Hej
Zwierz miał wczoraj dziwny filmowo dzień. Serio nawet zwierzowi zdarza się rzadko by obejrzał jednego dnia cztery filmy w tym jeden w kinie. Nie będziemy jednak rozwodzić się nad tym jak zwierz znalazł na to czas. Ani dlaczego jednego dnia oglądał ” Dźwięki muzyki” i ” X-Men First Class”. Będzie zwierz zastanawiał się nad czymś zupełnie innym. Otóż w tej dziwnej mieszance zwierz oglądał wczoraj film 'Fish Tank” ( co nie powinno się wydawać takie dziwne – 10 ptk. dla tego kto skojarzy). Film to kameralny dramat o życiu klasy robotniczej w Wielkiej Brytanii.
Główną bohaterką jest dziewczyna z naprawdę obskurnie wyglądających przedmieść której dość naturalna wrażliwość miesza się z wściekłością na cały świat. Jedyną sympatyczną dla niej osobą jest nowy chłopak matki który jednak od początku budzi w nas jakiś niepokój. Zwierz chciał obejrzeć ten film już dwa lata temu kiedy pierwszy raz był w kinach. Nie znalazł jednak czasu i dopiero teraz usiadł sobie przed ekranem komputera i zanurzył się w ten mało ciekawy świat.
I właśnie gdzieś w połowie seansu ( zwierz poleca film choć uważa że popełniono jeden olbrzymi błąd w scenariuszu) zrozumiał że cieszy się że ogląda film sam a nie w kinie. Wcale nie miałby ochoty oglądać takiego filmu z innymi obcymi ludźmi. I własnie wtedy uświadomił sobie, że dzisiejsze postrzeganie dystrybucji filmowej jest zupełnie pozbawione sensu. Nasze postrzeganie dystrybucji kinowej jest mniej więcej takie. To co najlepsze trafić musi do kin, to co średnie do kin studyjnych, a najgorsze lub odrzucone znajdują się dopiero na DVD. Zwierz jednak uświadomił sobie że to nie ma sensu. Kiedyś pojawienie się filmu na ekranie było konieczne – film którego nie można było obejrzeć w sali kinowej właściwie przepadał. Jednak ostatnio wiele się zmieniło. Dziś cena DVD właściwie zbliża się do ceny biletu kinowego a dzięki stosunkowo skromnej wielkości tego nośnika ludzie zaczęli sobie kupować nawet te filmy których nie widzieli.
I tu właśnie pojawia się refleksja zwierza. Oglądanie kameralnych dramatów w kinie z jakąś zupełnie obcą bandą ludzi wcale zwierza nie pociąga. Zdecydowanie woli obejrzeć taki film sam lub z rodziną na kanapie. Co więcej możliwość prowadzenia dyskusji w trakcie filmu – zupełnie nie możliwa w trakcie seansu w przypadku takich filmów wzbogaca ich oglądanie – nie chodzi o to by je zagadać ale o to by coś co przychodzi nam do głowy w trakcie seansu nie musiało czekać aż zapalą się światła. Oczywiście kino jest potrzebne – sam zwierz nie umiałby bez niego żyć – ale nie każdy film nadaje się na duży ekran.
Wydaje się że takie nasze ” pokaż się w kinie albo zgiń” podejście do kinematografii jest reliktem przeszłości gdzie kino stanowiło świątynie kina zaś pozostałe nośniki jako coś gorszego. Tymczasem paraliżujący kilka lat temu świat filmu strajk scenarzystów rozgrywał się właśnie o olbrzymie zyski z rynku DVD. Może więc czas uznać że nie należy, że dziś kino pozostanie miejscem gdzie trafiać będą filmy które potrzebują wielkiego ekranu, efektów 3D i innych bajerów. Natomiast filmy które potrzebują jedynie naszego zrozumienia i uwagi w sumie mogłyby od razu trafiać na DVD. Zwierz nie widziałby w tym upadku kina. W końcu najważniejszy jest przekaz a nie wielkość ekranu. I zwierz wie że istnieją kina studyjne ale niekiedy dochodzi do wniosku że część filmów sprawdza się tylko wtedy kiedy jesteśmy sami i mamy całkowitą pewność że nikt nie każe nam go omawiać zanim sami do tego nie dojrzejemy. Choć może to być jedynie podejście zwierza który ogólnie uwielbia oglądać filmy ale jeśli naprawdę mu się podobają najczęściej nie ma ochoty o nim z nikim rozmawiać przynajmniej przez dwa dni.
Ps: A teraz czytelnicy zwierza idą w podskokach do kiosku kupują ” Politykę” otwierają na stronie 84 i czytają 2 tys. słów zwierza w druku. ( dla podpowiedzi na dole strony). Potem możecie się chwalić że znaliście zwierza zanim wstawiono do jego tekstu przecinki.
ps2: Czy ktoś wytłumaczy zwierzowi dlaczego w najnowszym magazynie o książkach Gazety znajduje się olbrzymi artykuł polemizujący z tym że Mad Men jest dobrym serialem. Pomijając fakt że w Polsce prawie nikt go nie ogląda to po co pisać o serialach w magazynie o książkach??? Nawet popkulturalny zwierz się dziwi