Kultura jeszcze nikogo nie obroniła przed wojną. Przynajmniej nie przed samolotem, czołgiem, żołnierzem. Nigdy nie odwróciła biegu rakiety, wybuchu bomby, strzału z pistoletu. Kultura w konflikcie wydaje się więc nieprzydatna. Nie ma żadnej zdolności bojowej, trudno ją wysłać na front, nie zbuduje się z niej bunkra ni schronu.
Jednocześnie – gdzieś w głębi serca wszyscy wiemy, że to tylko częściowo prawda. Gdy pakujesz cały swój dobytek i uciekasz nie zdejmiesz książek z półki, nie wrzucisz odtwarzacza płyt do plecaka. Weźmiesz co najważniejsze. Ale potem, w nocy, gdy czekasz, gdy nie możesz spać, wtedy trwa druga wojna. O twoje serce, głowę i duszę. I wtedy kultura nagle okazuje się przydatna. Niczym zapora dla złośliwego oprogramowania, które ma zainfekować wszystkie pliki w twoim mózgu.
Dlatego w czasie wojny ludzie piszą wiersze, choć wiersze wydają się najbardziej bezużyteczne ze wszystkiego. Ale jeśli zapiszesz, jeśli skupisz się na zbieraniu w słowach rzeczy, których nie umiesz objąć rozumem, to jakoś rysujesz swój własny obraz tego co się dzieje. Zapisane staje się prawdziwe. Zapisane jest w jakiś sposób obłaskawione. Zapisane znaczy, że istnieje i choć nie panujemy nad światem to panujemy nad słowem.
Kultura pozwala też wziąć oddech, złapać kawałek powszechnego ludzkiego doświadczenia, na chwilę przekonać się, że nie jesteśmy sami. Jest to też sposób by nie myśleć w kółko obsesyjnie o tym samym, nie wybierać ciągle tego samego numeru telefonu, dać coś dziecku do oglądania, bo godziny długie, noc długa, podróż długa. Czasem kultura daje coś czego nie da nic innego – kiedy ludzie nie wiedzą co mogą robić razem to razem śpiewają i z jakiegoś dziwnego powodu, czasem to coś zmienia, nawet jeśli nie w rzeczywistości to w sercach.
Kiedy podnosi się wojenny pył wydaje się, że kultura nikogo przed niczym nie obroni. A kiedy opada, okazuje się, że ratuje, serca, umysł, czasem dusze. Daje siłę do walki, daje wspólną świadomość i tożsamość, której się broni. Daje wspólne punkty odniesienia, które sprawiają, że możemy sobie powiedzieć bardzo dużo, jedynie jedną linijką tekstu, piosenką, nawiązaniem do głupiego dowcipu. Nasz trudny do złamania prywatny wojenny kod, którego nikt nie jest w stanie złamać kto nie jest „nasz”.
Bo wyspa, na której zginęli żołnierze, to wyspa, gdzie pochowano Achillesa, bo to co powiedzieli, brzmi jak cytat który chodzi nam po głowie, o gwardii, która umiera, ale się nie poddaje. Bo uruchamiają się w nas wszystkie te poetyckie metafory – bo nagle pasuje nam bardziej niż kiedykolwiek fragment „Reduty Ordona”, bo schemat bohaterstwa wpisuje się w to czego nas uczono na licznych tekstach, co sami oglądaliśmy w licznych filmach. W kulturze osadzamy to co czujemy, kultura przeplata się z propagandą – tą rozumianą dobrze a nie źle, pozwalającą podnosić morale. Kultura przekształca fakty w opowieści, opowieści w narracje, które potem płyną przez naszą pamięć i wrażliwość.
Humor, który jest jej częścią, choć w pierwszej chwili niemożliwy, potem staje się też wytrychem. Żarty europejskie śmieszą, te płynące z Ukrainy ściskają za gardło, te idące ze Stanów wkurzają. Ta część kultury pokazuje, gdzie leży wyczucie sytuacji, kto, gdzie jest na tej wielkiej mapie, kto co rozumie. Jeśli istniałby jakikolwiek papierek lakmusowy, pozwalający wyczuć – kto, gdzie jest w tej wojnie mentalnie, to humor jest niczym najlepszy test. Powiedz mi z czego i jak żartujesz a powiem ci, gdzie jesteś.
Na koniec – za jakiś czas, choć wydaje się to nie możliwe, spróbujemy sobie o tym wszystkim opowiedzieć. Napisać, nakręcić film, będziemy obsadzać role, wybierać słowa i znaki. Będziemy tworzyć obraz, który wyciśniemy sobie w pamięci i serach. Zrobimy to bo robimy to z każdą wojną. Opowiadamy sobie o niej, bo nie umiemy inaczej, bo potrzeba opowieści jest w nas tak wielka, że nic jej nie powstrzyma. I tę wojnę wpiszemy do kultury – bo to nasz wielki katalog przeżyć, których nie możemy przeżywać samotnie.
Nie wiem o wojnach więcej niż to czego się uczyłam, co czytałam, co mi opowiadano. Ale w niemal każdej tej narracji pojawiał się głos, że kultura ludziom pomagała, że była ich punktem odniesienia, że jej cudowna bezużyteczność w świecie, gdzie wszystko dzieli się na przydatne w wojennym wysiłku – stawała się na swój sposób bezcenna. Wbrew schematom jakie człowiek ma w głowie, gdzie nie ma nic poza bólem, poświęceniem i przerażeniem – ludzie potrzebowali też rzeczy zasadniczo bezużytecznych. Zupełnie nie pasujących do schematów. Myślę, że się nie zmienili. Myślę, że nigdy się nie zmienią.