Hej
Bycie oburzonym jest obecnie może nie tyle modne co powszechne. Powodów do oburzenia jest wszak we współczesnym świecie aż nad to. Możemy się oburzać, że nasze życie beznadziejnie się układa i to nie nasza wina tylko systemu gospodarki światowej, który miał czelność się załamać akurat w chwili kiedy chcieliśmy się cieszyć młodością. Możemy się oburzać na nierówne traktowanie kobiet i mężczyzn, na to jak traktuje się zwierzęta, przyrodę itp. Powodów do oburzenia jest dokładnie tyle ile niewłaściwego postępowania i jeszcze odrobinę więcej, jeśli jesteśmy bardzo wrażliwi. Popkultura też dostarcza mnóstwa powodów by czuć się wstrząśniętym, zniechęconym czy zniesmaczonym. Zwierz, który ma wrażenie, że można by niemal założyć grupę „Occupy Hollywood” postanowił rzucić okiem na popkulturalne powody do oburzenia. I teraz zanim przystąpi zwierz do wpisu – małe oświadczenie. Zwierz na pewno ma własne poglądy na każdą z opisanych spraw ale nie zajmuje się w najmniejszym stopniu rozsądzaniem kto ma rację tylko pochyla się nad samym stanem naszego niezadowolenia (i co ważne czasem bawi się w adwokata diabła).
Zacznijmy od oburzenia, wywołanego przez kwestie dotyczące równości. Najczęściej dotyczy kwestii pokazywania płci czy reprezentacji mniejszości/grupy etnicznej/rasy. Zwierz wie, że w każdym z takich przypadków argumentacja jest różna, ale w ogólną podstawą tego typu oburzenia są dwie kwestie. Pierwsza to zwrócenie uwagi, że jakaś grupa jest niewystarczająco reprezentowana – dobrze to widać w przypadku np. obecności kobiet na ekranach – skrupulatnie liczy się ilość bohaterek żeńskich w Star Treku, w Szybkich i Wściekłych i przelicza się ile postaci żeńskich znajdziemy w serialach telewizyjnych. Podobnie w przypadku przedstawicieli mniejszości zwraca się uwagę na dywersyfikację obsady – ostatnio Doktor Who został wezwany do tablicy za zbyt małą różnorodność, często z tego powodu wskazuje się na seriale amerykańskie – zwłaszcza na sitcomy, kręcone z dość ostrym podziałem ze względu na kolor skóry bohaterów. Zresztą za to samo dostaje się niekiedy serialom nie komediowym np. chwalone Girls HBO zostały skrytykowane za to, że niemożliwym jest by w Nowym Jorku, mieście tak bardzo zdywersyfikowanym, bohaterki były wyłącznie białe i miały niemal wyłączne białych przyjaciół. Mówimy tu oczywiście o czystej matematyce, chęci zaprowadzenia równowagi czy może po prostu odwzorowania świata wokół nas.
Druga sprawa to sposób przedstawiania płci i mniejszości. Tu oburzają nas przede wszystkim stereotypy. Zwierz czytał wczoraj o burzy jaka rozgrywa się właśnie w USA w związku ze sposobem w jaki prawdopodobnie (filmu jeszcze nikt nie widział) przedstawiono Indiańskiego bohatera Tonto w 'Jeźdźcu Znikąd”. Rdzenni amerykanie burzą się, że postać powiela stereotypy (mówi źle po angielsku, nosi zabawny strój), i nie ma nic wspólnego z kulturą rdzennych mieszkańców Ameryki. Jest to część dużo szerszej dyskusji związanej z faktem, że Ameryka pełna jest sporów o to czy elementy kultury indiańskiej czy nawet wizerunek Indian może być wykorzystywany komercyjnie. Oburzenie wyrażają też przedstawiciele religii muzułmańskiej ilekroć „ten zły” w filmie czy w serialu okazuje się być ekstremistą albo przynajmniej na takiego pozować. Z kolei mniejszość murzyńska ma dość tego, że czarnoskórzy aktorzy dostają jedynie bardzo określone role, i są właściwie wyeliminowani z kina historycznego. Wydaje się, że w filmowym przestawieniu kobiet najbardziej obecnie (kiedy scenarzyści zaczęli się nieco bardziej pilnować) boli sposób w jaki seksualizuje się na ekranie kobiet (pamiętna scena w bieliźnie w Star Treku) oraz wszelkie sugestie związane z przemocą jako czyś nie zawsze złym. Do tego dochodzi jeszcze oburzenie ilekroć bohaterka kobieca jest pokazywana wyłącznie w odniesieniu do mężczyzny – jak Bella ze Zmierzchu, która w całości jest definiowana przez związek uczuciowy z wampirem. Także fakt, że rzadko kobiety dostają silne i ciekawe postaci do grania przyjmowany jest z niezadowoleniem.
Drugi rodzaj oburzenia po części związany z wcześniej wymienionymi wiąże się z kwestią obsadzania ról. Zwierz wspominał niedawno o Azjatach, którzy właściwie nie dostają ról pierwszoplanowych w filmach nie poświęconych kung fu i okolicom. A nawet wtedy trochę ludziom filmu wszystko jedno czy obsadzają np. Chińczyków czy Japończyków (przykład obsadzenia Chinki w roli Japonki w Pamiętnikach Gejszy) Inna sprawa to obsadzanie wbrew rasie – czarnoskóry nordycki bóg w Thorze zdenerwował część fanów, z kolei w związku ze Star Trekiem wątpliwości wzbudziło obsadzenie bielutkiego jak śnieg anglika w roli wcześniej granej przez Meksykanina, Jonny Depp jako Indianin jest zdaniem niektórych zdecydowanie za mało indiański by zagrać wspominanego Tonto. Nie tak dawno oburzenie wywołała wiadomość, że w jednym z komiksów, Spider Mana (a właściwie Petera Parkera) zastępował chłopak o portorykańskich korzeniach. O tym jak głęboko sięga takie oburzenie może świadczyć przewijająca się przez Internet dyskusja czy Idris Elba mógłby zagrać Bonda. Część rozmówców uważała, że czarnoskóry aktor w roli tradycyjnie białej były absolutnym nadużyciem. Z kolei na forach serialowych trwała i wciąż trwa dyskusja czy można było zamienić płeć Watsona w Elementary i czy rolę tradycyjnie męską ma prawo grać kobieta. W przypadku tych wątpliwości widzimy wyraźnie jak poważnie traktuje się kwestie „odpowiedniości” w kinie – to czy aktor jest odpowiedni do roli nie stanowi bowiem w tych dyskusjach najczęściej istotnego elementów – ważne jest to czy odpowiada pewnym przyjętym kryteriom wziętym ze świata rzeczywistego a nie fikcyjnego. Przy czym co warto jednak zauważyć, samo oburzenie nie koniecznie ma wymiar polityczny. Po pierwsze jak już widzieliśmy, może iść wbrew równości po drugie niekiedy dotyczy raczej przywiązania do wizji z oryginału/książki.
Kolejne oburzenie to oburzenie nie tyle na wytwory twórczości to na twórców. Spora grupa osób nie kupi płyty Chrisa Browna po tym jak pobił Rihannę (fakt czy piosenkarka mu wybaczyła czy nie niema tu nic do rzeczy), zwierz musi powiedzieć, że raczej nie chodzi do kina na nowe produkcje z Melem Gibsonem bo nie chce się dokładać do jego pensji po antysemickich uwagach, choć raczej nie będzie bojkotu Gry Endera na podstawie znanego z homofobicznych poglądów Orsona Scotta Carda to już kiedy DC poprosiło go o scenariusze do komiksów (chyba o Supermanie) część czytelników pisała do redakcji pytając czy naprawdę wydawnictwo chce wspierać osoby o tego typu poglądach. W tym przypadku nie ma raczej wątpliwości, że nawet jeśli samo oburzenie nie jest osobistym uczuciem to decyzje co z nim zrobimy jest już całkowicie po naszej stronie. Niektórzy nie będą oglądać filmów z aktorem, których ich zdaniem zachował się niemoralnie czy niewłaściwie inni uznają, że jeśli autor czy aktor nie wyraża w książce czy filmie swoich poglądów to odcinanie się od ich filmów i książek jest głupotą.
Poza sprawami, które gromadzą sporą grupę zwolenników są jeszcze sprawy mniejsze, choć nie mniej ważne. Co raz większe oburzenie budzi instrumentalne traktowanie choroby psychicznej przez kulturę popularną, która lubi szaleńców ale lubi też niegroźnych wariatów. Nie jest to co prawda sprawa, którą wysuwa się na pierwszy plan, ale od niedawna widać, że czytelnicy stali się na nią wyczuleni. Dobrze widać to na naszym małym podwórku gdzie poczytna grafomanka Katarzyna Michalak naraziła się dość sporej grupie osób, traktując chorobę psychiczną jako atrakcyjny element fabuły, co więcej przedstawiony zupełnie niezgodnie z realiami. Zdaniem zwierza, który widzi, że polską widownię mało co rusza fakt, że problem ten dostrzeżono jest dowodem, że staje się co raz ważniejszy. Widać też, że co raz częściej odzywają się glosy tam gdzie teoretycznie odniesiono już pewne sukcesy. Kiedyś o reprezentację na ekranie walczyli homoseksualiści dziś co raz częściej słychać, że najgorszej i najrzadziej pokazywaną grupą są biseksualiści, których popkultura traktuje zupełnie nie poważnie. Podobnych mniejszych lub większych spraw budzących niechęć i oburzenie części widowni jest mnóstwo. Kiedy przegląda się internetową platformę Tumblr, dostaje się jak na talerzu jak wyglądałaby krytyka popkultury gdyby wszyscy oburzeni zebrali się w jednym miejscu. Tumblr to przestrzeń ludzi pełnych dobrych intencji, najczęściej młodych, najczęściej zaangażowanych i idealistycznych. Jeśli jest jakaś sprawa – mniejsza lub większa, można mieć 100% pewności, że na tej platformie znajdzie się ktoś gotowy jej bronić. Trzeba przyznać, że obserwacja tego zjawiska jest fascynująca. Bo z jednej strony prowadzi do wniosku, że na każdym kroku ktoś może poczuć się w sumie słusznie oburzony, z drugiej – każe się zastanawiać czy rzeczywiście jest możliwa popkultura która nikogo nie obraża, nie korzysta ze stereotypu, jest zawsze zdywersyfikowana, równościowa i nigdy nie pokazująca nic niewłaściwego. Zwłaszcza, że jak pokazuje przykład zajmującego się wszystkimi problemami Glee, dobre intencje nie zawsze kończą się dobrym produktem. Przy czym co warto zaznaczyć pytanie to dotyczy o tyle nas wszystkich, że sprawne oko osób wyławiających nieprawidłowości zawsze coś znajdzie. W naszych ukochanych filmach, serialach i książkach, często tych do których mamy bardzo mocny, emocjonalny stosunek.
Przy czym wyraźnie widać, że oburzamy się jednak wedle schematów. Np. oburza nas (a właściwie amerykanów bo to jest jednak zachodnia perspektywa) używanie kultury indiańskiej w celach rozrywkowych czy komercyjnych. Zwierz jednak nie widział oburzenia (wśród tych samych osób) na fakt, że mitologię nordycką traktuje się w sposób absolutnie dowolny kręcąc Thora i tłumacząc wszystkim, że to uroczy kosmita. A przecież nie trudno dostrzec, że mitologia stanowi spuściznę kulturową nie w mniejszym stopniu niż pióropusz, którego wykorzystanie na pokazach Victoria Secret ostatnio piętnowano. Zwraca się uwagę na przedmiotowe traktowanie kobiet, ale nie przeszkadza to w sprowadzaniu aktorów wyłącznie do roli ozdobników, nad których urodą ślinią się fanki, wrzucając na swoje blogi zdjęcia aktorów z tych scen filmowych w których byli oni nadzy. Obsadzenie Cumberbatcha w roli zarezerwowanej wcześniej dla Latynosa było przedmiotem dyskusji, rozmów o tym dlaczego Hindus gra Żyda w Wielkim Gatsbym nie słyszano. Nikt też nie słyszał by ktoś buntował się w imieniu Koreańczyków wykorzystywanych w co raz liczniejszych amerykańskich produkcjach jako „ci źli”. A w sumie można byłoby się zastanowić czy wypada tak negatywnie przedstawiać nację, której jedyną winą jest fakt, że znalazła się pod totalitarnymi rządami (które nie były dla niej szczególnie łaskawe). Widać więc, że oburzenie wywołuje nie tyle fakt zaistnienia jakiegoś popkulturalnego zjawiska tylko tego jakiej grupy ono dotyczy. Przy czym dość jasne jest, że im lepiej reprezentowana grupa tym mniej oburzenia dany fakt wzbudza. Skoro mężczyźni zarabiają lepiej, mają więcej ważnych stanowisk i ogólnie ich średnia sytuacja jest lepsza od kobiet to fakt traktowania ich przedmiotowo jest mniej oburzający. Oburzenie w kwestiach kultury należy bowiem przede wszystkim do mniejszości co nie powinno dziwić (zakładamy, że to co mogłoby urazić większość zostało już z produkcji wyeliminowane). Przy czym rzadko dochodzi się do konkluzji że niekoniecznie musimy się trzymać opcji albo- albo (można być jednocześnie oburzonym w imieniu przedstawicieli różnych ras i płci). Z tego rodzaju oburzenia wyłączyć należałoby jednak kwestie tego co porusza nas ze względu na przynależność Państwową. Wydaje się, że nasze oburzenie np. na sposob w jaki Polacy zostali pokazani w niemieckim serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”, właściwie nie ma szans pojawić się oddolnie i zawsze wychodzi od krajowych mediów czy władz i stanowi chyba raczej część dyplomacji niż naszego oddolnego odbierania kultury (ale już zdenerwowanie faktem, że Polacy w amerykańskich serialach mówią po rosyjski będzie się liczyło).
Lena Dunham scenarzystka serialu Girls napisała kilka dni temu na swoim twitterze pytanie do czytelników czy mogliby jej powiedzieć czy ma się czuć oburzona całą tą sprawą z Lone Rangerem i obsadzeniem w nim Deppa. Nie była to prowokacja tylko dość normalne pytanie. Bo rzeczywiście w świecie popkulturalnego oburzenia co raz trudniej się połapać co rzeczywiście ma nas poruszyć a co jest jedynie usilną próbą nie urażenia nikogo. Dla zwierza jest jasne, że istnieje tylko jeden prawdziwy miernik oburzenia. Kiedy coś widzimy i czujemy się oburzeni. Wtedy mamy pewność. I choć zwierz nie wyklucza, że możemy zostać przekonani, do tego, że jakiś element kultury popularnej nie właściwie odnosi się do jakiegoś elementu rzeczywistości, to poczucie niesprawiedliwości by było prawdziwe musi wychodzić od nas. No dobrze a co jeśli nas nie porusza coś co obiektywnie jest niesprawiedliwe? Cóż chyba nikt nie jest pod tym względem doskonały i całkiem sporo z nas ma poczucie, że w niektórych przypadkach to jednak przesada albo, że niewiele nas to obchodzi. I choć to przykre, to zwierz chyba (z naciskiem na chyba) woli taką postawę niż sztuczne oburzenie, sprowadzające się do haseł, za którymi nie stoją nasze prawdzie przekonania.
Zresztą nawet wierzący w moc popkultury zwierz zawsze się w takich przypadkach zastanawia. Czy kłótnia o obsadzenie Jonnego Deppa w roli Indianina nie jest kłótnią zastępczą. Czy nie należałoby się raczej spierać o politykę USA względem mieszkańców rezerwatów. Czy Cumberbatch w wiadomej roli nie jest mniej ważnym problemem niż akcja odsyłania za granicę nastolatków których rodzice przywieźli nielegalnie do Stanów, gdy ci byli jeszcze dziećmi (nie mogącymi decydować o legalnym przybyciu do USA), czy dyskusja o rasizmie w Doktorze Who nie jest w sumie prostsza od rozmowy o rasizmie w angielskim społeczeństwie i w końcu czy nasze oburzenie nad książką Katarzyny Michalak (chodzi o Bezdomną) nie jest sprawą, którą łatwiej poruszyć niż problem tego w jaki traktuje się w Polsce ludzi z zaburzeniami psychicznymi. Zwierz nie sugeruje, że błądzącą popkulturą nie należy się oburzać bo są ważniejsze rzeczy, zwierz tylko zastanawia się. Czy po tym jak już wywalczymy naszą lepszą kulturę popularną, starczy nam energii by wywalczyć lepszy świat?
Ps: Jak już zwierz pisał ale przypomina, ten wpis nie jest zapisem poglądów zwierza nad wymienione kwestie bo w 90% przypadków zwierz nie ma jednoznacznego zdania.
Ps2: Zwierz rzecz jasna jest ciekawy waszych opinii ale kiedy będziecie je wyrażać zwierz prosiłby by jednak pamiętać, że sprawy dla nas błahe mogą być bardzo istotne dla innych rozmówców.