Jakiś czas temu ktoś zarzucił Zwierzowi, że ciągle pisze o tych samych rzeczach o których piszą inni. To dziś zwierz niemal na pewno się wyrwie z korowodu komentowania tego samego. Otóż moi drodzy, zwierz chciałby wam dziś wyznać. Tęskni za reality talent show.
Musicie wiedzieć, że na krótko przed powstaniem tego bloga zwierz miał autentyczną, kosmiczną fazę na Amerykańskiego Idola a potem na Britain Got Talent. To było mniej więcej wtedy kiedy już powoli stawało się jasne, że nikt kto wygrał Idola nie zostanie wielkim śpiewakiem ale jeszcze konkurs był czymś więcej niż tylko sztuką dla sztuki. O ile zwierz dobrze pamięta – śledził niemal na żywo moment kiedy z konkursu odpadała Jennifer Hudson. Potem zwierz zaczął śledzić Britain Got Talent i wzruszał się kiedy Paul Potts śpiewał Nessum Dorman i kiedy Susan Boyle zrobiła chyba największe wrażenie na słuchaczach w historii takich programów. Więcej – nawet kiedy program trafił do Polski zwierz jeszcze czasem oglądał Talent Show – i do dziś ma w pamięci że wysłał w Polskiej edycji tylko jednego smsa. Na Dawida Podsiadło. Do dziś uważa to za przejaw swojego niesłychanie dobrego gustu.
Jednocześnie zwierz musi wam wyznać, że był zawsze widzem bardzo klasycznym – to znaczy takim, który oglądał przede wszystkim pierwsze przesłuchania czekając na dwa rodzaje występów. Bardzo dobre i bardzo złe. Skoro już przy wspomnieniach jesteśmy to zwierz nie pamięta właściwie nic z polskiej edycji Idola poza występami najgorszymi i wpadkami. Zresztą na złe występy zwierz zawsze bardzo liczył – choć czasem – zwłaszcza gdy widać było, że osobie coś nie wyszło, było zwierzowi przykro. W każdym razie jednak zwierz naprawdę lubił ten moment kiedy pojawiała się jakaś nowa osoba – chłopię czy dziewczę i śpiewało, grało, tańczyło czy robiło cokolwiek innego zachwycająco dobrze.
Kiedy zwierzowi ten schemat się znudził? Chyba wtedy kiedy zasady rządzące formatem nie dały się już ignorować. Wiecie – to nie jest tak, że zwierz kiedykolwiek był widzem naiwnym i nie świadomym tego, że ogląda program cięty, ułożony i wyreżyserowany. Ale jednocześnie – czasem pojawiały się w nim może nie tyle prawdziwe emocje co prawdziwe (odkryte w czasie kręcenia programu) niespodzianki – jak wspomniana Susan Boyle. Te niespodzianki były dla zwierza zawsze najfajniejsze. Nie potrzebował dodatkowych dodatków czy wzruszeń, bo było jasne że jeśli dzieje się coś niespodziewanego to człowiek wzruszy się i tak. Ale dla telewizji naturalne wzruszanie nie jest dość pewne. Format zaczął się coraz bardziej rozrastać.
Dziś talent show wygląda zawsze mniej więcej tak samo. Po pierwsze – najważniejsze w uczestnikach stają się historie ich życia. Im bardziej tragiczne tym lepiej. Zwierz nie odmawia talentów ludziom z niepełnosprawnościami, czy mających gdzieś w życiorysie wielkie tragedie. Ale strasznie nie lubi kiedy nie pozwala się mu ocenić czyjegoś talentu tylko od razu wciska tą smutną, specjalnie podkręconą historię. Kiedy w jednej z edycji Mam Talent (chyba holenderskiej) jury roniło łzy bo dziewczyna na wózku śpiewała że wszyscy jesteśmy dziećmi boga to zwierz zastanawiał się – czy to jest docenienie talentu dziewczyny (śpiewała bardzo dobrze) czy bezczelne wykorzystywanie prostego wzruszenia i pewnego wcale nie spersonalizowanego spojrzenia na osobę z niepełnosprawnością do sprzedawania tanich wzruszeń. Zwierz ma z tym poważny problem bo z jednej strony – niby rzadka w telewizji reprezentacja osób z niepełnosprawnością z drugiej sprzedawana trochę na zasadzie “na wózku a śpiewa” co przynajmniej zdaniem zwierza – nie jest przejawem dobrych intencji. I chodzi tu zwierzowi o każdą niepełnosprawność którą te talent show ogrywają do granic przyzwoitości.
Trochę na podobnej zasadzie wykorzystuje się w takich programach dzieci. W ogóle fakt że w Mam Talent zniesiono granicę wieku (która istniała i nie wiem czy nadal istnieje w różnych odmianach Idola) chyba najbardziej przyczynił się do zepsucia formatu. Oto nagle pojawiło się całe mnóstwo uroczych dzieci, które koniecznie musiały wzruszyć albo rozbawić widownię. Niektóre utalentowane, inne utalentowane jak na swój wiek, jeszcze inne robiące sobie krzywdę (bo np. Śpiewające operowym głosem kiedy się tego raczej nie powinno robić). Im lepiej dziecko naśladowało dorosłych twórców tym bardziej było fetowane. A jednocześnie – nie da się nie dostrzec, że wszystkie te dzieci są po prostu wykorzystywane Dość cynicznie bo nawet jeśli mają talent to po zakończeniu takiego programu najczęściej muszą poczekać aż cokolwiek sensownego będzie się dało z nim zrobić. Poza tym zwierz w przypadku wszystkich dziecięcych gwiazd ma tą samą obawę – że nawet jeśli dziecko coś lubi robić to kiedy już jest w telewizji na oczach tych tysięcy widzów to nie może powiedzieć że już go to nie bawi i się wycofać. W sumie zwierz zawsze bał się tych stojących za kulisami rodziców bo nigdy nie wiadomo czy patrzy się na kogoś kto wspiera pasję dziecka czy na kolejną szaloną “matkę-promotorkę” zmuszającą dziecko do robienia kariery, by zrealizować własne niespełnione ambicje.
Skoro jesteśmy przy uczestnikach. Przez latach zmienił się też trochę ich profil. Obok ludzi którzy po prostu dobrze śpiewają czy robią coś ciekawego pojawił się cały zastęp profesjonalistów. Mam Talent powyciągało z domów na całym świecie ludzi którzy mają swoje mniejsze czy większe rozrywkowe talenty i przedstawienia. Pojawili się więc na scenie nie utalentowani amatorzy ale jak najbardziej profesjonaliści. Zespoły taneczne, ludzie którzy występują ze swoim przedstawieniem od dawna czy wirtuozi grający doskonale na instrumentach – bo takie mają wykształcenie. Bodajże w Polsce raz wygrał czy daleko zaszedł akordeonista. Zwierz może by wzruszał się jego talentem gdyby nie fakt, że był to człowiek po Akademii muzycznej (czy nawet na niej wykładający) i w jego dobrej grze nie było nic dziwnego. Jakby po zawodowym muzyku spodziewamy się, że będzie grał dobrze na swoim instrumencie. Takich przypadków jest coraz więcej i w sumie zwierz ma wrażenie, że to raczej przegląd ludzi którzy życiowo zajmują się rozrywkową niż utalentowanych amatorów Zresztą zwierz ma wrażenie że o ile ze śpiewakami jeszcze takie talent show wiedzą co zrobić o tyle z ludźmi mającymi inne talenty – niekoniecznie. Być może zwierz się myli ale czy znacie jakiegokolwiek – nie muzyka który po zwycięstwie w Mam Talent osiągnął międzynarodową sławę?
Kolejna sprawa która wymknęła się spod kontroli to sposób w jaki reagują jury. Już pomińmy fakt, że na całym świecie reagują tak samo – bo ewidentnie jest scenariusz ile razy należy zapłakać, zaśmiać się czy poczynić owację na stojąco. Otóż dawniej kiedy przesłuchania np. Do Idola odbywały się bez widowni, te reakcje – nawet bardzo pozytywne, były jednak nieco bardziej naturalne, a jakieś niesamowite pochwały zdarzały się rzadziej. Najczęściej były to po prostu trzy osoby które słuchały jak ktoś śpiewa i czasem mówiły bardzo miłe rzeczy. Raz na jakiś czas ktoś uznał że wstanie i zrobi owację na stojąco ale zdarzało się to maksimum raz na sezon. Kiedy jednak przesłuchania zaczęły odbywać się przed widownią szybko wszystkie reakcje stały się bez porównania bardziej przesadzone. Owacje na stojąco zdarzają się w co drugim odcinku, wszyscy łkają i nawet złośliwi jurorzy są już zdecydowanie bardziej utemperowani. Przy czym większość paneli jurorskich w takich programach nie składa się wyłącznie z aktorów i niestety strasznie widać gdzie scenariusz nakazuje większe wzruszenia. Zwierz strasznie tego nie lubi bo nic go bardziej nie odrzuca niż źle zagrane emocje.
Na koniec sama widownia która też bardzo wyraźnie jest z sezonu na sezon coraz bardziej podkręcana by śmiałą się bardziej, łkała częściej i powstawała do owacji na stojąco dokładnie w tym momencie w którym ktoś zaśpiewał czysto trudną nutę. Ponownie – zwierz nie ma złudzeń że zawsze oglądał show wyreżyserowany ale poziom tej reżyserii stał się w ostatnich latach nieznośny. Wszystkie zachowania wyolbrzymiono i nie pozostawiono ani momentu na uczucia które widz mógłby poczuć sam – wszystko podane na talerzu, każda reakcja, każda uroniona łza. Do tego wyolbrzymione do granic wytrzymałości – ostatecznie człowiek czuje się zakłopotany oglądając tyle sztucznie podkręconych emocji. Zwierza zastanawia ten proces, który zapewne wynika z faktu, że koło dziesiątego sezonu widzom trzeba zaproponować coś więcej, a nie wciąż te same reakcje. Programy stają się więc coraz bardziej wyreżyserowane, zmieniane tak by było jeszcze więcej niesamowitych momentów. Być może to działa ale zwierza do wszystkich tego typu imprez skutecznie zniechęciło.
A trochę szkoda. Bo było w tych początkowych talent show coś fajnego. Po pierwsze – jeszcze na samym początku wydawało się, że rzeczywiście oferują one dostęp do niesamowitej sławy (choć w sumie kilka osób po amerykańskim Idolu zrobiło wielką karierę), potem okazało się że nie jest to taki prosty schemat. Po drugie – co zwierz lubił chyba najbardziej – odwoływały się do takiego przekonania, że wśród “zwykłych ludzi” bardzo wielu jest takich którzy mają niesamowity talent, ale z różnych przyczyn nie zostali odkryci. I rzeczywiście było coś fajnego w tym kiedy wchodziły na salę osoby niepozorne, nie wyglądające na przyszłe gwiazdy i robiły spore wrażenie na jurorach.Nawet jak potem odpadały to było coś miłego w tym że okazywało się iż nie trzeba być pięknym, ani nawet bardzo młodym by np. doskonale śpiewać. Coś co często umyka kiedy patrzy się na współczesne coraz ładniejsze i coraz młodsze gwiazdy muzyki rozrywkowej. Na koniec zwierz trochę tęskni za czasami kiedy dyskusje między jury były nieco mniej wyreżyserowane, nieco mniej było wiadomo jak się kto zachowa. Kiedy jeszcze co pewien czas komuś mogła autentycznie opaść szczęka. Ponownie – było w tym coś bardzo miłego. Zwierz nigdy się nie łudził że oglądając reality show ogląda jakąkolwiek prawdę. Akurat miał tyle rozsądku by wiedzieć, że nawet to co wydawało się takie naturalne jest wyreżyserowane. Od samego początku bo przecież nie było tajemnicą, że zwyciężczyni pierwszego Idola Kelly Clarkson nagrywała dwa razy swoje pierwsze przesłuchanie – chyba dlatego, że pierwszy klip nie wypadł jakoś szczególnie dobrze a szybko stało się jasne że dziewczyna będzie ważna w całym konkursie. Co nie zmienia faktu, że tej reżyserii było jakby odrobinę mniej. Jak w każdym dobrym reality show czasem przewinęło się tam coś prawdziwego. Dziś na nic prawdziwego nie może być miejsca bo wszystko jest dokładnie ułożone do ostatniej lampki, uwagi, łzy i oklasku. I zwierza to już zupełnie nie bawi.
Ps: Zwierz zaczął oglądać Glow obejrzał ponad połowę i jest tym serialem okropnie znudzony. Obejrzy do końca ale ma wrażenie, że to kolejna produkcja w której tak dużo miejsca poświęcono odpowiedniej stylizacji opowieści że zapomniano, że historia powinna być choć trochę oryginalna.