Home Film Charczą rytmu harpie” czyli zwierz o Whiplash

Charczą rytmu harpie” czyli zwierz o Whiplash

autor Zwierz
“Charczą rytmu harpie” czyli zwierz o Whiplash

Hej

Od cza­su do cza­su dobre recen­z­je filmów budzą w zwierzu lęk.  Wiecie z każdą dobrą przeczy­taną recen­zją rośnie praw­dopodobieńst­wo, że wych­walany film jed­nak nam się nie spodo­ba. A to z kolei budzi kole­jne prob­le­my – czy kry­ty­cy prze­sadzili, a może to zwierz jest zbyt głupi i nie pojął. Niby zwierz jest w dobrej sytu­acji (w sum­ie jak my wszyscy) bo może mieć własne zdanie, ale zawsze jakoś tak głu­pio w poko­ju pełnym zach­wyconych ludzi zacząć narzekać. Zwłaszcza, że zwierz w ogóle ma ostat­nio dość narzeka­nia. Dlat­ego, też przed seansem Whiplash zwierz nieco się bał, że będzie musi­ał pisać jakaś taką wyważoną recen­zję. Na całe szczęś­cie stało się inaczej. Film pod­bił serce zwierza. Szy­bko i abso­lut­nie. Gdy­byś­cie w tym momen­cie mieli przes­tać czy­tać dalej i zde­cy­dowali się pobiec do kina zwierz nie tylko by wam wybaczył ale i cieszył się, że pod­jęliś­cie słuszną decyzję. Bo Whiplash to rzecz która zdarza się co raz rzadziej. Po pros­tu bard­zo dobry film.

Zwierz mógł­by każdy rok zaczy­nać takim dobrym seansem

Jeśli szukać jakiegoś obow­iązkowego streszczenia należało­by grzecznie napisać że to his­to­ria młodego (led­wie 19 let­niego) stu­den­ta kon­ser­wa­to­ri­um, który ma wielkie ambic­je. Chce zostać jed­nym z najwybit­niejszych perku­sistów w his­torii. Na jego drodze sta­je leg­en­da szkoły, niesły­chanie wyma­ga­ją­cy, ter­ro­ryzu­ją­cy swoich uczniów, dyry­gent i kierown­ik jed­nego z licznych szkol­nych zespołów. Gra zaś toczy się o wszys­tko bo osiągnąć sukces w zes­pole wyma­ga­jącego dyry­gen­ta to otworzyć sobie drogę do najlep­szych scen w kra­ju, poraż­ka właś­ci­wie oznacza poszuki­wanie innej dro­gi życiowej. Właś­ci­wie moż­na powiedzieć, że tyle jeśli chodzi o streszcze­nie fil­mu. Wiele osób, słysząc że będą mieli do czynienia z filmem o muzyku i o wyma­ga­ją­cym nauczy­cielu ma zapewne w głowie pewien utar­ty schemat roz­wo­ju takiej fabuły. Wszyscy mamy – w końcu ile razy oglą­dal­iśmy takie his­to­rie – od niechę­ci, przez sza­cunek, po tryum­fy i wdz­ięczność.  Do tego jeszcze nasz bohater które­mu kibicu­je­my z całego ser­ca i nauczy­ciel, który zawsze ostate­cznie okazu­je się mieć rację. Na koniec kwiaty, dziew­czy­na która wyz­na­je miłość, była żona i pies którzy powraca­ją do nauczy­ciela. Białe napisy na czarnym tle infor­mu­jące, że wszys­tko jest dokład­nie tak jak w rzeczy­wis­toś­ci tylko zupełnie inaczej. Schemat wytar­ty, wygod­ny i zupełnie nieobec­ny w Whiplash.

Film teo­re­ty­cznie przy­pom­i­na znane nam his­to­rie o wyma­ga­ją­cych mis­trzach i zdol­nych ucz­ni­ach. Tylko że się tym schematom wymyka

Przede wszys­tkim różni się już sam bohater. Jasne od początku trochę kibicu­je­my Andrew bo to młody, całkiem sym­pa­ty­czny na pier­wszy rzut oka chłopak, może niekoniecznie lubiany ale pewnie dlat­ego, że wyglą­da na nieco nieśmi­ałego. Im dłużej jed­nak oglą­da się film tym częś­ciej zada­je­my sobie pytanie – czy na pewno dobrze oce­nil­iśmy bohat­era? Czy przy­pad­kiem to nie jest jak­iś kosz­marnie wkurza­ją­cy, wcale nie tak bard­zo utal­en­towany typ, uważa­ją­cy – dopiero na początku swo­jej muzy­cznej dro­gi – że jest od innych lep­szy. W doskon­ałej sce­nie przy rodzin­nym stole gdzie porówny­wane są sukcesy zgro­mad­zonych przy nim młodych ludzi, osiąg­nię­cia Andrew są ignorowane. Jed­nak w sposób w jaki doma­ga się uwa­gi, w jaki pokazu­je, że czu­je się lep­szy – od wszys­t­kich, w tym od kibicu­jącego mu ojca, spraw­ia, że zas­tanaw­iamy się czy to poczu­cie wyżs­zoś­ci jest jakkol­wiek uza­sad­nione czy to jest tylko nas­to­let­nia buta. Zresztą podob­nie Andrew odnosi się też do innych ludzi w swoim życiu – miłej dziew­czyny, która nie ma jeszcze tak spre­cy­zowanych planów na przyszłość, czy kolegów z zespołu którzy prze­cież (o czym widz musi sobie sam przy­pom­i­nać) także chcą odnieść sukces i też nie jest im łat­wo. Ta niejed­noz­naczność głównego bohat­era – którego wcale nie tak łat­wo darzyć sym­pa­tią to olbrzymia zale­ta fil­mu. Dość już trochę tych fil­mowych młodych zdol­nych, którzy do tego jeszcze zawsze są nieśmi­ało nieświado­mi swo­jego tal­en­tu. No i to jest jeden z tych fil­mowych bohaterów, który nie tylko deklaru­je, że ma te 19 – 20 lat ale istot­nie pod­chodzi do świa­ta mniej więcej z taką pewnoś­cią jaka zdarza się ludziom w tym wieku. Przy czym mimo tych ambi­wa­lent­nych uczuć widz chce sukce­su Andrew. Chce by godziny, które spędza ćwicząc co raz szyb­sze granie przyniosły efekt. Dlaczego? Trochę dlat­ego, że  inaczej nic nie ma sen­su, ale także dlat­ego, że w isto­cie obser­wu­je­my poje­dynek, w którym Andrew wyda­je się słab­szy a widz zawsze lubi kiedy słab­szy pokonu­je silniejszego.

Może­cie nic nie wiedzieć o jazz­ie a przed końcem fil­mu będzie was obchodz­ił tylko rytm i tempo

Choć nasz młody perku­sista wyda­je się ciekawy, to jed­nak najbardziej elek­tryzu­jącą postacią w filmie jest jego nauczy­ciel – leg­en­da szkoły Fletch­er. Od pier­wszych scen wyda­je się nam, że doskonale wiemy z kim mamy do czynienia. To człowiek bezwzględ­ny, nieobliczal­ny, zde­ter­mi­nowany by doprowadz­ić swoich podopiecznych do samych granic a nawet je przekroczyć. Jed­nak im dłużej oglą­da się film tym postać sta­je się co raz bardziej niejed­noz­nacz­na. Dostrzegamy, że nie jest to zwykły tyran, bezmyśl­ny psy­chopa­ta, wyko­rzys­tu­ją­cy szczegóły z pry­wat­nego życia swoich muzyków, prze­ci­wko nim.  W niewielkiej sce­nie w której roz­maw­ia z małą dziew­czynką widz­imy jego łagod­ną stronę,  w chwilach kiedy muzy­cy naresz­cie trafi­a­ją w odpowied­nią melodię i tem­po, w jego oczach zapala się prawdzi­wa pas­ja i kon­cen­trac­ja na muzyce, gdy sam gra na pianinie wyda­je się spoko­jny i zre­lak­sowany. Widz­imy go także aut­en­ty­cznie porus­zonego – wydarze­niem, które wskazu­je na to, że nie jest on abso­lut­nie pozbaw­iony uczuć. Co więcej – kiedy w końcu tłu­maczy, dlaczego wybrał takie a nie inne metody trak­towa­nia stu­den­tów zaczy­namy się zas­tanaw­iać czy nie racji. Albo inaczej – czy jego sposób myśle­nia o tym jak wychować czy właś­ci­wie wyłow­ić dobrych muzyków nie jest w isto­cie jed­nym z niewielu skutecznych. Fletch­er mówi, że jed­nym z naj­gorszych wyrażeń jakie zna to „dobra rob­o­ta”. Wyda­je się, że z jed­nej strony ma rację – zwłaszcza w świecie gdzie co raz częś­ciej dosta­je się nagrody za samo uczest­nict­wo (nie u nas ale w Stanach) i co raz częś­ciej uni­ka się słów kry­ty­ki.  Fletch­er staw­ia tu dobre pytanie – czy w taki sposób da się w ogóle wychować wielkiego muzy­ka? Sko­ro to co naprawdę wielkie stoi poza grani­ca­mi tego co myślimy, że jesteśmy w stanie zro­bić. Z drugiej jed­nak strony postawa Fletchera jest ego­isty­cz­na (albo niesamowicie altru­isty­cz­na bo myśli o całym świecie) – dla jed­nego wyła­panego geniusza jest on gotów poświę­cić psy­chikę wielu młodych ludzi, w których widzi jedynie zaczątek wielkoś­ci. Przy  czym ponown­ie – jego decyz­ja by w taki sposób trak­tować młodych ludzi bierze się paradok­sal­nie z olbrzymiej miłoś­ci do muzy­ki. Z przeko­na­nia, że nie moż­na pozbaw­ić świa­ta tych najlep­szych wykon­aw­ców. Niem­niej – nawet jeśli się z Fletcherem zgodz­imy nie znaczy, że od razu go roz­gryziemy. To bohater tak chimeryczny, że naprawdę nie mamy poję­cia jaki jest jego następ­ny krok. Co czyni cały film abso­lut­nie fascynującym.

Zwierz nie pamię­ta kiedy ostat­nim razem czuł takie emoc­je oglą­da­jąc film gdzie głównie miał do czynienia z wys­tę­pa­mi i próba­mi muzycznymi

Przy czym trze­ba powiedzieć, że ten film nie był­by nawet w połowie tak dobry gdy­by nie dwie kwest­ie. Sposób w jaki przed­staw­iono w filmie grę (a także ćwiczenia) na instru­men­tach i aktorstwo. Ponieważ zwierz ma ochotę rzu­cać w aktorów nagro­da­mi zostawmy ich na koniec. Zaczni­jmy od muzy­ki. Zwierz nie przy­pom­i­na sobie by kiedykol­wiek widzi­ał tak real­isty­cznie przed­staw­iony tren­ing muzy­czny – który zwłaszcza w przy­pad­ku osób gra­ją­cych na perkusji- jest też bard­zo wyma­ga­ją­cy fizy­cznie. Tu widz­imy naszego bohat­era stara­jącego się przeła­mać swo­je ograniczenia (grać szy­b­ciej) który trenu­je aż do chwili kiedy od odcisków (tak pop­u­larnych u perku­sistów) zaczy­na­ją krwaw­ić mu ręce. Nie przes­ta­je jed­nak tylko zakła­da co raz to nowe plas­try i moczy dłonie w lodowa­tej wodzie. Na jego twarzy w cza­sie gry częs­to pojaw­ia się nieprzy­jem­ny wyraz zmęczenia czy wściekłoś­ci. Nie ma w tym nic roman­ty­cznego, artysty­cznego – jest cięż­ka fizy­cz­na pra­ca. Jed­nocześnie  zwierz nie przy­pom­i­na sobie by kiedykol­wiek z takim napię­ciem oglą­dał pró­by zespołu czy wys­tępy muzy­czne. Film jest tak nakrę­cony, że czu­je­my zden­er­wowanie muzyków, napię­cie jakie towarzyszy kole­jnym tak­tom i oczeki­wan­iom na reakcję Fletchera. Pra­ca muzy­ka pokazana tu jest jako cięż­ka stre­su­ją­ca pra­ca, w częs­to nieprzy­jaznym środowisku, w którym ścier­a­ją się ambic­je a ograniczenia mogą być niekiedy nie do poko­na­nia. Oglą­da­jąc film częs­to będziecie czuli się trochę jak na najbardziej porusza­ją­cym thrillerze – nawet jeśli nie macie poję­cia o jazz­ie i o tym czy muzyk gra w takt czy jest za wol­ny czy za szy­b­ki.  Jed­nak nawet ta odczarowana muzy­ka wyma­ga jeszcze czegoś więcej. Moż­na korzys­tać z rożnych nazw – tal­en­tu, deter­mi­nacji, predys­pozy­cji, zdol­noś­ci. Co nie zmienia fak­tu, że wszyscy są świado­mi, że aby odnieść sukces trze­ba mieć to „coś” a jego brak oznacza, że nigdy nie zostanie się nikim wielkim. Widać jak okrut­ny jest to świat gdzie niek­tórzy popy­chani aż do granic zna­jdą w końcu tyle siły by się odbić i pokazać swo­je możli­woś­ci – inni przepad­ną i nikt o nich nie będzie wspom­i­nał. Ambic­je jed­nak wszyscy mają podob­ne co wprowadza olbrzymie napię­cie. Co ciekawe zwierz, który raczej nie słucha jaz­zu (ale miał o nim semes­tr na stu­di­ach – bo zwierz miał jakieś sza­le­nie kul­tur­alne stu­dia) dał się zupełnie pory­wać tej muzyce. Zwłaszcza, że w sce­nach gdzie mamy tylko muzykę doskonale widać jak dobrze jest to nakrę­cony film. Kam­era dos­tosowu­je się do ryt­mu utworu, podob­nie jak dynam­iczny mon­taż. Zmieni­a­ją się per­spek­ty­wy, uję­cia, przeskaku­je­my od zbliżeń do sze­ro­kich planów, patrzymy na zmęc­zone twarze muzyków, na nuty, na leją­cy się z nich pot, na podłogę, na wid­own­ię. W wielu sce­nach muzy­ka cud­own­ie spla­ta się z filmem a widz zupełnie zapom­i­na, że nie zna się na jazz­ie i nie ma poję­cia jak właś­ci­wie dany utwór powinien brzmieć. To doskon­ały przykład jak mon­taż może zmienić bard­zo staty­czną w sum­ie scenę (zespół w cza­sie wys­tępu) w dynam­iczną, pełną zwrotów akcji narrację.

Nie ma tu roman­ty­cznej wiz­ji muzy­ki — tu bycie muzykiem to pot, krew (na pałeczkach) i łzy

Czas jed­nak prze­jść do kwestii aktorstwa, bo zwierz nie ukry­wa, że ten film nie był­by nawet w połowie tak dobry gdy­by nie to, że jest wybit­nie zagrany. Ponown­ie zaczniemy od mniej oczy­wis­tego wyboru, czyli od pochwały gry Mile­sa Tellera, który gra głównego bohat­era.  Zwier­zowi bard­zo podo­ba się, że zaan­gażowano akto­ra, który naprawdę umie grać na perkusji i widać, że robi to od daw­na a nie tylko przeszedł jak­iś morder­czy tren­ing przed nagraniem fil­mu (Teller tren­ing i tak przeszedł, ale swo­bo­da, z jaką trak­tu­je instru­ment świad­czy o tym, że jed­nak nie siedzi przed nim po raz pier­wszy). Poza tym wcale nie jest tak łat­wo zagrać osobę, która w sum­ie stanowi dla widza pewną tajem­nicę. Bo właś­ci­wie przez cały film nie jesteśmy pewni jak zareagu­je, jakie będzie jego kole­jny ruch i czy się załamie czy zna­jdzie motywację. Przy czym kiedy aktor ćwiczy i gra to na jego twarzy widać prawdzi­we fizy­czne zmęcze­nie oso­by, która z jed­nej strony jest na grani­cy swoich fizy­cznych możli­woś­ci, z drugiej – ambic­je każą próbować dalej. Widać też dobrze frus­trację wynika­jącą z fak­tu, że trochę jak widz – bohater nie wie czy jest naprawdę lep­szy od innych, czy też został wybrany jedynie ze wzglę­du na jak­iś cień predys­pozy­cji, z których może nic nie wyniknąć. Aktor w 2007 roku przeszedł wypadek samo­chodowy, w którym omal nie zginął. To wydarze­nie pozostaw­iło na jego twarzy i szyi liczne widoczne blizny. Zwierz musi wam przyz­nać, że przez cały film myślał o tym jak doskonale ta widocz­na niedoskon­ałość pasu­je do naszego bohat­era. Nie dlat­ego, że blizny jakoś bard­zo akto­ra szpecą (w sum­ie po chwili przes­ta­je­my je dostrze­gać) ale dlat­ego, że nie jest to jak­iś wymuskany fil­mowy bohater ale ktoś kogo moglibyśmy rzeczy­wiś­cie spotkać na uli­cy. Zdaniem zwierza ta rola i jest doskon­ałym przykła­dem ile daje obsadzanie w fil­mach aktorów, którzy niekoniecznie mają taką bard­zo hol­ly­woodzką urodę. Bo dzię­ki temu (oraz doskon­ałej grze) zwierz naprawdę zobaczył na ekranie nowo­jorskiego stu­den­ta jakich mnóst­wo jest zapewne w mieś­cie ofer­u­ją­cym liczne możli­woś­ci młodym artystom

.

Granie jest ciężkie a miny niekoniecznie piękne ale właśnie te nat­u­ral­isty­czne ele­men­ty stanow­ią olbrzymią wartość dodaną filmu

Nie mniej jeśli kogoś należało­by po tym filmie obsy­pać nagro­da­mi (a właś­ci­wie wtoczyć je wszys­tkie razem na sre­brnej tacy gdzieś w połowie sean­su) to J.K Sim­mon­sa, który jest po pros­tu genial­ny w tym filmie. J.K Sim­mons to dokład­nie ten aktor którego twarz się doskonale kojarzy ale chwilę zaj­mu­je by wymienić jakikol­wiek jego film poza przy­chodzą­cym od razu do głowy Spi­der-Manem. Zresztą to taki typowy aktor, który pojaw­ia się w seri­alach telewiz­yjnych na jeden dwa odcin­ki (cza­sem na dłużej), gra najczęś­ciej doskonale ale potem się o nim zapom­i­na. Tym­cza­sem Sim­mons gra w tym filmie tak, że zwierz ma wraże­nie, że od daw­na nie widzi­ał tak doskon­ałej roli. Kon­cen­tru­je na sobie całą uwagę widza, kiedy krzy­czy wzdrygamy się na krześle, kiedy jest miły – zas­tanaw­iamy się co zaraz się stanie. Tak jak­by gdzieś krę­ciło się wielkie koło na którym może wypaść wszys­tko od gniewu po czułość. Ale nie chodzi tylko o niejed­noz­naczność jego bohat­era. Są  w tym filmie sce­ny, które wyda­ją się niemal niemożli­we do zagra­nia. Jak moment w którym bohater w prze­ciągu kilku­nas­tu tak­tów muzy­ki, prze­chodzi od wściekłoś­ci, przez obo­jęt­ność po zrozu­mie­nie i abso­lut­ną fas­cy­nację. Wszys­tko bez dialogów – dzieje się w oczach, w mim­ice w postaw­ie. Obser­wowanie tej przemi­any to coś fenom­e­nal­nego – i bard­zo udziela­jącego się wid­zowi, który podob­nie jak uczniowie Fletchera czeka­ją na każdy gest, ruch i słowo akto­ra (zupełnie jak­by sami byli zależni od odgry­wanego przez niego bohat­era). Jed­nak tym co w roli wyda­je się najlep­sze i najbardziej porusza­jące to jej wiary­god­ność. Sim­mons pokazał na ekranie człowieka, którego skądś znamy. Może natknęliśmy się na niego w naszym życiu (zwierz dał­by głowę że miał podob­ne­go tren­era karate), może znal­iśmy go z opowiadań, może uczył kogoś z naszych blis­kich. To poczu­cie, że oglą­da się nie tyle postać wykre­owaną przez sce­narzys­tę ale kogoś prawdzi­wego, zdarza się bard­zo rzad­ko.  Tym co udało się Sim­mon­sowi zro­bić to właśnie nasy­cić swo­jego bohat­era tylko emoc­ja­mi, ges­ta­mi,  spo­jrzeni­a­mi że wierzymy, że naprawdę Fletch­er krę­ci się gdzieś po uli­cach Nowego Jorku. Przy czym zwier­zowi najbardziej podobała się jed­na cecha bohat­era – zdaniem zwierza abso­lut­nie kluc­zowa – jego niepod­ważal­na, i doskonale widocz­na miłość do muzy­ki a zwłaszcza do jaz­zu. Co paradok­sal­nie czyni go bohaterem bliskim Anderw – bo nieza­leżnie od tego ile ich dzieli, muzy­ka stanowi jakąś przestrzeń gdzie obaj się spo­tyka­ją. Co więcej – chy­ba jedyną przestrzeń gdzie role między nimi mogą się choć na chwilę odwrócić.

J.K Sim­mons jest doskon­ały bo nie gra psy­chopaty, gra ten niebez­pieczny rodzaj ludzi, po których spodziewać się moż­na wszystkiego

Zwierz nie chce wam powiedzieć dużo więcej. Może powinien jeszcze pochwal­ić ścieżkę dźwiękową, która co oczy­wiste zosta­je z widzem jeszcze dłu­go po opuszcze­niu kina. Choć to raczej oczy­wiste w filmie kon­cen­tru­ją­cym się na muzyce. No ale właśnie, zdaniem zwierza to nie jest film o muzyce. Jeśli nie lubi­cie tej tem­aty­ki i tak powin­niś­cie pójść do kina. Damien Chazelle reżyser i sce­narzys­ta wychodzi daleko poza granice fil­mu muzy­cznego. Pyta­nia jakie staw­ia odnoszą się do wszel­kich dziedzin, gdzie do osiąg­nię­cia sukce­su potrzeb­na jest deter­mi­nac­ja. Widz (potrak­towany tu inteligent­nie, bez pod­suwa­nia łatwych odpowiedzi) musi sam zde­cy­dować, czy warto popy­chać ludzi do samych granic ich wytrzy­małoś­ci jeśli w efek­cie może się okazać że wyłow­iliśmy prawdzi­wego geniusza. To pytanie które jest naprawdę ciekawe bo w sum­ie z jed­nej strony – zda­je­my sobie sprawę, że takie zachowanie może doprowadz­ić do zała­ma­nia się tych którzy są nieco mniej zdol­ni, z drugiej – pokusa odnalezienia wybit­nej jed­nos­t­ki jest olbrzymia. Ale tu pyta­nia się nie kończą bo prze­cież trze­ba się jeszcze zas­tanow­ić co tak właś­ci­wie powin­no być naszym celem. Zbu­dowanie spoko­jnego życia, otocze­nie się ludź­mi, pra­ca przynoszą­ca satys­fakcję. Czy też może dąże­nie do wielkoś­ci, które kto wie może nas pozbaw­ić zdrowia, życia, przy­jaciół czy miłoś­ci. Filmy częs­to jed­noz­nacznie opowiada­ją się po której ze stron – tym­cza­sem Whiplash podrzu­ca nam tropy, przykłady, mate­ri­ały do prze­myśleń jedynie od cza­su do cza­su sugeru­jąc gdzie leży serce scenarzysty.

Film nie trak­tu­je widza jak idio­ty — staw­ia mu sporo pytań ale niekoniecznie rzu­ca się by na wszys­tkie naty­ch­mi­ast odpowiedzieć

Co ciekawe – sam Damien Chazelle jest przykła­dem człowieka niesły­chanie zde­ter­mi­nowanego – by zdobyć pieniądze na film pełnome­trażowy nakrę­cił Whiplash najpierw w krótkim metrażu a potem za pieniądze z nagród jakie zdobyła pro­dukc­ja nakrę­cił film dłu­gome­trażowy. Zwierz nie widzi­ał krótkiego fil­mu, ale ma wraże­nie że w długim Whiplashu pozostał duch fil­mu krótkome­trażowego, który wyraźnie kumu­lu­je wydarzenia prowadząc nas do puen­ty – ostat­niej sce­ny, która spoko­jnie mogła­by stanow­ić osob­ną etiudę. Co zresztą przy­pom­i­na zwier­zowi że jeszcze raz powinien pochwal­ić nie tylko mon­taż ale i zdję­cia w tym filmie –  doskonale pokazu­jące mniej urodzi­wą część Nowego Jorku ale bez zbyt­niego tarza­nia się w ryn­sz­toku.  Mias­to wyglą­da bard­zo nor­mal­nie, wręcz nat­u­ral­isty­cznie a wraże­nie to potęgu­je doskon­ałe światło – które pięknie się zmienia w zależnoś­ci od pór dnia i roku (co nie zawsze zdarza się wszys­tkim fil­mom).  Kończąc pochwały zwierz musi stwierdz­ić, że cza­sem zdarza mu się zacząć rok z przy­tu­pem. Tak było tym razem – film obe­jrzany drugiego sty­cz­nia może być jed­nym z najlep­szych na jakie w tym roku natknie się zwierz. I pier­wszym które­mu zwierz całym sercem będzie kibi­cow­ać na wszel­kich roz­da­ni­ach nagród. A jeśli J.K Sim­mons nie dostanie wor­ka nagród to zwierz oso­biś­cie będzie słał listy z pogróżka­mi do wszel­kich ist­nieją­cych akademii.

A ter­az czas ujawnić prawdę — od pewnego cza­su blo­ga pisze Irenka

Ps: Zwierz prag­nie przeprosić oczeku­ją­cych na trze­cią odsłonę pos­tu aktorskiego (LOTR/Hobbit) ale jutro będzie koniecznie musi­ał napisać o powro­cie Muszki­eterów.  Musi­ał to znaczy… strasznie chciał.

Ps2: Ponown­ie w ramach bezczel­nej autoreklamy zwierz przy­pom­i­na, że na Onet Autorzy popełnił wczo­raj wpis o pre­mier­ach na 2015

14 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online