wedle prawideł telewizyjnych odcinków. Kryminał, który zaczyna się od miejsca zbrodni i zbliżania się krok po kroku do rozwiązania. Oczywiście rozwiązania wcale nie tak łatwego do przewidzenia, zgodnie z zasadą najlepszych serialowych odcinków. Trzeba przyznać, że akcja biegnie szybko a same dialogi mają kilka dobrych fragmentów, choć zwierz ma wrażenie że sporo z nich brzmi lepiej po angielsku (w ogóle zwierz ma wrażenie, że ten sposób pisania w pierwszej osobie musi lepiej brzmieć po angielsku). Co najważniejsze Luther jest w tej książce Luthrem – przygnębionym, mającym trochę dość uzależniającej roboty detektywem, który jest o krok by zaprzepaścić wszystko w swoim życiu dla osobliwie pojmowanej kariery zawodowej. Podobnie pozostałe postacie też wykazują postawy zbliżone do tych, które znamy z serialu. To akurat olbrzymi plus bo Cross mógłby nie podołać odtworzeniu swoich bohaterów w nieco innej formie niż film tak byśmy nie mieli wątpliwości, że to nadal oni
Wydaje się, że „Luther. Odcinek Zero” to odpowiedź na pytanie, jak dać fanom kolejny odcinek, nie wydając pieniędzy na jego nakręcenie. Okazuje się, że książka jest doskonałym medium, które znającym wyjściowy materiał widzom da dokładnie tyle inspiracji by sami zobaczyli film przed oczyma duszy swojej. To nie nowość – BBC od dawna rozszerza światy swoich seriali – wspomniany Doktor Who dziś ma chyba więcej przygód w rozmaitych książkach, komiksach i słuchowiskach niż w samym serialu. Co nie przeszkadza bo serialowe odcinki to tylko punkt wyjścia, a potem wystarczy odrobina wyobraźni by spotykać się z bohaterami także poprzez inne media. Tak więc książkę Crossa należy traktować jako pierwszy krok w kierunku naszego lepszego zapoznania się z Johnem Luthrem i kto wie może większym kawałkiem jego przeszłości. Co akurat zwierzowi nie przeszkadza bo na trzeci sezon już tyle się czeka.
Jak widzicie zwierz nie ma wyraźnego zdania na temat książki. Z jednej strony jako fan Luthra i Neila Crossa pożarł przesłaną mu powieść w jednej chwili, z drugiej strony – to jest książka w której bohater „chwyta hikorowe stylisko oskarda” – co stanowiło dla zwierza pewien problem ponieważ przeczytał to zdanie kilka razy i nadal nie ma zielonego pojęcia o co chodzi a myślał, że coś o świecie wie. To takie dobre miejsce na przypis, który mówi, że facet ma w ręku siekierkę. Takich czysto stylistycznych i literackich potknięć (łącznie z nieszczęsnymi powtórzeniami) w książce jest więcej, i trzeba zaznaczyć, że fani wielkiej literatury mogą być zawiedzeni. Jednak mimo niskiej literackiej wartości książki zwierz cieszy się, że miał okazje spędzić jeszcze trochę czasu w towarzystwie Johna Luthra. A że książkę czyta się błyskawicznie to przychodzi mu tylko żałować, że nie było to dłuższe spotkanie. I że wersja którą miał w łapkach nie miała okładki więc nie mógł sobie odwracać strony i cichutko wzdychać do Idrisa Elby. Co jest zupełnie normalne. Dla zwierzy.
Ps: Zwierz ma jeszcze trochę przemyśleń o przenikaniu się popkultury i literatury ale może będzie miał zupełnie inną ciekawą okazję by się nimi podzielić. Ale wtedy na pewno się dowiecie.
ps2: Facebookowicze już wiedza więc wy też powinniście, że 14.05 o godzinie 18:00 w Domu Spotkań z Historią zwierz będzie brał udział w spotkaniu w ramach organizowanego przez dr. Rafała Marszałka spotkaniu poświęconemu historii w polskim kinie. Pierwsze spotkanie dotyczy kina jidysz i zwierz występuje w roli przedstawiciela zawodu wyuczonego czyli jako historyk. Jak chcecie przyjdźcie zwłaszcza że wstęp wolny (i jeszcze fragmenty filmów pokazują ;)