Na początek najważniejsze Thor jest ekranizacją komiksu. Trzeba to zaznaczyć od razu. Jeśli lubicie nordycką mitologię i nie daj boże się na niej znacie pozostawcie swoją wiedzę przed drzwiami kina. Bo tu dostaniecie wydanie amerykańskie, które z mitologią flirtuje ale broń boże nie traktuje jej poważnie. Jeśli myślicie że dostaniecie mity nordyckie – to lepiej w ogóle z seansu zrezygnować.
Po drugie Thor jest ekranizacją komiksu ze świata Marvela. Oznacza to że nic nie jest nam opowiedziane od początku do końca. Zostajemy od razu wrzuceni w świat który powinniśmy już poznać z innych filmów lub innych komiksów. Stąd widz który przychodzi po prostu na film może się poczuć nieco zagubiony. No ale to nie jest produkcja dla wszystkich widzów. Dlatego albo warto wcześniej nadrobić inne komiksy czy filmy Marvla albo wybrać się do kina z kimś kto nam podpowie o co właściwie chodzi.
Po trzecie Thor to ekranizacja komiksu Marvela o bohaterze który jest członkiem Avangers o których film dopiero zostanie nakręcony. A to oznacza że większość akcji to ekspozycja bohatera na którego prawdziwe czyny przyjdzie czas dopiero w kolejnym filmie w którym jak się zapowiada Thor na pewno powróci. Oznacza to że film jaki otrzymujemy jest w zasadzie jedynie pólproduktem – wstępem do czegoś czego jeszcze nie widzieliśmy.
Czyniąc te zastrzeżenia trzeba stwierdzić że Thor swoją rolę spełnia świetnie. Po pierwsze udało się uniknąć śmieszności (niezamierzonej) – choć przecież połączenie akcji dziejącej się w świecie Asgardu z historią opowiadaną w małym miasteczku w Nowym Meksyku mogło spokojnie do tego doprowadzić. fakt że oglądamy akcję dziejącą się w kosmicznym świecie Bogów i nie mamy wrażenia że to totalny idiotyzm należy poczytać za wielki sukces. Na pewno przyczynia się do tego niezwykle ciekawa dychotomia która polega na tym że Asgard przedstawiono tu niezwykle pięknie ( bardzo odważny pomysł na kostium i scenografię który dosłownie traktuje przepych jaki pokazano na kartach komiksu – dzięki temu nie parskamy śmiechem widząc nienaganną pelerynę Thora) zaś ziemia to jedno maleńkie miasteczko na środku pustyni. Dzięki temu nie mamy tak klasycznej dla zwykłych ekranizacji komiksów walki o dobro ludzkości. Tu chodzi jedynie o małe miasteczko w Nowym meksyku i jednocześnie o dobro całego Asgardu. Ciekawy pomysł choć czyni ziemską część nieco niespektakularną ( choć może to dobra odtrutka po przepychu Asgardu).
Nie szwankuje też aktorstwo ( zauważyliście że ogólnie w filmach na podstawie komiksów aktorzy grają niespodziewanie dobrze). Chris Hemsworth jest idealnym Thorem. Wygląda jak Thor ( och wygląda – zwierz rzadko się przyznaje ale naprawdę żałuje że tylko przez jedną scenę chodzi bez koszulki, bo to jest niesamowite jak bardzo aktor wygląda jak przykład tego jak wyglądałaby boska muskulatura.) świetnie sprawdza się w scenach komediowych jak i w scenach akcji, a jak się uśmiechnie to człowiek automatycznie czuje do niego sympatię. Dobrze radzi sobie Natalie Portman jako młoda pani naukowiec – jest dowcipna, uparta i dokładnie taka jaka powinna być kiedy grała Amidalę w Gwiezdnych Wojnach.
Najlepsi są jednak aktorzy którzy mają na ekranie nieco mniej czasu. Anthony Hopkins jako Odyn ani przez chwile nie daje po sobie poznać że gra dla pieniędzy – więcej gra tak jakby to nie była ekranizacja komiksu lecz co najmniej Tytus Andronikus. Z kolei Tom Hiddleston jako Loki sprawia że naprawdę nie wiemy komu mamy kibicować. Przy okazji zwierz chce się odnieść do niedawnej kontrowersji dotyczącej występu czarnoskórego Idrisa Elby jako boga Heimdalla. Co po niektórzy twierdzili że w Asgardzie murzynów nie było. Zwierz uważa że jest to kretyński zarzut przede wszystkim dlatego że Elba jest genialny w swojej roli, kradnąc każdą scenę w której gra. Po drugie dlatego że to ekranizacja komiksu której główny bohater ma niezniszczalny młot którym może pokonać wszystko. A nas obchodzi że ktoś w tym filmie jest innego koloru skóry niż sobie wyobrażamy.
Film jest też zabawny. Miejscami bardzo bardzo zabawny i to w sposób zupełnie nie wymuszony. Rzadko zdarza się żeby publiczność śmiała się tak długo by śmiech brzmiał jeszcze w następnej scenie. To dobrze że twórcy scenariuszy do ekranizacji Marvela przestali traktować się tak strasznie poważnie. Humor jest szczególnie potrzebny bo natłok efektów specjalnych w pozaziemskiej części akcji jest tak olbrzymi że widownia potrzebuje odrobiny oddechu ( z resztą dlaczego wydają tyle kasy na efekty które potem przelatują przed oczyma tak szybko że nie ma na czym skupić wzroku?).
Jak może wiecie zwierz ogląda Thora nie tylko dlatego że to ekranizacja kolejnego komiksu Marvela. Zwierz jest prawdziwym fanem Kennetha Branagha zarówno jako aktora jak i reżysera. Widział wszystkie jego filmy, jest w posiadaniu większości z nich i prawdopodobnie zalicza się do wąskiej grupy osób którym podobał się i Frankenstein i Stracone Zachody Miłości i posiadającej DVD z jego Czarodziejskim Fletem. Tak zwierz pragnął by ten film okazał się triumfem reżysera.
Przyglądając się Thorowi zwierz może powiedzieć że Branagh idealnie wywiązał się ze swojej roli. Reżysera rzemieślnika który kręci film po to by ktoś mógł na jego podstawie nakręcić kolejny. Z jednej strony fakt że Thor daje się oglądać to niewątpliwy sukces. Z drugiej zwierz nie może się powstrzymać od refleksji że dawanie takiego rzemieślniczego zadania komuś komu przewidywano znacznie większą karierę – cóż to przykre bo gdyby Thor nie był tylko wstępem do Avangers Branagh mógłby zrobić z tego filmu coś więcej.
A to że nadal potrafi reżyserować widać w kilku scenach. Tam gdzie efekty specjalne schodzą na drugi plan a na pierwszy wysuwa się konflikt charakterów, pozycji, ambicji czy pokoleń. Gdy Loki kłóci się z Odynem człowiek trochę czeka aż przejdą na Szekspirowską frazę. Udało się z resztą Branaghowi pozostawić swój charakterystyczny znak za który zwierz jest niezwykle wdzięczny. Jaki? Otóż muzykę skomponował Patrick Doyle, chyba ulubiony kompozytor filmowy zwierza. Co ciekawe zwierz zauważył, że muzyka jest jakaś tak lepsza niż zazwyczaj w filmach na podstawie komiksu zanim z napisów końcowych dowiedział się że to Doyle za nią odpowiada.
Czy jest więc Thor filmem udanym czy nie udanym? Otóż jest Thor dokładnie tym czym miał być – filmem który nigdy nie był planowany by stać się arcydziełem, ale jedynie przygrywką do czegoś więcej. Jako taki spełnia swoją rolę. Spełnia swoją rolę jako film który dobrze się ogląda. Ale niestety to nie jest drugi Iron Man po którym człowiek miał ochotę krzyczeć „ja chcę jeszcze raz”
Ps: Tak jest scena po napisach. Nie powiem tylko dla zaawansowanych. A tak przy okazji czy Marvel umieszcza je tam by ktokolwiek obejrzał te niekończące się spisy speców od efektów specjalnych
ps2: Facet z Łukiem. Nic więcej nie napiszę.