Zwierz musi wam dziś napisać o książce, która go absolutnie zachwyciła choć miał poważne wątpliwości czy w ogóle zacząć ją czytać. To „Najlepiej w życiu ma twój kot” wydana nakładem wydawnictwa Znak korespondencja Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza.
Zacznijmy od tego co zawsze budzi pewne wątpliwości w przypadku drukowania korespondencji – zwłaszcza prywatnej – dwojga ludzi. Ludzie dzielą się na takich którzy biorą każdą wymianę listów i są gotowi czytać wszystko bez poczucia winy i na takich, którzy jak zwierz zadają sobie pytanie czy aby nie jest to nadmierne przekroczenie prywatności. Pisarz, nie pisarz – każdy ma prawo do listów których nie będzie czytał nikt poza osobą do której są adresowane. Zwłaszcza w przypadku korespondencji osób bardzo prywatnych, a taką osobą z pewnością była Wisława Szymborska może nam zadrżeć ręka nim zaniesiemy książkę od kasy w księgarni. Czy aby na pewno mamy w ogóle prawo czytać te listy i wścibsko wpakować się w sam środek czyjegoś związku. Sporo w ostatnich latach wychodziło takich korespondencji gdzie czytelnik mógł poczuć, że chyba zostały przekroczone pewne granice – zwłaszcza w przypadku osób dość prywatnych.
Otóż w przypadku wielu korespondencji zwierz powiedziałby, że takie podejście jest całkiem słuszne. Jednak może was uspokoić, choć w chwili kiedy zaczniecie czytać korespondencję Szymborskiej i Filipowicza jedno stanie się jasne – to nie tylko listy które wysyłają do siebie ludzie w związku ale przede wszystkim listy które wysyłają do siebie literaci. I to na tyle świadomi, że wiedzą iż ich korespondencja kiedyś zostanie otwarta i umieszczona w jakimś zbiorze. Choć padają tu wyznania to jednak zawsze nieco powściągliwe, można się spodziewać że nieco gorętsze deklaracje padały z dala od papieru, a może nigdy. Odnosi się bowiem wrażenie, że oboje są z jednej strony przepełnieni uczuciem z drugiej – strasznie do tego stanu zdystansowani. I chyba nie tylko dlatego, że uczucie zastało ich w średnim wieku, raczej świadomi wszelkich miłosnych banałów, które potrafią wedrzeć się do korespondencji. Ma się więc wrażenie, że bardziej niż prywatną korespondencję czyta się pisarzy którzy się w korespondencji ćwiczą, trenują się w trudnej sztuce epistolarnej i pragną przy tym pozostać niepoważni. Wydaje się gdzieś w tym wszystkim jest jednak przede wszystkim przekonanie że te listy zostaną otwarte nie tylko przez nich dwoje. Czy będzie to cenzura, znajomi czy czytelnicy po latach – trudno powiedzieć ale formę mają taką, że człowiek niemal czuje, że jest gdzieś tam uwzględniony – jak cień czytelnika pochylony nad piszącym listy.
Doskonały jest zwłaszcza początek zbioru – oto mamy dwoje ludzi, ewidentnie w związku dopiero od niedawna, jeszcze siebie stu procentowo niepewnych, takich którzy wiedzą że wszystko może się dość łatwo rozpaść. I właśnie wtedy poetka trafia do sanatorium dla gruźlików – miejsca z jej opisu okropnego. Sporadyczna korespondencja zamienia się w niemal codzienną wymianę listów. A w nich – zaczynają się pojawiać postacie wymyślone – arystokraci z początku wieku, kobiety o które zazdrosna jest Szymborska, wszystko dzieło wyobraźni. Listy pisane przez „życzliwych”, nie znającą ortografii służącą Rózię, czy te kierowane do kota są perełkami – dowcipnymi i pokazującymi że talent literacki zdecydowanie nie idzie spać kiedy pisze się do kogoś nieco zdesperowany list z koszmarnie nudnego sanatorium. Jednocześnie obok tych literackich zabaw toczy się – przynajmniej na początku korespondencji nie taka znów oczywista dyskusja, co dalej. Z listów wylewają się frustracje, pytania i pewne zaskoczenie, że uczucie wcale nie słabnie a rośnie.
W listach pojawiają się rzecz jasna wyprawy na ryby, wspomnienia telefonów, czasem brakuje puenty długich i zagmatwanych historii (choć na szczęście dowiemy się co stało się z zagubionym kotem), czasem dowiadujemy się co leciało w telewizji, na co akurat były bilety do kina i jaka pogoda jest w Zakopanem. Szymborska i Filipowicz nigdy nie mieszkali razem ale kiedy ślą sobie listy z kolejnych wyjazdów na które z jakiegoś powodu nie pojechali we dwoje, to ze wszystkich przebija tęsknota, że wszystko w około takie same ale jakieś puste i pozbawione życia bez drugiej osoby. Przez lata uczucia w listach nie słabną, ale właściwie zawsze są przekazywane pół żartem, z odrobiną dystansu i ironii. Co nie czyni ich mniej czułymi, prawdziwymi i w sumie – trudno nie poczuć ukłucia zazdrości podglądając to uczucie, które tak doskonale sobie radzi i tak cudownie wychodzi spomiędzy kolejnych listów. To tym ciekawsza korespondencja, gdy zdamy sobie sprawę jak rzadko czytamy takie listy ludzi dojrzałych, być może nawet nieco zdziwionych że coś takiego im się właśnie w życiu przyda
Jednak nie chodzi tylko o to, że człowiek nieco zazdrości ludziom którzy potrafią opisać uczucie zakochiwania się piszą o „pewnych, stale zwiększających się, trudnościach przy pożegnaniach” (zdanie które mniej więcej oddaje wszystkie uczucia jakie rodzą się w sercu człowieka który zaczyna darzyć kogoś uczuciem) ale też o opis życia dwójki, prawdziwych intelektualistów, w latach 60 i 70 (korespondencja co prawda sięga lat 80 ale listy zaczynają przychodzić nieco rzadziej). Ta korespondencja doskonale pokazuje, że człowiek żyjący nawet w trudnych czasach potrafi się przystosować – zwłaszcza jeśli otaczają go krąg przyjaciół. Nasi intelektualiści łowią ryby, wyjeżdżają do Zakopanego, przejmują się polityką i szukają dobrego płótna na wiatrówki. A poza tym nie mają czasu bo piszą – nowele, scenariusze czy jak to Szymborska co pewien czas wspomina „wierszyki”. Zresztą jest nieco zabawne że słowo „Nobel” pada w korespondencji trzy razy. Za każdym razem Szymborska wieszczy go Filipowiczowi. Zresztą wyraźnie widać że w tych literackich zabawach towarzyszących listom poetka zdecydowanie lepiej się odnajduje, podobnie jak w przesyłaniu kolaży i starych pocztówek (które oboje kolekcjonują nałogowo) z odpowiednio dodanym opisem.
Zajrzenie w świat korespondencji dwójki literatów, należących do niewielkiej i nieformalnej grupy literackiej daje przede wszystkim przyjemność przebywania w towarzystwie ludzi którzy mieli tyle talentu by o sprawach codziennych pisać dowcipnie, inteligentnie i lepiej niż nam zdarza się pisać o sprawach wzniosłych. Jednoczenie choć nie jest to typowa korespondencja literacka gdzie roztrząsa się przyszłość literatury to widać, że ich punktem odniesienia jednak świat literacki , gdzie pisanie jest czynnością ważną wokół której kręci się świat. Jednocześnie jednak nie jest to nigdzie świat snobistyczny, gdzie ludzie oddają się tylko kulturze wysokiej i w każdej chwili swojego życia pragną stawiać intelektualne potrzeby na pierwszym miejscu. Warto do tej korespondencji zajrzeć chociażby po to by przekonać się, że człowiek prawdziwie inteligentny jest przede wszystkim ciekawy.
Zwierz daleki jest od sentymentalnego spojrzenia na przeszłość. Zresztą czytając takie właśnie listy – pełne codziennych problemów, i niepewności czy poczta przyjdzie (a jeśli przyjdzie to kiedy) – nie trudno dostrzec jak bardzo w ostatnich latach ułatwiono nam codzienność. Nie tylko za sprawą zmiany systemu ale właśnie za sprawą zmiany sposobów komunikacji. Ale jednocześnie – coś straciliśmy. Takie właśnie pozornie mało znaczące korespondencje, wyjmowane po latach z biurek literatów. Ale też – już w naszym prywatnym życiu –możliwość odtworzenia naszych własnych doświadczeń – właśnie ze starych listów. Jednocześnie jest jakiś sentyment za czasami kiedy grupy literackie mogły żyć w jednym budynku, spotykać się na kolacyjkach i jakoś n przekór wszystkiemu żyć z pensji jaką wyznaczano im za pisane. W naszej sytuacji takich środowisk nie będzie. Takiej korespondencji nie będzie. To smutne, zwłaszcza, że powiedzmy sobie szczerze – trudno lepiej poznać człowieka niż wtedy kiedy w kolejnych listach koresponduje o rybach a my już widzimy, że „księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie”
Ps: Zwierz zdaje sobie sprawę, że liczni jego czytelnicy obudzili się dziś rano mocno zaniepokojeni tym co się dzieje na świecie. Tym bardziej zwierz zachęca was do czytania inteligentnych ludziach, jedna z nielicznych odtrutek na rządy tych nieco mniej inteligetnych.