Hej
Kiedy zwierz słyszy sformułowanie film nieanglojęzyczny w jego sercu zapala się, zazwyczaj przysypana stosami angielskich filmów i seriali, czerwona lampka. Lampka ta ostrzega zwierza przed zbytnim ograniczaniem się do kultury anglojęzycznej. Wszak tej nieanglojęzycznej jest więcej, jest ona również wspaniała, jeśli nie lepsza zaś sam fakt, że ludzie w filmach nie mówią nowym „wspólnym” nie jest wystarczający by wrzucać większość światowych filmografii do jednego worka. Z drugiej jednak strony zwierz to tylko przeciętna popkulturalna istotka więc ma w swojej głowie zakładkę filmy „nieanglojęzyczne” gdzie trochę bez ładu i składu wrzuca produkcje z różnych krajów świata. No i teraz zwierz staje przed dylematem – otóż jak wiecie porządny kinoman powinien umieć wymienić dziesięć tytułów zagranicznych filmów, które są doskonałe a o których nie słyszeliście. Problem ze zwierzem jest taki, że ogólnoświatową kinematografię poznawał głównie oglądając jej arcydzieła. A że zwierz ma ta irytującą właściwość, że nie potrafi kontestować uznanych arcydzieł kinematografii (serio co mu się pokaże to się zwierzowi podoba – aż smutno) to sporo z nich jest wśród ulubionych filmów zwierza. Innymi słowy zwierz chce was przeprosić za listę dość przewidywalną i wtórną – pewnych ukochanych tytułów zwierza tu nie ma ale znajdziecie je w pierwszej setce, nie ma tu też zbyt wielu filmów które zwierz może przed wami odkryć bo na pewno o wszystkich słyszeliście. Cóż nie zawsze lista zwierza może być ciekawa ale zapewnia was że jest szczera. No i jeszcze raz zwierz przypomina, że kolejność na liście jest przypadkowa.
Mój sąsiad Totoro – zacznijmy od animacji. Animacji nie tylko przepięknej i powszechnie uznanej za wybitną. Właściwie to do wszystkich ciepłych słów jakie powiedziano o Totoro zwierz nie ma dużo do dodania. To niezwykłe połączenie znakomicie uchwyconego momentu w dzieciństwie kiedy granica między rzeczywistością a tym co wyobrażone (bądź po prostu magiczne jest bardzo cienka). Cała historia pozbawiona jest jakichkolwiek istotnych zdarzeń – dwie dziewczynki mieszkają z ojcem na wsi czekając aż ich chora mama wyzdrowieje i wróci do domu. W filmie nie mówi się na co choruje matka, i właściwie całą sytuację obserwujemy z punktu widzenia dzieci, które choć szybko adaptują się do nowej sytuacji i nowego miejsca zamieszkania (to miły film, w którym nowa szkoła okazuje się sympatycznym i ciepłym miejscem). Oczywiście spore znaczenie w historii odgrywa zamieszkujący w lesie przepięknie animowany leśny troll (bo taki chyba gatunek prezentuje Totoro) czy niesamowity kotobus. Ale zwierzowi najbardziej w pamięci pozostaje scena w której w deszczowy wieczór dziewczynki czekają na spóźniający się autobus z ich tatą by odprowadzić go do domu pod parasolem. Choć na przystanku zjawia się sam Totoro to jednak w tym popłudniowym, niemal wyczuwalnie zimnym oczekiwaniu na rodzica zwierz odkrył jakieś własne wspomnienie czekania na czyjś powrót do domu z czasów kiedy był jeszcze dzieckiem. To zaskakujące połączenie kiedy film choć magiczny zawiera w sobie coś co wielu widzów może rozpoznać strzępki własnych wspomnień. Zdaniem zwierza Totoro to jeden z najlepszych filmów o dzieciństwie jaki widział. No i jeszcze jeden z najpiękniejszych filmów jakie kiedykolwiek narysowano.
Zwierz wrzuca jeszcze jeden obrazek bo nigdy za dużo Totoro we wpisie zwierza
Labirynt Fauna – są co najmniej dwa proste powody dla których zwierz pokochał ten film z miejsca – pierwsze to nasz przyjaciel z poprzedniego postu czyli Guilermo del Toro – zwierz jest zakochany w wyobraźni tego reżysera – plastycznej, ale jednocześnie bardzo wyraźnej i bardzo łatwej do rozpoznania na ekranie. Magiczny, miejscami straszny świat do którego wkracza główna bohaterka Ofelia to rzadki przypadek wyobrażenia miejsca oraz postaci, które są jednocześnie piękne i strasznie, przerażające i fascynujące. Jeśli zwierz kiedykolwiek wyobrażałby sobie jakiś alternatywny powiązany z naturą na poły baśniowy świat to wyglądałby on mniej więcej tak jak w Labiryncie Fauna. Ale tym co zwierza przyciąga do filmu jest jeszcze rozgrywający się teoretycznie w tle a tak naprawdę stanowiący najważniejszy temat filmu problem Hiszpańskiej Wojny Domowej. Zwierz wie, że nie wszyscy uznają ten temat za fascynujący ale zwierz wyrósł w domu gdzie z różnych przyczyn o tych wydarzeniach mówiło się zawsze sporo i zawsze niesłychanie ciekawie. Stąd też trudno się dziwić, że film niemal od razu oczarował zwierza, który ma do niego co prawda pewne zastrzeżenia, ale nie boi się powiedzieć, że to jeden z najoryginalniejszych, najładniejszych i chyba najlepszych filmów jakie widział. Przynajmniej ostatnio.
Labirynt Fauna to jest cudowne połączenie tego co piękne z tym co przerażające
Trzy kolory: Niebieski – dobra będzie wyznanie po którym część czytelników odlajkuje zwierza i zacznie rozpowiadać na mieście, że zwierz wykorzystuje niewłaściwie słowo „Bynajmniej”. Otóż zwierz nie przepada za Kieślowskim. Więcej, Kieślowski zwierza niesłychanie wręcz irytuje, zwłaszcza dekalogiem, który zwierz uważa w wielu przypadkach za wydumany. Tak zwierz nie lubi Kieślowskiego. Poza tym jednym filmem. Z Trzech Kolorów najczęściej pisze się o Czerwonym ale ten film nie wywarł na zwierzu większego wrażenia. Natomiast Niebieski wydał mu się taką syntezą smutku i oddalenia. Teoretycznie nie to było zamiarem filmowca, ale oglądając historię kobiety, która straciła rodzinę w wypadku, zwierz miał wrażenie, że smutek wręcz wylewa się z ekranu. Oczywiście Niebieski jest o całej gamie różnych problemów i niesłychanie ważnych kwestii choć zwierz ma takie wrażenie, że to jeden z tych filmów do którego najlepiej sobie dopisać własną interpretację. Jednak tym co zwierza najbardziej do niego przyciąga jest muzyka. Jaka to jest znakomita muzyka -co więcej jest dla filmu kluczowa bo przecież część fabuły toczy się wokół utworu kompozytora. Preisner napisał do filmu coś więcej niż ścieżkę dźwiękową – jego utwór to czyste muzyczne arcydzieło, którego porusza (przynajmniej zwierza) do głębi. Poza tym film jest zdaniem zwierza niebieski nie tylko wizualnie (no dobra zwierz Kieślowskiego nie lubi ale jego filmy najczęściej są znakomicie nakręcone) ale także emocjonalnie. Ale może tylko dla zwierza.
Zwierz uwielbia grę kolorem w filmie choć przede wszystkim radzi wam posłuchać muzyki do obrazu
Hero – odłóżmy na bok polityczne zamieszanie wokół filmu. Zwierz ma z nim poważny problem tak jak zawsze ma problem ze znakomitymi wierszami, którym nadaje się jedynie polityczną interpretację. Dzieło sztuki – filmowej czy poetyckiej może być wspaniałe nawet jeśli funkcjonuje w ramach nie odpowiadającej nam ideologii – nie żeby Hero było jak Triumf Woli (jakiż to jest znakomity film) ale sposób postrzegania problemu przez zwierza jest ten sam. Ogólnie zwierz ma z Hero jak z poezją Majakowskiego – pal sześć politykę, jakie to jes dobre! Hero jest skonstruowane w sposób absolutnie znakomity – od samego początku odnosi się wrażenie że opowieść której słuchamy jest właściwie wyłącznie przypowieścią czy baśnią – ma podobną formułę, niektóre podobne elementy. Film który teoretycznie opowiada o próbie zamordowania cesarza Chin jest w ostateczności pochwałą jego rządów, ale jest także rzutem oka na zupełnie inna kulturę niż nasza. Zwierz zawsze ogląda film z niesłabnącą fascynacją, bo przecież to nie jest tylko jeden z filmów w którym mamy imponujące sceny zbiorowe, pojedynki na miecze i przepiękne poetyckie ujęcia. To także studium ludzkich charakterów i motywacji oraz rzecz jasna uczuć. Zwierz na dodatek zawsze ma takie strasznie dziwne i dalekie skojarzenia (SPOILER) bo pod koniec bohater skazany dostaje pogrzeb godny bohatera za nie popełnienie zbrodni na władcy, mimo osobistej motywacji. U nas Hamlet dostał pogrzeb godny wojskowego bohatera za coś zupełnie innego ale te dwa obrazy zawsze mi się w głowie zestawiają. No w każdym razie zwierz film bardzo lubi.
Fanny i Aleksander – jak wszyscy wiemy Bergman kręcił niepokojące przeraźliwie smutne filmy. Zwierz nie lubi niepokojących przeraźliwie smutnych filmów. Dlatego z filmografii Bergmana uwielbia dwa filmy – Tam gdzie rosną poziomki (czy tylko zwierz uważa że ten film się dobrze i optymistycznie kończy?) i przecudowne, przegenialne Fanny i Aleksander. Zdaniem zwierza to jest jeden z najlepszych filmów jaki nakręcono jeśli nie najlepszy film jaki nakręcono. Dlaczego? Przede wszystkim to zdaniem zwierza film, który po pierwsze – znakomicie oddaje perspektywę dziecka, po drugie pięknie pokazuje jak moralność (a właściwie pewna jej część), przestrzeganie zasad i miłość nie zawsze idą ze sobą w parze. Przyglądając się ciepłemu obrazowi aktorskiej rodziny, w której zasady moralne nie są szczególnie szanowane (przynajmniej nie wszystkie) natychmiast pragniemy pozostać w tym niewątpliwie kochającym się środowisku. Kiedy ten świat zostaje zamieniony na surową przestrzeń domu protestanckiego duchownego podobnie jak dzieci czujemy natychmiast bijący z obrazu emocjonalny chłód. Bergman bez trudu wzbudza w nas te same uczucia, które towarzyszą jego bohaterom – nie tylko przy pomocy światła i dekoracji. W jego filmie po prostu jesteśmy (dlatego jego smutne filmy są takie smutne) a nie tylko go oglądamy. Oczywiście wspaniałości filmowi dodaje egzotyczna magiczna postać żyda przyjaciela rodziny. To nie jest tak, że zwierz lubi wszystkie filmy w których żydzi są super i mają magiczne moce. Ale to jeden z bardzo niewielu filmów, w których Żyd nie jest przykładem cierpienia, konfliktu, rozdarcia itp. To postać magiczna, egzotyczna z innego świata. Postać która ratuje sytuację. Jeśli myślicie że Fanny i Aleksander to taka mocna klasyka kina po której trzeba dwa dni siedzieć i pić, żeby dojść do siebie to możecie się przyjemnie zawieść. To dobry film. Dobry na myślenie, na samopoczucie, na miłość do kina. Kurczę ten Bergman to był strasznie dobry reżyser.
Bergman w swoim filmie cudownie gra kolorem i ma jednego z ciekawszych żydów w kinematografii. No jak takiego filmu nie kochać.
Lagaan – zwierz wie, że czyta go spora liczba wielbicieli kina Bollywoodzkiego więc zawsze podnosi kwestię kinematografii Indyjskiej ze sporą pokorą bo wie, że sporo osób zna się na tym bez porównania lepiej od niego. Dla tych którzy są ciekawi co zwierz myśli o Bollywood – cóż zwierz nie widział chyba wystarczająco dużej liczby filmów, ale nie ulega wątpliwości, że to kino pełne wspaniałych obrazów, miłych niespodzianek i zastępów pięknych ludzi. Co więcej zwierz uwielbia je przede wszystkim za to, że niesłychanie przypomina mu to czym był film europejski w latach 20. Przecież kiedyś żaden porządny film nie mógł się obyć bez piosenki. Lagaan to takie Bollywood dla początkujących – sama historia opowiada o meczu krykieta – stawką są podatki (albo mieszkańcy wioski zostaną z nich zwolnieni na trzy lata albo zapłacą potrójną wysokość) mecz rozgrywa się pomiędzy mieszkańcami wioski i anglikami. Film jest długi. Zwierz oglądał go razem z ojcem (który ogólnie przedstawił zwierza kinematografii Bollywoodzkiej) przez trzy dni. Przez trzy dni zwierz znał zasady krykieta, i autentycznie żył filmową rozgrywką. Choć zakończenie filmu może się wydawać od początku oczywiste to jednak było coś w tej korzystającej z najprostszych fabularnych chwytów coś takiego co wciągało bardziej niż poplątane zachodnie fabuły. Piosenki, kolejne minuty rozgrywki, wspaniałe zdjęcia, przeplatające się języki. Wszystko to razem tworzy świat dużo bardziej intensywny niż zwykły film amerykańskiej czy europejskiej kinematografii. Niby od początku zdajemy sobie sprawę z niesłychanej umowności fabuły ale jednak to pomaga a nie przeszkadza wciągnąć się w akcję. Zwierz rzadko przeżywał w życiu film równie intensywnie stąd poleca wam spróbować. W końcu zawsze warto poznać zasady krykieta :)
Cyrano de Bergerac – Zwierz właściwie powinien umieścić ten film na liście sprzed dwóch dni – otóż bowiem zawsze płacze pod koniec Cyrano nawet wtedy kiedy ogląda jedynie scenę jego śmierci na Youtube bez reszty filmu. O genialności samej sztuki – opowieści o dumnym, zdolnym i niesłychanie błyskotliwym Cyrano, który ma jedną wadę – zbyt duży nos oraz o jego niespełnionej miłości do pięknej Roxanne – napisano już wiele. Wersja z 1990 roku wyróżnia się zdaniem zwierza dwoma charakterystycznymi elementami. Po pierwsze jest wyjątkowo dobrze zrealizowana technicznie – Francuzi zawsze mieli dobrą rękę do filmów z tej epoki a poza wersy sztuki brzmią tak naturalnie jakby francuzi nie wiedzieli że można mówić prozą. Druga sprawa to Gerard Depardieu w roli Cyrano. Zwierz wie, że o francuskim aktorze ostatnio nie mówi się najlepiej. Ale co innego człowiek a co innego aktor. Depardieu jest zdaniem zwierza idealnym Cyrano – śmiesznym, butnym, inteligentnym, smutnym, wzruszającym. Sposób w jaki gra, w jaki mówi, jak moduluje głos, jak akcentuje wers, jak zmienia ruch ciała, spojrzenie – wszystko to tworzy postać prawdziwą, żywą i tak pełną prawdziwych uczuć, że nie sposób go nie pokochać. Zdaniem zwierza to jeden z tych nielicznych przypadków na ekranie kiedy aktor jednocześnie jest w swojej roli bardzo widoczny ale też znika pozostawiając nas z fascynującym bohaterem. Depardieu zdaniem zwierza potem już nigdy nie zagrał tak dobrze, ale nawet gdyby miał na koncie tylko tą jedną rolę zwierz byłby pierwszym, który broni jego talentu. Poza tym wiecie – zwierza zawsze trochę wzrusza kiedy okazuje się że ktoś bez zaplecza w postaci edukacji i wykształcenia ma w sobie taką wrażliwość na poezję. Bo nie można tak dobrze zagrać postaci poety i osoby mówiącej przecież poetycką frazą jeśli się tego nie rozumie i nie czuje. Zwierz jest może trochę idealistyczny ale ma nadzieję, że rozumiecie iż wynika to z jego przeżartej przez uwielbienie dla poezję natury
8 ? – no dobra zwierz wie co pomyślicie. Że wrzucił 8 ? żeby być chic i fajny i taki wyrafinowany. W sumie zwierz też by tak o sobie pomyślał gdyby nie zobaczył filmu. Ale skoro już go widział to nie może udawać, że film mu się nie spodobał. To taka cudowna narracja w której nic się nie dzieje kolejne epizody teoretycznie się ze sobą łączą ale też nie do końca. Reżyser cierpiący na niemoc twórczą kręci genialny film o reżyserze cierpiącym na niemoc twórczą a kiedy wszyscy spodziewamy się niesłychanie głębokiego zakończenia daje nam coś tak cudownie surrealistycznego, że nie sposób uznać tego wyjścia za genialne. Do tego film jest klasycznie piękny, ze znakomitymi sekwencjami, które kojarzą nawet ci, którzy nigdy filmu nie widzieli. Z Fellinim jest tak, że u niego w każdym filmie znajdują się sceny, o których inni reżyserzy śnią po nocach ale nigdy nie są ich w stanie przenieść na taśmę filmową. Do tego Marcello Mastroianni jako alter ego Felliniego jest absolutnie idealny – widać w tym filmie pełne zrozumienie między aktorem a reżyserem. Z resztą o sile filmu może świadczyć chociażby fakt, że zwierz widział nawiązania do niego w tylu innych produkcjach , że odnosi wrażenie, że Fellini oprócz ogólnej prawdy o życiu i wspomnieniach człowieka zawarł też bardzo istotne uwagi o mękach procesu twórczego – zwłaszcza reżyserów – dlatego do niego tak chętnie wracają. Ale najlepsze w 8 i pół, jest to, że tego filmu nie da się opisać ani streścić trzeba go zobaczyć. Można się albo zakochać albo zasnąć.?
Pociągi pod specjalnym nadzorem – zwierzowi marzy się taki film nakręcony w Polsce. To jest dokładnie ten film, którego my nigdy nie byliśmy w stanie nakręcić. Stacja kolejowa w małym miasteczku w czasie II wojny światowej. Młody pracownik sfrustrowany niepowodzeniem swojej inicjacji seksualnej, słynna scena erotyczna z pieczątkami, śmieszne następstwa sceny erotycznej z pieczątkami. Sporo dystansu, groteski ale w ostatecznym rozrachunku smutku. Czeski film jest nakręcony wedle najlepszych prawideł kina, które ma nas przyciągnąć i poruszyć. To nie jest film heroiczny ale jednocześnie dostarcza nam większe poczucie bezsensu i tragizmu niż wiele filmów, w których dzielni spiskowcy dokonują niesamowicie bohaterskiego czynu. Co więcej o ile historie o wojnie bohaterskiej, o działalności konspiracyjnej i niesamowitym poświęceniu dla ojczyzny szybko stają się jedynie opowieścią o jednej konkretnej wojnie i jednym konkretnym momencie przeszłości, o tyle historie takie jak te z Pociągów są zawsze aktualne. Zwierzowi marzy się by taki film powstał w Polsce – i to jak najszybciej bo Czechosłowacka kinematografia dała nam Pociągi już w latach 60. Serio. To jest film, który trzeba zobaczyć. Żeby się zadumać jak to jest, że tak niewiele kilometrów dzieli nas od Czechów a w tak strasznie różnych krajach, żeby nie powiedzieć cywilizacjach żyjemy. Zwierz gdyby mógł cofnąłby się w czasie i ukradł dla nas scenariusz Pociągów – może wtedy byłoby lepiej.
Czy wiecie, że reżyser filmu miał w chwili jego powstania lat ledwie 28. Zwierz idzie sobie popłakać w kąciku nad własnym brakiem talentu.
Jeszcze dalej niż północ – a na koniec ponownie kinematografia francuska (zwierz nie nazwie się fanem ale bardzo lubi francuskie filmy, chyba najbardziej z europejskich) – zwierz nie będzie ukrywał, że Jeszcze dalej niż Północ to w jego opinii film, który nie ma sobie równych w poprawianiu humoru. Pracownik poczty zesłany na północ Francji choć marzył o ciepłym południu jedzie do nowej placówki jak na zesłanie tylko po to by odkryć piękno tego miejsca. To historia ciepła, niesłychanie zabawna (żona pracownika poczty, która została w Paryżu nie przyjmuje do wiadomości, że mu tam na północy dobrze więc jest ciągle okłamywana) i zakończona mądrym morałem. Mało jest takich filmów, które nie kryją się z tym, że chcą nie tylko człowieka rozbawić ale zaserwować mu lepszą wizję świata i życia. Zwierz nie tyko się z tego filmu śmieje ale też zastanawia się – czy caly urok nie polega na tym, że bohater nie opuszcza kraju. To nie są te amerykańskie wycieczki do Toskanii gdzie z paskudnej cywilizacji trafia się do małej wioski. Tu bohater jest w swoim kraju (choć język nie do końca ten sam) i staje po prostu oko w oko ze stereotypem. Ale nie jest to też ten cukierkowy obrazek jak z polskich filmów o prowincji gdzie wszystko jest piękne i idealne. To film zawieszony pomiędzy tymi wszystkimi schematami, każący przedkładać zimny deszcz nad ciepłe słońce Lazurowego wybrzeża. Może za to zwierz ten film lubi najbardziej.
No i jak? Zwierz was czymś zaskoczył? Chyba nie miał za bardzo szans. Ktoś obeznany powie – oj zwierz nie jest wiernym widzem kina europejskiego – zwierz nie będzie ukrywał – ma koszmarne braki. Ale taki jest też jego po części świadomy wybór – na wielkim europejskim kinie zdecydowanie lepiej będą się znać inni. Zwierz pozostanie przy swoim upartym acz powolnym oglądaniu arcydzieł i pisaniu o brytyjskich serialach – w ten sposób wszyscy będziemy szczęśliwi. Zwierz czasem jednak żałuje, że nie ma okazji oglądać tych gorszych zagranicznych produkcji. Wiecie – ostatnio był taki zachwyt nad kinem rumuńskim z powodu znakomitych ” 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”. I to prawda film poruszający i w ogóle pierwsza liga. Ale zwierz chciałby zobaczyć rumuńską komedię romantyczną. Rozumiecie o co zwierzowi chodzi? No dobra skoro już po raz kolejny potwierdziliśmy, że zwierz nie ma gustu teraz pytanie do was. Co jest na waszej krótkiej liście?
A jutro wpis którego zwierz nie może się doczekać czyli jego ulubione filmy historyczne :)??
Ps: Gdybyście widzieli zwierza statystyki… może czas zająć się wyłącznie podłymi recenzjami polskich produkcji