Home Ogólnie A może ucieknijmy do Poczdamu czyli dzień berliński drugi

A może ucieknijmy do Poczdamu czyli dzień berliński drugi

autor Zwierz
A może ucieknijmy do Poczdamu czyli dzień berliński drugi

Człowiek, który nie ma kota, a właściwie od lat już nie mieszka z kotem zapomina, że najlepszym sposobem wstawania jest otworzenie oczu by spojrzeć na koci pysk i jego skupione spojrzenie. Niektórzy twierdzą, że kot zastanawia się czy cię nie zjeść, moim zdaniem – jest przekonany, że po przebudzeniu chcesz spojrzeć na coś ładnego. A czy jest coś ładniejszego niż sam kot? I taki właśnie był początek naszego drugiego – pełnego ładnych widoków i emocji dzień w Berlinie.

W sumie stwierdzenie, że spędziliśmy dzień w Berlinie jest pewnym nadużyciem, bo właściwie zaraz po przebudzeniu wsiedliśmy do samochodu słodko nazywanego żabcią i ruszyliśmy po niemieckich drogach prosto do Poczdamu bo – choć może się to wydawać dziwne, nigdy tam nie byłam a piękne Poczdamskie zabytki znane mi były tylko z rozlicznych zdjęć. Jazda samochodem w obcym kraju zawsze pozwala pooglądać sobie to co we własnym miejscu zamieszkania nieco nuży. Tu zaś obok możliwości przyjrzenia się miastu, można było jeszcze spojrzeć na to co zaczyna się za miastem. Pewien brak malowniczości towarzyszący obrzeżom miast jest jedną ze stałych rzeczy na świecie, podobnie jak ponury wygląd terenów kolejowych. Przejazd z Berlina do Poczdamu to naprawdę chwila ale i tu można znaleźć moment do zadumy. Oto mija się budynki przejścia granicznego, które przecież wcale nie tak dawno tu jeszcze było i działało, dzieląc nie tylko Niemcy ale i świat na pół. Teraz zostało wpisane na listę wielu opuszczonych przejść granicznych, które są niemym pomnikiem tego co miało pozostać niezmienne a się zmieniło. Zawsze należy przyglądać się takim miejscom ze świadomością, że nie ma lepszego symbolu tego jak bardzo nie jesteśmy żyjąc w jakimś stanie, który uważamy za oczywisty i naturalny przewidzieć co przyniesie przyszłość.

 

Kot gospodarzy zapewniał nas że zna tylko jeden sposób na spędzenie tego dnia. Jakkolwiek kusząca była to propozycja, przyszło nam odmówić.

Jeśli kiedykolwiek reklamowano wam Poczdam jako miejsce malownicze i urocze, to z całą pewnością miał rację. Ta część miasta do której pielgrzymują turyści istotnie jest wręcz obrzydliwie malownicza począwszy od ślicznych dużych willi (jak głosi fama mieszkają tu najbogatsi niemcy ale trudno temu ufać bo mało tu kolumienek i złota. A wszak jak inaczej okazać swoją wyższość finansową nad sąsiadem), przez gigantyczne założenie parkowe aż po fakt, że mają tu więcej miejsc do zwiedzania niż przypada na niejedną europejską stolicę. Ponieważ jednak, mimo braku śniegu w Poczdamie było niesamowicie zimno postanowiliśmy ograniczyć zwiedzanie do niezbędnego minimum. Zaczęliśmy od niewielkiego pałacyku Sanssouci czyli od letniej rezydencji Fryderyka Wielkiego. To niewielki pałacyk (zaledwie kilkanaście pokoi) wybudowany właściwie całkowicie według planów króla. Miejsce to poza tym, że jest fatalnie ogrzewane (mimo, że w każdym kominku stoi grzecznie grzejnik) to takie piękne odwzorowanie osobowości władcy który władcą być nie chciał a przynajmniej nie w taki sposób w jaki tego oczekujemy. Pałacyk zaprojektowany zgodnie z jego wizją, to niewielka, skromna rezydencja, z biblioteką gdzie nie można było królowi przeszkadzać w lekturze, z pokojem muzycznym gdzie mógł grac swoje kompozycje (dziś grają one non stop w toaletach na terenie muzeum, z informacją że płytę można kupić w sklepie z pamiątkami) i z wygodnym fotelem, w którym można było regulować oparcie. Fryderyk zresztą w tym fotelu umarł, co można zobaczyć na obrazie. Starszy pan w fotelu. Nic w tym wielkiego i królewskiego. Marzeniem władcy było zostać pochowanym bez ceregieli, najlepiej w nocy w miejscu gdzie wcześniej grzebano jego psy. Ale niestety, zmarli królowie nie mają głosu a monarchia potrzebuje pompy – i z pompą Fryderyka pożegnano.

 

W swoim małym pałacyku Fryderyk chciał żyć bez zmartwień. Ale nawet jak się ma mały pałacyk to chyba się nie da.

Przez mały pałacyk przechodzimy przy szumie nagranych przewodników dla gości z wielu krajów, więc smutną czy może bardziej ciekawą historię Fryderyka słyszę jednym uchem po angielsku, drugim po chińsku. Smutna historia wielkiego władcy który chciał by go zostawić w spokoju i nie przeszkadzać mu w lekturze, niesie się po kolejnych salach. Przez okna jednego z pomieszczeń widać skryte o tej porze za lekką mgłą zaprojektowane ruiny, tak idealne do zdjęć, że aż trudno uwierzyć, że współcześni nie znali pojęcia selfie. Na całe szczęście ich fotogeniczność nie marnuje się w zimowej mgle – na ich tle fotografują się dwie dziewczyny odziane w grube puchate kurtki i zdecydowanie za krótkie zwiewne spódniczki. Widok się nie marnuje, i kto wie, może przeglądając hashtag Poczdam na Instagramie migną mi zza dziewcząt. Z drugiej strony imponujące schody prowadzące do imponującej fontanny. O tej porze roku, wszystko jest jednak nieco mniej imponujące, bo tarasy które powinny imponować zielenią wydają się szare a w fontannie nie ma wody. Cisza i spokój. Może mylił się Fryderyk spędzając tu ciepłe miesiące zamiast zaszyć się w niewielkim (choć fatalnie ogrzewanym) pałacu w zimie.

 

W kominkach co prawda grzano ale na niewiele się to zdało. Letnia rezydencja odwiedzana w styczniu to nadal bardzo mroźne miejsce

Od kameralnego Sanssouci przechodzimy do nowego pałacu. Widać, że nie tylko Fryderyk miał do niego dystans. Budowla, choć imponująca wydaje się jakby nieco zapuszczona i zaniedbana. W części budynków mieszczą się biblioteki i sale uniwersytetu w Poczdamie.  Wielki pałac można zwiedzać, choć nie za bardzo nam zależy. Obejście bryły wskazuje, że jest to budowla która obecnie znajduje się gdzieś pomiędzy całkowitym zaniedbaniem a skuteczną renowacją. Na razie wokół stoją liczne posągi, niemal wszystkie poczerniałe od upływu czasu. Część z nich zdjęto i postawiono na ziemi, pod zadaszeniem. Stoją w takich zamkniętych klatkach, jakby obawiano się, że wszystkie driady, boginki i personifikacje muz zaraz gdzieś uciekną. Takie więzienie dla symboli. Jednocześnie patrząc na pałac widać jak łatwo wielkość poddaje się upływowi czasu i jak cienka granica dzieli każdą wspaniałą budowlę od tego by niebezpiecznie zaczęła przypominać ruderę.

 

Niby wszystko wciąż na swoim miejscu a jednak pałac zamiast pokazywać zamożność swoich właścicieli przypomina raczej że już dawno ich tu nie ma.

Jednocześnie największe dzieło rąk ludzkich rozpościera się wokół nas. Olbrzymi park, którego  alejki łączą wszystkie wspaniałości jakie oferuje Poczdam. Stojąc na linii jednej z nich nie trudno zamknąć oczy i wyobrazić sobie jak zapełniają się one spacerującymi gośćmi dworu, czy przestrzenią do długich konnych przejażdżek. A jednocześnie – nie sposób nie postrzegać tego parku jak swoistego muru, czy fosy dzielącej tych którzy pragną spokoju od tych których życie toczy się gdzieś daleko, w zwykłym świecie w którym nie ma pałaców. Jest coś takiego we wspaniałych założeniach parkowych co zawsze sprawia, że moje myśli kierują się ku ludziom, którzy z racji swojego pochodzenia i majątku mogli poddawać swojej woli nie tylko budynki ale i widok zza okna. Jest w tym coś może nie tragicznego ale fascynującego – w tym wielkimi i wspaniałym odosobnieniu władzy, która nie może być za blisko. Wspominany wcześniej Fryderyk nowego pałacu nie lubił – patrzył nań jak na dekoracyjną bombonierkę. Konieczną – by pokazać możliwości władzy, ale niekoniecznie taką w której chciałoby się mieszkać. Tu należy dodać, do pałacyku Fryderyka Wielkiego mógł pod jego nieobecność wejść każdy – o ile miał czyste ubranie. Na całe szczęście miałam dziś na sobie nową sukienkę.

 

Muz i symboli należy pilnować aby nie uciekły.

Ponieważ zimno nie sprzyja zwiedzaniu po tym spotkaniu z pałacem kochanym i nie kochanym, wsiedliśmy do samochodu i udaliśmy się z powrotem do Berlina żeby coś zjeść. Nikt z naszej ekipy nie jest szczególnym wielbicielem sałatki z kartofli, kiełbasek i jasnego piwa więc zamiast szukać specjałów kuchni miejscowej poszukaliśmy knajpy etiopskiej. Jeśli nigdy nie jedliście nic etiopskiego to koniecznie spróbujcie – to jedna z najsmaczniejszych kuchni jaką zdarzyło mi się próbować.  Usłyszycie, że je się w niej rękami ale to nie prawda – je się korzystając z placka – który trochę przypomina kwaśny naleśnik. Za to co się je – można się rozpływać – podstawą są mięsa (od kurczaka po jagnięcinę) w doskonałych – ostrych i łagodnych sosach, biały ser, szpinak, soczewica, trochę warzyw – zarówno gotowanych (z przyprawami) jak i surowych. Każda rzecz jest oddzielnie a je się je nabierając naleśnikiem. Wszystko jest jednocześnie bardzo proste i absolutnie przepyszne. Nie napotkacie raczej na smaki których zupełnie nie znacie, ale możecie odkryć, że znane wam składniki mogą smakować zupełnie inaczej. I nie zapomnijcie o piwie – z mango albo z bananem, pite  z miseczki jest najlepsze. To kuchnia dla ludzi którzy nie mają zmywarki bo jeśli głodna grupa rzuci się na posiłek to właściwie nie zostaje nic do zmywania – talerz zjedzony, sztućców nie ma, może szklankę trzeba umyć.

 

Piękna stylowa altanka skrywa – nie bardzo piękną budkę która jak można się domyślać zawiera w sobie wszystko co potrzebne tym którzy o okolice dbają.

Podczas kiedy my jedliśmy aż nam się uszy trzęsły – zachwycając się jakąś taką bliskością tej egzotycznej kuchni, obok nas przy zarezerwowanym stoliku trwało jakieś spotkanie rodzinne. Najwyraźniej całkiem spore, i zbierające w jednym miejscu nie takich bliskich krewnych – co widać było po  mieszance zainteresowania i pewnej niezręczności tłumu młodych ludzi którym przyszło się witać z jakąś daleką ciotką czy wujkiem. Ostatecznie wszyscy przyszli, młodzież zbunkrowała się w jednej części stołu i wszyscy zaczęli jeść i rozmawiać. Przyglądając się tej grupie przyszła mi do głowy myśl, że jest wielce prawdopodobne że pochodzą oni z Etiopii. I podczas kiedy ja stolik dalej zachwycam się egzotyką kuchni z dalekiego kraju, oni szukają w tych daniach smaku jak u mamy albo cicho marzą o jakimś egzotycznym pierogu ruskim. Zawsze mnie bawi, że ludzie siedzący w tej samej knajpie mogą jeść zupełnie inne jedzenie nawet jeśli zamówią to samo.

 

Mieszkańcy Poczdamu odrzucają więcej niż jeden element współczesności.

Po posiłku naszła nas myśl, żeby jednak może powrócić do domu i zapaść w sen (co czyni reszta grupy podczas kiedy ja piszę). Na naszej drodze stanął jednak smutny fakt. Otóż kiedy wracaliśmy do domu, ktoś puknął swoim samochodem w zderzak naszego. Zderzak nawet za bardzo nie ucierpiał ale zaszła konieczność porozmawiania ze sprawcami incydentu. Niestety nie wjechał w nas żaden podążający ścieżkami prawa niemiecki obywatel, ale trzech młodzian którzy na pierwszy rzut oka mieli powiązania z grupą przestępczą wywodzącą się z europy wschodniej. W każdym razie – znali kilka słów po polsku. Ostatecznie udało się sprawę rozwiązać nawet z korzyścią, ale to tylko dzięki opanowaniu znajomych Zwierza, którzy nie dali sobie wmówić, że właściwie to taki wgnieciony zderzak powinien im sprawić radość. Ostatecznie całe zdarzenie miało raczej znamiona przygody niż wypadku, choć nie trudno zastanawiać się kim byli owi młodzieńcy i czy wcześniej samochód którym się poruszali też na pewno był ich.

 

Jest coś takiego przygnębiającego w wielkości, której nikt za bardzo nie pielęgnuje.

Ponieważ zachód skłania do wydawania pieniędzy to jutro jeszcze małe zakupy i do Warszawy. przychodzi tu podzielić się smutną konstatacją, że spędzanie czasu w miłym towarzystwie sprawia, że człowiek ma wrażenie, że czas płynie szybciej a on sam zanim się obejrzy już musi się pogodzić z jego upływem. To skłaniałoby do przebywania z ludźmi nudnymi i pozbawionymi uroku osobistego – dzięki temu moglibyśmy się dłużej cieszyć każdą mijającą godziną. Jest to plan jednak nie do końca idealny bo ostatecznie mamy do wyboru, albo wieczne nudy, albo krótką rozrywkę. No i jak tu nie  rozumieć Fryderyka Wielkiego, który tak bardzo chciał siedzieć sam w małym zameczku, gdzie mógł mieć spokój. To wygląda jak jedyne rozsądne rozwiązanie.

Ps: Dziś jest dzień Babci czyli oficjalny dzień Wazona, najbardziej wytrwałego komentatora tego bloga. Sekcja komentarzy nie byłaby taka sama bez babci Zwierza a i sam Zwierz z pewnością też nie byłby taki sam. Co każe stwierdzić, że ma ona niezwykłe zasługi dla bloga wychodzące poza regularne dzwonienie do Zwierza z pytaniem czy żyje ilekroć nie napisze wpisu, co stanowi wielką motywację do wrzucania regularnych notek.

1 komentarz
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online