Hej
Zwierz musi się wam przyznać do tego, że się pomylił. Cóż każdemu się zdarza, ale zwierzowi i tak głupio. Otóż przez kilka ostatnich lat zwierz trochę omijał Food Film Fest przekonany, że nie da się zrobić ciekawego festiwalu filmów poświęconych jedzeniu. Z nie do końca znanych przyczyn zwierz ubzdurał sobie, że na festiwalu pokazuje się filmy fabularne. Te zaś rzadko podejmują tematy kulinarne (no dobra, co raz częściej), więc pewnie trzeba byłoby wybierać gorsze produkcje by zapełnić program. Zwierz słyszał pozytywne opinie, ale z drugiej strony, skoro już ktoś pisze o festiwalu to zazwyczaj nie po to by go skrytykować Tymczasem Food Film Fest (tam gdzieś powinno się wstawić Kuchnia, + ale zwierz nie wie gdzie dokładnie) to przede wszystkim znakomite kino dokumentalne (w tym roku będzie tylko jeden film, które jak miał się wczoraj wieczorem okazję przekonać zwierz wcale niekoniecznie mówi o jedzeniu. Tak, więc zwierz przyznaje się do błędu. Food Film Fest to wydarzenie, które warto sobie wpisać do filmowego kalendarza.
Zwierz myślał, że to festiwal pretensjonalnych filmów o jedzeniu. Jaki był głupi (tu z wizualizujcie sobie zwierza robiącego facepalm)
No właśnie, zwierz wie, że nie wszyscy lubią jego relację z bywania na mieście, ale tym razem zwierz czuje się w obowiązku zachęcić was do festiwalu póki czas (zaczyna się on dziś i trwa cały weekend). Zazwyczaj pokazy na otwarcie tego typu imprez przynoszą pewne rozczarowanie, bo przychodzi się bardziej, bo wypada niż z własnej woli czy potrzeby. Do tego trzeba wysłuchać przemów panów dyrektorów i spisu sponsorów. W przypadku FFF okazało się to najzabawniejszą częścią wieczoru. Przemawiający prezes NC+ dostał takiego tłumacza, że wysiadają przy nim najwięksi komicy. Jedyne pytanie, jakie zadać sobie można to czy twórcze tłumaczenie było zaplanowane czy też samo tak wyszło. Natomiast zwierz musi powiedzieć, że nigdy nie słyszał tak przeczytanej listy sponsorów. Zwierz niemal spodziewał się, że w pewnym momencie widownia zrobi meksykańską falę na cześć oleju Kujawskiego – taka panowała atmosfera. Zresztą pierwszy raz zwierz widziałby na otwarciu jakiejś imprezy zjawiło się tyle osób – nawet po dostawieniu krzeseł część gości siedziała na schodach. Zwierz nie wie, jaka jest wasza opinia, ale jego zdaniem, tak powinny wyglądać widownie na wszystkich festiwalach.
Czerwona Obsesja o której zwierz pisze poniżej to jedna z tych pozycji którą zwierz może wam polecić z czystym sercem. Nie jest to dokument wybitny ale naprawdę ciekawy i zawierający sporo zupełnie niespodziewanych treści
Natomiast pewnym jest, że na meksykańską falę zasługiwał film, który pokazano na otwarcie festiwalu. Czerwona Obsesja to film o najlepszych winach z regionu Bordeaux. Początkowo zwierz myślał, że dostanie taką romantyczką przechadzkę po kolejnych niemal bajkowych chateau gdzie uśmiechnięci właściciele winnicy opowiadają o tym, co jest w ziemi w powietrzu i historii, co sprawia, że wino jest wyjątkowe. Do tego anegdotki, właściciel winny deklarujący, że wypił już od rana butelkę wina i przecudowne widoki. Trochę romantycznie, ale w sumie nudno. I właśnie wtedy nagle film zmienia kurs. Zamiast grzać się w ciepłym słońcu południowej Francji, i wysłuchiwać pogadanek o historii każdej z winnic, przenosimy się tam gdzie wino osiąga naprawdę wysokie ceny. Do Chin. Zaglądamy na ceremonie rozdania, giełdy, do kolekcjonerów oraz ludzi zajmujących się zawodowo kupowaniem wina, jako inwestycji. Nagle nie chodzi już o wino, ale o światową gospodarkę i zmieniający się układ sił na Świecie. Gdzieś po drodze ginie romantyczna wizja napoju bogów, a my zdajemy sobie sprawę z jednej strasznej rzeczy. Większość z tego przepysznego wina, które dla znawco smakuje jak połączenie muzyki i wspomnień, nigdy nie zostanie odkorkowane. Będzie składowane, jako inwestycja cenniejsza od złota, szlachetnych kamieni czy jakichkolwiek obligacji. Astronomiczne ceny, o których mowa w filmie są zupełnie oderwane od tego, za co się płaci – alkoholowego napoju, o charakterystycznym smaku. Wino przestaje być fragmentem kuchni staje się elementem światowej gospodarki. Jednocześnie film doskonale pokazuje, że świat strasznie potrzebuje dobra, którego nie będzie więcej. A tak jest z winem, którego produkcji nie można zwiększać w zależności od potrzeb rynku a od czasu do czasu, sama spada, kiedy pojawia się paskudny rocznik. Do tego film każe się nam zastanowić nad tym jak Chiny postrzegają naszą zachodnią kulturę. Kiedy przyglądamy się jak traktują wino i winnice, jak sami zabierają się za jego produkcję, dostrzegamy jak różne są to kultury. Zresztą twórcy filmu trochę grają z uczuciami widza pytając, (choć nie, wprost) dlaczego tak bardzo przeraża niektórych zwiększona sprzedaż win na rynek Azjatycki, mimo, że przez lata robiono to samo sprzedając wina na rynek Amerykański. Serio, jeśli będziecie mieli szansę koniecznie obejrzycie sobie ten film. To doskonały przykład jak z pozornie niszowego tematu można zrobić film na zupełnie nie niszowy temat. Zwłaszcza, że można dzięki niemu dowiedzieć się jeszcze, jak działają w obecnym świecie inwestycje i co to znaczy bańka inwestycyjna. Zwierz oglądał film z prawdziwą przyjemnością (pomagał w tym fakt, że na narratora wybrano Russela Crowe, oraz ogólne zainteresowanie zwierza ekonomią) i zaraz po jego zakończeniu udał się, natychmiast w kierunku stolika z winem, wypić go zanim Chińczycy przejmą wszystkie zapasy czerwonego trunku na ziemi. Co jak wskazuje film, wcale nie jest niemożliwe.
Food Film Festiwal oferuje wam więcej takich produkcji (Czerwoną Obsesję będzie można jeszcze obejrzeć w czasie festiwalu), które wychodzą od jedzenia a opowiadają nie tylko o tym, co ląduje na naszych talerzach. Co więcej pomysł festiwalu jest taki, że po każdym filmie mamy dyskusję z twórcami i znawcami. No i dla prawdziwych filmowych smakoszy można zjeść w ramach festiwalu filmowe śniadanie i jedną super filmową kolację. No a teraz będzie najlepsze. Po pierwsze – bilety na jeden blok filmów (jeden lub dwa) kosztują 18 złotych, czyli mniej niż bilet do kina. Na dodatek zwierz raz w życiu nie ma wyrzutów sumienia, że poleca coś, co jest dostępne tylko dla Warszawiaków. W ostatnich latach festiwal się rozrósł i można też udać się nań do kin w Poznaniu, Wrocławiu i Gdańsku. Nie jest to jeszcze cała Polska, ale zwierz cieszy się, że twórcy festiwalu pomyśleli, że można robić pokazy jednocześnie w kilku miastach. Zwierz uważa, że to doskonały pomysł i choć sam w tym roku nie może wybrać się na więcej pokazów (jedzie do Krakowa) to bardzo by chciał byście sprawdzili czy czegoś ciekawego dla siebie nie znajdziecie. Zwłaszcza, że na festiwalu będzie można zobaczyć film o tym jak Książe Karol został rolnikiem, o ciemniej stronie handlu czekoladą, o tym, co tak właściwie jest w Coca Coli czy o egzaminach na Sommalierów. Prawdę powiedziawszy zwierz od dawna nie spoglądał na program festiwalu myśląc, że właściwie wszystko wygląda interesująco. Naprawdę zwierz jeszcze raz przyznaje się do głupoty, że nie zorientował się wcześniej, jakie to jest fajne wydarzenie.
Na sam koniec zwierz musi powiedzieć, że festiwal uświadomił mu, jak niesamowicie ważne stało się ostatnio jedzenie. W Polsce wychodzą, co najmniej dwa luksusowe magazyny, które właściwie nie są już nawet poświęcone kuchni czy jedzeniu, ale.. o no właśnie zwierz ma problem – chyba o życiu, jako takim, w którym jedzenie odgrywa kluczową rolę. Być może problem polega na tym, że jedzenie stało się właśnie i przestrzenią wielkiego luksusu jak i jednego z niewielu elementów codzienności gdzie można być naprawdę kreatywnym. Jednocześnie Food Film Festiwal to taka impreza, która pokazuje, że rozmowa o jedzeniu może być czymś więcej niż wymienianie przepisów, ale rozmową o naszej kulturze, świecie czy gospodarce. Tak, więc jeśli myślicie, że festiwal to film dla wielbicieli kuchni i stołu to się mylicie. To festiwal dla wszystkich. Choć zwierz nie będzie przed wami ukrywał. Po seansach człowiek jak z większą intensywnością szuka kuchni i stołu :)
Ps: Zwierz obejrzał Adventures in Time and Space i napisze wam o nich jutro. Na razie może wam jednak powiedzieć, że zdecydowanie jest pod wrażeniem talentów scenopisarskich Marka Gatissa, zaś jako wierny fan Doktora nieco się wzruszył na seansie.
Ps2: Zwierz jest w trakcie pisania jednej z prezentacji na konwent w Krakowie i musi przyznać, dawno się tak dobrze nie bawił pracując nad prezentacją, więc szczerze was na nią zaprasza – będzie mówił o fan artach do filmu o Hobbicie. Ale nie tak jak się spodziewacie. Zwierz szczerze zaprasza. A plan całego weekendu z fantastyką macie tu.
A i na koniec – zwierz wie, jak to wygląda – cała masa pochwał, zachwyt itp. Ale to naprawdę nie jest wpis sponsorowany. Tak się zwierz sam z siebie zachwycił. No chyba, że uznacie, że zwierz taka płytka istota i jak ktoś da mu coś do jedzenia to zawsze dobrze napisze ;)