Home Film Chusteczek nie odnotowano czyli „My Oxford Year”

Chusteczek nie odnotowano czyli „My Oxford Year”

autor Zwierz
Chusteczek nie odnotowano  czyli „My Oxford Year”

Określenie „wyciskacz łez” czy po angielsku „tear jerker” nie jest oficjalnym gatunkiem filmowym. Najbliżej byłoby mu do melodramatu, choć różni się od niego zwykle temperaturą uczuć. Mniej w nich namiętności, choć nie mniej dramatów. Nie da się też ukryć, że o ile mamy w historii kina melodramaty wybitne, o tyle „wyciskacz łez” sugeruje, że mamy do czynienia z dziełem nieco bardziej poślednim, nastawionym nie tyle na psychologiczne prawdopodobieństwo sytuacji co na silną emocjonalną reakcję. Zresztą wyciskacz łez nie musi być romantyczny – zadowoli się chorymi dziećmi, zagubionymi psami i umierającymi staruszkami. Można na „wyciskacze łez” patrzeć z góry a jednocześnie – nie da się ukryć, że działają. Co jest w nich chyba najbardziej irytujące. Unaoczniają jak łatwo nacisnąć odpowiednie guziki by dostać spodziewaną reakcję.

Post zawiera spoilery. I to nie małe. Mówię jak się kończy. Bo mnie zakończenie wkurzyło. 

 

Netflix musi sobie zdawać sprawę z popularności tego gatunku, bo raz na jakiś czas serwuje widzom koszmarny (ale skuteczny) wyciskacz łez. Tym razem dostaliśmy „My Oxford Year”, historię, przy której moje zrozumienie dla zasad gatunku powoli zaczyna się wyczerpywać. Bo o ile jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Netflix takie filmy produkuje, Ba! nawet jestem w stanie zrozumieć, dlaczego część osób sięga przy nich po chusteczki, to jeszcze nie znaczy, że jestem tym koszmarkiem zachwycona. Także dlatego, że to film zrealizowany w taki sposób by wywołać prostą emocję i nie zostawić widzowi ani chwili na samodzielną refleksję.

Sama produkcja (adaptacja powieści, której nie czytałam) to opowieść o amerykance, która przyjeżdża do Oxfordu na studia. Gdy tylko się pojawia w uniwersyteckim miasteczku, wszyscy traktują ją bardzo specjalnie (zupełnie jakby studenci międzynarodowi nie stanowili koło czterdziestu procent wszystkich studentów Oxfordu). Najwięcej uwagi poświęca jej młody wykładowca (tu zaznaczmy, dziewczyna jest już pełnoletnia), który tak się nią zainteresował, że para natychmiast ma romans. Przy czym, jeśli zadajecie sobie pytanie „Czy aby na pewno romans wykładowcy ze studentką to coś ok” to przestańcie – filmu ten dylemat w ogóle nie interesuje. Patrząc na wszystko co dzieje się dookoła wykładowcy na brytyjskiej uczeni sypiają ze swoimi studentkami tak często, że władze uczelni po prostu nie zwracają na to uwagi.

 

My Oxford Year. Sofia Carson as Anna in My Oxford Year. Cr. Chris Baker/Netflix ©2024

 

Mniej więcej do połowy film układa się jak typowa (i trudna do przełknięcia) amerykańska fantazja o Wielkiej Brytanii. Nasza bohaterka nigdy chyba nie miała Internetu, bo wszystko co dzieję się w Anglii przyjmuje jako nowe i dziwne. To zresztą rzecz ciekawa, że można oprzeć narrację o romantyzowaniu Anglii, która przecież nie jest aż tak egzotyczna dla amerykanów, a dzięki wymianie kulturowej, można oglądać nie tylko adaptacje klasyki literatury ale też produkcje, które jednak przypominają, że na Wyspach czas się nie zatrzymał. Jeśli „Emily w Paryżu” wydaje się wam irytująca, to pierwsze czterdzieści minut „My Oxford Year” może być trudne do przełknięcia.

 

Jednak z punktu widzenia samego filmu ważniejsze jest to, że twórcy tworząc bohaterów – zarówno pierwszo jak i drugoplanowych sięgają do podręcznika scenarzystów komedii romantycznych. I to nie tych wybitnych filmowych komedii romantycznych, ale średnich telewizyjnych filmów, gdzie każdy ma jedną cechę, jeden problem i jedno miejsce w fabule.  Także poziom uczuć jest rodem z netflixowych komedii romantycznych, gdzie właściwie powinniśmy się bardziej pasji i namiętności domyślać niż ją zobaczyć (kto nie przygląda się uważnie fizyczności na ekranie ten nie zauważy, że wcale nie mamy jej więcej tylko jest jej coraz mniej). Tu nie pomaga fakt, że pomiędzy dwójką aktorów w głównych rolach chemia jest taka, że mogłabym uwierzyć, że chodzili razem do mormońskiej szkoły ale nie, że przeżywają gorący romans bez zobowiązań w Oxfordzie.  Najbardziej papierowi są jednak bohaterowie drugoplanowi, przekomicznie pozbawieni głębi. Nic o nich nie wiemy poza jedną wyeksponowaną cechą.

Problem pojawia się wtedy, kiedy film, w ramach emocjonalnego plot twistu postanawia przenieść nas ze świata komedii romantycznej do przestrzeni klasycznego wyciskacza łez. Wykładowca choć młody i urodziwy (oraz całkiem żwawy) okazuje się mieć raka (nie pytajcie jakiego to byłoby już wścibskie) i odmawia leczenia. Przyjemny romans zamienia się więc natychmiast w opowieść o śmierci i miłowaniu pomimo krótkiego czasu jaki można razem spędzić. Do tego dodajmy rodzinny dramat i nasza bohaterka już nie może się tak dobrze bawić, a my mamy poszukiwać chusteczek do nosa i ocierać dyskretnie łzę.

 

My Oxford Year. (L to R) Sofia Carson as Anna and Corey Mylchreest as Jamie in My Oxford Year. Cr. Chris Baker/Netflix © 2024.

 

Tylko właśnie problem w tym, że za kim tu mamy płakać? Bohaterowie stworzeni na potrzeby komedii romantycznej w świecie dramatu okazują się zaskakująco płascy. Ich wielkie uczucie, które pasowało do obrazków jedzenia wspólnie kebaba, czy spacerowania po Oxfrodzie, staje się w obliczu wątku śmierci i przywiązania dość wątłe. Brakuje tu zarówno namiętności, tego działającego do wieków zestawienia eros i thanatos, ale też zadania sobie poważniejszych pytań. Film chce nam pokazać kogoś kto umiera odmawiając leczenia, ale nie ma w sobie odwagi by zadać jakiekolwiek poważniejsze pytania o ten wybór. Spór pomiędzy synem nie chcącym się dalej leczyć a ojcem pragnącym by kontynuował kurację rozwiązuje się poza ekranem. Jak na produkcję, która chce dotknąć tematu miłości i śmierci, film zaskakująco marszczy nosek, ilekroć o umieraniu trzeba rozmawiać.

 

Do tego twórcy filmu, chcą mieć śmierć i decyzję o odchodzeniu na własną rękę, ale nie chcieliby porzucić estetyki rodem z Hallmarku. Wszyscy są więc piękni, zdrowi, aktywni, póki nie zejdą równie malowniczo co wcześniej kochali. Emocje ma nam zapewnić końcowa sekwencja, w której bohaterka wyobraża sobie podróże z ukochanym, ale nawet tu nie ma wiary, że na pewno ten zabieg zadziała. Stąd sekwencja powtórzona jest dwa razy byśmy na pewno zrozumieli, że po Europie nasza bohaterka musiała się przejechać sama, bo jej ukochany zmarł. Dawno nie widziałam takiego braku wiary we własne narzędzie narracyjne jak w końcówce tego filmu. Tak jakby ktoś pomyślał „Widz jest debilem na pewno nie zrozumie umowności tej sekwencji”.

 

My Oxford Year. (L to R) Harry Trevaldwyn as Charlie, Sofia Carson as Anna and Esmé Kingdom as Maggie in My Oxford Year. Cr. Chris Baker/Netflix © 2024.

 

Jak pisałam, „wyciskacze łez” to ten irytujący rodzaj filmów, o których z góry wiadomo, że zadziałają. Bo przy odpowiednim połączeniu muzyki, montażu i podniosłych dialogów, można uzyskać pewien efekt nawet gdy nie ma pod tym za wiele głębi. Widziałam w sieci sporo głosów osób, którym to wystarczyło. Sama jednak czuję się zmęczona tym jak bardzo takie filmy nie szanują widzów. Jak wymuszają na nich emocje zamiast je realnie wywołać. Jak chcą by bohaterowie przeżywali dramaty, ale nie są gotowi zadawać ważnych pytań czy podjąć trudnych estetycznych wyborów. Mamy płakać, ale nie mamy to robić bezrefleksyjnie. Opowieść jest smutna, bo jest smutna. Masz płakać i nie zadawać pytań.

 

Film utrzymuje się wysoko na listach najpopularniejszych filmów na Netflix i założę się, że zrobi dobry wynik. Jestem daleka zarzucania Netflixowi, że „psuje kino” ale niewątpliwie – każe nam stawiać coraz niże wymagania produkcjom filmowym. Po co wchodzić głębiej, stawiać widzowi jakiekolwiek wymagania a bohaterom jakiekolwiek pytania, skoro działają najprostsze mechanizmy. Co więcej to jest ten rodzaj kina który w kategorii „film obyczajowy” zaczyna dominować.  Filmy środka niemal całkowicie zniknęły z kin, można powiedzieć – duże kinematografie niemal porzuciły opowieści melodramatyczne, obyczajowe, romantyczne (poza nielicznymi komediami). I w tą lukę wchodzą filmy dużo słabsze, prostsze, dawniej zaliczane do kategorii „telewizyjnych”. To jest jakiś problem, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to kino obyczajowe było bliskie pytaniom z naszej codzienności, podnosiło tematy nieoczywistych wyborów i rodzinnych sporów. Tylko robiło to niekoniecznie w świecie zanurzonym w cukierkowej stylistyce Hallmarku.

 

My Oxford Year. (L to R) Corey Mylchreest as Jamie and Sofia Carson as Anna in My Oxford Year. Cr. Chris Baker/Netflix © 2024.

 

Na koniec muszę podkreślić, że nie przepadam za narracjami, które traktują śmierć bohaterów tak bardzo instrumentalnie. Być może dlatego, że w ostatnich dekadach śmierć stała się czymś bardziej skomplikowanym (a właściwie trudniej nam odgraniczyć życie i śmierć), może dlatego, że to właśnie taki prosty sposób na łatwe wzruszenia. Być może przemawia przeze mnie gniew, że chętnie oglądamy opowieści o młodych, pięknych ludziach, którzy umierają estetycznie a odwracamy oczy od tego jak śmierć wygląda naprawdę, bo się jej boimy – także wizualnie. A może po prostu mam serce z kamienia. Czasem myślę, że to jest powód, choć rzadziej niż wskazywałyby na to moje recenzje wyciskaczy łez.

0 komentarz
16

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot thailand
slot88
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online