?
Hej
Dziś miało być o czymś zupełnie innym ale zwierz nie mógł się powstrzymać. Wczoraj wieczorem (dobra jeśli pierwsza w nocy to wieczór) Ninedin, na swoim prywatnym profilu na facebooku zauważyła, że z natury zakochuje się w dwóch rodzajach fikcyjnych postaci. W dużym przybliżeniu i skrócie (Ninedin umie to z całą pewnością opisać dużo lepiej) ulubiona blogerka zwierza wyznała, że tak właściwie zdarz się jej zakochać w dwóch rodzajach postaci – jedna to ten niesłychanie inteligentny, chłodny typ, z ostrym poczuciem humoru który góruje nad wszystkimi w otoczeniu, drugi to porządny człowiek, zwykły w swojej niezwykłości. Wyznanie Ninedin, rzucone tak od niechcenia, w ciągu jej fascynujących uwag nad Prachettem, wywołało rozmowę jakiej zwierz nie widział od dawna. Rozmowę na takim poziomie szczerości jakiego można się najczęściej spodziewać w zadymionej kuchni w czasie imprezy na którą zaprosiło się jedynie znajomych, do których człowiek nie bałby się zadzwonić w środku nocy cały we łzach bo ulubiony serial właśnie się tragicznie skończył. Trzeba bowiem przyznać, że Ninedin zrobiła coś niesłychanie prostego ale i odważnego. Zamiast krygować się, zwodzić i udawać, że chodzi jej o coś zupełnie innego, prosto z mostu przyznała się, że w bohaterze fikcyjnym nie tylko można się zakochać, ale można też ten stan bezwstydnie ujawnić całemu światu i nawet go analizować. Widząc tempo rozwoju dyskusji zwierz odniósł wrażenie, że część użytkowników tylko na to czekała, by nareszcie móc wyznać wszystkie swoje mniejsze i większe popkulturalne uczucia. Tak jakbyśmy wszyscy mieli kochanków i nareszcie przyszedł ten dzień kiedy mówimy o nim małżonkowi.
Teoretycznie rozmowa o zakochiwaniu się w postaciach fikcyjnych powinna być jedynie zapisem szalonego fangirlizmu. Oczywiście dla większości czytelników nawet tłumaczenia zwierza, że tak nie jest będą nie wystarczające. Wierzcie jednak zwierzowi, problem jest o tyle bardziej skomplikowany i ciekawy, że zwierz pisze o nim na blogu nie tylko dlatego, że spędził pół nocy produkując kolejne posty w do dyskusji ale dlatego, że rzadko facebookowe dyskusje dotykają czegoś tak prawdziwego o czym się głośno nie mówi. Zakochiwanie się w postaciach fikcyjnych z nie do końca zrozumiałych dla zwierza przyczyn jest faktem nieco wstydliwym. Można oczywiście zadeklarować sympatię do tej czy tamtej nie istniejącej postaci, ale kiedy dochodzimy do uczuć nieco wyższego rzędu wtedy włącza si w nas mechanizm, nakazujący nieco wstydzić się wyznawania takich uczuć. Zakochiwanie się w postaci nie istniejącej, funkcjonuje w realnym świecie jako nieco egzaltowany substytut prawdziwego uczucia jakim obdarza się innych ludzi. W towarzystwie można się przyznać do pewnego sentymentu jakim darzy się film czy książkę, ale jeśli nie siedzimy w starannie wyselekcjonowanej grupie podobnych nam odbiorców kultury, to wyznanie, ze w jakimś bohaterze się podkochiwaliśmy odsyła nas natychmiast do stolika dla dzieci.
Zwierzowi zawsze żal tych którzy dają się zamknąć w tym schemacie. Uczucia jakie wywołują książki i filmy oraz seriale wydają się nie mniej prawdziwe od tych, którymi obdarzamy naszych realnych ukochanych. Skoro nad książkami można się śmiać i płakać to dlaczego mielibyśmy przyjąć, że autor nie potrafi napisać postaci, która nas uwiedzie. Zresztą zwierz dochodzi do wniosku, że moment w którym tracimy głowę dla fikcyjnego bohatera nie powinien być przedmiotem wstydu ani przekonania, że inwestujemy zbyt wiele emocji w książkę. Wszak czy istnieje lepsza cenzurka jaką można sobie samemu wystawić niż takie wsiąknięcie w fabułę, że nagle zapominamy trochę, że to fikcja i pozwalamy by zrodziły się w nas zupełnie realne uczucia. Czy nie po to w ogóle otwieramy książkę, włączamy film, ściągamy kolejny odcinek serialu – żeby coś poczuć. A właściwie żeby poczuć coś czego nie oferuje nam na co dzień nasza egzystencja? Patrząc tak na zakochiwanie się w postaciach powinno być ono dowodem nie na egzaltację czy zwykły fangirlizm ale na pełne wejście w świat powieści. Niemal powinni dawać za to medal. Co więcej, dyskusja, którą obserwował zwierz przekonała go iż za uczuciem idzie też zdecydowanie bardziej pogłębiona analiza postaci niż ma to miejsce w przypadku bohaterów, którzy nie przemawiają do nas tak mocno. A to oznacza, że jeśli zachowamy mimo wszystko odrobinę rozsądku z takiego uczucia może się zrodzić całkiem porządna literacka analiza.
Zresztą zakochiwanie się w fikcyjnych postaciach to jedno z najprzyjemniejszych uczuć jakie można sobie popkulturalnie (a może w ogóle) zafundować. Choć rozstania są bolesne to nigdy ale to nigdy nie są na zawsze. Do książkowego ukochanego zawsze można wrócić, czeka tam nawet jeśli do pierwszej lektury minęły lata. Czasem miłość trwa cale życie, czasem zmienia nam się z wiekiem. Jak pięknie widać to kiedy rozmówcy zaczęli się przerzucać imionami Sienkiewiczowskich bohaterów, którzy stali się obiektem ich uczuć. Po pierwsze – pokochać można każdego, po drugie – można zacząć lekturę kochając Skrzetuskiego a podczas, któregoś z powrotów zakochać się we Wołodyjowskim. Z resztą na przykładzie klasyki najlepiej widać, jak owe książkowe zauroczenia potrafią łączyć i dzielić. Zwierz w skrytości ducha zastanawia się czy coś łączy kobiety które z Trzech Muszkieterów wybierają Atosa zamiast Aramisa i czy naprawdę tak wiele różni je od tych które serce oddały D’artagnanowi. Podobnie zwierz z radością dostrzegł jak w oczach czytelniczek chmurny Rochester z Jane Eyre raz jawi się ideałem raz postacią zupełnie nie do pokochania, jak Darcy raz jest tylko dobrym materiałem’ na filmową postać, raz spełnieniem marzeń. Można co prawda stwierdzić, że do takiej dyskusji uczucie jest niepotrzebne, ale to nie prawda. Odkładając na bok wizję długiej namiętnej dyskusji w noc o bohaterach jako takich bez żadnych emocji, ważne jest też co pod tym zakochaniem rozumiemy.
Widzicie postać fikcyjną kocha się chyba jako jedną na świecie za to jaka jest a nie za to jak wygląda (oczywiście zwierz wie, że są ludzie których kochamy za charakter, ale tu mamy pewność że kochamy je wyłącznie za charakter). Odkładając na bok fascynacje bohaterami serialowymi i filmowymi (w których wygląd też nie ma takiego znaczenia bo bohater którego pokochasz natychmiast wyładnieje) bohatera książkowego kocha się za jego prawdziwy charakter, czyny za jego relacje z innymi bohaterami. Raz w życiu można się zakochać nie zważając na wygląd (jeśli jakikolwiek pisarz myśli, że może narzucić czytelnikowi wygląd bohatera to się myli) ale na charakter. I co więcej. Można się zakochać bez konsekwencji – cóż z tego że podły i chce zniszczyć świat, oziębły i analityczny, noszący habit, wierny do końca, dawno zmarły, wiecznie żywy. Żadna cecha nie stoi na przeszkodzie do zapałania prawdziwym żywym uczuciem. Znika płeć, podziały klasowe, prawdopodobieństwo, wizja przyszłości związku. Możemy ich kochać całym sercem co nie oznacza, że wyobrażamy sobie wspólną przyszłość, czasem nie jesteśmy do końca pewni czy chcielibyśmy się znaleźć w jednym pokoju, ale kochać możemy. Być może kiedy zastanawiamy się jaki jest nasz typ, zamiast analizować przeszłych mężczyzn (i kobiety) realnych winniśmy rzucić okiem na nasze książkowe fascynacje. Wszak właśnie w świecie fikcji zakochujemy się w charakterach wyjętych z tej zwodniczej skorupy ciała i bez tych wszystkich społeczno ekonomicznych nudnych elementów rzeczywistości, które potrafią przesłonić nam to co najważniejsze czyli charakter człowieka. Zwierz musi powiedzieć, że tak jak w życiu prywatnym nie jest w stanie między swymi przeszłymi zauroczeniami wytyczyć żadnej spójnej linii tak z kart świata fikcji schodzi do niego bardzo spójny bohater. Aby nie trzymać czytelnika w niepewności, zwierz musi wyznać, że ma słabość do tego zwykłego porządnego człowieka, być może nawet za bardzo szlachetnego ale posługującego się kompasem moralnym. Wielcy geniusze są fascynujący ale nie budzą uczuć bliskich miłości.
Co więcej, w dyskusji pojawił się nagle wątek, który kazał spojrzeć na problem jeszcze inaczej. Bo kto powiedział, że zakochiwać się indywidualnie. wszak jest coś takiego w książce gdy pisarz sprytnie podsuwa nam parę. Parę, która choć w dwóch osobach tak naprawdę stanowi całość. W takiej konfiguracji zakochać się niezwykle łatwo, bo czy istnieje coś lepszego niż obserwowanie bez żadnych konsekwencji i wstydu takiej więzi, która łączy dwoje ludzi. Jak siedzieć w pokoju i obserwować ludzi bez konieczności odwracania wzroku. Zwierzowi zdarzyło się kilka razy natknąć w realnym życiu, na ludzi których łączyła taka więź (niekoniecznie romantyczna) i musi przyznać, że obserwowanie takich ludzi na żywo jest fascynujące ale trudno je uznać za grzeczne. Co więcej najczęściej stawia nas to na tym samym poziomie co innych bohaterów książki czy filmu. Oni są tylko obserwatorami, my jesteśmy tylko obserwatorami. Nagle między nami a większością bohaterów książki tworzy się specyficzna więź. Jesteśmy wszyscy podglądaczami. Zwierz musi przyznać, że nie trudno właśnie w takiej reakcji dostrzec sukces książkowych, serialowych i filmowych duetów. Nie chodzi nawet o samą naturę łączącej ich więzi tylko o tą łatwość jaką obdarzamy uczuciem ludzi, którzy potrafią obdarzyć uczuciem innych.
Kiedy zwierz pisał te słowa, godzina dochodziła druga w nocy a dyskusja nie chciała się skończyć. Bo przerwać dyskusję o popkulturalnych miłościach i uczuciach jest trudno. Zwierz ośmieli się postawić ważki i daleko idący wniosek, że właśnie na tym polega piękno aktywnego uczestnictwa w popkulturze i w kulturze jako takiej. Widzicie wiele osób zachowuje się tak jakby na każdą jednostkę ludzką przypadała jakaś z góry obliczona ilość uczuć i emocji. Jakbyśmy rycząc na filmie byli w stanie wyczerpać z góry przypisaną pulę łez, jakbyśmy zakochując się w fikcyjnej postaci mogli wyczerpać przypisany naszej osobie ładunek afektu. A przecież tak nie jest. Emocje nie są w małych paczuszkach, z których trzeba je delikatnie wyjmować i racjonować. Z emocji i uczuć można korzystać dowoli a kiedy korzysta się z nich przy odbiorze dzieł kultury wtedy wszystko nagle nabiera sensu. Nudną egzystencję w której właściwie nie mamy zbyt wielu szans na zakochiwanie się bez konsekwencji, na życie gdzie nasze serce co miesiąc wypełniają uczucia do innej osoby. Wbrew temu co mówią na mieście wcale nie takie niebezpieczne. Rzadko kiedy stan zakochania trwa dłużej niż parę tygodni a czasem ulatuje z końcem książki. Ale czy przez te tygodnie czyni się komuś krzywdę, a może wręcz przeciwnie, podwyższa się w najlepszy możliwy sposób jakość życia. Zwłaszcza wtedy gdy życie to nie podsuwa nam żadnych okoliczności by uczuciem obdarzyć żywą osobę. Zresztą nawet jeśli podsuwa. Jak zwierz już pisał – tu nie ma albo, albo. Na filmie płacze się inaczej niż na pogrzebie ale żadne z tych łez nie są fałszywe. Tak samo jest z zakochiwaniem się.
Dyskusja dogasa ale trwa i trwać będzie jeszcze długo. To jedna z tych najlepszych, w której panuje zrozumienie i brak ocen. Ba, można ją przerwać i rozpocząć ponownie w dowolnej chwili. Imiona bohaterów – z komiksów ze sztuk, z seriali z filmów. Mężczyźni, anioły, kobiety, pół bogowie, wiedźmini. Bohaterowie z klasyki i książek sf. Ci, za którymi obejrzałybyśmy się na ulicy i ci którzy nawet teraz mimo afektu nie wydają się nam szczególnie urodziwi. Postacie napisane doskonale, postacie napisane nieco gorzej, bohaterowie stworzeni niemal całkowicie z naszych wyobrażeń. Żadnego klucza poza tym jakie dyktują zupełnie prawdziwe uczucia. Posty lecą, bohaterowie wchodzą i schodzą ze sceny, a zwierz ma wrażenie, że obserwuje dokładnie to o czym marzy każdy fan kultury popularnej. By nareszcie znaleźć się w miejscu gdzie nikt nie boi się przyznać, że do kultury albo z sercem otwartym na oścież albo w ogóle. I wiecie, co nikt nigdy zwierzowi nie wmówi, że Internet to nie jest dobra rzecz. Gdzie indziej zwierz znalazłby miejsce gdzie olewając różnice geograficzne można niemal całą noc wyznawać miłość fikcyjnym bohaterom. Jeśli jest takie miejsce poza Internetem dajcie zwierzowi adres. Jutro się spakuje i pojedzie. Caly zakochany.
Ps: A teraz z zupełnie innej beczki. Zwierz chciałby wam polecić film Hattie – zamówił go sobie z Internetu by podziwiać ślicznego Aidana Turnera w skąpym odzieniu (cóż za wysoki motyw) a skończył zachwycony przedstawioną w filmie historią. Bohaterką filmu jest Hattie Jacques kochana przez anglików aktorka komediowa obsadzana w rolach typu „jest śmieszna bo jest gruba”. Hattie w trakcie kręcenia jednego z filmów wdała się w romans z bardzo ładnym szoferem. I kiedy się człowiekowi wydaje, że będzie jak zwykle jest zupełnie inaczej. Znakomite kino obyczajowe. No i skąpo odziany Aidan Turner naprawdę jako bonus a nie cel.