Kultura z której korzystamy na co dzień i w której się wychowujemy tworzy pewną wspólnotę. Nie chodzi o wspólnotę państwową, narodową czy wspólnotę myślenia, ale raczej wspólnotę doświadczeń. Zwłaszcza to co czytamy i oglądamy w dzieciństwie bardzo nas łączy. Co więc się dzieje kiedy do tej wspólnoty z jakiegoś powodu nie należymy? Dziś Zwierz opowiada wam o doświadczeniach których nie dzieli ze swoimi rówieśnikami.
Nigdy nie czytał Zwierz książeczek o Panu Samochodziku.
Rodzice Zwierza uważali, że jednak nie jest to dobra literatura a miejscami mocno skażona ideologicznie więc nie podsuwali jej młodemu Zwierzowi.
Nigdy nie czytałam książek Szklarskiego o Tomku .
Matka Zwierza omal nie umarła z nudów czytając opisy przyrody, więc nigdy nie podsuwała Zwierzowi tej książki.
Zwierz nigdy nie czytał nałogowo Tytusa Romka i A’Tomka
Rodzice Zwierza nie należeli do grupy fanów Papcia Chmiela – podobnie jak reszta rodziny. Te komiksy uznano zresztą za zbyt pachnące dydaktycznym smrodkiem, więc ich Zwierzowi nie podsunięto.
Zwierz nie oglądał Czarodziejki z Księżyca.
Rodzice Zwierza byli głęboko przeciwni oglądaniu seriali animowanych przy których należy oglądać każdy odcinek – głównie dlatego, że nie chcieli by Zwierza do telewizora przywiązały jakikolwiek godziny emisji.
Zwierz nie czytał nałogowo Kajko i Kokosza
Jedno spojrzenie na komiks który bardzo przypominał wyglądem Asterixa ale Asterixem nie był bardzo Zwierza zniechęcił i też nie miał zewnętrznej zachęty od rodziców.
To tylko kilka z moich kulturalnych rejonów wykluczenia. Jak mniemam jest ich sporo więcej. Nie mniej – wystarczy że nie znam Tomka, czy że nigdy nie przepadałam za Nizurskim (choć akurat jego książki czytałam) i mam wrażenie jakbym często w dyskusjach odwoływała się do zupełnie innego świata książek i komiksów. Widzę to zwłaszcza teraz kiedy moi rówieśnicy czy osoby o kilka lat starsze podsuwają swoim pociechom ulubione książki – i widzę ilu tych oczywistych tytułów nigdy nie było na mojej liście ulubionych lektur.
To poczucie, pewnego drobnego wykluczenia – choć w sumie należałoby powiedzieć – swoista perspektywa z boku, pokazuje mi na co dzień, jak łatwo zapomnieć, że powszechne doświadczenia pokoleniowe – niekoniecznie są powszechne. Niby prosta rzecz ale akurat w przypadku lektur wieku dziecięcego, czy młodzieżowego absolutnie kluczowe znaczenie mają pomysły – lepsze i gorsze, naszych rodziców. Być może gdyby innego gusta czytelnicze moich rodziców – a zwłaszcza mojej matki – decydowały o tym co przeczytam – miałabym zupełnie inne wejście w świat kultury i literatury.
Jednocześnie – co ciekawe – czasem widzę, że rzeczy które wydawały mi się zupełnie oczywiste – niekoniecznie tak oczywiste były. Np. pamiętam, że czytałam Thorgala od dziecka mimo, że niekoniecznie wszystkie tytuły ukazywały się wtedy po polsku. Albo, że rodzice czytali mi Asterixa – i dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że oni mi czytali francuski oryginał tłumaczony na bieżąco. Do tego – było dla mnie pewnym szokiem kiedy dowiedziałam się, że Narnia – w moim odczuciu powieść absolutnie powszechnie znana, zyskała na polskim rynku popularność dopiero koło wydania z lat 90. Byłam przekonana, że wszyscy ją znają – dopiero po pewnym czasie okazało się, że to nie taka oczywista książka. Inna sprawa – czasem jak wspominam Pięcioro dzieci i Coś, albo Mery Poppins (tłumaczonej na Agnieszkę) to okazuje się, że książki kluczowe dla mojej fascynacji literaturą są gdzieś na marginesie tego co ludzie czytali w dzieciństwie. Nie mniej problemów przysparza fakt, że dość skomplikowane zasady korzystania z telewizora w moim domu (żadnej telewizji przed szkołą, żadnego telewizora w pokoju, można oglądać tylko jak tata nie ogląda wiadomości, opery, wiadomości o operze) sprawiły, że ominęło mnie sporo takich serialowych doświadczeń (choć oglądałam kilka kreskówek z bloku na Polonii 1 ale nie wszystkie)
Co ciekawe – kiedy patrzę na dyskusje czy na wspomnienia wczesnych doświadczeń czytelniczych to widzę jak dużą role dla ludzi grają opowieści o Tomku, którymi się zaczytywali, czy historie o Panu Samochodziku. Nawet nie macie pojęcia jak ciekawie patrzy się na takie rozmowy – przyjmujące coś za kulturalny pewnik – kiedy absolutnie nie jest to część naszej kulturalnej biografii. To zabawne – bo nawet gdybym zdecydowała się nadrobić Tomka i Pana Samochodzika to już nigdy nie poznałabym tych książek w taki sposób w jaki poznali ją moi rówieśnicy czy osoby urodzone nieco wcześniej. Dziś czytałabym je jako dorosła osoba, która stara się wyrównać pewne kulturalne braki. Co nie jest tym samym co czytanie książek czy powieści młodzieżowych.
Jednocześnie często patrząc na te „powszechne” doświadczenia literackie moich znajomych widzę ciekawą prawidłowość – mało kto czyta książki ze swojej epoki – najczęściej czytaliśmy w młodości to co lubili nasi rodzice. To nic dziwnego, każdy rodzic chce podsunąć swoim dzieciom to co sam lubił. Albo – nie podsuwa tego czego nie lubił. Matka Zwierza pozwalała mu czytać Astrid Lindgren ale ponieważ sama nie lubiła „Pippi pończoszanki” więc nigdy mu jej specjalnie nie podsuwała. Kiedy na wakacjach ktoś przeczytał Zwierzowi tą książkę na głos, jedyne co towarzyszyło waszej nowej jeszcze nie blogerce to głęboka niechęć do postaci i jej przygód. I wiecie co – do dziś nie wiem, czy naprawdę mi się Pippi nie podobała, czy też odziedziczyłam pogląd na ta książkę. Myślę, że w większości przypadków dziedziczymy trochę poglądy na literaturę. I to nie tylko dziecięcą – w domu Zwierza nie czytało się jakoś specjalnie Trylogii podczas kiedy w innych domach to dzieło obowiązkowe, czytane i cytowane chętnie i często.
Ten wpis przyszedł mi do głowy kiedy zastanawiałam się nie tylko nad powszechnością naszych kulturowych przeżyć ale także nad tym jak wprowadzać młodych ludzi w świat kultury. Z jednej strony – nigdy nie unikniemy własnych sympatii i antypatii. W końcu jesteśmy pod tym względem stosunkowo prości – nie polecamy tego czego nie lubimy i polecamy to co kochamy. Ale jednocześnie pojawia się pytanie – czy należy wychowywać młodego człowieka tak by miał bagaż podobny do swoich rówieśników – nawet jeśli gorszy to tworzący wspólnotę, czy należy dawać mu do lektury rzeczy najlepsze – nawet jeśli mogłoby to zaowocować inną kulturalną biografią? To pytanie mnie intryguje. Bo z jednej strony – jestem wdzięczna moim rodzicom za to że wyposażyli mnie w bardzo dobre i ciekawe kulturowe podstawy – książki które mi podsunięto w dzieciństwie stanowią piękny i mądry przegląd dobrej literatury dziecięcej z całego świata. Ale jednocześnie – nie jest to zestaw powszechny. Jakby – czegoś w nim brakuje. Przy czym nie zrozumcie Zwierza źle – nie chodziło o jakieś wyróżnienie Zwierza na tle rówieśników – rodzicom po prostu podobały się inne książki. Chyba tylko niechęć do seriali była jakimś zabiegiem wychowawczym (wow ale udanym! Brawo!), bo np. nie było w tym snobizmu – mniemam że miałam do czynienia z komiksami wcześniej niż wielu moich rówieśników – bo były na półkach zanim nauczyłam się czytać. Bo to były ich komiksy.
Jak wiem, że pisanie o innych doświadczeniach kulturowych kojarzy się ze snobizmem. Ale z drugiej strony – przecież nie ma obowiązku żebyśmy znali to samo. A z drugiej strony – to jest fajne jeśli znamy to samo. Widzę to we wszystkich dyskusjach w których nie biorę udziału bo jednak mam nieco inne doświadczenia. Przyznam szczerze nie wiem jaka jest odpowiedź. Nie mam poczucia bym coś straciła, nawet jeśli istotnie coś straciłam. Z drugiej strony – nikt mnie nie przekona że Pan Samochodzik jest lepszy niż Feniks i Dywan. Tak więc pozostaje mi tylko zachęcić was do dyskusji. I pożegnać się z ciekawym stwierdzeniem, że nawet ludzie którzy żyją z tego, że znają sporo kultury, mogą mieć na co dzień poczucie, że czegoś nie czytali, nie widzieli i czegoś nie wiedzą. Dlatego ważne jest by się tak nie przejmować. Tylko matka zwierza czytała wszystko *
*To jest zdanie przesadzone ale brzmi jak dobra puenta więc go nie zmienię
Ps: Zwierz ma nadzieję, że nikt nie poczuje się źle dlatego, że ma inne kulturalne doświadczenia czy sympatie. Każdy może lubić co chce. No może poza książkami „Pokolenie Ikea”. Nigdy nie zrozumiem jak to można czytać.