Hej
Jak pewnie zauważyliście zwierz (znaczy się blog) nie ma tytułu zgodnego z gramatyką – wtedy powinien być przecież tytuł „popkulturowy” tylko jest zwierzem „popkulturalnym”. To po części wynik lekkiego traktowania gramatyki polskiej przez zwierza, ale po części zabieg celowy – zwierz jest, bowiem kulturalny tylko tak jakby bardziej pop. W głowie zwierza zawsze brzmiało to bardzo ładnie i w porządku (oczywiście zanim zdał sobie sprawę, że tylko on widzi taką interpretację a cała reszta widzi błąd gramatyczny ;). Jednak ostatnio zwierz zaczął się zastanawiać czy w ogóle to pop winno się pojawić, bo czymże różniłby się zwierz kulturalny od popkulturalnego? To zaś zaprowadziło zwierza do rozważań, kim tak właściwie jest człowiek kulturalny.
Zwierz ma kolejną możliwość pochwalenia się nowym logo i na dodatek pasuje do ilustracji pierwszego akapitu wpisu. No jak nie dziękować Mai :)
Zaznaczmy na początku, że ten tekst jest głosem w dyskusji, która chyba toczy się głownie w głowie zwierza. Zanim zdiagnozujemy u zwierza schizofrenię zwierz już tłumaczy. Kilka miesięcy temu zwierz przeczytał na którymś z licznych czytanych przez siebie blogów ( to mogła być Tattwa) wpis rozważający, kim jest człowiek kulturalny. Zwierz pomyślał, że chętnie by się do niego odniósł. Zaczął się zastanawiać nad definicją i czym się ona różni od tego, co przedstawiono we wpisie. I już miał się zwierz rzucić do klawiatury, kiedy porozmawiał ze swoją szacowną rodzicielką, która miała, co prawda zupełnie inne zdanie niż zwierz (zwierz zerwałby z nią kontakty, ale jest zbyt przywiązany do jej obiadów), ale przynajmniej naprowadziło to waszego drogiego blogera na inny sposób myślenia. I kiedy po kilku miesiącach zwierz doszedł do wniosku, że w końcu napisze swój wpis, za chiny ludowe nie może znaleźć tego tekstu, z którym miał wdać się w dyskusję. Dostaniecie więc rozważania nieco mniej polemiczne w swej naturze.
Zwierz doszedł do wniosku, że próba stworzenia jedne bardzo precyzyjniej definicji jest zupełnie nie możliwa, co zwierz raczej poczytuje za zaletę swoich rozważań – tam gdzie jest jedna definicja jest nudno. Mamy, więc trzy punkty wyjścia. Pierwszy to założenie, że człowiek kulturalny jest konsumentem kultury, ale raczej kultury wyższej niż niższej. Co więcej na kulturze raczej się zna i wie, co konsumuje i dlaczego. Wedle tego pojmowania człowiekiem kulturalnym nazwalibyśmy osobę pojawiającą się w teatrach, na koncertach w filharmonii i kupującą książkę Noblisty niekoniecznie tydzień po ogłoszeniu nagród Nobla na dany rok. Taki człowiek charakteryzowałby się ponadto pewnym rozeznaniem w świecie wzajemnych odniesień dzieł kulturalnych i czułby się w nim na tyle swobodnie, że rozumiałby drobne nawiązania i żarty. Drugie podejście to przekonanie, że nie można być człowiekiem kulturalnym, jeśli do tego obeznania w kulturze nie doda się jeszcze dobrego wychowania, znajomości konwenansów czy szerszego spojrzenia na świat. Innymi słowy tu człowiek kulturalny nie tylko chodzi do filharmonii, ale nie stoi w drzwiach tramwaju, nie pozwalając nikomu ani wsiąść ani wysiąść. Trzecie podejście mówi, że człowiek kulturalny powinien do tego wszystkiego charakteryzować się pewnym nienasyconym kulturalnym apetytem połączonym z wcześniej wspomnianym obeznaniem. Co to znaczy? Oznaczałoby to, że powinien być otwartym na kulturę we wszystkich jej przejawach, nie skreślając komiksu, video wystawy czy eksperymentalnego baletu. Nie koniecznie musi wszystko lubić, ale winien do kultury podchodzić z otwartym sercem. Innymi słowy to ktoś, kto ustępuje miejsca w tramwaju jadąc do filharmonii na koncert muzyki generatywnej a potem omawiając to, co słyszał opowiada o ciekawym passusie z rozważań Johna Cage’a o tym jak bardzo chciałby usłyszeć grzybnię.
Wydaje się, że jest jasne, iż człowieka, który spełniałby wszystkie przedstawione powyżej kryteria po prostu nie ma. Wszyscy mamy swoje kulturalne preferencje i nie jesteśmy w stanie z równą atencją przykładać się do wszystkich dziedzin kultury. Część z nas zaś nie jest i nigdy nie będzie zainteresowana pewnymi dziedzinami kultury, zwierz na przykład nigdy jakoś szczególnie nie zapałał miłością do muzyki popularnej czy alternatywnej i lubi się poruszać w świecie gdzie dźwięki układają się w ładne melodie najlepiej rozpisane na orkiestrę symfoniczną. Zresztą nie ukrywajmy nikt nie ma na to czasu i chyba jeszcze się nie urodził taki człowiek, który znałby się na całej kulturze. Zwłaszcza, że przecież bycie obeznanym w jednej jej dziedzinie wymaga olbrzymiego zaangażowania a i tak nie sposób objąć wszystkich istniejących w ramach jej zjawisk. Zwierz, który uwielbia film nie ma jednak zbyt wielkiego pojęcia o azjatyckim kinie społecznym, zapaleni czytelnicy znają najczęściej tylko to, co przetłumaczono na ich język, co oznacza, że wybór utworów został dokonany już wcześniej. Zresztą można tu się zastanowić, jaką rolę w definiowaniu człowieka kulturalnego zajmowałaby znajomość innych języków i kultur niż jego własna. Co dorzuciłoby jeszcze jeden bardzo trudny do spełnienia wymóg do naszej rozbudowanej definicji idealnego człeka kulturalnego.
Druga sprawa to kwestia tego czy rzeczywiście ważne dla bycia kulturalnym jest nastawienie się na kulturę wysoką. To chyba najstarsza część dyskusji, w której co prawda raz na jakiś czas zapewnia się nas, że spokojnie możemy uznać się za kulturalnych, jeśli inteligentnie czytamy komiksy i oglądamy popularne filmy, ale potem okazuje się, że oznacza to, iż umiemy dostrzec wątki Szekspirowskie w Thorze a czytanym przez nas komiksem nie jest kolejny numer Batmana tylko dajmy na to kolejna powieść graficzna Willa Eisnera. Innymi słowy, jesteśmy kulturalni, jeśli mamy odpowiednie zaplecze w kulturze wyższej i decydujemy się mimo to skoncentrować na kulturze popularnej. Co to by oznaczało? Cóż chyba wykluczałoby z pojęcia człowieka kulturalnego osobę, która idzie ze znajomymi do kina na Szybkich i Wściekłych 6 je popcorn i raduje się skaczącym czołgiem. Nawet, jeśli taką wycieczkę odbywa inaczej niż przeciętny Polak więcej niż raz czy dwa razy do roku. Z drugiej strony czy człowiek, kulturalny powinien się odcinać od kultury popularnej, nie „marnując” swojego czasu na mało wnoszące dzieła? Zwierz powie szczerze, że nigdy nie rozumiał tego sposobu myślenia – nie trzeba zrównywać wszystkich wytworów kultury, ale wydaje się zwierzowi, że człowieka kulturalnego na pewno charakteryzuje przekonanie, że nie ma czegoś takiego jak czas zmarnowany przy obcowaniu z kulturą (nawet w przypadku bardzo złych wytworów – zwierz zawsze twierdzi, że to właśnie dzięki nim wytwarzamy możliwość docenienia i dostrzeżenia tego, co jest naprawdę dobre i wybitne).
No i jeszcze kwestia tego jak do naszych kulturalnych upodobań ma się zachowanie. Wszak określenia kulturalny w języku potocznym używamy do określenia osoby dobrze wychowanej. Czy można być kulturalnym chamem? Brzmi to jak oksymoron, z drugiej strony czy nie mieszamy wtedy bycia związanym z kulturą z byciem dobrze wychowanym tylko, dlatego, że korzystamy z jednego słowa na określenie obu sytuacji? Tu zwierz długo dyskutował sam ze sobą i ze swoją matką i jest gotowy przyznać, że jednak jakiś poziom ogłady mieści się w zakresie tego pojęcia. Ale pytanie nurtujące zwierza jest bardziej skomplikowane. Gdzie jest granica? Czy wystarczy być zwyczajnie uprzejmym, ustępować miejsca, nie kląć, co drugie słowo, mniej więcej wiedzieć, kto komu podaję rękę? Nie jest chipsów nad cymeliami w bibliotece? Czy też człowiek kulturalny musi być dobrze wychowany na nieco wyższym poziomie – znać schematy zachowania na wydarzeniach towarzyskich, wiedzieć, że nie klaszcze się po każdej części symfonii tylko dopiero na końcu, orientować się jak działa ustrojstwo, którym je się ślimaki? Ale to z kolei oznaczałoby, że bycie człowiekiem kulturalnym wiązałoby się nierozerwalnie z towarzyskim obyciem. Zwierz nie ma pojęcia jak się je mając przed sobą więcej niż cztery sztućce (tzn. zna ogólną zasadę, ale nigdy jej nie testował), ale wynika to też z faktu, że nigdy nie miał okazji uczestniczyć w posiłku, przy którym by takiej wiedzy potrzebował. Do tego jeszcze dochodzi pytanie czy człowiekiem kulturalnym mogłaby być tylko osoba, która jest w stanie takie obycie zdobyć. Poza tym w takiej sytuacji zwierz zawsze przypomina sobie swojego znajomego, który jest między innymi krytykiem muzycznym, który w filharmonii zjawia się w dresie. Czy to znaczy, że jest nie kulturalny? Wyrzucenie go z tej kategorii byłoby zdaniem zwierza raczej pochopne, biorąc pod uwagę jak niesamowicie obeznany w kulturze (zwłaszcza wyższej) jest to człowiek.
Czyli innymi słowy z naszej początkowej idealnej definicji możemy wyrzucić prawie wszystkie elementy. Prawie, bo pytanie czy znającego się wyłącznie na komiksach z Batmanem chama nazwiemy człowiekiem kulturalnym? Raczej nie, choć to pewnie też można by poddać pod dyskusję. Czym więc wyróżniałby się człowiek kulturalny? Zwierz zastanawiał się nad tym jak już pisał dość długo i dochodzi do wniosku, że przynajmniej dla niego jednym z najważniejszych czynników jest właśnie wspomniana na samym początku ciekawość i otwartość a także chyba – skłonność do refleksji. Nie oznacza to konieczności znania się na wszystkich wytworach kultury, ale nie odrzucanie żadnego z nich. Można nie lubić komiksów, czy nie umieć ich czytać, ale zwierz uważa, że osoba kulturalna powinna umieć uznać komiks za dzieło sztuki. Podobnie można nie słuchać muzyki popularnej, ale zdaniem zwierza osoba kulturalna powinna przyjmować, że także wśród artystów muzyki popularnej znajdują się jednostki wybitne i innowacyjne. Jednocześnie skoro jesteśmy przy wychowaniu – zwierz jak wiecie nie przepada za snobizmem i ma wrażenie, że poczucie wyższości wynikające z obcowania wyłącznie z kulturą wyższą, (jakie ma część osób) należałby, co cech, które właśnie czynią człowieka przynajmniej w sferze zachowania mało kulturalnym. Co do kwestii skłonności do interpretacji, co zwierza zawsze kusi ta myśl, że właściwie to, co odbieramy jest drugorzędne wobec chęci dyskusji czy przetworzenia dzieła. Dla zwierza jest, bowiem oczywiste, że bardzo wiele osób, które z racji pochodzenia społecznego czy swojej pozycji znajduje się w sytuacji, w której jest często „wystawiana” na działanie kultury wysokiej, ale nie ma wobec niej entuzjazmu, ciekawości ani chęci interpretacji. Z drugiej strony jest całkiem sporo osób, które, mimo, że nie wychodzą poza kulturę popularną są skłonne pytać, szukać i rozważać. Zdaniem zwierza to jest zdecydowanie postawa człowieka kulturalnego, – bo ktoś, kto mając abonament do filharmonii przysypia na każdym koncercie po pierwszych taktach jest mniej więcej odpowiednikiem osoby, która wykupiwszy jedynie karnet na siłownię (bez przychodzenia) uważa, że dba o formę.
Zwierz musi przyznać, że im dłużej się zastanawia nad ewentualną definicją czy jakąś jednoznaczną decyzją odnośnie terminu tym bardziej widzi, że jego problem polega na tym, że chce nim objąć jak najwięcej osób. Dlaczego? Bo bycie człowiekiem kulturalnym nie powinno być czymś ekskluzywnym. A właściwie nie powinno być zamiennikiem określenia „zamożny wykształcony mieszkaniec dużego miasta z inteligenckiej rodziny”. Bo przecież nie ukrywajmy, – jeśli przyjmujemy ową wąską definicję to sprowadza się ten termin do osób, które miały tyle szczęścia (bądź nieszczęścia), że rodzicie zaciągnęli ich w wieku lat 6 do Opery (zwierz się dobrze bawił brat zasnął). Poza tym zwierz ma wrażenie, że im bardziej zawęża się definicję tym bardziej czyni się kulturę zamkniętym kręgiem odniesień, do którego większość nie ma wstępu. A jako że nie ma wstępu to przestaje ona ludzi obchodzić. Przy czym widzicie, jest technika polegająca na rozszerzaniu pojęcia kultury. I zwierz się nawet zgadza, że kulturą jest kuchnia i moda – jakże miałaby nie być. Jednak nie jest w grupie, która uważa, że zjedzenie obiadu i włożenie kurtki czyni z nas ludzi kulturalnych. Nawet, jeśli zrobiliśmy obiad wedle skomplikowanego przepisu a kurtka jest od Chanel. Jest natomiast przekonany, że np. traktowanie graczy komputerowych z góry, jako ludzi niepartycypujących w kulturze (w powszechnym rozumieniu) jest błędem. I to błędem, który sprawia, że gracz nawet grając w Dante’s Inferno może uważać, że z kulturą, jako taką nie ma nic wspólnego. Z drugiej strony zwierz nie chciałby popaść w przesadę i radośnie zaprosić wszystkich regularnych widzów „Klanu” (w założeniu, że to jedyny program, jaki się ogląda) do kółka osób kulturalnych. Ale pytanie jak szeroko otworzyć drzwi, jest dla zwierza wciąż zbyt skomplikowane.
Oczywiście rozważania te należy zakończy pewną ważną uwagą. Zwierz nie oparł swoich przemyśleń na żadnych tekstach, a takie zapewne istnieją i omawiają zjawisko w sposób sprawny i naukowy. Zwierz jednak na dziś wyzwolił się z niewoli przypisu* i poczęstował was własnymi (zapewne miejscami wtórnymi) przemyśleniami na temat. Przy czym ponownie – zwierz nie jest stuprocentowo pewny czy w jego niezdecydowaniu jest słuszność czy też niebezpieczne dążenie by tak rozmyć definicję by prawie każdy mógł się pod nią podpisać. Być może, prawda jest taka, że w każdym przypadku należałoby osobę oceniać indywidualnie i uznać, (co na pewno nie jest autorską myślą zwierza), że definicje są głupie i człowiek intuicyjnie bez problemu jest w stanie odróżnić jednostkę kulturalną od takiej, która na ten tytuł nie zasługuje. Do jakiego wniosku by nie dojść, zwierz jest przekonany, że im więcej mamy wątpliwości względem definicji człowieka kulturalnego tym bliżej jesteśmy do spełnienia wymogów by zostać nazwanym „kulturalnym”. Wszak świat człowieka kulturalnego składa się z samych wątpliwości.
Ps: Zwierz jest w przypadku tego wpisu bardzo ciekawy, co jego czytelnicy myślą w temacie, bo to jedna z tych miłych rozmów, kiedy nawet bardzo się z kimś nie zgadzając, możemy znaleźć przyjemność w samych rozważaniach.
Ps2: Jutro zwierz znów pewnie będzie pisał o serialach – to przypomina zwierzowi jak bardzo brak mu w sezonie serialowym jego małego bloga na popcornerze.
* Zwierz pisze o niewoli przypisu, bo ostatnio zdał sobie sprawę, jak rzadko pisząc nie ma obawy, że ktoś w krytyce powie, że zwierz powinien się na coś powołać. I choć powoływanie się na mądrzejszych od siebie jest w porządku. To czasem dobrze napisać coś od siebie. A nuż nie pisząc co myślą inni wpadniemy na coś sami