Hej
Zwierz wie, że od dłuższego czas nie porusza kwestii ważnych i trudnych (o ile kiedykolwiek je podejmował) ale pamięta, że jest lato a latem człowiek ma ochotę na trochę radości życia i nieco mniej intelektualnego wysiłku. Dla zwierza to idealny moment by nakarmić was rozważaniami zwierza na te wszystkie drobne tematy, które pewnie nie przebiłyby się do notek w roku akademickim (zwierz podobnie jak cała jego rodzina żyje rokiem od października do lipca). Poza tym zwierz chciałby trochę wrócić do korzeni bloga gdzie sporą część zajmowały takie sobie obserwacje popkulturalne niekoniecznie poparte researchem (ile razy zwierz to powtarzał). Dziś będzie bowiem o problemie z książkami a właściwie z okładkami książek. Ale nie wszystkich. Tylko tych, którym przydarzyło się to nieszczęście i trafiły na ekrany.
Nie tak dawno temu jedna z czytelniczek żaliła się, że wydawcy mają skłonność do zmieniania rodzaju okładek czy formatu książkowych serii w trakcie ich wydawania. Działo się tak w przypadku wszystkich serii, w tym tych, które zostały zekranizowane co oznaczało, że wznowienia wydawano już z filmową okładką. Zwierz nie potrzebował nawet wielu ilustracji by zdać sobie sprawę, że doskonale rozumie tą bolączkę, nawet jeśli z powodów mieszkaniowych ilość kupowanych realnie książek bardzo się zmniejszyła (za to zakupy wirtualne nadal są dość spore) to przecież okładkowe dylematy są zwierzowi doskonale znane. Zwłaszcza że nie ukrywajmy – okładki Polskich książek nie powalają. Albo są nudne, albo udają okładki jakiejś innej książki która odniosła sukces albo są w końcu koszmarnym zestawem kupnych zdjęć i marnych grafik nie mających zupełnie nic wspólnego z treścią książki. Nic dziwnego, że działająca na facebooku strona Najgorsze Okładki nie ma najmniejszego problemu ze znajdowaniem materiału. Do tego, jak słusznie zauważyła czytelniczka zwierza wydawcy mają paskudny zwyczaj zupełnie nie przejmować się faktem, ze sześć tomów wydali w jednej szacie graficznej i zmieniać ją gdzieś koło tomu siódmego wedle własnego widzi mi się. O ile dobrze zwierz pamięta swego czasu Fabryka Słów lubiła się tak znęcać na ludźmi o rozwiniętym zmyśle estetycznym. Ewentualnie jeśli jakaś okładka odniosła sukces (przykład Zmierzchu czy Pięćdziesięciu Twarzy Grey’a) to wszystkie okładki zaczyna się robić na jedno kopyto (znakomity wpis będący polemiką z innym wpisem znajdziecie tutaj – wychodzi się tu zdecydowanie poza najprostszą interpretację złych okładek książek kierowanych do kobiet)
Okładka nowego wydania Hobbita nie kuje w oczy ale to przecież jest plakat filmowy. Zwierzowi się ta okładka podoba ale nadal czuje jakiś nieprzyjemny dyskomfort, jakby ktoś ukradł jakąś przestrzeń jego wyobraźni (zwłaszcza, ze ten Hobbit, którego zwierz czytał w dzieciństwie miał TAKĄ okładkę)
Jednak dziś zwierz nie będzie się zajmował próbą odpowiedzi na pytanie dlaczego tak brzydko wydaje się u nas książki (rzecz jasna nie wszystkie) ale zajmie się problemem książek z filmowymi okładkami. To przedmiot jednej z ciekawszych dyskusji rozgrywających się na granicy kultury i marketingu. Zacznijmy od historii z życia zwierza. Będąc w Rzymie zwierz podczas spaceru na Zatybrzu zawędrował wraz z przyjaciółką do anglojęzycznej księgarni. Jak wiadomo znaleźć anglojęzyczną księgarnię w kraju w którym księgarnie oferują książki w języku którego się nie zna to zawsze przyjemna niespodzianka. Buszowanie między półkami szło doskonale I ostatecznie zwierz wydał mnóstwo kasy na książki o filmach a przyjaciółka zwierza kupiła Filary Ziemi Folleta z bardzo ładną okładką, zadowolona że udało jej się uciec od okładki filmowej. Sprzedawczyni poinformowała nas, że w jej sklepie nie ma ani jednej książki z okładką „filmową”. Ponoć to doskonały sposób na to by zyskać sympatię czytelników.
Zwierz jak zwykle w taki przypadkach zaczyna się zastanawiać nad kwestią naszej antypatii dorywczej okładek filmowych. Bo antypatia jest dość powszechna, choć może nie aż tak jak się zwierzowi wydaje, bo jednak wciąż opłaca się wznawiać książki z filmowymi okładkami. Skąd się bierze? Po pierwsze chyba wszyscy mamy poczucie, że reklamowanie książki filmem na jej podstawie jest odbieraniem zasługi autorowi. Nie tak dawno temu zwierz z lekkim przerażeniem przyglądał się Annie Kareninie sprzedawanej okładką z filmowym kadrem zastanawiając się czy Tołstoj kiedykolwiek mógł sobie wyobrażać, że jego nazwisko będzie zajmowało na okładce mniej więcej tyle samo miejsca co odtwórców ról głównych. Wydaje się, że wydanie książki (nawet nie tak ważnej jak dzieła Tołstoja) z okładką filmową przenosi zainteresowanie z książki na film niejako sugerując, że to książka jest dziełem towarzyszącym. Do tego dochodzi jeszcze kwestia relacji między filmową interpretacją powieści a naszą wyobraźnią. Weźmy na przykład wydanego nie tak dawno z filmową okładką Wielkiego Gastbego. Choć sama książka prezentowała się dość ładnie (wykorzystano na okładce to bardzo ładne stylizowane) to jednak przedstawiała twarze obsady filmu. Zwierz zastanawia się ilu czytelników jest w takim przypadku w stanie wyobrazić sobie Gatsbego wyglądającego zupełnie inaczej niż Leonardo DiCaprio czy uwolnić się o Carey Mulligan w roli Daisy. Innymi słowy – w przypadku książek gdzie na okładkach mamy twarze aktorów jesteśmy mniej więcej w takiej sytuacji jak w przypadku książek z ilustracjami (a może nawet bardziej) gdzie nasze potencjalne wyobrażenia bazujące na tekście zostają zastąpione cudzą wizją. Jednak przede wszystkim wydaje się, że źle czujemy się z samą sugestia, że naszą inspiracją do zakupu książki był film w jakiś sposób obraża nasze czytelnicze ambicje. Wydaje się bowiem, że nikt tak naprawdę nie chce się oficjalnie przyznać, że kolejność uczuć może sprawić, że film poznamy i pokochamy zanim sięgniemy po książkę.
Zwierz ma jednak paradoksalnie mieszane uczucia co do filmowych okładek. Po pierwsze czasem zdarzają się okładki ładne i wcale się nie narzucające – doskonałym przykładem jest tu Gra o Tron, którą HBO wydaje z okładkami inspirowanymi materiałami promocyjnymi kolejnych sezonów serialu. To ładne okładki, nieprzeładowane a niekiedy nawet zwierz łapie się na refleksji, że są ładniejsze niż oryginalne ilustracje na okładkach kolejnych tomów (oczywiście zwierz mówi o tym wydaniu w którym już dostosowano wszystkie okładki do odpowiednich tomów a nie o wydaniu pierwszym z nic nie mówiąca nikomu grafiką). Podobnie z nowym wydaniem Igrzysk Śmierci, których okładka (przynajmniej w przypadku pierwszego tomu) mimo, że filmowa nie odbiega od grafiki, którą można było zobaczyć na okładkach oryginalnych wydań. Gdzieś w domu zwierza jest jednotomowe wydanie Władcy Pierścieni z okładką przedstawiającą kadr z filmu – zwierz bardzo to wydanie lubi zaś sama okładka nigdy nie wydała mu się obniżać wartości ulubionej książki. Wracając do Gry o Tron. Czy w kupieniu kolejnych tomów z takimi okładkami byłoby coś złego? Zwłaszcza, że w tym przypadku doskonale wiemy, że autor całym sercem wspiera serial. Czy więc powinniśmy być bardziej snobistyczni od niego?
Druga sprawa to kwestia pytania czy to takie strasznie ważne jaka jest nasza inspiracja do przeczytania książki? Nie tak dawno temu renesans przeżywali Nędznicy Victora Hugo po które sięgnęli zachęceni filmem i musicalem fani z całego świata. Powieść która należała do żelaznej klasyki przeżywała popularność bliską tej, którą cieszą się książkowe nowości. I choć oczywiście nie wszyscy, którzy sięgnęli po książkę dotrwali do końca to jednak być może w ich przypadku filmowe wydanie Nędzników będzie dokładnie tym, które powinno spocząć na półce – w końcu to była ich inspiracja. Zwierz jest wielkim zwolennikiem tezy, że nie ważne skąd bierze się inspiracja do zapoznania się z dziełem kultury, ważne jaki jest efekt końcowy – jeśli skończymy znając jakieś dzieło literatury, po które w innym przypadku byśmy nie sięgnęli to nikt na tym nie stracił. Sam zwierz bronił przecież fanek które oglądały The Hollow Crown tylko dla Toma Hiddlestona stwierdzając, ze nie ma znaczenia czy ogląda się ekranizację Szekspira dlatego, że aktor jest ładny czy dla arcydzieła literatury. W ostatecznym rozrachunku zna się bowiem o jedno dzieło więcej.
To chyba najsmutniejsza okładka jaką zwierz widział bo przecież ten napis od kiedy film jest w kinach oznacza, że okładka jest tylko kolejnym filmowym plakatem i wabikiem kinowej publiczności i nikt nie myśli jak nie aktualna będzie to informacja za rok dwa czy za kilka lat. Naprawdę Tołstoj (i to jeszcze wydawany przez znak) na to nie zasłużył.
Nie mniej nie zmienia to faktu, że zwierz wzdryga się na widok filmowych okładek. Jednak ostatnio doszedł do wniosku, że niekoniecznie stoi za tym tak nie lubiany przez zwierza snobizm, czy niechęć do przyznania się, że można najpierw poznać film a dopiero potem książkę. Zwierz zrozumiał, że nie lubi okładek z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że strasznie szybko stają się nie aktualne. Okładka filmowa jest aktualna tylko wtedy kiedy wszyscy kojarzą dany film czy ekranizację – dziś postawić sobie na półce Annę Kareninę z filmową okładką można bez obawy, że nikt nie będzie miał pojęcia o czy mowa. Ale filmy mają żywot od książek krótszy. Kiedy naszą książkę ktoś odziedziczy na okładce będzie jedynie reklama jakiejś ekranizacji którą zdążyło już wyprzedzić kilka innych. Druga sprawa to fakt, że zwierz nie cierpi mieszania porządków. Nie chodzi o spotkanie świata książek ze światem kina (choć prawdę powiedziawszy porównywanie książek i powstałych na ich podstawi filmów nie jest dobre ani dla powieści ani dla filmu) ale o spotkanie reklamy z okładką książki. Nie ulega bowiem chyba dla nikogo wątpliwości, ze okładki filmowe to reklamy. Działające w obie strony – mają wielbicieli książki zachęcić do obejrzenia filmu, wprowadzić filmowy plakat na księgarniane półki i zachęcić tych, którzy widzieli film by zajrzeli też do powieści. Dlatego na takich okładkach imię autora jest drugorzędne wobec imion aktorów czy nazwiska reżysera, nagród czy logo producenta filmu czy serialu. I chyba to zwierza najbardziej boli. Okładka książki przestaje bowiem do niej należeć, wprowadzać do treści czy z nią korespondować. Tymczasem okładka filmowa nie jest częścią większej całości ale staje się po prostu kolejną powierzchnią reklamową dla czegoś zupełnie innego (niekiedy wręcz sprzecznego z duchem książki). To z kolei zwierza boli jak chyba każdego wielbiciela kultury, który nie lubi kiedy się mu przypomina, że w tym wszystkim chodzi przecież też o zarabianie pieniędzy.
Czasem zdarza się, że okładka poza tym, że kłamie (Atlas Chmur nadal wiele osób ma a filmu w kinach już nie ma) zastępuje wizję którą można samemu wypełnić jakąś jednoznaczną interpretacją. Czytając książkę z okładką po prawej mamy tylko scenerię do wypełnienia wyobraźnią, po prawej mamy twarze do dopasowania.
Zwierz nie jest ani tak naiwny by uważać, że wycofanie okładek z kadrami z filmów jest możliwe, ani tak snobistyczny by twierdzić, że nikt ich nie kupuje (zwierz wie, że gdyby ludzie ich nie kupowali to nikt by ich nie drukował), co nie zmienia faktu, że zwierz jeszcze ani razu w swoim życiu nie spotkał nikogo kto by chodził od księgarni do księgarni szukając książki z okładką przypominającą plakat ekranizacji. Natomiast spotkał wielu czytelników stających na głowie by znaleźć książkę wydaną przed chwilą kiedy ekranizacja trafiła na ekrany. Zwierz nie wie czy świadczy to o tym, że otacza się czytelnikami wyjątkowo snobistycznymi czy też o tym, że mimo wszystko nie jest to aż tak dobry pomysł jakby się mogło wydawać. W każdym razie ilekroć zwierz patrzy na półkę z książkami, która wygląda niemal identycznie jak półka z filmami DVD to robi mu się jakoś przykro. Miejmy nadzieję, że z powodów które wymienił a nie dlatego, że zamienia się w paskudnego literackiego snoba.
Ps: Zwierz po dość długim namyśle dodał zakładkę współpraca do stron, które widzicie na górze strony (o ile tam zaglądacie) zwierz doszedł do wniosku, ze skoro i tak dostaje maile z propozycjami współpracy to przynajmniej wypadałoby nie tylko zainteresowanym ale i czytelnikom zasygnalizować, że takie działania ze strony zwierza mogą mieć miejsce.
Ps2: Zwierz na Facebooku poinformował Gdańskich czytelników, że mógłby się z nimi spotkać 15.08 o godzinie 17:00 w kawiarni Pikawa. Jakbyście chcieli wpaść zwierz serdecznie zaprasza. Utworzył nawet zwierz odpowiednie wydarzenie na fb.