Sally Rooney osiągnęła coś co udało się we współczesnej prozie tylko kilku osobom. Pisząc o rzeczach prostych, osadzonych w znanej sobie rzeczywistości udało jej się pobić serca czytelników na całym świecie, udowadniając, że pewne stany ludzkiej duszy są sprawą powszechną, a przeglądanie się w cudzych przeżyciach może dawać poczucie oczyszczenia i w Dublinie i w Warszawie. Po wielkim sukcesie „Normalnych Ludzi” przyszła pora na nową powieść „Gdzie jesteś, piękny świecie”. Jak wiadomo kolejna powieść po tej która odniosła niesamowity sukces to zawsze olbrzymi test dla każdej piszącej osoby. Łatwo stracić czytelników i pochwyconą na chwilę pisarską sławę.
Rooney chyba trochę zdaje sobie sprawę z tego ciężaru bo tropem wielu młodych autorek które osiągnęły wczesny sukces (cały czas miałam w głowie Masłowską z jej „Pawiem Królowej”) dorzuca do swojej książki trochę rozważań i uszczypliwości pod adresem autorskiego światka i tego jak traktuje się osoby, które odniosły w nim sukces. Alice, jedna z bohaterek, ma już za sobą i literacki sukces, i załamanie nerwowe, i pragnienie by już więcej się tym nie zajmować (choć chętnie pojawia się na spotkaniach autorskich i odbiera nagrody). Z resztą Rooney trzyma się blisko swojego świata także opisując drugą bohaterkę Eileen, która z kolei pracuje w czasopiśmie literackim. Obie kobiety – choć różne od siebie pod względem charakteru, pragnień i przeżyć należą do tego samego kręgu irlandzkich intelektualistek i pisarek, które znają świat pustawych wieczorów poetyckich i wypełnionych po brzegi zagranicznych wieczorów autorskich.
Sama powieść to przeplatające się ze sobą dwa romanse. Alice poznaje Felixa, który pracuje w magazynie wysyłkowym. Randka z Tindera, nic czego by nasz świat nie znał. Początkowo wydaje się że nic z takiej randki za bardzo nie wyjdzie, ale okazuje się, że jednak pomiędzy dwójką skrzy nieco bardziej niż można się spodziewać. Z kolei Eileen, wciąż trochę opłakuje swojego byłego chłopaka, z którym spędziła parę lat. Nim jednak zupełnie odda się śledzeniu każdego jego kroku w internecie pojawia się w jej życiu pewna alternatywa. Simon, nieco starszy chłopak, którego zna od dzieciństwa, zaangażowany politycznie, wierzący, trudny do rozgryzienia. Tu też przyjaźń i miłość rozmywa się dość szybko, choć w tym przypadku czytelnik cały czas zadaje sobie pytanie – do jakiego stopnia uczucia, które wyznają sobie bohaterowie są prawdziwe, a do jakiego stopnia to część swoistej gry, zabawy w coś więcej niż tylko seks i wino przed telewizorem.
Jednocześnie obie bohaterki wymieniają pomiędzy sobą długie emaile, gdzie – snują rozważania o losach świata. Obie mają głębokie przekonanie, że świat w którym żyjemy znajduje się w absolutnym kryzysie, i z godną młodych intelektualistek swadą starają się zadać sobie pytanie – co z tego wynika. Są to rozmowy, które dotyczą zarówno tego czym w istocie miałby być konserwatyzm, dlaczego powinno nas interesować pismo linearne B i historia jego odczytania, jak umierają cywilizacje i jaką przyszłość mają w nich ci którzy są postawieni najwyżej, cieszący się przywilejem a jaką los wyznacza dla tych niżej postawionych. Czy czasy wielkiego kryzysu to czasy wielkiej szansy czy wręcz przeciwnie – nic po nie pozostanie. Gdzieś w tym wszystkim pojawiają się refleksje o religii, a właściwie bardziej o Jezusie, o tym czy teraz pod koniec jakiejś epoki warto jeszcze tej postaci poświęcić więcej uwagi. Pomiędzy tym zaś jak zwykle przelewa się pytanie o to – ile już udało się w życiu zrobić i czy coś jeszcze pozostało do zrobienia w chwili, gdy trzydzieste urodziny zmuszają do pierwszych podsumowań.
Powieść Rooney ma w sobie te elementy, które wcześniej przyciągały czytelników. Bohaterowie spotykają się w krótkich, bardzo filmowych scenach (przyznam szczerze, że niektóre fragmenty książki czyta się niemal jak gotowe fragmenty scenariusza), pomiędzy którymi upływa czas, co sprawia, że znów mamy taką koncentrację intensywnych, rozpisanych na wiele tygodni scen. Jednocześnie, znów przyglądamy się związkom z bliska. Bardzo bliska. Intymne rozmowy, wyznania, rzeczy, których nie mówi się ludziom, z którymi nie dzielimy łóżka i kawałka serca. To wszystko sprawia, że choć powieść ma w swoim jądrze rozważania o miejscu miłości, przyjaźni i zwykłych ludzkich planów w czasie, gdy świat ewidentnie się zwija, to jednak wciąż pozostaje przede wszystkim intymną opowieścią o ludziach i ich emocjach. Rooney ma niezwykłą lekkość w pisaniu o tych intymnych momentach pomiędzy dwójką ludzi, która w wielu książkach wypada wulgarnie czy kiczowato a w jej prozie – ma w sobie tą naturalność, która obdziera pewne sprawy z tabu.
Czy Rooney udało się sprostać wyzwaniu jakie staje przed osobą, której nazwisko jest dla wielu synonimem sukcesu w literackim świecie? Przyznam szczerze – nie wiem. Z jednej strony – to powieść, która ma w sobie tą fantastyczną uniwersalność prozy autorki. Rozterki bohaterek są w dużym stopniu do przełożenia na doświadczenia wielu kobiet w podobnym wieku. Ich skomplikowane romanse, pytania o to kim chcą być i z kim są być też mają tą tak pożądaną przez pisarzy i czytelników uniwersalność. Nie mówiąc już o swoistych rozczarowaniach – życiem, sukcesami, brakiem sukcesów, życiowymi ścieżkami. Choć mamy tu dwie bohaterki to kumulują w sobie doświadczenia bardzo wielu młodych kobiet, które znalazły się w tym momencie życia, gdzie pytania o przyszłość stają się coraz trudniejsze a odpowiedzi zbyt niepewne.
Nie jestem do końca pewna jak z czytelnikami będą rezonować bardziej filozoficzne czy historyczne fragmenty książki, rozważania bohaterek, a co za tym idzie samej autorki o stanie naszej cywilizacji. Nie ma w nich zasadniczo błędnego, ale nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że choć Rooney pewne rzeczy wprawnie sygnalizuje, to nie chce wejść głębiej <. Jeśli zamiarem autorki było oddanie powierzchowności wielu intelektualnych dysput jakie prowadzi się obecnie na zachodzie to być może się jej udało. Choć przyznam – może na moje postrzeganie tych rozważań wpłynął fakt, że czytanie tej książki z wojną za granicą Polski nieco przesunęło pewne refleksje o końcu cywilizacji na inne tory. Jednocześnie – mam wrażenie, że to jest coś co Rooney zawsze robi w swoich książkach, z jednej strony jej literatura dostrzega problemy współczesnego świata, z drugiej – niekoniecznie czuje się w obowiązku by je skomentować. Inna sprawa, że filozoficzne dysputy przeplatają się tu z uczuciami i emocjami, które wszystko utrudniają. A może jestem już nieco od bohaterek starsza a o piśmie klinowym uczyłam się na studiach. To też możliwe.
Ostatecznie mam poczucie, że książka powinna zadowolić wielbicieli autorki. Ów piękny świat który wymyka się bohaterkom (a może nigdy dla nich nie będzie istniał) wymyka się niejednemu czytelnikowi. Kto szuka okruchów swoich przeżyć w literackich dylematach bohaterów ten powinien się tu odnaleźć. Kto szuka rzeczy, których nigdy nie widział i nie czuł, może pokusić się o refleksję, że bohaterowie byliby ciekawsi gdyby autorka się nieco od nich odsunęła i nie pokazywała ich w aż takim zbliżeniu. Zwłaszcza, że te drobne momenty kiedy w relacje i refleksje bohaterów wchodzą uwagi na temat klasy (np. oddalenia się od swoich rodziców, poprzez wykształcenie) to wszystko staje się nagle jeszcze ciekawsze. Ponownie jednak – mam wrażenie, że to kwestia nie tyle powieści co preferencji. Kto lubi intymność się w intymności bohaterów Rooney zatraci, kogo kusi społeczność ten może poczuć niedosyt.
Nie da się jednak ukryć, że Sally Rooney spełnia przypisaną jej przez krytyków rolę głosu pokolenia. Życiowe i cywilizacyjne zagubienie jej bohaterów i bohaterek ma w sobie rzeczywiście posmak tego braku jasnego azymutu jaki odczuwają dziś osoby, zadające sobie sprawę, że ich życie nie będzie takie jak ich rodziców ale nie mające pojęcia czy jest jakaś przyszłość. Fakt, że nie jest to literatura buntu, raczej jakiejś zgody, niechęci, strachu i emocjonalnej ucieczki, powinien być dość znaczący. Jest świadomość zbliżającego się końca, ale nie ma ducha rewolucji. Pod tym względem wydaje się, że Rooney świetnie łapie pewne rzeczy – zarówno zniechęcenie jak i nadzieję, potrzebę ucieczki jak i powtórzenia starych schematów.
Ostatecznie, może tego pięknego świata wcale szukać nie trzeba, wystarczy go tylko zobaczyć wokół.
Wpis we współpracy z wydawnictwem WAB