Hej
W ostatnim tygodniu zwierz urządził sobie festiwal filmów opartych o mitologię Grecką. Nie jest to żaden specjalny zabieg po prostu tak wyszło. Najpierw w telewizji leciał Gniew Tytanów ( a w domu czekała na zwierza powtórka fragmentów Starcia Tytanów), potem zwierz z braku laku włożył do odtwarzacza DVD Immortals. Do tego zwierz bez trudu przypomina sobie Troję i telewizyjną Helenę Trojańską. Wszystkie te filmy łączy jedno – z mitologią grecką, a nawet z jej naprawdę uproszczoną wersją mają one niewiele wspólnego. Jak to się dzieje, że kiedy sięgamy po historie z mitologii greckiej jedyne, co łączy je z oryginalnymi podaniami są imiona bohaterów? Czyżby nad mitologią grecką wisiała jakaś klątwa?
Zacznijmy od hipotezy ojca zwierza, którego zdaniem nad mitologię grecką nałożony jest jakiś metafizyczny copyright, który nie pozwala wykorzystać spisanych historii. Brzmi to nawet ciekawie – przynajmniej wtedy można by wytłumaczyć dlaczego greccy bogowie, którzy teoretycznie powinni doskonale wypadać na ekranie mają strasznego pecha. Jeśli widzieliście Starcie Tytanów czy Genew Tytanów – w nowej odsłonie (w starej film miał swój pewien urok) to mogliście zadawać sobie pytanie, jakim cudem udało się nakręcić tak zły film. Serio, zwierz rzadko ma wrażenie, że scenarzysta zwiał z forsą, aktorzy zostali zmuszeni do opłacenia rachunków (ten film ma dobrą obsadę, co absolutnie nie zmienia faktu, że ani Liam Nesson ani Ralph Fiennes nie poczuwają się do obowiązku grać w tym filmie), zaś reżyser dał za wygraną. Tym jednak, co najbardziej w takim przypadku boli to fakt, że korzystając z mitologicznych postaci i pourywanych wątków udało się stworzyć alternatywną, gorszą, nudniejszą i co ważniejsze mniej wiarygodną historię niż ta zapisana w mitologii. Zwierz rozumie, że mitologię trzeba upraszczać na potrzeby scenariusza, ale w 9/10 to, co dopisują autorzy scenariusza ma mniej sensu niż to, co spisano z wierzeń greckich. Najczęściej poprawia się charakter bohaterów chcąc z nich za wszelką cenę zrobić obowiązkowego Hollywoodzkiego herosa, który ma niemal wygrawerowane na czole amerykańskie wartości. Teoretycznie nie powinno to dziwić – kino zawsze ma problem z opowiadaniem historii skomplikowanych i wielowątkowych, ale w tym przypadku przekonanie, że można poprawiać mitologię najczęściej prowadzi na mannowe.
Starcie Tytanów to typowy przykład filmu, który ma wielki budżet, wielkie nazwiska w obsadzie i scenariusz wołający o pomstę do nieba (pełnego jak zwierz mniema greckich bogów w tym przypadku)
Z kolei w przypadku Immortals zwierz odniósł wrażenie, że tak naprawdę nikomu nie zależało na historii z mitologii greckiej. Tarsem Singh to jeden z ukochanych reżyserów zwierza, którego wyobraźnia i poczucie estetyki sprawiają, że nawet największą bzdurę ogląda się nie mogąc oderwać od niej oczu. Pytanie tylko, po co przywoływać z mitologicznych kart Tezeusza i Hyperiona skoro reżyser chce opowiedzieć historię, która z mitologią a także samą Grecją nie ma nic wspólnego. Immortals porywają estetyką obrazu, ale w chwili kiedy chce się przyłożyć mitologię do tego co mamy na obrazie – cóż nie wychodzi za dobrze. Przy czym trudno nawet nazwać dzieło Tarsema reinterpretacją. Wydaje się, że mitologia posłużyła tu tylko po to by można było sobie pograć z pewną estetyką, choć Grecji w tej opowieści nie ma ani odrobiny i spokojnie mógłby to być jakiś odległy świat fantasy. Zwierz nawet rozumie takie postępowanie, ale zastanawia się, dlaczego trzeba męczyć biednych bohaterów greckich podań, zamiast wymyślić coś zupełnie nowego. Trzeba zresztą powiedzieć, że w przypadku Immortals Tarsem kilka razy chybił – tak, więc złowrogi Hyperion biega w hełmie który wygląda jak królicze uszy co zwierza niezmiernie bawi (choć jest też hipoteza że za dużo się naoglądał Donnie Darko).
Przy czym zwierz ku swojemu zaskoczeniu stwierdził, że filmów opartych o mitologię grecką wcale tak wielu nie ma. Sporo opartych jest o Iliadę i Odyseję – w tym nieszczęsna Troja, która pięknie pokazuje, że czasem zdecydowanie poważniej wypada dzieło, w którym uwzględnia się interwencję Bogów niż takie, w którym chce się zachować „historyczną poprawność” (zwierz zdecydował się na cudzysłów, ponieważ nawet nie trzeba być ekspertem by dostrzec, że pod względem poprawności w stosunku do realiów historycznych to się kupy nie trzyma). Zwierz szczerze musi przyznać, że Troja zawsze strasznie go denerwuje. Głównie, dlatego, że jest nie tylko nielogiczna, ale także, dlatego, że jest to historia zdecydowanie gorsza od tej, którą można przeczytać u Homera (nawet, jeśli ktoś każe ci zaznaczać wszystkie metale wspomniane w Iliadzie). Przerabianie lepszego na zdecydowanie gorsze zawsze budzi w zwierzu opór. Zresztą Troja ma konkurencje w postaci filmu Helena Trojańska, który to film jest jeszcze bardziej idiotyczny. Z kolei serial na podstawie Odysei zwierz widział dawno, i niewiele z niego pamięta poza tym, że jednak jak zwykle w takich przypadkach sporo wątków rozegranych było zupełnie inaczej. Oczywiście można stwierdzić, że Troja jest opowieścią o wojnie trojańskiej bez nawiązywania do Homera (nie ma obowiązku), ale cóż z tego, kiedy tekst porywa bardziej niż film, zaś celuloidowy Achilles wypada jak denerwujący chłystek przy tym, którego możemy zobaczyć tylko w swojej wyobraźni.
Co ciekawe, jeśli nie najciekawsze jednak w tym wszystkim to fakt, że po mitologię grecką sięga się stosunkowo rzadko. Jeśli odejmiemy filmy animowane (powiedzmy sobie szczerze, zwierz ma wrażenie, że w ostatnich latach Herkules Disneya najmniej masakrował charakter greckich Bogów:), oraz takie które z mitologią są związane naprawdę luźno – jak opowieści o Percy Jacksonie czy serial o dzielnym Heraklesie to w sumie zostanie nam ich naprawdę niewiele. Z jednej strony fakt, że kino nie brało się aż tak często za mitologię jest nawet zrozumiały. Dopiero od niedawna mamy możliwości techniczne by pokazać na taśmie filmowej wszystko to, o czym pisali Grecy. Co jednak jak zwierz zdążył się przekonać nie skutkuje dobrym filmem – zdecydowanie częściej czymś w stylu Gniewu Tytanów gdzie widać, iż na efekty specjalne poszła cała kasa, która powinna pójść na scenariusz. Z drugiej strony jednak dziwi, że nie czerpano zdecydowanie bardziej ze spuścizny starożytnych, która ma tą zaletę, że plus minus wszyscy (tak bardzo luźno rozumiani wszyscy) w kulturze zachodniej coś kojarzą. Prawdę powiedziawszy, jeśli odejmie się od puli filmów wszystkie ekranizacje antycznych sztuk (zwierz uważa je za nieco inny gatunek, bo tu scenariusz napisano dość dawno) to albo będziemy się zachwycać Jazonem i Argonautami z lat sześćdziesiątych (jak na tamte czasy efekty specjalne rzeczywiście są niesamowite) albo najlepszym filmem na podstawie mitologii greckiej, jaki zwierz widział będzie albo Czarny Orfeusz albo Bracie Gdzie jesteś ewentualnie możemy iść na całość i włączyć do tego zbioru My Fair Lady, (choć to przecież bardzo dalekie echo mitu o Pigmalionie). Przy czym w obu przypadkach tym, co przesądza o sukcesie filmu jest specyficzne połączenie mitologicznych wątków z zupełnie niemitologiczną scenerią, – co doskonale się sprawdza, ale trudno to uznać za film stricte mitologiczny, (choć tu zwierz niespecjalnie się kłóci z tymi, którzy uważają inaczej). Zaś w ostatnich latach mimo wzmożonego zainteresowania tematem udało się nakręcić tylko kilka koszmarnie złych filmów.
Jak więc klątwa (poza metafizycznym copyrightem, o którym wspomina ojciec zwierza) wisi nad grecką mitologią? Skąd obawa, że zekranizowanie historii (rzecz jasna w jej uproszczonej i ujednoliconej wersji), jaką opowiadali Grecy okaże się dla widza za mało interesująca czy zbyt trudna? Przecież całe piękno greckiej mitologii leży w tym, że wszyscy ją czytają (najczęściej w wydaniu dla szkół średnich) i czują się mniej więcej równie poruszeni. Nawet, jeśli znamy mity tylko w ich okrojonym kształcie to on sam wystarcza wielu młodym i nieco starszym czytelnikom by popaść w absolutną fascynację starożytnością. Do tego historie są niekończącym się źródłem inspiracji dla innych twórców, co świadczy, że ich wpływa nie ustaje. Zwierz nie jest w stanie pojąć, dlaczego kino tak męczy się z mitologią próbując w każdym filmie pisać ją na nowo. Dla zwierza jest to męcząca zagadka, zwłaszcza, że wydaje się, iż ludzie naprawdę łakną historii osadzonych w czasach, kiedy drogi ludzi i Bogów krzyżowały się na ziemi. Zwłaszcza, że daje to poczucie, iż walka toczy się największą możliwą stawkę – coś, co ostatnio scenarzystom, co raz trudniej osiągnąć. Być może wyjściem są filmy mniejsze, bez efektów specjalnych, nastawione na snucie historii, odwracające się od widowiska i wracające do opowieści. Zwierzowi przypomina się Mahabharata Petera Brooksa gdzie właściwie nie ma dekoracji, nie ma prawie rekwizytów a jednak film oddaje ducha opowieści. Może to jest jakieś wyjście. Może gdyby nie włożyć wszystkich pieniędzy w tego wielkiego Tytana z lawy, ale dać je scenarzyście by napisał dobry scenariusz, zwierz nie zastanawiałby się, kiedy ostatnim razem oglądnie filmu nawiązującego do mitologii nie wywoływało bólu podobnego temu jaki odczuwa się przy wydziobywaniu wątroby.
Ostatecznie zwierz postawiłby chyba na brak wiary w widza. Wydaje się, że tym, co powstrzymuje scenarzystów jest przekonanie, że widz wcale nie chce zobaczyć dawno opowiedzianej historii. Powiązania między Bogami a herosami, ich wady, skomplikowane dzieje, ułomne charaktery – to wszystko wykracza daleko poza schemat popularnej produkcji filmowej. Mity sprowadza się do bajek gdzie są ci dobrzy i ci źli, co oczywiście skutkuje produkcjami płaskimi i nudnymi. Jednocześnie wydaje się, że niezależnie od tego, jaki film się teraz kręci, istnieje przekonanie, że musi to być film o ludziach współczesnych. Jeśli nie podkreśli się tysiące razy, że bohater jest taki jak my, jeśli nie wyposaży się go w cechy, jakie znamy ze wszystkich innych filmów opowiadających o współczesnych herosach – wtedy zdaniem scenarzystów po prostu go nie zrozumiemy i nie polubimy. W obliczu takiej konieczności przepisania mitów na współczesność i wyrzucenia z nich wszystkich elementów, jakie mogłaby ewentualnie być za trudne dla widza, dostajemy historię, w której starożytność to tylko dekoracje. Przy czym zanim powiecie, – ale tego widzowie pragną – czy całe nasze współczesne wydawanie zachodnich bajek w formie „dla dorosłych” nie świadczy o tym, że jesteśmy znudzeni światem pełnym prostych historii. Kto wie, może, kiedy już przerobimy wszystkie bajki na te poważne, zabierzemy się za opowiadanie nieco bardziej skomplikowanej mitologii. Prawdę powiedziawszy, zwierz nie może się doczekać.
Ps: Zwierz przypomina niektórym czytelnikom gotowym uznać, że zwierz widział wszystkie filmy na ziemi, że nie jest to prawda, (choć chodzą takie pogłoski), jeśli widzieliście naprawdę dobry film na podstawie mitologii, niebędący ekranizacją żadnej z antycznych sztuk, i osadzony w czasach starożytnych zwierz będzie bardzo wdzięczny za cynk.
Ps2: Zwierz przypomina, że wciąż można się jeszcze zgłaszać na spotkanie ze zwierzem. Spotkanie ma charakter luźny i osoba zwierza jest tylko pretekstem co by wyjść z domu ;) Szczegóły na facebooku.