Home Seriale Z codzienności do codzienności czyli obejrzałam kilka sitcomów i jest mi smutno

Z codzienności do codzienności czyli obejrzałam kilka sitcomów i jest mi smutno

autor Zwierz
Z codzienności do codzienności czyli obejrzałam kilka sitcomów i jest mi smutno

W ostatnich miesiącach na skutek wydarzeń pandemicznych, ale też zakupienia sobie wszystkich możliwych streamingów obejrzałam wraz z małżonkiem moim drogim (postać ważna, bo on stał się wymówką do serialowych powtórek) od początku do końca kilka seriali komediowych. Nie byłabym sobą, gdyby nie oglądając kolejnych tytułów nie zastanawiała się nad tym jak współczesny serial komediowy staje się jednocześnie przestrzenią eskapizmu, ale specyficznego. Bo tak bliskiego jak tylko się da. Ucieczki z codzienności do codzienności.

 

 

O tym, że seriale komediowe trzymają się blisko codzienności bohaterów wiadomo właściwie od momentu, w którym się pojawiły. Życie rodzinne, życie małżeńskie – to elementy które pojawiały się w najstarszych sitcomach (np. „Kocham Lucy”) podobnie jak genialne pomysły na wydostanie się z marnej sytuacji finansowej (jak w „Honeymooners”). Codzienność to dla sitcomu miejsce bezpieczne i oczywiste. Podczas kiedy romans chce nam pokazać, jak mogłoby być, kryminał, chce nas zaniepokoić tym jak prawdopodobnie jest, a dramat – podkreślić to o czym być może nie chcemy mówić, to komedia chce nam przypomnieć o tym jak wygląda nasza codzienność, jednocześnie wywołując uśmiech na twarzy. Widz powinien móc powiedzieć „Och to zupełnie jak my” – niezależnie czy chodzi o sytuację zawodową, rodzinną czy małżeńską. Jeśli ogląda się „Przyjaciół” czy nawet „Jak poznałem waszą matkę” można dostrzec, że niekiedy kwestie związane z codziennością wypełniają seriale tak bardzo, że nie znamy zawodów niektórych bohaterów. Zresztą to osadzenie seriali w codzienności wpłynęło (i wciąż wpływa) na to, że seriale komediowe stanowią niesłychanie istotne tytuły na platformach streamingowych. Jasne, chcemy oglądać dramaty, czy kryminały ale jeśli mamy się przy czymś zrelaksować czy zjeść obiad to często wygrywa lecący w tle sitcom.

 

Zdjęcie: Chris Haston/NBC)

 

Nie mówimy więc o zjawisku nowym. Jednocześnie jednak da się odczuć, że w ostatnich latach ta ucieczka do codzienności smakuje nieco inaczej. Osobiście mam wrażenie, że kluczowe jest tu pojawienie się i sukces amerykańskiego „Biura”. Podczas kiedy brytyjskie zawierało śmiech przez łzy – pokazując beznadzieję codziennej pracy biurowej w firmie, która nie daje perspektyw i zajmuje się czymś nieskończenie nudnym, o tyle amerykańskie stało się specyficzną celebracją takiej zawodowej codzienności. Poczynając od kolorystyki i stylistyki serialu – który utrzymany w konwencji paradokumentu nawet na chwile nie pozwolił zapomnieć, że historia rozgrywa się w nijakim biurowcu, w nijakim mieście, aż po wątki zawodowe, które nawet przez chwilę nie dawały nadziei na to, że praca w świecie sprzedawców papieru może być autentycznie satysfakcjonująca. Ale to właśnie to bliskie trzymanie się jednego z najbardziej przerażających elementów codzienności (konieczność wykonywania nudnej, mało satysfakcjonującej i monotonnej pracy jest przerażająca) zapewniła serialowi popularność. Widz siadający, żeby obejrzeć „Biuro” ucieka od swojej często przygnębiającej zawodowej codzienności, w równie przygnębiającą rzeczywistość bohaterów. Z tą różnicą, że tam wszystko dobrze się kończy. W tej pracy można się zakochać, wziąć ślub i jakoś pomiędzy jednym a drugim romantycznym wyznaniem, czy narodzonym dzieckiem, zapomnieć, że to wszystko jest bez sensu.  Z jednej strony komediowy eskapizm na całego, z drugiej – narracja bliższa codziennemu doświadczeniu niż większość komedii filmowych.

 

Refleksja ta powróciła do mnie, kiedy oglądałam „Superstore” – serial podobnie jak „Biuro” rozgrywa się w miejscu pracy. Czasy się jednak odrobinę zmieniły o tyle, że o ile w „Biurze” rzeczywistość była przyjęta i niezmienna, bolała, ale musiała być taka jaka jest, to w „Superstore” bohaterowie coraz częściej zadają sobie pytanie czy tak być musi. Zasiadający do serialu widz może się doskonale bawić obserwując perypetie bohaterów, ale jednocześnie – szukając eskapizmu wpada w sam środek korporacyjnej codzienności. Brak urlopów macierzyńskich, niskich dniówek, wykańczania związków zawodowych, braku ubezpieczenia społecznego. Czy wciąż mamy tu do czynienia z eskapizmem? Jeśli tak to bardzo niewielkim. Są tu małe zwycięstwa nad materią, ale wciąż widać niekończącą się walkę bohaterów o lepszy byt i warunki pracy. Jasne – ich losy toczą się odrobinę lepiej niż w rzeczywistości, ale nie ma mowy o tym by ktokolwiek zapomniał w jakich realiach pracy rozgrywa się cała komedia. Czy to jest jeszcze podnoszące na duchu? A jeśli tak, to jak bardzo ów duch nasz musi być złamany.

 

Ciekawym przykładem jest „Pępek Świata” (do pewnego stopnia też „Młody Sheldon”) – serial, który z jednej strony oferuje przyjemną narrację o trzymającej się blisko rodzinie, z drugiej – nie daje zapomnieć, że to rodzina żyjąca od wypłaty do wypłaty – wciąż stojąca na progu niewypłacalności. Przyglądamy się rodzinie, dla której zakup zmywaki jest problemem, która robi zakupy w sklepie z lekko przeterminowanymi produktami, zaś w jednym odcinku wygląda na to, że ich córka będzie musiała porzucić studia, bo zaniedbała papierkowość związaną ze stypendium. Ponownie – mamy tu elementy eskapistyczne, z których głównym jest przekonanie, że wszystko się dobrze kończy. Sam serial sugeruje, że trudna finansowo sytuacja, w której znajduje się rodzina, jest właściwie niezmienna (ostatnie zdania serialu wymieniają rzeczy, których nigdy nie udało się w domu zmienić czy naprawić). Pocieszeniem nie jest tu możliwość wyrwania się z tych zmagań, ale raczej – położenie nacisku, że taką sytuację da się przeżyć dzięki wsparciu rodziny. Wciąż jednak oglądając serial ma się dość bolesną świadomość, że jeśli nie przyjdzie jeden czek to nie będzie z czego spłacić rachunków. To nie jest zupełnie nowa perspektywa, ale wychodzi z serialu zdecydowanie bardziej niż z „Rodziny Bundych” w której byliśmy przekonani, że sprzedawcy butów zawsze ostatecznie uda się zapewnić byt swojej rodzinie, nawet w sytuacji, gdy żonie nie chce się pracować.

 

 

Twórcy bardziej współczesnych produkcji komediowych lubią absurd, który pozwala pewne rzeczy przełknąć łatwiej. We wspomnianym „Superstore” kolejne sceny przeplatają się z quasi dokumentalnym obrazkami z życia supermarketu, na których klienci zachowują się zupełnie od czapy. W „Community” brak szerszych perspektyw bohaterów na ciekawą zawodowo i ekonomicznie przyszłość łagodzi fakt, że znaleźli się oni w przestrzeni zupełnie odrealnionej, która pozwala łatwiej poradzić sobie z bolączkami codzienności. Świadomość bycia życiowym „przegrywem” wynagradza fakt, że ta niewielka uczelnia rządzi się zupełnie absurdalnymi prawami. Pod tym względem Community jest serialem najmniej osadzonym w codzienności – pewną fantazją co by było, gdyby owa rzeczywistość wyglądała ciekawiej. Tylko co pewien czas, kiedy bohaterowie wychodzą z bańki, w której żyją odbijają się od świata który wcale nie pozwala zapomnieć o tym, że ich odrzucił (chociażby Jeff który próbuje być prawnikiem, ale nie jest w stanie osiągnąć solo sukcesu. Musi wrócić do jedynej przestrzeni, która go doceni).

 

 

Absurd pozwala też nieco lepiej znieść codzienność w „Parks and Recs”. Z jednej strony – to jest dość smutny obraz tego jak entuzjazm urzędnika czy nawet polityka może się rozbić o procedury i ogólną powolność działania administracji. Z drugiej – wszystko rozgrywa się w cudownie absurdalnym świecie, gdzie przeciwnik jakiegokolwiek rządu może być szefem wydziału w Ratuszu, a i tak najważniejsze są smaczne wafle i mały kucyk. „Parks and Recs” wywodzi się z podobnej refleksji nad codziennością co „Biuro” ale jednak oferuje więcej nadziei – ostatecznie jest z tej dziwnej i niewydolnej administracji droga w górę – nawet na sam szczyt politycznej drabiny. Tu poczucie pewnej ucieczki od rzeczywistości jest zdecydowanie większe, ale wciąż – tylko na krok. Bohaterowie przecież wciąż odbijają się do zamkniętych drzwi czy niemożliwych do przeprowadzenia reform. Najbardziej dowcipny jest w tym wszystkim jest fakt, że bohaterce Leslie wciąż jeszcze się chce działać. To jej wiara, że działania polityczne mają sens, są tu elementem ucieczki od rzeczwistości. Jednocześnie z roku na rok – wątek Toma,  bohatera, który próbuje założyć biznes, ale mu nie wychodzi, staje się coraz bardziej ponury. Ten obecny w komediach od lat wątek „genialnego pomysłu na biznes” który zwykle jest tak absurdalny, że nie może się udać, zaczyna powoli przechodzić w świadomość, że niemal każdy mały biznes ma w sobie coś z absurdalnego porywania się z motyką na słońce. Każdy zna kogoś komu się udało, ale nikt nie powiedział, że to musimy być my.

 

 

Najbardziej absurdalne w tym zestawieniu jest „30 Rock” – serial, który dzieje się w miejscu pracy ale ponieważ ty miejscem pracy jest telewizja to trudno znaleźć tu jakiś wątek przy którym można powiedzieć „Tak to jak u nas w biurze”. Jednocześnie – nakręcony dobrych parę lat temu serial, nie tyle się doskonale zestarzał, ale nabrał nowego oblicza. Patrząc na przedstawioną w krzywym zwierciadle grupę wysoko postawionych amerykańskich managerów, na wojny podjazdowe na szczycie wielkich korporacji, w końcu na dowcipy polityczne – wypowiadane jeszcze za administracji Busha – nie sposób dostrzec, że ten serial doskonale odpowiada na pytanie – skąd się wziął Trump i z jakiej grupy ludzi i z jakiego sposobu myślenia się wywodzi. Ponownie – można uznać, że serial dzięki absurdowi gwarantuje miłą ucieczkę od codzienności, ale cóż to za ucieczka, kiedy spod kolejnych żartów wyłania się przepowiednia o tym co nadeszło w amerykańskiej polityce. Nie wspominając już o tym jak bardzo Tina Fey przemyca tu dowcipne acz przecież prawdziwe uwagi o kwestii miejsca i traktowania kobiet w pracy.

 

 

Nie twierdzę, że współczesny sitcom amerykański jest jednorodny – bo nie jest. Nie mniej wydaje mi się, że o ile rzeczywiście – oglądanie sitcomów z lat 90 można było w większości traktować jako przyjemny eskapizm o tyle jednak te nowsze oferują tę ucieczkę dużo bliżej. Widz wciąż ma poczucie, że wszystko się dobrze skończy, wciąż śmieje się z udanych dowcipów, ale jednak – nie ma mowy by zapomniał jak bardzo „rzeczywistość skrzeczy” parafrazując Wyspiańskiego. Zwłaszcza wydaje się, że kiedy sitcomy biorą się za rzeczywistość zawodową – kiedy pokazują codzienność współczesnego człowieka pracy – czy to biurowej czy to bardziej fizycznej – nie są w stanie ukryć, że ta ucieczka tylko na krok, w istocie ucieczką nie jest. Obejrzenie kilkunastu amerykańskich sitcomów może bawić, ale jednocześnie – powodować mały kryzys. Choć może należałoby czerpać pocieszenie z tego, że tak niewiele trzeba dodać do naszej rzeczywistości by stała się znośna. Wystarczy tylko przekonanie, że wszystko się skończy dobrze, bo to w końcu komedia. To przekonanie, że twórcy nigdy do końca nie przekroczą tej granicy, po której zaczyna się dramat, pozwala nam się wciąż jakoś relaksować przy tych serialach. Jeśli jest to ucieczka to niedaleka. I chyba wciąż jeszcze w kajdanach.

 

Ps: Chciałabym, żebyście potraktowali ten tekst bardziej jako ogólną refleksję, która za mną chodzi a niekoniecznie za głęboką analizę każdego z tytułów.

0 komentarz
1

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online