W dniu swoich trzydziestych urodzin zwierz obudził się w Londynie. To ładne zdanie które zwierz – nie ukrywajmy, trochę sobie zaplanował. Ile to się trzeba namęczyć i pieniędzy wydać by mieć takie stylowe rozpoczęcie notki na bloga. A potem ludzie się zastanawiają dlaczego zwierz nigdy nie będzie bogaty. Skoro jednak już zaplanował budzenie się trzeba było co zrobić z całą resztą dnia. A ponieważ zwierz lubi się żywić ludzką zazdrością to opowie wam co robił.
Zacznijmy od tego, że zwierza obudził narzeczony informując go, że boi się wręczać prezenty. Po krótkim wywiadzie wyszło, że narzeczonego w nocy dopadł koszmar w którym zwierz na ofiarowane prezenty zareagował bez entuzjazmu,a wręcz z lekkim rozczarowaniem. Obawa przed tym, że to sen proroczy nieco poskromiła entuzjazm Mateusza by obsypywać zwierza prezentami. Na całe szczęście okazało się, że jeśli podarujecie zwierzowi historię National Theatre – książkę którą można kogoś przypadkowo zabić bo ma wymiary i wagę cegły to zwierz z całą pewnością nie będzie obojętny. A jeśli dorzuci się do tego jeszcze wisiorek z agatu i lawy (tak!) który odwzorowuje układ Marsa i jego księżyców to już w ogóle zwierz się zupełnie rozpadnie. Ogólnie wiecie co – zwierz się zawsze cieszy jak dostaje prezenty. Dorastając zwierz zauważył, że udawanie radości z prezentów jest coraz mniej konieczne. A może po prostu zwierz dostaje coraz lepsze prezenty.
Zwierz przyzna wam, że miał na ten dzień bardzo konkretny plan. Widzicie kiedy pierwszy raz znalazł się w Londynie ostatniego dnia swojego pobytu kupił kawę na wynos na stoisku pod opactwem Westminsterskim poszedł do niewielkiego parku koło Parlamentu i pomyślał, że w sumie nie wie czy kiedykolwiek wróci do Londynu. Co prawda od tamtego czasu minęło osiem lat a zwierz był w Londynie nie jeden raz ale jakoś naszło go sentymentalnie, że pójdzie w dokładnie to samo miejsce, usiądzie, wypije kawę i jeszcze raz zada sobie pytanie o przyszłość. Zwierz co postanowił, to zrobił. Jedyny problem polega na tym, że kiedy siedział tam po raz pierwszy był sam i zachowanie sentymentalnego nastroju było proste. Tym razem wziął ze sobą swojego narzeczonego i przyjaciółkę co zakończyło się przełamaniem sentymentalnej atmosfery okrzykiem „Spójrz, klasyczny przykład gołębia dławiącego się chlebem”. Gołąb przeżył ale sentymentalny nastrój zwierza się zupełnie rozwiał zastąpiony przez głupawkę. Być może zwierz powinien sobie postanowić, że musi wrócić do Londynu usiąść na tej samej ławce i rozejrzeć się za dławiącym się gołębiem. To brzmi jak nieco trudniejszy plan do zrealizowania. Plus trzeba znaleźć gołębia gotowego do współpracy.
Ponieważ Mateusz nigdy nie był w Londynie zdecydowaliśmy się pokazać mu St.James Park a przy okazji Pałac Buckingham. Zwierz właśnie rozmawiał z przyjaciółką, z której doświadczenia wynikało, że nigdy w życiu nie weszła w Londynie na plan filmowy, kiedy nagle wszystkie samochody przy wąskiej uliczki okazały się jakoś dziwnie stylowe i właśnie wtedy zwierz zdał sobie sprawę, że przechodzą w poprzek… planu filmowego. Zwierz jest bardzo ciekawy jaka to była produkcja – choć oczywiście nie było na planie nikogo poza oświetleniowcami i ludźmi niosącymi ciężki sprzęt. Nie mniej kto wie może w środku jakiegoś rozgrywającego się w latach pięćdziesiątych filmu zobaczycie zwierza jak przemyka się bokiem mając nadzieję, że nikt go nie zawróci i nie każe iść na około. Z kolei w parku zwierz rozochocony dobrym zdjęciem wiewiórki postanowił zrobić zdjęcie trzem pelikanom. Najwyraźniej jednak pelikany pobierają opłatę za każdą fotografię bo ilekroć zwierz wyciągał aparat zaczynały nurkować. Zwierz zastanawia się nad osobistą skargą do królowej Elżbiety. Co to ma być, że pod jej własnym pałacem nie można zrobić ładnych zdjęć.
Po zwiedzaniu przyszły sprawy na rzeczy bardzo ważne czyli zakupy a dokładniej obowiązkowy ekspresowy wypad do Primarka. Zwierz zawsze robi tam zakupy bo jest coś cudownie burżujskiego w kupowaniu ciuchów w Londynie bo jest tam taniej niż w Warszawie. No i właśnie w Primarku, pomiędzy kupowaniem idealnej kurtki (serio zwierzowi udało się kupić idealną kurtkę co nie jest proste bo szukał jej od trzech lat i kupił po drodze wiele nieidealnych kurtek) a naprawdę ładnego szalika zwierz zatrzymał się przed wieszakiem na której wisiały bluzy z Pokemonami. Zwierz wziął bluzę i przez jedną milisekundę zaczął się zastanawiać czy aby na pewno nie jest na nią za stary, bo przecież właśnie ma już trzydzieści lat i chodzenie w bluzie z Pokemonami może nie przystoi osobie w wieku zwierza. Po chwili jednak sama ta myśl zwierza rozbawiła. Jakież to miało znaczenie. Żadne. Zwierz dorzucił jeszcze skarpetki z herbami domów Hogwartu i postanowił że nigdy więcej nie będzie się bawił takimi myślami. Wszak nikogo naprawdę nie obchodzi co zwierz ma na bluzie tak długo jak długo nie ma tam logo promocyjnego Batmana v Supermana. Zwierz przyzna szczerze, że kupienie sobie kilku ciuchów podziałało na niego doskonale, przypominając mu za co jeszcze kocha Primark. Ponieważ jest tam tłok nie ma sensu mierzyć, więc zwierz nie kupuje niczego co powinien mierzyć, więc nie ma tego koszmarnego elementu robienia zakupów kiedy trzeba się obejrzeć w lustrze.
Czas trzydziestych urodzin biegł nieubłaganie a rzeczy które należało zrobić wciąż było mnóstwo. Do tego zaczęło padać ale zwierz przyzna wam szczerze, że dziś niczym heroina najważniejszych romansów postanowił na to zupełnie nie zważać. Spojrzał więc na listę rzeczy które chce zrobić zanim północ wybije w dniu jego trzydziestych urodzin i znalazł tam postanowienie, że musi w końcu zjeść rybę z frytkami. Znalazł się więc w typowo angielskim pubie (ani szczególnie ciekawym, ani nieciekawym) i zamówił rybę z frytkami. Za oknem padało, zwierz popijał cydr, rozmawiał z przyjaciółmi i musi powiedzieć, że był bliski powiedzenia tych kilku słów po których przychodzi sam diabeł odbierać wszystko co mu obiecaliśmy w cyrografie. Zwierz postanowił więc mimo wszystko hodować w sobie odrobinę niepokoju i lęku więc co pewien czas zerkał na rozwieszone w rogu pubu ekrany z wiadomościami. To zawsze jest dobry sposób na przypominanie sobie, że osobiste szczęście nie zawsze zgrywa się ze szczęściem świata. Natomiast zwierz powie wam, że ryba z frytkami w Londyńskim pubie i ryba z frytkami nad polskim morzem nie różnią się za bardzo smakiem i być może zwierz coś ważnego przegapił ale ogólnie nie poczuł że otworzyły się przed nim jakieś nowe kulinarne horyzonty. Być może to jest nauka na nową dekadę życia, że jeśli coś nazywa się jak ryba z frytkami to smakuje jak ryba z frytkami. Brzmi bardzo mądrze.
Aby jakoś zakończyć dzień miłym akcentem – takim który przypomina, że naprawdę ma się urodziny – zwierz wypił sobie gorącą czekoladę w austriackiej kawiarni. Gorąca czekolada, dobra gorąca czekolada, to rzecz która zdarza się w życiu naprawdę rzadko więc jeśli się na jakąś trafi to jest to powód do szczęścia i celebracji. Ta którą zwierz pił była fenomenalna choć być może dlatego, że zwierz miał urodziny, spędzał je z ludźmi których lubi i nie musiał się o nic za bardzo martwić. Być może to jest najlepsza rada jaką zwierz może wam dać – jeśli choć trochę boicie się swoich urodzin to koniecznie zaplanujcie ten dzień tak by nie mieć za dużo czasu by myśleć o swoim wieku. Zresztą jak doskonale ujęła to moja przyjaciółka – trzydziestka jest już prostsza bo po dwudziestym piątym roku życia przez kilka lat trzeba ciągle liczyć a tu przynajmniej jest przez kilka lat prosto. Zwierz który kiedyś się rypną w liczeniu swojego wieku musi jej przyznać rację. Trzydziestka to taka prosta liczba że przynajmniej przez jeden rok jest pewność ile się tak naprawdę tych lat ma.
I serio moi drodzy, a zwłaszcza moje drogie. Nie ma dni magicznych. Człowiek się budzi spędza miło dzień i wciąż jest po prostu sobą. Gdybyście się któregoś dnia obudzili i postanowili, że macie o rok mniej, albo o dwa lata więcej nikt by nie zauważył. Nie ma się co za bardzo przywiązywać do wieku. Ani się czegokolwiek bać. Ważne żeby się naprawdę dobrze bawić w swoim życiu. A co najlepsze – dobra zabawa zazwyczaj polega na tym, że otaczacie się miłymi ludźmi i pozwalacie by rzeczy działy się same. I wiecie co, nawet nie musicie jechać do Londynu. Choć stolica Anglii rzeczywiście pomaga.
Ps: Już jutro wracamy do popkulturalnej tematyki – zwierz trochę was przeprasza za to, że ostatnimi czasy popkulturalnie bywało w kratkę. Następne urodziny dopiero za rok.