Home Seriale Serial absolutny czyli „Szogun”

Serial absolutny czyli „Szogun”

autor Zwierz
Serial absolutny czyli „Szogun”

Od dawna nie mieliśmy serialu, który budziłby takie emocje jak nowy „Szogun”. Na tle telewizyjnych i filmowych powrotów, które niekoniecznie zyskały sympatię publiczności „Szogun” przywraca wiar, że czasem warto wrócić do tekstów, które już znamy i kochamy, i spróbować jeszcze raz przenieść je na ekran. Widzowie, serialu nie tylko co tydzień czekają na nowy odcinek, ale też pewnie zastanawiają się – co właściwie przesądziło o sukcesie tej nowej adaptacji powieści Jamesa Clavella.

 

Zacząć trzeba od oczywistego dość stwierdzenia, że sama powieść Clavella, jest po prostu doskonale napisana i wciągająca. Jasne – widać po niej, że powstała w zupełnie innym momencie historycznym, ale jednocześnie zawiera wszystkie elementy, które czytelnik, a potem widz uznaje za wciągające. Mamy bohatera wrzuconego w kulturę tak obcą, że właściwie nic go z nią nie łączy, mamy wielką politykę, ale też osobiste dramaty, mam fantastycznie zarysowane postaci, które nie tylko muszą podejmować właściwie niemożliwe decyzje, ale też – mają swoją skomplikowaną przeszłość, co sprawia, że wydają się bez porównania bardziej żywe. Jest to jedna z tych historii, gdzie polityczne przetasowania, spory i fortele, są dokładnie tym czego chcemy od opowieści historycznej i przygodowej. Mamy zdrady, knowania, podstępy, konflikty interesów. Wielu autorów marzy by dostać w swoje ręce taką opowieść, która wciąga od samego początku i trzyma w napięciu do samego końca.

 

CR: Katie Yu/FX

 

Wydaje się, że dla powodzenia historii kluczowe jest też osadzenie jej w feudalnej Japonii. Japonia, wciąż jest dla wielu współczesnych widzów, miejscem kulturowo odmiennym, obcym, a przez to – fascynującym i tajemniczym. Zwłaszcza historyczna Japonia, która często powraca w książkach i serialach i wydaje się miejscem, trudnym do zrozumienia, ale przez to – jeszcze bardziej intrygującym. Przyzwyczajeni do szybkiego i prostego odczytywania intencji i motywacji bohaterów – nie raz zestawieni z japońską mentalnością mamy wrażenie, że nie jesteśmy zupełnie przewidzieć co będzie dalej. Więcej, choć motywacje bohaterów wydają nam się zupełnie inne niż nasze, to ta obcość, w jakiś sposób przyciąga do ekranu. Oczywiście, zaznaczam – że są to refleksje ogólne, nad tym, dlaczego dana historia działa. Zakładam, że jest oczywiście całkiem sporo osób, zainteresowanych Japonią, dla których ten mechanizm spotkania z czymś zupełnie innym – nie działa, ale jednocześnie – gdy patrzymy na bardzo szeroką publikę – to wrażenie odmienności naprawdę jest pociągające.

 

Skoro już mniej więcej wiemy czemu ten mechanizm działa, czas zadać sobie pytanie – dlaczego „Szogun” to ta opowieść, którą można z powodzeniem zekranizować więcej niż raz. Osobiście mam wrażenie, że nowy „Szogun” doskonale pokazuje, jak dalekie zmiany zaszły w podejściu do jakości i głębi produkcji serialowej. Od razu chcę zaznaczyć – „Szogun” z lat osiemdziesiątych był pod pewnymi względami produkcją przełomową, pierwszą amerykańską produkcją serialową zrealizowaną w Japonii. To jest rzecz naprawdę wyjątkowa w historii telewizji. Ale właśnie, w historii, kiedy próbowałam wrócić do serialu zdałam sobie sprawę, że dziś już ten sposób narracji jaki proponuje serial z lat osiemdziesiątych jest mocno przestarzały. Kiedy widziałam produkcję po raz pierwszy nie widziałam ani tego tempa, ani sposobu aktorstwa, ani tego, że po prostu – produkcyjnie wiele się zmieniło. Dziś inaczej się kręci seriale, nie znaczy, to że należy wracać do starszych, ale też – te nowe są tak odmienne, że w sumie nie konkurują z tym co było kiedyś. Oba seriale mają swoje miejsce – raczej jako dowód, że wiele rzeczy się zmienia niż jako zastępowanie jednej wersji kolejną.

 

CR: Katie Yu/FX

 

Twórcy nowego „Szoguna” postawili na bardziej naturalistyczną estetykę, połączoną ze współczesnym podejściem do aktorstwa serialowego. Oglądając produkcję miałam wrażenie, że to jedna z najlepszych realizacji „serialowego naturalizmu” ostatnich lat, rozumianego jako tworzenie świata niedoskonałego, pełnego przemocy, brudu – takiego, którego zapach wręcz czuć. Dużo w tym serialu naturalnego światła, dialogów, niekoniecznie najwyraźniej wypowiedzianych, takiego unoszącego się nad niektórymi odcinkami wrażenia, że wszystko na co patrzymy jest lekko wilgotne. Historia z jednej strony opowiada nam o cnotach, ideałach, wielkiej polityce i knujących bohaterach, z drugiej nigdy nie tracimy z oczu znaczenia otaczającej ich natury, smaku jedzenia, zapachów, które niekiedy odgrywają kluczową rolę. Mam wrażenie, że w wielu zachodnich twórcach jest pokusa pokazywania Japonii jako przestrzeni czystej, minimalistycznej, w jakiś sposób panującej nad naturą (także człowieka). W tej wersji „Szoguna” natura wdziera się w porządek, niekiedy sama dyktuje warunki. Ponownie – zarówno ta otaczająca bohaterów, jak i ta wychodząc a z nich samych. To dodaje całej opowieści dodatkowej, intrygującej warstwy. Takie, której poprzednia ekranizacja, nie miała – nie dlatego, że była słaba, ale dlatego, że estetyczne i narracyjne punkty odniesienia były zupełnie gdzie indziej.

 

Mam też poczucie, że przez ostatnie dekady zmieniło się spojrzenie na europejskiego bohatera – John Blackthorne, jest tu zdecydowanie mniej charyzmatyczny i bardziej zagubiony, niż był w latach osiemdziesiątych. Grający tą rolę Cosmo Jarvis, przez pół sezonu wygląda jak najbardziej zagubiona istota na świecie. Nie trzeba z nim długo przebywać by odkryć, ze to wcale nie taka wyróżniająca się jednostka, facet, który niekoniecznie jest tak bystry jak mogłoby się wydawać, który stara się zrozumieć świat wokół siebie, a jednocześnie – to wciąż nie wielki odkrywca tylko angielski pilot statku, który nagle znalazł się w zupełnie nie znanej rzeczywistości. Cosmo Jarvis trochę mamrocze, mówi bardzo zachrypniętym głębokim głosem – często spuszcza oczy, czy patrzy trochę spode łba – jest w wielu miejscach zaprzeczeniem typowego europejskiego bohatera, który doskonale radzi sobie w obcej dla siebie przestrzeni. Gdzieś po drodze, ta postać, która mogłaby się wydawać centrum tej historii, staje się w niej w dużym stopniu drugoplanowa. To jak inna jest to postać od tego co proponował Chamberlain, wydaje mi się największym zwycięstwem serialu a jednocześnie – jedynym sposobem by dzisiejszy widz, nie miał poczucia, że ogląda coś na kształt powtórki „Ostatniego Samuraja” gdzie Tom Cruise, był bardziej japoński od Japończyków. Mam poczucie, że do pewnego stopnia to kwestia, podejścia samej widowni. Już niekoniecznie chcemy by europejczyk był pewny siebie i charyzmatyczny. Wyrośliśmy z tego.

 

CR: Katie Yu/FX

 

Natomiast wciąż jedno pozostaje niezmienne. Najciekawszą postacią w całej historii jest Toranaga. Mam wrażenie, że to rola po prostu wymarzona dla każdego, aktora, który chce pokazać się widzom od jak najlepszej strony. Bo trzeba zagrać kogoś kto jest i charyzmatyczny i niezwykle inteligentny i niekiedy – poddający się słabości. Jednocześnie – widz musi mieć pewność, że nawet w chwilach największego zwątpienia – Toranaga znajdzie wyjście z sytuacji dzięki swojej błyskotliwej inteligencji. Nic dziwnego, że w serialu z lat osiemdziesiątych tą rolę grał Toshiro Mifune, chyba najbardziej kojarzony na zachodzie japoński aktor tego okresu. W nowej ekranizacji Toranagę gra Hiroyuki Sanada – japoński aktor kojarzony na zachodzie w ról w Hollywoodzkich filmach (choć pojawił się też w oryginalnym Kręgu), który jednak ma rozpisaną na dekady karierę w filmie i w teatrze. Właśni – to drugie wydaje mi się kluczowe, bo patrząc na jego interpretację Toranagi, cały czas miałam wrażenie, że gra go bardzo Szekspirowsko. Było dla mnie ciekawym odkryciem, że aktor ma za sobą właśnie całkiem sporą karierę w graniu ról szekspirowskich, za co docenili go sami Brytyjczycy. Nie zmienia to jednak faktu, że Sanada, to taki, aktor którego Hollywood często zapraszało ale chyba nigdy nie dało mu w pełni pokazać swoich umiejętności. Aż do „Szoguna” gdzie po prostu jest magnetyczny i szybko staje się tą postacią, której chcemy na ekranie jak najwięcej. To wspaniała rola, i mam nadzieję, że zostanie nagrodzona licznymi statuetkami a także – być może szansą zagrania jeszcze czegoś równie dobrego na zachodzie.

 

Z resztą, skoro przy obsadzie serialu jesteśmy – to mam poczucie, że nie ma tam ani jednej słabszej roli. Niesamowicie podoba mi się interpretacja postaci Mariko zaproponowana przez Annę Sawai. Mam poczucie, że to jak pokazuje się postaci kobiece w takich opowieściach uległo największej zmianie – co z resztą wychodzi na plus samej opowieści. Wciąż jest to postać, która służy za pośredniczkę i tłumaczkę pomiędzy dwoma kulturami, ale Sawai przede wszystkim stawia na pokazanie nam jej determinacji. I to nie jest determinacja, by postawić na swoim – raczej by nie dopuścić nikogo na tyle blisko by mógł realnie ją zdradzić. Świetna jest ta Mariko, niejednoznaczna, niezależna, ale też – bardzo rozdarta. Bardzo, bardzo podoba mi się Tadanobu Asano jako Kashigi Yabushige  – bohater kombinujący, grający na kilka frontów, niejednoznaczny dla widza. Kurczę naprawdę – pod względem obsady i tego jak świetnie udało się stworzyć wielowymiarowe postaci, to jeden z najbardziej satysfakcjonujących seriali od lat. Mam poczucie, że część sukcesu produkcji wynika właśnie z tej wewnętrznej satysfakcji jaką odczuwamy, gdy oglądamy postaci, których nie da się sprowadzić do jednego zdania, jednej cechy charakteru, jednej strony konfliktu.

 

“Szogun” — „Servants of Two Masters” — Episode 2 (Airs February 27) Pictured (L-R): Cosmo Jarvis as John Blackthorne, Anna Sawai as Toda Mariko. CR: Katie Yu/FX

 

Warto też zaznaczyć, że po produkcji widać pieniądze. To jest jeden z tych seriali, który, zrealizowany mniejszym kosztem, chyba nie robiłby takiego wrażenia. Tu jednak budżet widać (może udało się oszczędzić trochę na obsadzie, bo też nie ukrywajmy – japońscy aktorzy prawie na pewno są tańsi od amerykańskich) i to pozwala stworzyć wrażenie, że oglądamy nie tyle lokalny konflikt, ale rozgrywkę „o wszystko”. Szczególnie sceny zbiorowe wypadają doskonale, i tylko raz – w scenie trzęsienia ziemi, miałam poczucie, że oglądam przestrzenie podrasowane komputerowo. Natomiast wszystko – od strojów po wnętrza robi fantastyczne wrażenie. To też jest jedna z tych rzeczy, które się niesamowicie zmieniły w ostatnich latach – telewizja, już naprawdę przestała wyglądać jak telewizja, jakościowo mamy do czynienia z poziomem filmowym. I choć „Szogun” z lat osiemdziesiątych, też był bardzo dobrze zrealizowany, to jednak nikomu się wtedy nie śniły takie budżety i taki rozmach.  Jeśli szukać powodu dla których zdecydowanie warto wracać do takich historii, to jednak te zmiany w finansowaniu produkcji telewizyjnych są mocnym argumentem za tym by niekiedy spróbować jeszcze raz, z większym bidżetem.

 

Moja znajoma powiedziała, że jeśli jeszcze raz usłyszy porównanie tej historii do „Gry o Tron” to wyrzuci komputer przez okno. Dla mnie to raczej przykład, że wcale nie mamy aż tak dużo ciekawych narracji, które pokazują skomplikowane polityczne knowania, zmiany sojuszy, niepewność politycznej walki. „Gra o Tron” nie ma z „Szogunem” wiele wspólnego poza właśnie tym politycznym elementem. Nie dziwię się, że dla wielu będzie to punkt odniesienia. Sama miałam raczej wrażenie, że oglądam coś bardzo Szekspirowskiego. Być może jednak, czego nie ukrywam, pozostaje pod przemożnym wpływem Kurosawy i jego przekładania opowieści Szekspira na realia japońskie. To tak doskonałe i sugestywne kino, że mogło mnie na zawsze skrzywić. Natomiast sukces „Szoguna” pokazuje, że jest w nas głód historycznej, politycznej rozgrywki, której końca nie znamy. Bo oczywiście – powstaje sporo takich europejskich produkcji, ale nie mają w sobie, tej wspomnianej przeze mnie wcześniej aury obcości i poczucia, że wszystko się może zdarzyć. A jednocześnie – rozumiem irytację mojej koleżanki, bo naprawdę – nie każdy serial musi być porównywany do innej produkcji, zwłaszcza gdy jest tak stylistycznie i narracyjnie odmienny.

 

“Szogun” — „Servants of Two Masters” — Episode 2 (Airs February 27) Pictured: Cosmo Jarvis as John Blackthorne. CR: Katie Yu/FX

 

Nie chciałam oglądać „Szoguna”, byłam absolutnie przekonana, że to nie jest serial dla mnie. Tym większe jest moje zaskoczenie, że produkcja okazała się jedną z najlepszych i najbardziej satysfakcjonujących jakie widziałam od dawna. Co z kolei zaprowadziło mnie do refleksji, że jednak dobrze, że czasem z racji wykonywanego zawodu, jestem proszona o obejrzenie produkcji, której sama bym nie wybrała. To jest jednak problem, kiedy zamykamy się głównie w wyobrażeniach o tym co będzie dla nas ciekawe – bo czasem, nie mamy pojęcia co nas wciągnie i co okaże się jednym z najlepszych seansów ostatnich miesięcy. Jeśli więc sami macie wrażenie, że to nie dla was – to jednak bardzo polecam, zwłaszcza tym, którzy lubili serial z lat osiemdziesiątych. Zapewniam was, że ten „Szogun” nie wypchnie tamtego z waszej głowy. Będą mieszkać obok siebie i żaden z nich nie będzie próbował przejąć władzy absolutnej.

 

 

Ps: Strasznie długo się zbierałam, żeby ten post napisać, właśnie dlatego, że serial mi się niesamowicie podoba i to wcale nie jest łatwe ułożyć sobie w głowie co czyni go tak wciągającym i satysfakcjonującym.

0 komentarz
13

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online