Satyra nie ma we współczesnym świecie łatwo. Głównie dlatego, że staliśmy się bardziej bezpośredni. Trochę jest w tym winy Internetu (w którym niekiedy nie sposób odróżnić satyry od stwierdzeń wypowiadanych zupełnie na poważnie), trochę naszej kultury, która ma coraz większy problem z poczuciem humoru. Inna sprawa, wydaje się, że we współczesnym szalonym świecie wyśmiewanie rzeczywistości jest coraz mniej zabawne, głównie dlatego, że rzeczywistość sama w sobie wydaje się coraz częściej farsą. Dla mnie przykładem tego, że nadeszły bardzo ciężkie czasy jest serial Insatiable, który właśnie pojawił się z drugim sezonem na Netflix.
Dla przypomnienia – serial wszedł na Netflixa otoczony aurą skandalu – głównie dlatego, że już po emisji trailera pojawiły się protesty. Serial rozpoczyna się od historii grubej dziewczyny, która po tym jak dostała w twarz od bezdomnego, przez kilka tygodni nie je i chudnie. Chudnie tak pięknie, że zostaje wybrana do konkursów miss piękności. Gdyby był to serial poważny, nie sposób byłoby tego przełknąć. Kwestia w tym, że Insatiable jest serialem nie tylko satyrycznym i wypełnionym czarnym humorem ale też niesamowicie kampowym – co estetycznie chyba umknęło części recenzentów. Nie chcę więcej pisać o części pierwszej bo napisałam o niej jeden z najlepszych postów na tym blogu (moim zdaniem) – który znajdziecie tutaj.
Drugi sezon serialu kontynuuje opowieść w ustalonej wcześniej estetyce i stylistyce. Traktowanie tej produkcji jako zwykłego serialu młodzieżowego nie ma sensu. To nie jest serial młodzieżowy, tylko satyra na amerykańską obyczajowość i zaskakująco ciekawa refleksja nad ludzką naturą i moralnością. Nasza główna bohaterka musi się tu zmierzyć ze swoim największym demonem – samą sobą. Naczelnym pytaniem serialu nie jest czy bohaterka jest ładna, czy jest szczupła ale czy jest dobra. Pytanie może się wydawać niedorzeczne – jasne, że jest dobra to przecież główna postać naszej opowieści, cokolwiek dziwnego stało się w jej życiu, na jakiekolwiek przeszkody natrafiła, na pewno znajdzie się logiczne rozwiązanie mówiące że nie miała wyjścia. Serial trzyma nas w takim specyficznym napięciu, gdzie razem z bohaterką, odcinek po odcinku, obiecujemy sobie, że teraz wszystko się zmieni i zacznie na nowo. Zwłaszcza, że poza pytaniem o własną moralność, Patty musi się zmierzyć ze swoim ciałem – którego wciąż mimo metamorfozy nienawidzi.
I tu właściwie należą się dwa słowa o wątku nałogowego obżerania się- problemu, który serial traktuje poważniej niż jakąkolwiek inną część fabuły (od morderstw począwszy na konkursach piękności skończywszy). Serial pokazuje kompulsywne obżeranie się (nie ma chyba po polsku ładniejszego określenia) jako uzależnienie z jednej strony jak każde inne (bo mające swoje źródła nie w słabej woli, ale w pewnych nieprzepracowanych problemach czy traumach) z drugiej – dużo bardziej wymagające – bo jeść trzeba, a jedzenie otacza bohaterów zewsząd. Przyznam szczerze, dla mnie ten wątek poprowadzony jest doskonale. Głównie dlatego, że patrzymy na niego głównie z punktu widzenia bohaterki, która za wszelką cenę próbuje udowodnić światu że nie ma problemu. A jednocześnie widzimy jak nie może przestać jeść, jak potem wykańcza się na siłowni, jak stawia opór przed jakąkolwiek próbą zasugerowania jej, że potrzebna jest pomoc. Ktoś może powiedzieć – ale przecież nie wszystkie otyłe osoby kompulsywnie się obżerają. I jest to prawda – serial nie opowiada o wszystkich otyłych osobach, tylko o tym szczególnym wypadku. Zresztą warto zaznaczyć, że w serii jest cały jeden odcinek, w którym bohaterka przekonuje inną dziewczynę, że to schudnięcie w ogóle nic w tej jej skomplikowanej relacji z ciałem nie zmieniło. I to widzimy – rzecz dość rzadką w telewizji – szczupłą dziewczynę, która wciąż zmaga się z obrazem swojego ciała – bo problem z wagą czy percepcją własnego ciała nie jest w kilogramach ale w głowie. Przyznam szczerze – moim zdaniem serial prowadzi ten wątek rozsądnie i taktowanie, a jednocześnie doskonale pokazuje, jak dieta nikogo nie leczy z problemów które są zupełnie gdzie indziej.
Wróćmy jednak do satyry – serial wyśmiewa nie tyle konkursy piękności ale całą stojącą za nimi wizję kobiety i obyczajowości. Ameryka w serialu jest przerysowana do granic, karykaturalna, ale co najważniejsze fasadowa. To kraj ludzi, którzy nie chcą samych siebie poznać za dobrze, i ich głównym zadaniem w życiu jest udawanie przed innymi że wszystko jest w porządku. Tymczasem w szafach właściwie dosłownie trzymają trupy. Kto lepiej udaje, i kto ma przy tym szerszy i lepiej wybielony uśmiech ten wygrywa. Wewnątrz zaś kłębią się emocje, traumy i uczucia z których sformułowaniem wszyscy mają problemy. Cudowny jest rozdźwięk pomiędzy tym co bohaterowie trzymają w szafach a tym co pokazują publicznie – czy to na wyborach miss, czy to w czasie wyborów na burmistrza miasta, czy to na uroczystości ku pamięci zamordowanej dziewczyny. Jednocześnie – to nie jest tylko ich wrażenie, że świat nie chce nikogo widzieć naprawdę – kiedy jeden z bohaterów pragnie przekazać w Internecie swoje przesłanie o tym jak być dobrym człowiekiem, nikogo to nie interesuje, co innego gdy ten sam przystojny młody chłopak je ciasteczko bez koszulki. Zresztą serial mimo, że opowiada dużo o kobiecym ciele, gra tym postrzeganiem ciała kobiecego i męskiego – często podmieniając role i pokazując nam idiotyzm pewnych schematów (np. skąpo ubrana asystentka iluzjonistki jest czymś normalnym, ale gdy skąpo ubrany jest asystent wtedy dostajemy coś zupełnie innego). Tak Patty jest śliczna i pojawia się w konkursach piękności, ale dużo więcej namiętnych spojrzeń kamery skierowanych jest na ciała kolejnych chłopaków starających się o jej względy. Ostatecznie jednak – serial nie ma wątpliwości, że w świecie nie koniecznie jest ważne kto ma rację ale kto się ładniej zaprezentuje.
Jednym z ciekawszych aspektów serialu jest to jak podchodzi do seksualności swoich bohaterów – zwłaszcza Bob – trener, adwokat i przyjaciel Patty, jest ciekawą postacią. Po tym jak w pierwszym sezonie rozleciało mu się małżeństwo, jest rozdarty – pragnąłby wrócić do swojej żony i do swojego kochanka, ale ci zamiast poczekać na jego wybór, po prostu się zaprzyjaźnili i doskonale sobie radzą bez niego. Bob zostaje więc początkowo na lodzie, a potem wraz z postępem serialu, najpierw decyduje się na dość przygodny związek z mężczyzną, potem zaś znajduje satysfakcję z związku z kobietą, z tym zaznaczeniem, że ma być to związek otwarty. Tym co jest ciekawe, nie jest fakt, że mamy tu do czynienia z rzadkim jak jednorożec bohaterem biseksualnym ale z tym że serial, prowokuje nas do pytania – co by było gdybyśmy tą przesłodzoną fasadowość przedmieść połączyli z najbardziej nowoczesnym podejściem do seksualności. Z jednej strony – mamy teoretycznie łatwy efekt komiczny, bo nasz serialowy Bob, nie jest imprezowym typem z wielkomiejskich klubów. Z drugiej – to pytanie – co by się stało pobudza nas do myślenia jak bardzo patrzymy na pewne zjawiska osobnymi kategoriami. Taka estetyka jaką przyjmuje serial, nie jest z tego samego porządku co jego podejście do seksualności. Pytanie dlaczego trzymamy te dwie rzeczy w osobnych szufladkach.
W drugim sezonie serial ponownie każe nam spojrzeć na swój tytuł, i zastanowić się czego dotyczy nienasycenie naszych bohaterów. I to nienasycenie zawsze ma to samo źródło – niechęć do skonfrontowania się z własną naturą. Bohaterowie łapczywie rzucają się na wszystko co może zastąpić im introspekcję – nie ważne czy jest to jedzenie, seks, władza, czy sława – chodzi wyłącznie o to by nie musieć zajrzeć w głąb siebie. Kiedy jednak okazuje się, że musza się skonfrontować z tym kim naprawdę są serial znów robi woltę i pyta – jeśli aby ugasić nasze nienasycone pragnienia musimy się dobrze poznać, to dlaczego zakładamy, że to co znajdziemy będzie dobre. Co jeśli prawda o nas jest dużo mniej przyjemna niżbyśmy tego chcieli. Może życie z fasadą było lepsze, prostsze i mniej mordercze? To pytanie jest oczywiście dość przewrotne i odwołuje się do obecnego w serialu czarnego humoru i przerysowanego obrazu świata. Wciąż jednak serial unika szkodliwego przekazu, o tyle że istotnie zauważa, ze czego byśmy nie odkryli w jądrze naszego jestestwa jest to i tak lepsze niż wypieranie się własnej natury. Niezależnie od tego do jakich wniosków na temat własnej osobowości dojdzie Patty, chwila epifanii będzie dla niej wyzwoleniem od największych problemów.
Drugi sezon jest moim zdaniem słabszy od pierwszego, głównie dlatego, że o ile pierwszy co chwilę kazał widzowi zmieniać swoją postawę wobec bohaterów i ich poczynań o tyle drugi jest dużo bardziej bezpośredni w podkreślaniu swojego oderwania od rzeczywistości. Produkcja straciła też część swojej kampowości – jednak chyba nic nie przebije wyborów Miss Magic Jesus. Z drugiej strony oglądając drugi sezon miałam bardzo mocne skojarzenia z dwiema produkcjami, które odwoływały się do podobnej estetyki i tematyki. Pierwszy film to „Z czym mamy problem”, historia przykładnej pani domu z przedmieść, która w istocie jest psychopatyczną morderczynią gotową w brutalny sposób zamordować każdego kto dokona jakiegokolwiek naruszenia małomiasteczkowej etykiety. Drugi film to „Zabójcza piękność”, czarna komedia w której ofiarami mordercy padały kolejne uczestniczki konkursów piękności. Oba te filmy z serialem łączą nie tylko elementy tematyczne ale też fakt, że w swojej nieco krwawej fabule zawierają całkiem niezłą satyrę społeczną.
No właśnie, w ostatecznym rozrachunku serial wciąż jest przede wszystkim satyrą na powszechne nienasycenie obecnej kultury, zwłaszcza kultury amerykańskiej, która opiera się o przesyt i łapczywość. Wszyscy chcą więcej – czy to tytułów, czy to uwagi, czy to przedmiotów materialnych, czy możliwości. Ten przesyt sprawia, że czego by bohaterowie nie mieli wyciągają ręce po więcej. Dlaczego? Bo są częścią kultury która najbardziej ceni tą ambicję by mieć jeszcze coś, a nie by czegoś zrezygnować. W ostatecznym rozrachunku, serial nie pozostawia raczej złudzeń, naturą nienasycenia, jest to, że niezależnie ile się ma chce się jeszcze więcej. I można po to sięgać do woli. Pod jednym warunkiem – odpowiednio się wygląda i prezentuje. Wtedy można sięgnąć nawet po cudze życie i nie ponieść konsekwencji.
Ps: Przyznam szczerze, że choć drugi sezon serialu całkiem mi się podobał to uważam, że z perspektywy budowy narracji, która ma nas zaprowadzić do pewnej puenty – takie zakończenie jakie oferuje sezon drugi byłoby dużo lepsze niż kontynuacja za wszelką cenę. Tego typu historie sprawdzają się dużo lepiej zanim zbrodnia spotka się z karą. Wtedy satyra staje się moralitetem i jakoś traci swój urok.