Zwierz właśnie powrócił z krótkiego wyjazdu do Legnicy i ma dla was wpis dość niecodzienny. Głównie dlatego, że napisany trochę na zasadzie – dlaczego by nie. Otóż jakiś czas temu w Polsce zaczął być dostępny sklep i aplikacja Wish – podobna do AliExpress. Początkowo Zwierz miał spore zastrzeżenia co do korzystania z jej usług ale postanowił wypróbować stronę – przede wszystkim ze względu na rzeczy geekowskie i fanowskie. Oto krótka recenzja tego jak się takie zakupy udały.
Zacznijmy od tego, że Wish to nie jest strona z której należy zamawiać non stop. To wciąż chińska produkcja która często bazuje na niezbyt dobrych materiałach, taniej produkcji i naszym niesłychanym konsumpcyjnym podążaniu za posiadaniem coraz więcej coraz taniej. Z drugiej strony – jestem zdania że jeśli ma się tyle rozsądku by nie robić tam zakupów codziennie – to co pewien czas można z takiej strony skorzystać.
Nie wiem czy Wish działa na komputerach – ja ściągnęłam sobie aplikację do zakupów. Zasada jest taka, że wszystko co tam sprzedają jest bardzo „przecenione” to znaczy, aplikacje udaje, ze wszystko było niesamowicie drogie a w istocie są to ceny z kosmosu. Wyszukiwarka jest prosta, i ogólnie sama aplikacja jest przyjazna, choć nieco przyjaźniejsza jeśli wyszukuje się w niej po angielsku. Zamówienie nie jest trudne – klikasz, wrzucasz do kosza a potem jeśli masz już podane dane, przeciągasz pasek „zapłać” i żegnasz się z kasą. Czasem znajdują się przedmioty za darmo, co oznacza tylko tyle, że płaci się za przesyłkę. To co w danym tygodniu będzie za darmo jest dość losowe.
Zakupy na Wish to ciekawe zjawisko bo z jednej strony masz wszystko z drugiej – człowiek stając w obliczu tego ogromu naprawdę nie ma pojęcia czego by tak naprawdę chciał. Nie powiem wam ile razy łapałam się w życiu na przeglądaniu ofert sklepów internetowych tylko po to by wyjść z nich absolutnie przekonana, że właściwie mam już wszystko. Te kilka produktów które zdecydowałam sobie kupić to rzeczy które kupiłam próbnie, żeby przetestować jak właściwie aplikacja działa w Polsce. Poszłam w rzeczy trochę fandomowe i papiernicze, a także akcesoria do telefonu zakładając, że wcale nie jest tak łatwo dostać to w zwykłych sklepach. Zamówienie idzie około miesiąca. Przy czym ma to nawet plus, bo człowiek zapomina o zakupach a potem dostaje milion małych paczek i cieszy się jak dziecko. Choć tu zaznaczę, że jedna rzecz przyszła do mnie po tygodniu i nadal nie rozumiem jak to się stało. Na początku miałam spore obawy, że moje zakupy okażą się totalnym badziewiem. Miałam w głowie moje ukochane video na Youtubie gdzie vlogerki kupują rzeczy z chińskich sklepów a potem prezentują piękne suknie ślubne do kolan, czy bluzki w których mogłaby chodzić jedynie osoba rozważająca nudyzm. Tym większe było moje zaskoczenie kiedy okazało się, że moje zakupy są… porządne. To było wielkie zaskoczenie. Bo spodziewałam się badziewia najniższego sortu.
Pierwszą rzeczą która trafiła do mojego koszyka były cienkopisy z Totoro. Akurat skończyły mi się rzeczy do pisania, więc zamiast iść do Tigera i kupić tam zestaw cienkopisów (zwykle tylko dwa z czterech się nadają do pisania) wybrałam te z Wisha. Myślałam że przyjdą dwa, a przyszło ich pięć. Są cienkie – dobre do notatek albo do rysowania – choć oczywiście nie jest to profesjonalny sprzęt. Najbardziej zauroczył mnie fakt, że przyczepione na górze cienkopisu podobizny Totoro (na każdym inna!) są naprawdę porządnie wykonane – do tego są zrobione z bardzo miękkiego plastiku. – myślę, że kiedy skończy mi się wkład, odczepię je od cienkopisów i znajdę dla nich nowe zastosowanie.
Ponieważ jestem dobrą żoną postanowiłam, że Mateusz też coś będzie miał. Ponieważ dostanie gadżetów z gier niekoniecznie jest bardzo proste (to fascynujące jak trudno po prostu w sklepie dostać gadżety z gier, mimo, że gry są przecież ekstremalnie popularne) wybrałam dla niego cienkopisy z figurkami z Mario. Ku mojemu zaskoczeniu są one inaczej zrobione niż te z Totoro. Figurka nie jest na zakrętce ale na końcu cienkopisu i jest wykonana ze sporego twardego kawałka plastiku. Ponownie – zaskoczyło mnie jak ładnie i porządnie jest to zrobione. Sam cienkopis jak cienkopis, dla mnie każdy tani cienkopis który rzeczywiście pisze to małe zwycięstwo.
Druga rzecz którą bardzo chciałam sobie kupić to naklejki. Od pewnego czasu jestem zakochana w naklejkach – korzystam z nich do ozdabiania laptopa, ale też korzystam z nich w notatnikach, bo łatwiej mi zapamiętać, że nakleiłam gdzieś naklejkę niż zapisałam jakąś datę. Zamówiłam trzy paczki z naklejkami (trzecia – z naklejkami w Pokemony, wciąż do mnie nie przyszła). Tym razem ponownie wybrałam zestaw z Totoro ale też takie małe naklejki z Pusheen. Jakiś czas temu w Rossmanie można było dostać wypukłe naklejki z tym słodkim kotem, ale one się dużo gorsze do naklejania w kalendarzu. Ponownie nie spodziewałam się zbyt wiele.
Ponownie czekało mnie miłe zaskoczenie – zestaw z Totoro okazał się dość niewielkim pakietem (sześć naklejek) ale za to – doskonale wykonanym – idealnie nadają się do przyklejenia na komputer czy obudowę telefonu albo gdziekolwiek na wierzchu. Z kolei pakiet naklejek Pusheen, zupełnie mnie zaskoczył. Myślałam że będzie ich kilka tymczasem dostałam kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt sympatycznych – i bardzo różnych naklejek, które idealnie nadają się do tego by wklejać je do kalendarza. Byłam pewna że będą papierowe, ale jeśli to papier to czymś wzmacniany. Poza tym oba zestawy doskonale się trzymają – jak na razie żadna naklejka nie odlepiła się sama, choć jeden Totoro wylądował na opakowaniu do telefonu a jak wiemy, to jedno z tych miejsc które raczej są narażone na zmieniające się warunki. Nie ukrywam – było to dla mnie wielkie zaskoczenie, że nie był to badziewny produkt oraz że dostałam więcej niż się spodziewałam.
Z papierniczych rzeczy kupiłam też notes o którym byłam święcie przekonana, że to po prostu jeden z tych produktów które na pewno nie będą wyglądać tak jak na zdjęciu. W jakim szoku byłam kiedy dostałam dokładnie taki sam produkt jak na zdjęciu. To niewielki notes z materiałową okładką. W środku ma część stron w linię, część gładkich. Nic specjalnego poza tym, że jest po prostu ładny i niesamowicie poręczny – ma dokładnie tą wielkość, która przynajmniej w moim przypadku najlepiej sprawdza się przy notesach. Po co mi on? Zapisuję w nim wszystko do podcastu – robienie sobie notatek przed nagraniem znacznie obniża poziom zadziwienia prostymi faktami.
Tu skończyły się moje w miarę racjonalne zakupy. Kolejny na liście jest bowiem pokrowiec na telefon w kształcie jednorożca. Jest on mi zupełnie nie potrzebny (dlaczego zaraz wam powiem). Kupiłam go bo był uroczy, różowy i w jednorożca. Jakie ma plusy? O dziwo jest bardzo wygodny – silikonowy, ślicznie wykonany, dobrze trzyma się dłoni i choć powiększa telefon to nie tak drastycznie by nie zmieścił się on do torebki. Jest przejawem tego co najniebezpieczniejsze w internetowych zakupach, czyli niepotrzebnego wydawania kasy. Ale nie żałuję bo jest śliczny. Dlaczego jest mi nie potrzebny? Bo na tym samym Wish dostałam coś czego pragnęłam od dawna – pokrowiec na telefon, który jest jednocześnie portfelem. I to nie takim gdzie mieści się jedna karta ale taki który pozwala zapomnieć że ma się w torebce portfel. Bardzo czegoś takiego szukałam, od dość dawna i dopiero chiński internet przyszedł mi z pomocą. No i teraz jestem zachwycona i budzę zainteresowanie wśród innych ludzi bo taki prosty gadżet wcale nie jest taki niesamowicie łatwy do dostania, zwłaszcza jeśli nie ma się jakiegoś z popularnych telefonów.
Ostatecznie muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona tym jak udane są moje zakupy przez internet. Nie podejrzewam bym powtarzała je w przyszłości jakoś bardzo intensywnie, ale – to jest jednak zaskakujące, że byłam zadowolona ze wszystkich zakupionych produktów. Co prawda – nie mam doświadczenia w kupowaniu przez Wish ubrań (z tymi jest największy problem) ale być może się złamię i kupię sobie bluzę z Pikatchu i wtedy przekonamy się czy przypadkiem nie przyjdzie ona w rozmiarze na mojego misia. Zresztą to jest w ogóle zabawne, że te strony bardzo chciałby żeby ludzie postępowali przy zakupach nierozsądnie i np. kupili mebelki dla lalek przekonani, że kupują prawdziwe meble. Tak więc robiąc zakupy przez takie aplikacje trzeba pamiętać, że przeróżne rzeczy mogą do nas trafić. Kupując drobiazg niewiele ryzykujemy. To może porada takiej starszej ciotki klotki ale dobrze zamknąć się w niewielkiej sumie i kupować rzeczy, które jeśli okażą się badziewne nie sprawią nam wielkiej przykrości.
To nie jest tak, że Zwierz będzie teraz pisał bloga zakupowego, ale skoro udało mi się zrobić trochę zakupów, i na dodatek więcej niż jedna rzecz wyglądała jak na obrazku – to rzeczywiście mogę wam coś polecić. Nie wiem co z tą polecanką zrobicie, ale wydawajcie pieniądze rozważnie i częściej zadawajcie sobie pytanie, bez czego możecie się obejść niż co koniecznie musicie mieć. Ostatecznie jednak, jako osoba daleka od minimalizmu, polecam po prostu rozwagę. To dobre uczucie przy wszystkich zakupach.
Ps: Jeśli lubicie sobie co pewien czas pooglądać w ramach guilty pleasure jak ludzie kupują rzeczy przez internet i nie jest to do końca udany zakup to polecam kanał dziewczyny która nazywa się Mia Maples. To jedna z nielicznych sympatycznych i nie irytujących dziewczyn w sieci która robi takie filmy (a robi ich całe mnóstwo dziewczyn, nie wiem ilu facetów ale pewnie też kilku się znajdzie).
Ps2: Uprzedzając pytania – wpis o doktorze jutro.
Ps3: Na wszelki wypadek – to nie jest post sponsorowany. Tzn. sponsoruje go moja pensja.