Hej
Zwierz, wie że jest wam winny trzecią część wpisu o aktorach z LOTR ale musicie się jeszcze uzbroić w cierpliwość. W końcu nie zawsze znajdzie się czas by przejść przez filmografię Christophera Lee (jedną z najdłuższych w branży). Zwierz zresztą nie wie czy chciałby dziś pisać o innych filmach niż Esio Trot. Ta urocza produkcja BBC pojawiła się na ekranach w Nowy Rok ale zwierz zostawił sobie ją na nieco później, w nadziei że pod koniec okresu świątecznego przyniesie uśmiech na twarzy zwierza. Wiecie im bliżej powrotu do codzienności tym więcej potrzeba nam historii niecodziennie miłych. Najwyraźniej nad decyzjami zwierza czuwają dobre duchy, bo jeśli kiedykolwiek będzie wam smutno to Esio Trot koniecznie trzeba wpisać na listę filmów do oglądania w dni szare, ponure i pozbawione radości.
Jeśli szukacie czegoś uroczego co pozwoli wam zapomnieć że mamy początek stycznie (brr) to Esio Trot jest idealnym wyborem
Od razu na początek mała deklaracja. Tej książki Dahla zwierz nie czytał. Czytał inne ale – jeśli może się przyznać – wcale ich tak strasznie jako dziecko nie lubił. Być może dlatego, że wydania które miał, opatrzone były „dorosłymi” (a w percepcji zwierza jako dziecięcia brzydkimi i niepokojącymi) ilustracjami. Zwierz nie jest zwolennikiem ilustrowania książek dla dzieci (zwierzowa wyobraźnia zawsze podsuwała mu inne obrazy niż ilustrator) ale jeśli się już to robi, to warto brać pod uwagę – nawet niekiedy kiczowate- dziecięce poczucie estetyki. Rodzicom poważne ilustracje często się podobają, ale zwierz pamięta z dzieciństwa niejedną książkę, którą obchodził łukiem bo wiedział, że z którejś ze stron spojrzą nań dziwne czy budzące niepokój oczy czy postacie. To trochę temat na inny wpis, ale jak sami widzicie ze zwierza nie wyrosła istota zupełnie pozbawiona smaku i wrażliwości. Zwierz jest w tym względzie przekonany, że nie wszystko na raz i trzeba pozwolić nam dorosnąć do dojrzalszej estetyki. Zwierz jako dziecko był pewien że jego różowa torebka, pachnąca perfumowanym plastikiem jest niesłychanie piękna i elegancka i jakoś mu to przekonanie przeszło (choć nadal zwierz ubóstwia zapach perfumowanego plastiku). Nie mniej wracając do tematu zwierz Esio Trot nie czytał, w związku z tym nie ocenia produkcji jako ekranizacji książki. Co nie zmienia faktu, że przystępując do oglądania warto jednak pamiętać, że poruszamy się po świecie wykreowanym na potrzeby dziecięcego czytelnika – co jednak u Dahla wcale nie oznacza świata infantylnego (co przecież zawsze było największą zaleta jego książek).
Film ma bardzo przyjemną strukturę – bo dobrze wprowadzono narratora, który sam ma swoją małą historię która budzi nasza ciekawość
Bohaterem historii jest Pan Hoppy – bardzo nieśmiały starszy pan, który ma dwie pasje – kwiaty na swoim balkonie i wielką miłość jaką darzy sąsiadkę mieszkającą piętro niżej. Problem w tym, że jego nieśmiałość stoi na przeszkodzie wyznania swojego uczucia zawsze wesołej i pełnej życia Pani Silver z trzeciego piętra. Ich rozmowy ograniczają się więc do przyjemnych sąsiedzkich pogawędek zarówno w windzie, jak i pomiędzy balkonami. Sytuacja zmienia się kiedy pani Silver kupuje żółwia, który niestety nie rośnie, mimo wielkich marzeń właścicielki by ten stał się choć odrobinę większy. Kierowany miłością i oddaniem Pan Hoppy decyduje się więc na niesamowity plan – podmieniania żółwi co pewien czas (rytm wyznacza recytowanie wiersza z tytułowym Esio Trot powtarzanym kilka razy dziennie) tak by stworzyć wrażenie, że zaklęcie rzeczywiście działa. Plan jest dość skomplikowany i wymaga dzielenia mieszkania z setką żółwi w różnych rozmiarach ale serce Pana Hoppego przepełnione jest miłością a on sam ma w sobie mnóstwo entuzjazmu. Wszak to ostatnia szansa, nie tylko dlatego że Pani Silver podoba się mieszkającemu obok gadule Panu Pringle, ale też dlatego że nikt z całej trójki nie jest młody i na kolejne życiowe szanse może już nie być czasu. A że plan jest nieco skomplikowany to widz dostanie sporo wzruszających i zabawnych scen. Całą historię opowiada nam zaś pełen entuzjazmu narrator, który gdzieś bardzo się spieszy, ale koniecznie musi nam całą historię opowiedzieć.
Twórcy filmu stworzyli ładny alternatywny świat nasycony pięknymi kolorami, strojami i mnóstwem żółwi
Zwierz nie chce zdradzać dużo więcej fabuły, bo ta – choć przecież prościutka – kilka razy przyjemnie go zaskoczyła. Oczywiście jeśli znacie historię z książki, zaskoczeń wielu nie będzie (zwłaszcza że wszyscy już chyba wiemy jak taka historia się kończy) ale i tak sposób w jaki całość opowiedziano może przynieść miły powiew świeżości. Książeczkę Dahla na filmowy scenariusz przerobił Richard Curtis i bardzo to widać. Wszystko rozegrane jest wedle tych samych co zwykle Curtisowych schematów – dialogi są miłe i dowcipne, bohater uroczo nieporadny i niekiedy gubiący się w słowach, do tego to tu to tam rzucony naprawdę dobry dowcip. No i oczywiście przeurocze rozmowy jakie nasz bohater prowadzi z żółwiami, które co trzeba dodać, są w tym filmie tak niesamowicie urocze, że zwierz gdyby nie miał świnek prawdopodobnie udałby się do sklepu po żółwia. Zresztą musicie wiedzieć że będąc dzieckiem zwierz miał żółwia – do chwili kiedy do rodziny wprowadził się kot (dosłownie wprowadził się sam przychodząc któregoś dnia i zostając na zawsze) i zaczął się bawić żółwiami (nie jadł ich tylko turlał po podłodze). Po tych wydarzeniach zwierz nie miał już nigdy żółwia ale sentyment został i gdyby film trafił do kin zapewne zrobiłby dla żółwi to samo co kiedyś Babe, świnka z klasą zrobiła dla prosiaczków. Przy czym żółwie czekałby lepszy los bo w mieszkaniu żółwia hodować łatwo.
Dustin Hoffman to świetny aktor – co dobrze widać w jego rozmowach z żółwiami
Wracając jednak do filmu nie tylko dobry scenariusz czyni go tak miłym do oglądania. Pamiętacie co zwierz pisał o ilustracjach? Twórcy filmu najwyraźniej odrobili swoją lekcję z estetyki opowieści kierowanych przede wszystkim do młodszego widza. Film rozgrywa się w świecie bardzo podobnym do naszego ale jednak odrobinę alternatywnym. Kolory są wyraźniejsze, słońce jaśniej świeci, mieszkania urządzone są w sposób zdecydowanie ładniejszy niż bywa na co dzień. To świat żywych barw, pięknych roślin i kolorowych strojów (noszonych głównie przez panią Silver). Zwierz podejrzewa, że twórcy tego filmu wzorowali się trochę na chyba najpopularniejszych obecnie ilustracjach do książek Dahla autorstwa Quentina Blake’a. I dobrze bo to przecudowne ilustracje, które doskonale pasują do opowiadanych historii. W każdym razie film przynosi widzowi letnie ciepłe światło do domu, więc zwierz poleca obejrzeć go zimą kiedy za takim właśnie ciepłem tęskni się najbardziej. Jednak tym co naprawdę przesądza o uroku opowieści jest aktorstwo. Bo BBC jak magnes przyciąga najlepszych i tym razem złapało parę znakomitych aktorów czyli Dustina Hoffmana i Judi Dench.
Oj nie trudno nam zrozumieć dlaczego Pan Hoppy zakochał się w Pani Silver
Zwierz pisał kiedyś że Anglia może stać się kiedyś stolicą filmów o ludziach w podeszłym wieku bo jako jedyna ma jeszcze aktorów i aktorki, którzy nigdy nie przestali grać i nie zostali wykopani z przemysłu filmowego. Zwierz podtrzymuje to zdanie dodając jeszcze, że jak pokazuje Esio Trot mogą sobie co pewien czas sprowadzać aktorów zagranicznych. Dustin Hoffman przez ostatnie lata bardzo sumiennie wybierał role ale zwierz zwrócił uwagę, że nie zawsze był najlepszy tam gdzie się można było tego spodziewać. Jednak w Esio Trot jest doskonały, jak bardzo nieśmiały starszy pan przyzwyczajony do swojego spokojnego życia, a jednocześnie świadomy że ważnych chwil w życiu jest co raz mniej. Hoffman jest doskonały w graniu swojej postaci tak, że jednocześnie bardzo go lubimy (doskonałe dialogi z żółwiami) a z drugiej nie jest nam trudno dostrzec jego samotność i smutek, oraz wiszące nad głową poczucie, że jest się już starym i być może nic więcej się nie przytrafi. Nie dziwi nas też ani przez chwilę, że grany przez niego bohater zakochuje się w swojej sąsiadce bo przecież my też byśmy się natychmiast zakochali. Judi Dench gra osobę, której nie sposób nie lubi, roztrzepaną, być może niezbyt bystrą ale za to radosną i pełną życia Panią Silver. Przy czym to nie jest jakaś wyidealizowana wizja w której Pani Silver w ogóle nie wygląda rok starzej niż lat czterdzieści. Co nie zmienia faktu, że wystarczy włożyć na Judi Dench te wszystkie kolorowe sukienki i przedziwne stroiki a na twarzy widza pojawia się uśmiech, bo i nam udziela się radość i życiowa energia jej bohaterki. Tym bardziej rusza nas gdy aktorka w jednej chwili zdejmuje wciąż obecny na twarzy uśmiech i nagle robi się smutno i trochę poważnie. Zresztą co jest najważniejsze pomiędzy aktorami jest bardzo dobra chemia co w historiach o wielkiej miłości jest najważniejsze. No i jeszcze mamy Jamesa Cordena jako narratora, co zawsze jest dobrym dodatkiem, bo aktor z niego znakomity a przy okazji ma bardzo miły głos i dobrze opowiada.
Niby wszyscy wiemy jak takie historie się kończą ale nadal radość z oglądania jest olbrzymia
Zwierz musi wam powiedzieć, że doskonale bawił się oglądając Esio Trot a już ostatnie sceny oglądał z olbrzymim uśmiechem na twarzy (zwierz zapomniał dodać że cały film ma bardzo ładną ścieżkę dźwiękową złożoną głównie z piosenek Louisa Armstronga). Oczywiście to wszystko bajka, ale tak ślicznie i uroczo opowiedziana, że zwierz da głowę, że i na was podziała. Do tego – jeden z nielicznych filmów jaki zwierz zna, który ma dwie puenty na wypadek dobrego i złego zakończenia i każdą można sobie spokojnie wziąć do serca. W każdym razie jeśli będziecie mieli możliwość i akurat będziecie się może nieco gorzej czuli w życiu to koniecznie obejrzyjcie sobie film. Zwłaszcza że jak wszyscy wiemy od sztuki nie jest tak daleko do życia, bo przecież Judi Dench, która podobnie jak jej filmowa bohaterka jest wdową, wyznała niedawno że nigdy nie spodziewała się, że zakocha się ponownie. Ale tuż przed swoimi 80 urodzinami mogła przedstawić światu swego nowego ukochanego – sąsiada przez płot, z którym co prawda nie zamieszka, bo oboje są zbyt zajęci ale który wniósł do jej życia nową radość. I jak tu się nie uśmiechnąć, do myśli że może nie wszyscy jesteśmy przeznaczeni do życia pośpiesznego. Część z nas czeka życie żółwie gdzie wszystko dzieje się odrobinę wolniej, ale czy to od razu znaczy źle? Wszak żółwie są wytrwałe. I fajne.
Ps: Zwierz został zasypany lawiną pytań czy będzie recenzował każdy odcinek Muszkieterów tak jak wczoraj i spieszy donieść, że nie – dostaniecie jeden wpis pod koniec sezonu. Dlaczego? Zwierz uwielbia serial ale wie, że nie wszyscy go oglądacie i przyzna szczerze, nie chce was zanudzać raz w tygodniu. Ale może wam napisać że jak nie oglądacie to możecie zacząć – nie będziecie żałować.
Ps2: Koniecznie zajrzyjcie na bloga Riennahera i przeczytajcie najlepszy wpis o Thranduili w polskojęzycznym Internecie