Hollywood zadrżało w posadach. Harvey Weinstein o którym mówiło się, że na Oscarach w ostatnich latach dziękowano mu częściej niż Bogu stracił posadę w Weinstein Company. Stracił ją po tym jak New York Times opublikował artykuł, który poruszał kwestie molestowania seksualnego, licznych kobiet, którego Weinstein dopuszczał się na przestrzeni ostatnich 30 lat. To być może jedna z tych spraw które mogą nieco zmienić oblicze Hollywood.
Zacznijmy od tego, że informacje o niewłaściwym zachowaniu Weinsteina wobec kobiet pojawiały się to tu to tam w mediach, nigdy jednak nie pojawiły się w osobnym artykule, który jednoznacznie wskazywałby nazwiska kobiet, okres kiedy dochodziło do napastowania czy opisywałoby w jaki sposób znany producent zachowywał się wobec swoich ofiar. Dlaczego? Wbrew temu co może się wydawać o milczeniu mediów nie zadecydował brak woli wśród dziennikarzy. Wręcz przeciwnie – dziś kiedy w końcu NYT opublikował swój artykuł pojawia się całkiem sporo dziennikarzy, którzy przyznają że od co najmniej dziesięciu lat ktoś pracował nad artykułami o zachowaniu Weinsteina i próbował sprzedać je jakiemuś czasopismu. Ostatecznie jednak wszystkie media milkły, bojąc się konsekwencji. Większość napastowanych przez Weinsteina kobiet nigdy nie zdecydowała się wnieść oskarżeń przeciwko producentowi, nieliczne które to zrobiły, zdecydowały się na ugodę poza sądem. A to oznacza że czasopisma musiałby się liczyć z tym, że ewentualny artykuł mógłby spotkać się z odpowiedzią ze strony prawników słynnego producenta. A co za tym idzie – z drogim i trudnym do wygrania procesem sądowym.
Dlaczego NYT wychodzi z oskarżeniami właśnie teraz? Wedle sugestii licznych dziennikarzy świadczy to nie tyle o sile mediów co o słabości samego Weinsteina. Jego złoty dotyk, który na wiele lat ukształtował krajobraz nominacji Oscarowych i stworzył standardy promocji niezależnych filmów w Stanach, w ostatnich latach działa jakby nieco gorzej. Filmy zrobione wedle dokładnie tej samej formuły co kiedyś nie sprawdzają się już tak dobrze jak wtedy kiedy Weinstein mógł zdobyć Oscara z Zakochanym Szekspirem czy zadeklarować w Cannes że załatwi Artyście Oscara za najlepszy film. Niedawno pokazywana w kinach, dość kuriozalna, Tulipanowa Gorączka pokazuje jak bardzo pewien schemat się zgrał, podobnie jak fakt że Gra Tajemnic była w stanie co najwyżej zgarnąć Oscara za scenariusz. Kiedyś angielski film biograficzny z doborową obsadą zapewniłby producentowi worek nagród. Ta wykorzystana przez media, trochę domniemana, słabość producenta pokazuje jak wielką przewagę miał nad mediami w chwili swojej największej popularności. Ludzie, którzy byli bezpośrednimi świadkami jego niewłaściwego (niekoniecznie związanego z molestowaniem seksualnym) zachowania w towarzystwie byli niekiedy zaskoczeni jak bardzo informacje o jego charakterze nie przedostawały się do prasy. Niczym w słabym filmie o wszechpotężnych producentach – wygląda na to, że Weinstein miał swego czasu wystarczająco dużo siły i wpływów by zatrzymać przed publikacją każdą historię która mu się nie spodobała.
Tymczasem upadek jednego z najważniejszych hollywoodzkich producentów spotkał się z dość symptomatyczną reakcją otoczenia. Gdyby chodziło o jakiekolwiek inne zarzuty zapewne potępienie byłoby bardziej jednoznaczne. Niestety chodzi o molestowanie seksualne. A sprawy związane z takimi zarzutami zawsze układają się podobnie. Pierwsze pytanie jakie zadaje sobie większość osób nie dotyczy w ogóle sprawcy, ale ofiar. Głównie – dlaczego zdecydowały się na ugodę sądową i dlaczego milczały. Zacznijmy od ugody. To pytanie pojawia się ilekroć dochodzą do nas wieści o kwestiach molestowania seksualnego. Podobnie było w przypadku Billa Cosby. Odpowiedź jest prosta – w przypadku większości kobiet następuje zupełna nierówność w możliwościach pomiędzy nimi a oskarżonym. Cosby czy Weinstein mogli bez problemu zapłacić za najlepszych prawników, za ludzi którzy potwierdzą ich nieskalany charakter (Weinstein angażował w ten sposób Matta Damona czy Russela Crowe – kilkanaście lat temu). Co wobec tego może zrobić kobieta? Może oczywiście iść do sądu – w większości przypadków stawia tu nie tylko na szali swoją godność i karierę ale także finanse. Procesowanie się jest bardzo drogie. Łatwiej jest zdecydować się na ugodę poza sądem. Szanse na karierę i straty osobiste i tak się pojawią, ale przynajmniej jest jakakolwiek rekompensata finansowa. Osobiście zastawiam się bardziej czy takie rozwiązania powinny być możliwe w przypadku oskarżeń o molestowanie seksualne bo wszystko co widzimy wskazuje, że bardziej służą one oskarżonym niż oskarżającym.
Jest jeszcze kwestia kobiet które nie zdecydowały się nawet na zawarcie umowy – tylko po prostu nic nie powiedziały. Jak wskazują informacje NYT – Weinstein molestował przede wszystkim młode kobiety. Zwykle obiecując im w zamian szanse na większą karierę. W przypadku biznesu takiego jak kinematografia kobiety i tak są na straconej pozycji. W kinematografii pracuje ich zdecydowanie mniej niż mężczyzn, do tego – zwłaszcza aktorki – mają bardzo wąskie okno kiedy dostają ciekawe role. A to też tylko jeśli spełniają bardzo wysoko postawione wymagania – głównie dotyczące atrakcyjności. Nie dawno w prasie i w mediach pojawiło się coraz więcej historii aktorek które opowiadały co spotkało je na castingach Thandie Newton, Megan Fox, Zoe Kazan – każda z nich opowiadała o tym jak została potraktowana przez producentów czy speców od castingu. Trudno czytać o mężczyznach którzy wkładają kobiecie rękę pod spódnice, zadają pytania odnośnie jej życia seksualnego czy czynią niedwuznaczne propozycje. Nie trudno sobie wyobrazić że wiele młodych kobiet nie tylko boi się postawić wielkiemu producentowi (i zamknąć sobie tym drogę do kariery) ale też jest przekonanych, że tak najwyraźniej musi być. Zwłaszcza, jeśli sprawa jest znana (ponoć pracownice Weinsteina przestrzegały się przed nim wzajemnie) ale nikt nic z tym nie robi.
Fakt, że wśród oskarżających Weinsteina znalazły się dwie znane aktorki – Rose McGowan i Ashley Judd nie zmieniło nieufnej postawy części osób wobec oskarżeń. Wciąż panuje przekonanie, że skoro w sprawach molestowania seksualnego mamy słowo przeciwko słowu to zasadniczo rzecz biorąc obie strony mogą manipulować faktami. Zwłaszcza, że sporo osób ma dość mocno ugruntowane przekonanie, że mężczyzna molestujący seksualnie kobiety wpada w jakiś określony typ. Typ do którego Weinstein pasuje dużo gorzej niż np. Donald Trump. Weinstein jest wszak znanym zwolennikiem partii demokratycznej, na rzecz której wpłacał duże sumy. Ma zdjęcia z Hilary Clinton, córka prezydenta Obamy odbywała staż w jego firmie. Do tego istotnie odpowiada za rozwój karier wielu aktorek w tym Judi Dench, a w ostatnich latach za swoisty Oscarowy renesans Meryl Streep (wszak on załatwił jej Iron Lady). To jego firma była odpowiedzialna za dystrybucję filmu dokumentalnego o dzieciach prześladowanych w szkołach czy o młodych kobietach które zostały zgwałcone na uniwersyteckich kampusach. Dorzućmy do tego wsparcie finansowe dla licznych organizacji – między innymi zajmującymi się prawami kobiet i nagle wszystkie oskarżenia o molestowanie zaczynają nam brzmieć dziwnie. Przecież to nie pasuje do naszego schematu gdzie rękę pod spódnice wsadza kobiecie wyłącznie facet który uważa że miejsce każdej baby jest w kuchni a każdy facet powinien mieć pistolet przytroczony do paska. W internecie można znaleźć niejedną informację napisaną tak, że można dojść do wniosku, że Hillary Clinton jest niemal równie winna molestowania co Weinstein – skoro go znała, a jej partia przyjmowała dotacje od producenta. Co jest istotnie doskonałym komentarzem do rzeczywistości, gdzie za każdym molestującym mężczyzną stoi kobieta którą można za to obwiniać.
Problem w tym, że molestowanie seksualne – zwłaszcza tam gdzie mamy do czynienia z dużą różnicą w statusie społecznym pomiędzy mężczyznami a kobietami – nie jest w żaden sposób pochodną poglądów politycznych czy publicznego wizerunku. Nie trudno dostrzec, że idące na kolejne biznesowe spotkania dziewczyny łapały się w tą samą sieć w którą plącze się wiele kobiet – nawet jeśli rozsądek podpowiadał żeby odbyć spotkanie biznesowe gdzieś poza hotelowym pokojem, to jak odmówić nie zaprzepaszczając szansy na karierę. To nie jest tylko kwestia młodości i głupoty ale też specyficznego wychowania kobiet. Częściej uczy się je by nie stawiały się za bardzo mężczyznom – zwłaszcza więcej znaczącymi i starszym. Często podpowiada się, że propozycja wykonania masażu przez potencjalnego szefa to nie jest wielka opłata za możliwość pracy. Zresztą część kobiet – wciąż nagabywanych, zachęcanych czy straszonych przyznawała że w pewnym momencie zaczęła się zastanawiać – a może to z nimi jest coś nie tak. Wszak kobiet nie uczy się wciąż powtarzać „nie” bez oskarżeń o jakieś zahamowania czy brak zrozumienia dla przyjętego zwyczaju. Przypadek Weinsteina dość dobrze pokazuje, że tam gdzie nie ma równowagi pomiędzy statusem tam zawsze najłatwiej o nadużycia. I najtrudniej o prawdę.
Inna sprawa to fakt, że nie za bardzo chcemy o tym mówić, myśleć i słuchać. Meryl Streep która zaraz po ujawnieniu sprawy wydała oficjalne oświadczenie stwierdziła – że właściwie nikt o oskarżeniach nie wiedział. Podobnie Judi Dench która też zapewniła że o niczym nie wiedziała. Obie aktorki wyraziły oburzenie na wieść o postępowaniu producenta i chwaliły odwagę kobiet które zdecydowały się publicznie opowiedzieć swoją historię. W ślad za nimi poszło kilkoro aktorów min. Mark Ruffalo, Lena Dunham, Seth Rogen czy Susan Sarandon. Ale co symptomatyczne – niemal żaden z komików którzy co wieczór komentują w Stanach wydarzenia które rozpalały media o Weinsteinie się nie zająknął (poza Johnem Olivierem ale go chyba chroni tarcza HBO), żarty o producencie wyleciały też z SNL – programu ze skeczami który zwykle tkwi ze wszystkich i ze wszystkiego. Sprawę radośnie komentują za to konserwatywne amerykańskie media, jako dowód na zepsucie liberalnych elit – trochę jakby zapominając że niedawno posady straciło dwóch konserwatywnych przedstawicieli mediów – też za molestowanie seksualne (przy czym dostali wysokie odprawy). Jednak nawet z bardziej liberalnej strony zaczynają padać pytania – czy to możliwe by wszyscy aktorzy którzy pracowali z Weinsteinem naprawdę nie wiedzieli co dzieje się w firmie? A może uznawano to za swoisty element biznesu. W końcu sama Meryl Streep opowiada w talk show o swoich niezbyt przyjemnych (choć dalekich od molestowania) spotkaniach z filmowymi producentami. Choć ponownie – nawet jeśli niektóre aktorki przyznawały się że słyszały plotki czy informacje o zachowaniu producenta (jak np. Glenn Close czy Kate Winslet) to intrygujące jest jak szybko plotkarskie media przeskoczyły z oskarżania winowajcy do oskarżania kobiet. I choć istotnie można dyskutować do jakiego stopnia mieliśmy do czynienia ze swoistą zmową milczenia to ten instynkt by znaleźć kobiety i je oskarżyć (tak jakby z Weinsteinem nie pracowali też mężczyźni) nigdy nie przestaje zadziwiać. Zwłaszcza jeśli zdamy sobie sprawę, że dowodzi to nie tylko tchórzostwa ale też zaskakująco słabej pozycji aktorów w show biznesie. Raz powiesz o słowo za dużo i tracisz kontakty. A za nimi pracę i po chwili nikt nie pamiętasz kim jesteś. W Hollywood wielokrotnie mieliśmy przypadki kiedy kariery kończyły się nie ze względu na brak chęci do grania tylko brak propozycji.
Wspomniana w tekście Ashley Judd opowiedziała o swoich nieprzyjemnych doświadczeniach (z lat 90!) z Weinsteinem już jakiś czas temu. Ale nawet wtedy nie użyła nazwiska producenta. Musiały minąć trzy dekady by coś co pojawiało się to tu to tam w plotkach, mediach, pojedynczych doniesieniach nabrało kształtu oskarżeń tak poważnych, że złożona z samych mężczyzn (w tym brata Harveya, Boba) rada nadzorcza Weinstein Company zdecydowała się go zwolnić. Mimo, że wiemy iż rozważano to kilka razy wcześniej. Nawet w obliczu takich oskarżeń i tak zdecydowanego postępowania ze strony firmy, którą Weinstein założył wciąż wśród opinii znajdziemy całe mnóstwo głosów, które są gotowe uznać, że to typowa sprawa – słowo przeciwko słowu, i gdyby naprawdę do czegoś doszło media i sądy dawno by się tym zajęły. To nie pierwszy raz kiedy musimy czekać dekady aż historie molestowania seksualnego wyjdą na światło dzienne. I ta odpowiedź publiki trochę się do tego przyczynia.
Postawa że musimy za wszelką cenę bronić choć jednego niesłusznie oskarżonego mężczyzny (w imię zasady że kiedy mamy słowo przeciwko słowu nie powinniśmy za bardzo ufać żadnej ze stron bez dowodów) często kończy się tym, że dopiero po wielu latach udaje się ujawnić sprawy o molestowanie. Jeden głos bardzo łatwo zagłuszyć, podważyć, czy uznać – zgodnie z niewypowiedzianym ale często pojawiającym się w głowach argumentem – że pewnie znów jakaś dziewczyna chce zbić karierę na oskarżeniach wobec bogatego mężczyzny. Nawet jeśli w ostatnich latach mieliśmy więcej spraw potwierdzających że gdybyśmy słuchali tej pierwszej dziewczyny być może następne nie musiałby zeznawać. Pojawiają się też oczywiście głosy „A czego się taka dziewczyna spodziewała idąc na prywatne spotkanie z producentem” jakby zakładając, że kobieta automatycznie musi wziąć pod uwagę że częścią jej doświadczenia będzie molestowanie seksualne. W końcu czyż naprawdę chcemy traktować jak nieodpowiedzialną zbrodnię udanie się na rozmowę biznesową z założeniem że rozmowa będzie miała charakter biznesowy? Większości mężczyzn pewnie nie przyszłoby do głowy uznać, że powinni się zabezpieczyć przez możliwością molestowania przez rozmówcę. Dlaczego tak łatwo odmawiamy młodym kobietom tej perspektywy.
Ponoć kiedy kilka lat temu Harvey Weinstein pokłócił się na jednym z przyjęć z Nathanem Lane aktor nie dał się zastraszyć stwierdzając „Nie mam kariery filmowej, nic mi nie możesz zrobić” (Lane choć pojawia się w kinie jest głównie aktorem teatralnym). Ta krótka wymiana zdań, przywoływana przez jedno z czasopism plotkarskich doskonale pokazuje, jak często kwestie molestowania seksualnego są połączone z władzą i wpływami. Choć nie chcemy o tym za bardzo myśleć, to prawda wygląda tak, że im więcej władzy mają mężczyźni tym łatwiej im jej nadużywać. I jasne, nikt nie mówi, że kobiety u władzy też by jej nie nadużywały, ale akurat show biznes to miejsce w którym może nie cała, ale większość władzy nadal tkwi w męskich rękach. Niezależnie od równościowych haseł wznoszonych przez Hollywood, za tym co robią twórcy – niezależnie od tego jak bardzo by się to zmieniało, stoi biznes. A ten biznes wciąż oparty jest na wspomnieniach o wszechmocnych producentach, którzy zza biurka decydowali o karierach, związkach i przyszłości aktorów i aktorek. Coś z tego najwyraźniej pozostało – i straszy, zwłaszcza że przecież wszyscy chcieliby sobie wyobrażać że za słusznymi filmami stoją pełni ideałów ludzie. Tak niestety nie jest.
Tu i ówdzie pojawiają się głosy, że skoro udało się „dorwać” Weinsteina to może coś się zmieni. Skoro jednak nawet on nie jest w stanie wciąż uciszać nowych oskarżeń to może uda się ruszyć z kolejnymi artykułami, plotkami, pogłoskami. Może w końcu stanie się jasne że molestowanie seksualne nie może być dalej częścią show biznesu. Niektórzy dziennikarze mają nadzieję, że na końcu tego zjawiska pojawi się w końcu przekonanie, że w obliczu oskarżeń o molestowanie reakcją będzie przede wszystkim oburzenie i współczucie, a nie szukanie wymówek i zamiatanie sprawy pod dywan. Skoro pracę stracił Weinstein to może kiedyś oskarżani o przemoc czy molestowanie aktorzy przestaną dostawać kolejne propozycje. Może kobiety nie będą się musiały układać na boku i w końcu – choć raz ktoś rozegra całą sprawę przed sądem. Z jednej strony – rzeczywiście nie trudno dostrzec jakiś promyk nadziei – skoro ci którzy wydawali się nietykalni (przez 30 lat!) w końcu zostali publicznie zdyskredytowani.
Ale jednocześnie – patrząc na reakcje na sprawę i doniesienia z fabryki snów nie sposób nie pomyśleć – skoro tam jest tak źle to jak jest gdzie indziej. Nie ulega bowiem wątpliwości że Hollywood nie jest jedyną przestrzenią gdzie mamy nierówności statusu, przewagę mężczyzn i szybką możliwości odcięcia od ścieżki kariery. Skoro Hollywood potrzebowało trzydziestu lat by powiedzieć coś o czym tyle osób wiedziało, to czego nie wiemy o innych gałęziach biznesu, innych krajach? Co sami ukrywamy przed sobą, zbywamy, udajemy że tego nie było. Przyzwyczajamy się że tak po prostu jest. Zaciskamy zęby, idziemy dalej. Być może warto więc spojrzeć w lewo, spojrzeć w prawo i zadać sobie pytanie – ilu takich Weinsteinów – może mniej wpływowych, może bardziej wąsatych, jest wokół nas. I działają niemal tak nietykalni jak największy producent filmowy. Chroni ich lęk, przyzwyczajenie i swoista mowa milczenia – pokłosie strachu i wychowania. Może warto coś zrobić. Żeby się za 30 lat nie tłumaczyć, że przecież nic nie wiedzieliśmy, nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy.
Ps: Zwierz podrzuci wam jeszcze linki do oryginalnego tekstu z NYT żebyście mogli sami przeczytać.
Zdjęcie w nagłówku: Thomas Hawk