Kochani co roku Zwierz w okresie poprzedzającym święta stawia sobie nieco masochistyczne zadanie obejrzenia jak największej ilości telewizyjnych filmów świątecznych. Zwykle są one złe i sztampowe ale jest w tym coś uspokajającego. Netflix najwyraźniej próbował przetestować Zwierza serwując mu dzieło „Christmas Prince”. Uwaga! Spoilery!
Zacznijmy od tego, że Zwierz nie jeden film produkcji Hallmark czy Lifetime oglądał, więc nie z nim te numery Brunner – nie spodziewał się niczego poza produkcją telewizyjną, w której człowiek nie pamięta nazwisk żadnego aktora (no może poza znaną z IZombie, aktorką w roli głównej) a oszałamiająco przystojnego księcia gra aktor który charakteryzuje się głównie tym, że ma szeroką szczękę i jeden wyraz twarzy. To akurat Zwierz jest w stanie zrozumieć, przecież Netflix też ma prawo pobawić się w konwencji filmu telewizyjnego. Co nie zmienia faktu – że chyba udało im się wygrać w nieformalnym konkursie na najgorszą produkcję tego typu jaką Zwierz widział.
Widzicie ten film nie ma fabuły. Ma za to takie „klisza bingo” w które można radośnie grać. Bohaterka dostaje rozkaz by pracować w święta? Tak! Czy jest zdolna ale w pracy nikt jej nie docenia? Tak ! Czy Szefowa naczelna jest wredna i pozbawiona skrupułów? Tak! Ding-Dong właśnie film zebrał pierwsze punkty na liście „totalnie przewidywalna sytuacja zawodowa bohatera”. No dobra ale to nie koniec. Nasza dzielna dziennikarka przylatuje do niewielkiego fikcyjnego królestwa ale na lotnisku ktoś jej podbiera taksówkę do pałacu. KTO BY SIĘ SPODZIEWAŁ ŻE TO SAM KSIĄŻĘ! (to znaczy wszyscy bo przecież bohaterów musi coś łączyć – w amerykańskiej kinematografii ukradzenie komuś taksówki liczy się za pierwszą randkę).
Bohaterka przybywa na konferencję prasową, która się nie odbywa. Na całe szczęście już dziesięć minut później udaje się jej – bez większego problemu podszyć się pod guwernantkę młodej księżniczki, która (fanfary niespodzianka) przegoniła już kilka guwernantek strasząc je (odkurzamy kliszę z opowiadań z końca wieku XIX)… myszami. Tu Zwierz ma ochotę na mały quiz. Czy księżniczka jest a.) chora/niepełnosprawna b.) rezolutna c.) tak naprawdę potrzebuje wsparcia, miłości i zrozumienia. Jeśli wybraliście dowolną odpowiedź to brawo – udało się wam trafić. Podobny quiz powinien dotyczyć też księcia ten jest : a.) wycofany b.) ma dobre serduszko c.) jest skonfliktowany bo nie czuje się godny być królem d.) jest zupełnie inny niż opisują go złe gazety e.) nie lubi tytulatury. Brawo każda odpowiedź jest dobra, w nagrodę możecie się dowiedzieć, że oczywiście istnieje poważny rywal do tronu. I TAK rywal nazywa się Simon– zwierz kiedyś odkrył, że zdaniem wielu scenarzystów produkcji Hallmarkowych Simon to idealne imię dla złoczyńcy. No dobra a idąc jeszcze po postaciach kogo wam brakuje? No jasne przecież to film romantyczny więc musi być jeszcze podła młoda baronowa Sophia która nienawidzi plebsu i która umawiała się z biednym księciem tylko po to by być bliżej tronu. Do kompletu obowiązkowych postaci należy dopisać też koniecznie oschłą ochmistrzynię, mówiącego z dziwnym akcentem kamerdynera i matkę naszego księcia która głównie zajmuje się cierpieniem (ale z godnością!) po stracie męża.
Film zawiera wszystkie niezbędne sceny, które mają nas przekonać, że książę będzie najlepszym z monarchów jakich nosiła Ziemia. Otóż nasz książę : strzela z łuku do tarczy całkiem celnie. Bawi się z dziatwą z sierocińca z wielkim zaangażowaniem (zamiast grzać się w blasku fleszy), melancholijnie jeździ konno po górach, odstrasza wilki czyhające na naszą bohaterkę, tańczy walca. Zwierz musi powiedzieć, że jedyną wadą księcia był fakt, że jakoś nikt mu nie napisał nic poza cnotami charakteru. Książę jednak ma wątpliwości czy zostać królem (oj nie czuje się on godzien) ale w końcu – po nawiązaniu głębokiej więzi z naszą bohaterką (czytaj – po jednej bitwie na śnieżki i jednym uratowaniu przed wilkiem) rozumie, że to jego powołanie. Nie pozostaje nic innego jak połączyć koronację z balem Wigilijnym. Bo jasne że to doskonałe połączenie! Najpierw walczyk, potem koronacja i przed dwunastą można wrócić do pokoju.
Bal jest istotny bo gdzieżby indziej nastąpiła sekwencja zdarzeń a.) całkowita zmiana wizerunku bohaterki b.) bohaterka staje u szczytu schodów c.) rozmowy milkną d.) widzimy że książę już wie że kocha e.) zachwyt poddanych f.) walc. Ogólnie ta scena ma wiele wariantów ale ten tutaj właściwie wyczerpuje wszystkie możliwe chwyty. Nie mniej czas na dalszy rozwój wypadków. Książę ma bowiem zostać jeszcze tego samego wieczoru koronowany. Przez premiera. Ogólnie Zwierz próbował przez chwilę zastanowić się nad prawem małego państewka w którym rozgrywa się akcja filmu ale doszedł do wniosku, że nie powinien się czepiać typowej monarchii baśniowej bo wtedy nie daj boże musiałby podnieść problem z ustawodawstwem w Pamiętniku Księżniczki. No więc już książę ma być koronowany kiedy wychodzi na jaw straszliwy sekret. Otóż książę jest ADOPTOWANY a co za tym idzie nie odziedziczy tronu. Omdlenia, sole trzeźwiące, ręce uniesione do ust w przerażeniu.
Żeby było jasne a krąg tropów się dopełnił – papiery adopcyjne były ukryte na samym wierzchu i znalazła je nasza dziennikarka. Po czym zostawiła je na samym wierzchu gdzie znaleźli je podli arystokraci (nie mylić z pięknymi książętami) i ujawnili to wszystko, demaskując jednocześnie naszą bohaterkę jako dziennikarkę. Ponieważ nasz książę już raz bohaterkę pocałował, obrzucał się z nią śnieżkami i przejechał się konno (to nie jest eufemizm) to czuje się niesłychanie zdradzony. Jest też problem bo nad piękną krainą zawisło widmo, że krajem będą rządzili… wybrani zupełnie przypadkowo tylko z klucza pokrewieństwa przez krew inni arystokracji którzy nie dbają o sierotki. KOSZMAR! Monarchia nie może znieść tego by rządzili niekompetentni ludzie… nie sekundkę przecież na tym się opiera. Do tego ta zły kuzyn i zła baronowa wzięli szybki ślub. Akcja nie do końca wyjaśnia nam dlaczego, ale zdaniem Zwierza – to byłby piękny film romantyczny. No ale w każdym razie całą sprawę trzeba odkręcić. Na całe szczęście nic nie jest zaprzepaszczone, bo król zanim kopnął w kalendarz wydał edykt, że jednak syn adoptowany może zostać księciem. Problem w tym, że edykt ukrył w bombce w kształcie żołędzia. Dlaczego? Któż to wie, może miał jakąś słabość do wiewiórek. Choć z drugiej strony – z opowieści ów zmarły król jawi się jako człowiek, który potrafił zrobić wszystko i wszystkim się zajmował. Zwierz by się nie zdziwił gdyby okazało się, że był głównym solistą baletu w swoim kraju. Taki zdolny. W każdym razie Zwierz spędził sporo czasu zastanawiając się jaki właściwie ustrój panuje w tym królestwie gdzie jeden edykt królewski ewidentnie zmienia konstytucje kraju. Co ciekawe film najwyraźniej uznał, że łatwiejszą zmianą jest dopuszczenie do tronu adoptowanego syna niż po prostu dopuszczenie by tron dziedziczyła rodzona córka. W każdym razie książę zostaje królem a nasza bohaterka wraca ze złamanym sercem do Stanów.
Tu następuje ulubiona klisza fabularna Zwierza to znaczy bohaterka wraca do redakcji gdzie jej artykuł o tym jaki książę jest prawy i dobry zostaje odrzucony. Być może dlatego, że to czasopismo plotkarskie. Ale bohaterka – tak paskudnie potraktowana przez złą szefową (tylko takie pracują w filmach świątecznych) rzuca pracę i postanawia… założyć bloga. Blog oczywiście natychmiast zyskuje popularność – tekst o tym jaki nowy król małego państewka jest cudowny ma 20 tys. udostępnień co jasno wskazuje, że nasza bohaterka już niedługo będzie na prostej drodze do Pulitzera. Na całe szczęście kiedy już wydaje się, że zapomniała o romansie pojawia się ON. W sylwestra przyjeżdża książę/król i… się oświadcza. Ja tylko przypomnę że właściwie to on nie zna dziewczyny i spędził z nią max dwa popołudnia. Ale nie oświadcza się, daje pierścionek i koniec. Nasza bohaterka nie musi się mu nawet za bardzo tłumaczyć dlaczego go śledziła i jak w ogóle dowiedziała się, że został adoptowany. Książę jakoś wyraźnie nie potrzebuje takich zbędnych informacji. Ważne że kocha. I jest gotowy pokonać wszystkie przeciwności losu. Głównie to, że oboje się w ogóle nie znają.
Zwierz musi powiedzieć że ze trzy razy poważnie zastanawiał się czy oglądać dalej. Ostatecznie zwierza powstrzymała ta gra w specyficzne bingo tzn. Poszukiwanie wszystkich tropów i schematów które wykorzystają filmowcy. Było w tym trochę zawodu bo Zwierz miał szczerą nadzieję, że książę jednak adoptuje sierotkę. Ale fakt że okazało się że sam książę jest sierotką było pewnym specyficznym bingo wzruszenia. A jednocześnie zrobiło się Zwierzowi smutno. Bo pomysł Netflixa żeby nawiązać do tradycji telewizyjnych filmów świątecznych wcale nie był złym pomysłem. Zwierz natomiast zupełnie nie rozumie dlaczego zamiast zrobić taki film świąteczny odrobinę lepiej udało się go zrobić zdecydowanie gorzej. To jakiś przedziwny pomysł by oferować swoim widzom jeszcze więcej tragicznej sztampy niż mogliby znaleźć w produkcjach Hallmarku. Nie mniej Netflix chyba chciał udowodnić, że naprawdę jest we wszystkim najlepszy w tym w wykorzystywaniu łzawych schematów. Jedyne co Zwierza zaskoczyło to fakt jak w sumie niewiele było w filmie akcentów świątecznych. Poza tradycyjną muzyką świąteczną (pewnie tańsza niż nowe utwory) i jakimiś światełkami to tu to tam, świąt właściwie w tym filmie nie ma – może poza tą bombką z niespodzianką. Zwierz jest niemal na sto procent przekonany, że będziemy mieli kontynuację. W której król prawie straci tron bo ktoś będzie chciał wykorzystywać prawo do tego by powstrzymać jego ślub. Jeśli tej kliszy Netflix nie wykorzysta w filmie “Christmas Prince: Christmas Wedding” to Zwierz będzie głęboko zawiedziony.
Ps: Zwierz bawi dziś cały dzień na Kongresie Bibliotek w Łodzi a od jutra od 19:00 zaczyna się jego program na Warsaw Comic Con. Mam nadziejże się zobaczymy. I co ważne – nie bójcie się Zwierza! Jak go widzicie podchodźcie. Nie ma nic smutniejszego niż po czasie dowiedzieć się że ktoś chciał podejść do Zwierza ale się wstydzał. Zwierz jest totalnie nie groźny!
18 komentarzy
wspolczuje ci, zwierzu, ja nawet do konca tej recenzji nie dotrwalam. :(
Ten film nadałby się świetnie na taki świąteczny drinking game, w którym pijesz za każdym razem, gdy zostanie wykorzystana klisza.
…a że pewnie w połowie filmu wszyscy wylądowaliby pod stołem, to i lepiej, bo przecież masochizm też ma swoje granice ;)
Koniecznie muszę to obejrzeć :D
Chcemy wpisu o bohaterkach w ładnych sukienkach schodzących po schodach podczas balu, gdy wszyscy się na nie patrzą!
TAK.
chcemy! bardzo! z numerami telefonów do fryzjerów, makijażystów, stylistów i książąt :)
chcemy. :)
Ale jak to, kobieta na tronie???
Mnie zawsze bawił ten motyw schody + kobieta, która raz na rok zakłada buty na obcasie. Ja jestem taką kobietą, co takie buty zakłada raz na rok (generalnie unikam odzieży, która utrudniałaby mi ucieczkę w razie apokalipsy zombie) i z własnego doświadczenia wiem, że do strategicznej kompromitacji nie potrzebne są schody, wystarczy kilka metrów prostej drogi. :D
Naszłamnie taka myśl. Myślicie, że aktorki ćwiczą tę scenę bardzo wiele razy, czy na wszelki wypadek producent zatrudnia kaskadera, żeby mieć pewność, że w razie upadku nikt nie złamie sobie karku?
Może się uczą, a potem w CV to zapisują w rubryce umiejętności dodatkowe tuż obok jazdy konno? W temacie chodzenia, jest fajny fragment programu The Graham Norton Show, w którym Jamie Dornan opowiada o swoim chodzeniu (załączają się tu linki? Spróbuję – https://www.youtube.com/watch?v=aqUuTLh6pHk ), pamiętam, że jak go obejrzałam to poczułam się podniesiona na duchu, że aktorzy też muszą nad takimi rzeczami pracować, mi samej ludzie wiecznie powtarzają, że dziwnie chodzę i ponoć robię za duże kroki i niby chodzenie to takie instynktowne i w ogóle, ale spróbuj iść myśląc nad każdym krokiem czy oby nie jest za długi… nagle się okazuje, że to szalenie trudna sztuka iść prosto. :D
Zwierzu, UMARŁAM przy słabości króla do wiewiórek!!! :D Cudowna recenzja, naprawdę popłakałam się ze śmiechu! Ale chciałam się też zapytać, czy są jakieś świąteczne filmy, które Zwierz lubi i mógłby polecić? Bo ja mimo wszystko mam trochę słabość do Świąt… ;) Ale w sumie to co roku w kółko oglądam tylko Love actually…
Bitwa na śnieżki, bitwa na śnieżki i walc jako przypieczętowanie znajomości…
Dobrze, że bohaterka nie uczy księcia czytać bo mielibyśmy piękną i bestie wersja współczesna :D
Aż nie mogę uwierzyć, że ktoś mógł coś takiego nakręcić na serio. xD Czy to przypadkiem nie miała być parodia, z premedytacją wykorzystująca wszystkie możliwe schematy? I swoją drogą, czy ktoś tam w ogóle poruszył kwestię, że kobieta nie może dziedziczyć tronu, czy po prostu wszyscy nagle zapomnieli o istnieniu księżniczki?
Przyłączam się do prośby Agnieszki o wpis Zwierza o filmach świątecznych. Ja mam ogromna słabość do ” Scrooge’a ” z Albertem Finneyem. Nie potrafię powiedzieć ile razy oglądałem ten film.
Miałam już wizję, według której to siostra księcia dziedziczy tron, a książę przenosi się za dziennikarka do Nowego Jorku. A tu jednak nie.
„Królewski żołądź jednak dał królestwu następce tronu” – naprawdę tłumacze zmarnowali okazję.
To taki film-facepalm, przy którym robi się pauzy, bo człowiek jest bardziej zażenowany niż sami bohaterowie. Wystarczyło, że o nim przeczytałam, chyba nie muszę oglądać ;)
Comments are closed.