Hej
Zwierz zawsze stara się być na czasie i pisać wam o sprawach, o których wszyscy mówią. Zwierz należy do tego typu osób, które mają zdanie na każdy temat, a w sprawach popkulturalnych zwierz ma zawsze dwa zdania, najczęściej sprzeczne dzięki czemu życie zwierza jest jeszcze ciekawsze. Zwierz nie wie skąd w nim potrzeba szukania argumentów drugiej strony. Wasz Bloger usłyszał kiedyś, że robi to z premedytacją, by zawsze zajmować inne stanowisko niż osoba z którą dyskutuje. Jenak o dziwo zwierz nie widzi w tym wyrachowania, raczej pewną, chyba jednak nie tak strasznie powszechną tendencję do poddawania własnego zdania pod dyskusję przed samym sobą. Ewentualnie zwierz jest zdrowo kopnięty, czego też nie można wykluczyć (wiecie w końcu zwierz to ten bloger co od pięciu lat codziennie zalewa was przemyśleniami). Niemniej dziś będzie dokładnie taki wpis, gdzie zwierz sam nie jest szczególnie przekonany, które z jego licznych zdań na dany temat jest lepsze. O ile w ogóle istnieje jakaś hierarchia. A cały wpis będzie dotyczył uczuć i rozsądku. Rzadko idących w parze.
A wszystko zaczęło się kilka tygodni temu kiedy ogłoszono że Ben Affleck zostanie nowym Batmanem. Jak zwykle bywa w takich przypadkach Internet podzielił się na więcej niż jedną grupę (inaczej Internet nie byłby sobą) – jedni uznali, że Ben Affleck nadaje się do grania Batmana tak samo jak nadawał się do grania Daredevila. Innymi słowy nazwali Afflecka drewnianym aktorem, który potrafi zniszczyć każdą produkcję, jedynie dodając swoje nazwisko do obsady. Biorąc pod uwagę jakość Daredevila trudno uznać, że są zupełnie bez winy. Druga grupa uznała, że Ben Affleck zwodził wszystkich przez ostatnie kilka lat i wcale nie jest nieutalentowanym, drewnianym aktorem, tylko wręcz przeciwnie doskonale dobranym do roli choć niespodziewanym wyborem. Zwierz widzi tu zaufanie do ludzi filmu, którzy mogą wiedzieć o aktorach czy w ogóle o planach na film coś, co dla nas obserwujących z boku widzów jest niedostępne, przez co utrudnia czy uniemożliwia zrozumienie decyzji castingowych. No i oczywiście pojawiła się grupa trzecia – nieco moralizatorska – która wskazywała, że nie można oceniać jak ktoś sprawdzi się w jakiejś roli póki go w niej nie zobaczymy. Jeszcze inni – korzystając z przepastnej głębokości internetu wygrzebali wszystkie wątpliwości jakie kiedykolwiek towarzyszyły innym aktorom obsadzanym wbrew sympatiom widzów a doskonale sprawdził się w swojej roli (głównie wygrywa kompilacja internetowych wypowiedzi towarzysząca obsadzeniu Heatha Ledgera w roli Jokera). Tu argument jest prosty – sporo hałasu przy obsadzie a potem wszyscy zmieniają zdanie. jakby było w tym coś złego. Zwierz przyjrzał się wszystkim kontrowersjom i dyskusjom i doszedł do wniosku, że paradoksalnie wcale nie ma takiej opinii jakiej można byłoby się po nim spodziewać.
Prawda jest taka, że po obejrzeniu Men of Steel zwierz jest współpracą Supermana i Batmana średnio zainteresowany – jeśli film ma iść w tym samym kierunku co produkcja o Supermanie to zwierz stracił sporo entuzjazmu
Otóż zwierzowi wybór na Bena Afflecka na Batmana bardzo się nie podoba. Jak zwierz wielokrotnie powtarzał, obsadzenie Batmana wcale nie jest aż tak strasznie trudne. Oczywiście, nie każdy może dobrze wyglądać w stroju z uszami, ale nie każdy może być dobrym Waynem. Zdaniem zwierza jeszcze ani razu tej roli nie obsadzono dobrze – najlepszym Batmanem jak na razie był Michel Keaton, ale jako Bruce Wayne sprawdzał się nieco gorzej (ale nadal znakomicie choć nie tak znakomicie jak w kostiumie co chyba zaskoczyło wszystkich). Zwierz jednak nie ma tylko zastrzeżeń odnośnie wyglądu, w końcu w kostiumie wszyscy wyglądają mniej więcej tak samo. Gorzej, że Affleck, który sprawdził się jako scenarzysta, producent i jako naprawdę dobry reżyser od czasu kiedy odkryło go wielkie Hollywood (wtedy kiedy w obłędnie młodym wieku dostał Oscara za scenariusz do Buntownika z Wyboru) nie zagrał ani jednej naprawdę dobrej roli. Nawet w swoim własnym Argo był poprawny ale nie porywający i nigdy nie dał widzom żadnych dowodów, że posiada ekranową charyzmę aktora pierwszoplanowego. Zwierz nigdy nie miał nic przeciwko aktorowi ale nie zmieni to faktu, że zagrał on w kilku najgorszych produkcjach jakie zwierz widział w tym w Gigi, który to film jest tak zły, że zwierz nie był w stanie uwierzyć, że ktoś ten film naprawdę nakręcił – a właściwie nawet dopuścił do produkcji. Co więcej serce zwierza przeszyła dziś strzała najprawdziwszego smutku kiedy usłyszał, że Josh Brolin rozmawiał o roli ale nie został do niej wybrany. Choć zwierz nigdy nie myślał o tym aktorze, w tej roli to jednak sama myśl o tym by go w niej obrazić nagle zwierzowi strasznie się spodobała. Tak więc sami widzicie, że zwierz ma dość mocno ukształtowaną opinię na temat. A przecież, jak mówi wielu dyskutantów – nie powinien.
Widzicie to jest pewien problem – oczywiście, zwierz przychyla się do myśli, że wszyscy powinniśmy poczekać na występ aktora w danej roli by zarzucić go wyzwiskami. Zwłaszcza, że rzeczywiście Ben Affleck jako człowiek jest Bogu ducha winny, że został przez producentów wybrany na aktora mającego grać główną rolę. W końcu aktor zawsze będzie startował po interesujące role, i nie odrzuci zaproszenia do ciekawego projektu. Jednak z drugiej strony, zwierz sprzeciwia się wizji, że wszyscy mamy zachowywać się racjonalnie i odrzucać nasze pierwsze emocje i odruchy. W przypadku kultury nie zawsze (co zwierz wczoraj starał się udowodnić) jesteśmy racjonalni. A w przypadku aktorów, którzy mają podjąć się już wcześniej odgrywanej roli zasady racjonalnego myślenia zupełnie przestają działać. Zwierzowi nie podobał się wybór Daniela Craiga na Bonda (i nadal nie podoba się on zwierzowi w tej roli) między innym dlatego, że zwierz miał już ukonstytuowaną w głowie wizję agenta jej królewskiej mości,podobnie każdy wybór nowego aktora grającego Doktora budzi podobne uczucia (zwierzowi wybór Capaldiego na 12 Doktora ale podobnie jak w przypadku złych opinii ocenia go dobrze zanim zobaczył go w tej roli), a z krajowego podwórka kiedy nie tak dawno temu obsadzono w Warszawskim Teatrze współczesnym Szyca w roli Hamleta – całkiem sporo osób kręciło nosem zanim zobaczyło go na scenie (zwierz był jednym z nich i niestety jego obawy się potwierdziły). Wydaje się, że w przypadkach ról obsadzanych wcześniej przez innych aktorów nie jesteśmy w stanie uciec przed porównaniami – niekiedy boimy się, że komuś rola wyjdzie lepiej (zwierz pamięta swój lęk kiedy dowiedział się że Tom Hiddleston ma grać Henryka V, zwierz nawet mu kibicował ale bał się, że wyjdzie mu ta rola lepiej niż Branaghowi) albo boimy się, że czyjaś interpretacja zepsuje dobrą rolę (myślę, że ten lęk towarzyszy tym, których niepokoi obsadzenie Afflecka w roli Batmana). Tak więc nasze nieracjonalne uczucia nie są tylko negatywne – także zachwyt nad jakąś obsadą, przed obejrzeniem filmu jest nieracjonalny a przecież oparty na tych samych przesłankach – widzieliśmy aktorów w innych projektach i na tej podstawie wnioskujemy czy poradzą sobie z nową rolą.
Czy w takim razie zwierz broni ocenianie aktorów zanim w ogóle pojawią się na planie filmu? Zwierz oczywiście nie chce się posuwać aż tak daleko. Odnosi jednak wrażenie, że wcale nie powinniśmy zagrzebywać się w okopach pozornej obiektywności. Odbieranie kultury opiera się na emocjach. Zarówno pozytywnych jak i negatywnych. Fakt, że denerwujemy się, że jakąś rolę obsadzono tak a nie inaczej wcale nie świadczy tylko o naszej irracjonalności. Świadczy też o tym, że nam zależy. Zapewne dziesiątki (o ile w ogóle są dziesiątki) czytających ten wpis czytelników w ogóle nie poświęciło obsadzeniu Afflecka w roli Batmana ani jednej myśli. Zwierz podejrzewa, że przyczyna jest prosta – części z was nic to nie obchodzi i Batmana równie dobrze mogła by grać Julia Roberts. No własnie, kiedy jakiś element kultury nas nie obchodzi łatwo się zdystansować, ale dlaczego mielibyśmy się dystansować od uczuć w sprawach, które są dla nas ważne. Konieczność zdystansowania się implikuje, że tak naprawdę denerwujemy się czymś nieważnym a jedyna słuszna postawa, to szlachetny dystans połączony z oczekiwaniem. A przecież, to że czujemy coś irracjonalnie wcale nie znaczy, że czujemy to mniej intensywnie, czy mniej prawdziwie. Oczywiście lepiej jest zachowywać się jak ktoś kogo takie rzeczy nie obchodzą, kto jest zdystansowany i rozsądny. Ale czy to zawsze musi być cnota?
Sekundkę, powiecie, czyżby zwierz stał się obrońcą wcześnie wydawanych sądów. Byłaby to postawa daleka od wielu rzeczy jakie zwierz pisał wcześniej. Otóż, zwierz jest obrońca naszych uczuć. Przy czym zwierz musi zaznaczyć, że chodzi mu o uczucia, które są aby ująć to dość kretyńsko „dobrze irracjonalne”. Co to znaczy? W przypadku Afflecka wątpliwości budzi fakt, czy sobie poradzi z rolą, gdy jednak niechęć do aktora wynika nie z wiary czy braku wiary, że pasuje do roli ale np. z przekonania, ze nie zgadza się jego kolor skóry, wtedy zwierz nie jest już tak zdecydowanym obrońcą emocji. Czego jeszcze nie broni? Dwóch spraw. Pierwszej to narzucania naszych pierwszych odczuć innym, czy nie daj boże – przenoszenia ich na wyższy poziom. To, że zwierzowi nie podoba się pomysł z obsadzeniem Afflecka nigdy nie powinien prowadzić do niechęci względem osób, którym się ten wybór podoba (nawet jeśli zwierz nie jest w stanie tego zrozumieć). Po drugie – zwierzowi może się nie podobać casting ale sam Ben nie jest w sumie jako osoba związana z kinem niczemu winien. Jednak najważniejsze jest to by umieć pogodzić dwie sprawy. Jedna to nasza racjonalna czy irracjonalna niechęć do aktorów obsadzanych w niektórych rolach. Inna sprawa to umiejętność przyznania się do błędu. Nie ważne ile jadu wylejemy na danego aktora przed premierą – jeśli po obejrzeniu filmu umiemy przyznać się, że absolutnie myliliśmy się w naszych sądach co do obsady, i że istotnie aktor nadawał się do roli świetnie, wtedy w opinii zwierza jesteśmy czyści. Co prawda zwierz musi przyznać, że nie jest w tym momencie w stanie sobie przypomnieć by kiedykolwiek przydarzyła mu się taka sytuacja tzn. by aktor, do którego zwierz zapałał niechęcią w chwili castingu polubił po obejrzeniu filmu, ale być może zwierzowi źle służy pamięć a nie doświadczenie.
Jak więc widzicie zwierz zgodnie z obietnicą nie ma jednego zdania. Z jednej strony wie jak powinien się zachować, jako racjonalny widz czy jako odpowiedzialny bloger. Z drugiej strony zwierz nigdy nie lubi kiedy mówi się mu, czy ma prawo czuć się zły, zadowolony, rozczarowany czy też odczuwać jakąkolwiek inną emocję związaną z kulturą. Bądź co bądź niezależnie od tego czy jest to rozsądne czy nie rozsądne zwierz między innymi dlatego w ogóle spędza czas wypełniając godziny kulturą by coś poczuć. Jakby irracjonalne by to nie było. Oczywiście, zwierz nie będzie przed wami udawał, że życie zwierza jest lepsze ponieważ wściekł się na obsadę nowego filmu o Batmanie i Supermanie. Ale chciałby móc się wściekać nie czując wyrzutów sumienia i mieć ufność, że wierzy się mu na tyle by wiedzieć, że w razie pomyłki zmieni zdanie. Zwierz ma nadzieję, że to nie jest zupełnie bez sensu. Nie było kiedy zwierz pisał te słowa i starał się dość rozbudowaną gestykulacją przekonać do tych argumentów swój laptop. Laptop mrugał porozumiewawczo więc chyba zrozumiał.
ps: Zwierz dopina ostatnie sprawy Coperniconowe i ma pytanie – ktoś by chciał skoczyć ze zwierzem na piwo w Toruniu i pogadać emocjonalnie o popkulturze?