Home Góry Dwadzieścia kilometrów rozgrzewki czyli wpis tatrzańsko pandemiczny drugi

Dwadzieścia kilometrów rozgrzewki czyli wpis tatrzańsko pandemiczny drugi

autor Zwierz
Dwadzieścia kilometrów rozgrzewki czyli wpis tatrzańsko pandemiczny drugi

Zna­cie ten moment, kiedy jesteś­cie w ciepłych obję­ci­ach snu a ktoś stanow­czym głosem każe wam wstać, ubrać się i zejść na śni­adanie. I wy schodzi­cie na to śni­adanie tylko po to by zori­en­tować się, że wyda­ją­ca je stołówka oczy­wiś­cie jest jeszcze zamknię­ta? Jeśli nie zna­cie nigdy nie byliś­cie na wakac­jach z moją mamą.

 

Owce wyda­ją się najbardziej wylu­zowane w górach. Nie to co ludzie, zami­ast spoko­jnie sobie coś zjeść to bie­ga­ją tam i z powrotem

 

Jak pisałam wczo­raj nasze przed­w­czesne pojaw­ie­nie się pod drzwia­mi hotelowej stołów­ki wynikało z fak­tu, że mat­ka Zwierza nie chci­ała by ktokol­wiek odd­y­chał na jej śni­adanie. Plan genial­ny, ale najwyraźniej hotel przy­go­towany na odwiedziny mat­ki Zwierza zas­tosował manewr wyprzedza­ją­cy i wyda­je każde­mu z goś­ci talerz śni­adan­iowy. Co oznacza, że mogłyśmy się pojaw­ić na stołów­ce później. Kiedy podzieliłam się z moją matką tą reflek­sją, kaza­ła mi szy­b­ciej jeść śni­adan­iową jajecznicę, na którą musi­ałyśmy czekać trzy bez­cenne min­u­ty poran­ka (co jest o tyle ciekawe, że jajeczni­ca choć z pewnoś­cią świeża nie była ciepła).

 

Ponieważ pier­wszy dzień jest przez­nac­zony na akli­matyza­cję mat­ka Zwierza oświad­czyła, że pójdziemy ścieżką pod Regla­mi, do Doliny Małej Łąki a stamtąd na Przysłop Mię­tusi. Czyli rzeczy­wiś­cie właś­ci­wie, niemal zupełnie po płaskim. Dro­ga pod Regla­mi ma swo­je cechy nat­u­ralne np. jest tam zawsze w cie­niu i jest tam zawsze bło­to. Są też owce, które wyda­ją się całkiem zad­owolone z życia, i bie­ga­ją­cy tam i z powrotem ludzie, którzy wyda­ją się nieco mniej zad­owoleni niż owce, co mnie nie dzi­wi, bo owce jedzą a ludzie bie­ga­ją i tylko z jed­ną z tych czyn­noś­ci jakoś się utożsamiam.

 

Po drodze spotkaliśmy właś­ci­cieli cud­nego szczeni­acz­ka, który dziel­nie staw­iał młode łap­ki w nowym świecie górskiego błot­ka. Zach­wycił mnie jego szary pysk, więc sama wydałam z siebie pisk zach­wytu, zapy­tałam czy mogę pogłaskać i jak się nazy­wa. Pies chci­ał nawet zjeść mój kijek co wywołało radość i trochę słów przeprosin. Dopiero kiedy poszłyśmy dalej moja mat­ka zwró­ciła uwagę na ciekawą kwest­ię, otóż cały dia­log z mojej strony odbył się w języku pol­skim zaś ze strony właś­ci­cieli pies­ka w języku niemieckim. Zach­wyt nad szczeni­akiem pozwala jed­nak przeła­mać takie drob­ne bari­ery językowe. Ale to jed­nak trochę tłu­maczyło dlaczego piesek nazy­wał się Kaiser.

 

Siedz­imy całe pięć min­ut. A na koszulkach obie mamy napisane “Jest mi z tego powodu abso­lut­nie wszys­tko jed­no”. To dobra odpowiedź na wiele życiowych kwestii

 

Dolina Małej Łąki ma nazwę, która budzi we mnie daleko idące reflek­sje. Głównie nad tym – co zdaniem górali jest łąką dużą. Trze­ba bowiem przyz­nać, że ta dolina, którą idzie się szy­bko i nie jakoś bard­zo pod górkę (w sum­ie to praw­ie nie pod górkę) kończy się bard­zo dużą łąką. I ter­az pytanie czy górale mają jakieś inne skale mierzenia łąk, czy jest to pró­ba odstraszenia ludzi od doliny. Cokol­wiek jed­nak zas­tosowano praw­da jest taka, że w dolin­ie są turyś­ci, ale jest ich bez porów­na­nia mniej niż w sąsiadu­ją­cych z doliną Strążyskiej czy Koś­cieliskiej. Sam widok na góry pod koniec doliny spraw­ia olbrzymią satys­fakcję, zwłaszcza jeśli przy­bliżmy się nieco do szczytów idąc zupełnie po płaskim wśród ros­ną­cych naokoło kwiatów.

 

Ter­az będzie ciekawy przyp­is bowiem Mat­ka Zwierza pier­wszy raz w życiu widzi­ała ową łąkę (to że Zwierz był tam po raz pier­wszy niko­go nie powin­no dzi­wić, ostate­cznie Zwierz to w ogóle nigdzie nie był). Fakt ten zdzi­wił Zwierza, zdzi­wił jego Matkę i chy­ba nawet samą polanę, która mogła się poczuć wyróżniona tym niespodziewanym spotkaniem. Ogól­nie wszyscy byli zaskoczeni. Być może to nagłe wzrusze­nie mat­ki spraw­iło, że mogłam się pogapić na łąkę całe pięć min­ut. Jak­byś­cie to przeliczyli na nor­malne to była­by to jakaś godzina.

 

Tu należy dodać jeszcze jeden ciekawy przyp­is, otóż musi­cie sobie zdawać sprawę, że co roku – koło pier­wszego albo drugiego dnia wyprawy Zwierz zal­icza dra­maty­czny spadek ciśnienia na niewiel­kich wysokoś­ci­ach. Mam tak od lat młodzieńczych i wyni­ka to z jakiegoś ciekawego spię­cia się mojego niskiego ciśnienia, chodzenia choć trochę pod górę i w ogóle samych gór. Przy­bier­am wtedy kolor najpierw zielony a potem biały i w sum­ie oświad­czam, że chce się położyć i umrzeć (mat­ka jakoś dzi­wnie nie zostaw­ia mnie wtedy na środ­ku szlaku – chy­ba zakłada­jąc, że moje zwło­ki mogły­by opóź­ni­ać jej późniejsze zejś­cie). Prze­chodzi to po jakichś dziesię­ciu min­u­tach i potem czu­je się zazwyczaj zupełnie dobrze. Trze­ba mnie tylko nakarmić czeko­ladą albo środ­kiem na pod­niesie­nie ciśnienia. Jest to jed­nak czyn­nik, który spraw­ia, że mat­ka Zwierza niechęt­nie ciąg­nie do wyżej zakłada­jąc, że jed­nak, jeśli kiedykol­wiek pad­nę tak na jakieś bardziej stromej pochyłoś­ci to będzie musi­ała zde­cy­dować czy mnie dobić i iść dalej albo czy zawró­cić, i nie chce ona stawać przed tak niemożli­wy­mi wyborami.

Mama na Przysłopie oczeku­je aż w końcu skończę jeść jabłko. Ja nieświado­ma siedzę w mrowisku. Ach życie

 

Ku naszej radoś­ci okaza­ło się, że z doliny na Przysłop Mię­tusi (doskon­ałe miejsce na pier­wszy akli­matyza­cyjny dzień wyjaz­du) prowadzą dwa szla­ki, więc nie musimy cofać się do rozwi­dle­nia tylko może­my iść cały osza­łami­a­ją­cy kwad­rans na piękną łąkę, z której rozpościera się pięk­na panora­ma. Żeby było jasne – łąka na Przysłopie jest dość duża, ale udało mi się na niej usiąść pros­to w mrowisku. Biorąc pod uwagę jak częs­to mi się to zdarza chy­ba powin­nam rozważyć jakąś kari­erę jako mrówkowy śled­czy. Tu mat­ka poz­woliła mi zjeść jabłko. Chci­ałabym z tego miejs­ca podz­iękować matce, że uznała, iż moje gryzie­nie jabł­ka przez całe cztery min­u­ty nie jest bard­zo denerwujące.

 

Zeszłyśmy do Koś­cieliskiej – szlak prowadzi do jej wylo­tu i tu mat­ka Zwierza zaczęła snuć wiz­ję, co moż­na było­by zro­bić z długim osłonię­tym frag­mentem doliny (tym na samym początku), który jej zdaniem jest piekiel­nie nud­ny i zatłoc­zony, a którym częs­to wraca się z zupełnie innych wycieczek. Mat­ka Zwierza te plany snu­je co roku (pół na pół z prag­nie­niem wykończenia połowy turys­tów). W tym roku stwierdz­iła, że moż­na było­by tu spoko­jnie zamon­tować ruchomy chod­nik, bo w sum­ie i tak nic ciekawego się tu nie dzieje. Nie przekazu­j­cie tego dyrekcji Tatrza­ńskiego parku nar­o­dowego, bo nas więcej nie wpuszczą.

 

Dotarłszy do koń­ca trasy doszłyśmy do wniosku, że człowiek posilony połową por­cji zim­nej jajeczni­cy i jed­nym jabłkiem być może potrze­bu­je jakiegoś wspo­może­nia w związku z tym w przypły­wie kuli­narnego sza­leńst­wa i roz­pusty na obi­ad zjadłyśmy jed­ną por­cję pierogów z bryn­dzą na spółkę. Zan­im zła­piecie się za głowę – wyni­ka to z fak­tu, że por­c­ja wynosiła 12 pierogów a każ­da z nas jest sześ­ciopiero­gożer­na. Jestem pew­na, że każdy człowiek w Europie wschod­niej i środ­kowej wie, ile może zjeść pierogów za jed­nym posiedze­niem. To jedy­na prawdzi­wa jed­nos­t­ka podzi­ałów społecznych jaką toleruję.

 

Chci­ałam powiedzieć, że piero­gi z bryn­dzą są tak dobre, że może zjadłabym nawet siedem.

 

Po wczo­ra­jszej krótkiej roz­mowie o licze­niu kroków mat­ka ściągnęła sobie trze­cią aplikację liczącą kro­ki, ale tym razem nie po to by liczyła tylko kro­ki, ale też punk­ty kar­dio wedle zale­ceń agencji WHO. Człowiek tych punk­tów kar­dio powinien robić dla zdrowia 150 tygod­niowo, a mat­ka Zwierza z radoś­cią skon­sta­towała, że dziś zro­biła już 133. Mam wraże­nie, że wyz­nacza­jąc sobie tygod­niowy wysiłek będzie celowała w 1500 punk­tów, jeśli nie więcej. Nie pyta­j­cie, dlaczego. Może by potem przesłać to do WHO z pytaniem czy mają jakieś więk­sze wyzwa­nia bo to ją nudzi?

 

A sko­ro przy licze­niu akty­wnoś­ci jesteśmy, doszłam do bard­zo twór­czego wniosku, że właś­ci­wie powin­nam liczyć nie czas kiedy chodz­imy ale czas kiedy siedz­imy, jako że czyn­ność rzadziej wykony­wana jest łatwiejsza do zmierzenia. Wyszło mi, że dostałam dziś całe dwie godziny siedzenia ale to tylko dlat­ego, że nie wypa­da iść i jeść a także, mama chci­ała poczy­tać (dzię­ki bogu za uza­leżnienia czytel­nicze). Jed­na rzecz mnie tylko odrobineczkę niepokoi. Dziś w ramach wol­nego dnia przeszłyśmy 20 kilo­metrów. A mama kupiła mi nowe buty górskie. Mam wraże­nie, że coś knuje.

 

PS: W łazience naszego poko­ju coś kapie coraz głośniej. Nie da się ziden­ty­fikować co. Kiedyś tak kap­nie, że pewnie będzie po wszys­tkim ale na razie pozwala to ćwiczyć umiejęt­noś­ci detek­ty­wisty­czne. Jed­nocześnie okazu­je się, że na balkonie naszego poko­ju jest zimniej niż wszędzie indziej. Nie wiado­mo dlaczego. Ale tak jest choć balkon nie jest w cieniu.

0 komentarz
13

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online