Hej
Zwierz przegapił wczorajszy dzień książki dziecięcej i jest na siebie zły. Jest zły z kilku powodów, po pierwsze, zapomniał złożyć adekwatnych życzeń znanym sobie autorom książek dziecięcych (jakaż to dziwna sytuacja kiedy człowiek może korzystać z takiego określenia w liczbie ,mnogiej), po drugie zwierz od dawna ma w głowie wpis o książkach dla dzieci, dla którego jakoś nigdy nie może znaleźć miejsca na blogu. Nie ulega bowiem zdaniem zwierza najmniejszej wątpliwości, że jedne z najważniejszych książek jakie przeczytamy w życiu to książki, które przeczytamy w dzieciństwie. I nie chodzi o wymiar edukacyjny czy o zaszczepienie pasji do czytania. Przeczytane w dzieciństwie książki kształtują na wiele lat przekonanie o tym co znają wszyscy, czytali wszyscy i wiedzą wszyscy. Jednocześnie mogą stać się pierwszym sygnałem tego co będzie nas później fascynować. Zdaniem zwierza Książki dzieciństwa dzielą się bardzo wyraźnie na trzy kategorie – te które czytaliśmy sami, te które nam przeczytano i te które podsunięto nam z jakichś powodów – często edukacyjnych (w tym te które podsuwa się nam w szkole). Wszystkie te książki tworzą jakiś krajobraz naszego dzieciństwa i naszych wyobrażeń i niekiedy zostają z nami dłużej niż najwybitniejsze dzieła literatury.
Trzeba zacząć od tego, że zwierz miał warunki o których mogą jedynie pomarzyć wszyscy zwolennicy krzewienia czytelnictwa wśród dzieci. Rodzice zwierza czytali. Sami (widok matki zwierza z książką do dziś jest najbardziej wyraźnym wspomnieniem zwierza z dzieciństwa) i zwierzowi (oraz jego rodzeństwu). Między rodzicami zwierza istniała jednak spora jeśli nie drastyczna różnią odnośnie doboru repertuaru. O ile matka zwierza czytała nam głownie własne ulubione książki z dzieciństwa (wychodząc z założenia że należy czytać dzieciom książki które samemu się lubi) o tyle ojciec zwierza czytał mu i jego bratu książki które sam lubił ewentualnie uznał, że nadają się do wieku zwierza i jego brata. Co oznaczało to w praktyce? Zwierz jednego dnia słuchał czytanej przez swą szlachetną matkę Mary Poppins by następnego dnia słuchać Odysei czytanej przez szlachetnego ojca (niestety ojciec zwierza uznał, że zwierz nie był wystarczająco zainteresowany lekturą i nigdy nie skończył. Zwierz odkrył to dopiero w liceum kiedy okazało się, że historia kończy się zupełnie inaczej niż zwierz pamiętał). Żeby tego było mało, zwierz miał nagrane na kasetach całe mnóstwo baśni i książek (przywilej posiadania w domu autora, który może przeczytać własną książkę dla dzieci), który słuchało się w kółko. Nie trudno chyba dostrzec, że trudno o lepsze warunki by wychować małego czytelnika.
Niestety po zestawie jaki zwierzowi zafundowali jego rodzice szkoła nie miała praktycznie żadnych szans – zwłaszcza że już podczas lektury pierwszej zadanej książki – Na Jagody zwierz załapał spory dystans do lektur szkolnych (pomijając fakt, że z osobą Konopnickiej wiąże się tragedia rodzinna. Serio) i choć czytał wszystkie to dopiero gdzieś koło liceum przestał mieć do nich chłodny i zdystansowany stosunek – zwłaszcza, ze zwierz był dziecięciem, które w drugiej klasie powiedziało swojej nauczycielce, że chyba umrze jeśli znów będzie musiało przeprowadzić charakterystykę postępowania bohatera. O dziwo nie wyrzucono zwierza ze szkoły choć piątki z polskiego nie miał (miał ją później, co niektórym może się wydawać dziwne ale musicie wiedzieć, że wielu nauczycieli w Polsce jednak umie dostrzec coś więcej niż tylko ortografię). Oczywiście jak w przypadki większości dzieci wyjątkiem były tu Dzieci z Bullerbyn- chyba najlepiej dobrana do wieku lektura w kanonie polskich lektur szkolnych. Zwierz nie ma nic przeciwko zestawowi lektur szkolnych (poza tym, że połowę by wyrzucił) ale zawsze ma wrażenie, że to najgorsza rzecz jaka może spotkać książkę. Zwłaszcza dla dzieci. Zwierz pamięta jak w gimnazjum strasznie współczuł klasie równoległej która musiała przerabiać w szkole Harrego Pottera. Coś co zwierz czytał dla czystej przyjemności dla nich stało się obowiązkiem.
Ten przydługi wstęp wydaje się zwierzowi o tyle konieczny, że kiedy spogląda na zestaw swoich ukochanych książek z dzieciństwa widzi w nim raczej sprawdzone pozycje, które raczej mu podsunięto niż sam je znalazł. Z drugiej strony zwierz doskonale pamięta, że mnóstwo lektur podsuwanych przez rodziców było wzbogacone o pytania – nie tylko sprawdzające czy zwierz rozumie treść książki ale także dających punkt wyjścia do rozmowy o jakichś poruszanych w powieści problemach. Być może dlatego w zwierzu zrodziło się dość wcześnie przekonanie, że najważniejsze rozmowy prowadzi się przy książkach w których problemy bohaterów nie są głównym tematem tylko jakby tłem dającym punkt wyjścia do rozmowy. Dlatego zwierz z mieszanymi uczuciami patrzy na dzisiejsze książki np. o śmierci (zwierz jako bardzo małe dziecko strasznie bal się śmierci gdyż mimo katechezy przerażała go wizja wiecznego niebytu), zwierz zdecydowanie bardziej woli Braci Lewie Serce gdzie dziecko może nie zauważyć że czyta o śmierci a rodzic ma doskonały punkt wyjścia do rozmowy.
Dobra a teraz top 10 (dziesiątki zawsze są dobre) – książek zwierza z dzieciństwa:
Mary Poppins – zwierz nie ma wątpliwości, że był to najbardziej magiczna książka jaką ktokolwiek kiedykolwiek mu podsunął. Matka zwierza czytała mu pierwsze tomy w starym tłumaczeniu gdzie zamiast Mary Poppins była Agnieszka ale za to resztę przetłumaczyła Irena Tuwim co oznaczało, że książka spisana była najładniejszym możliwym językiem, w dodatku w cudownym wydaniu Naszej Księgarni (zwierz zazwyczaj estetycznie dość obojętny uważa że książki dla dzieci powinny być ładne i to ładne względem estetycznych upodobań dzieci a nie dorosłych). Dlaczego zwierz tak strasznie lubił Mary Poppins, której późniejsze tomy w nowym tłumaczeniu po raz pierwszy pokazały zwierzowi na czym w ogóle polega trud tej pracy? Dla zwierza decydujące były nie tyle same magiczne wydarzenia (które były wspaniałe) ale tajemnica otaczająca główną bohaterkę która pojawiała się nagle i znikała. Czy rzeczywiście była czarownicą (wszak wszystko na to wskazuje łączni z torebką większą w środku), a może była po prostu dorosła (choć zwierz z przerażeniem konstatuje, że przecież już nie tak dorosła jak zapamiętał ją zwierz z dzieciństwa). Widzicie jest coś takiego w perspektywie dziecka co czyni możliwości dorosłych (które na co dzień uznajemy za zupełnie zwykłe) nieco magicznymi. I tak właśnie było w Mary Poppins – nie tylko potrafiła czarować ale była też dorosła co oznacza posiadanie pewnych tajemnic. Poza tym była to książka w której sporo był humoru i bezczelności (zwierz uwielbiał fakt, ze guwernantka była zdecydowanie bardziej stanowcza od rodziców dzieci). No i ważne – zwierz nie zwracał na to wielkiej uwagi w dzieciństwie ale rzeczywiście była to książka z chłopcem i dziewczynką a zwierz zawsze wolał książki w których było rodzeństwo.
Narnia – przez wiele lat zwierz twierdził, że Narnia jest jego ulubiona książką i był głęboko zaskoczony (był dzieckiem!) kiedy okazało się, że nie wszyscy o niej słyszeli. Zwierz nie będzie przed wami ukrywał, ze zdecydowanie woli pierwsze tomy, w których nie czuć jeszcze (zwłaszcza jak się jest dziecięciem) tak bardzo chrześcijańskiego wymiaru powieści. Zwierz nie jest w żaden sposób zniechęcony takim przesłaniem, po prostu wolał magię świata przedstawionego w oderwaniu od jakichkolwiek religijnych konotacji. Poza tym niestety pierwsze tomy są zdecydowanie lepsze (choć zwierz uwielbia Koń i Jego chłopiec czy Siostrzeniec Czarodzieja). Zwierz zawsze miał słabość do bohaterów i zawsze było mu strasznie żal gdy ktoś musiał opuścić Narnię co wydawało się zwierzowi niesłychanie nieuczciwe. Zresztą to jedna z tych książek, które wbiły się do wyobraźnie zwierza tak mocno, że do dziś zwierz spogląda na ojca z dystansem gdy ten częstuje go swoim ulubionym rachatłukum. Do tego Narnia była chyba najbardziej plastyczną książką jakiej zwierz słuchał bo do dziś kiedy zamknie oczy to po prostu wszystko to co kryło się za drzwiami szaf czy ramami obrazów po prostu widzi.
Hobbit – musicie wiedzieć, że zwierz należy do tej uprzywilejowanej grupy młodych ludzi, którym przeczytano nie tylko Hobbita ale i władcę pierścieni ( zwierz do dziś kiedy czyta władcę pierścieni słyszy swojego ojca, który czytał książkę obdarzając wszystkich bohaterów osobnym głosem). Hobbit miał jednak tą przewagę nad Władcą Pierścieni że zwierz usłyszał go jako pierwszą książkę o Śródziemiu. Powiedzieć że się zwierzowi spodobało to mało. Zwierz nigdy nie słyszał czegoś tak wspaniałego, a na dodatek każdy krasnolud mówił zupełnie innym głosem. I jeszcze mapa którą ojciec zwierza skrupulatnie objaśniał zwierzowi przed kolejnymi rozdziałami by jasno zaznaczyć gdzie są bohaterowie. Choć władca pierścieni wygrał z czasem (Hobbit jest wspaniały ale nie tak kunsztowny jak Władca Pierścieni) to jednak zwierz zawsze będzie pamiętał swoje błagania skierowane pod adresem ojca by przeczytał jeszcze trochę Hobbita (błagania o jeszcze jeden rozdział były z resztą w domu zwierza czymś powszechnym). Do tego kilka lat temu kiedy młodszy brat zwierza był w wieku Hobbitowym zwierz mógł sobie zupełnie mimochodem wysłuchać przez ścianę powtórki z rozrywki. I chyba najbardziej cieszy się z ekranizacji ponieważ dała mu ona pretekst by jeszcze co najmniej trzy razy wrócić do książki.
Klechdy Sezamowe – och z Klechdami Sezamowymi wiąże się opowieść która powinna was przekonać, że charakter zwierza został ukształtowany już dawno. Oto w domu zwierza leżało wspaniałe wydanie Klechd Sezamowych Leśmiana z pięknymi ilustracjami i ex libris ojca zwierza. Ojciec zwierza przeczytał nam książkę ale nie w całości. Jednocześnie zwierz miał część historii na kasetach (takie ówczesne audiobooki). I oto na jednej kasecie znajdowała się bajka Rybak i Geniusz. Jeśli może pamiętacie bajka ta kończy się autentycznym Cliffhangerem. nie wiadomo co dalej. Król Wysp Hebanowych właśnie ma opowiedzieć swoje życie i wszystko wyjaśnić kiedy historia się urywa. Urywała się też taśma pozostawiając zwierza i jego brata w stanie trudnej do określenia nerwicy. Jakież więc było szczęście kiedy okazało się że rozwiązanie kryje się w posiadanych przez nas na szczęście Klechdach Sezamowych. Do dziś zwierz zna na pamięć rymowane fragmenty pierwszej części baśni – tak często jej słuchał. Zwierz czytał potem Klechdy Sezamowe nie raz – gównie dlatego, że odkrył, iż poza naprawdę ładnym dostosowanym do wieku wyborem klasycznych baśni arabskich znajdzie się tam jeszcze najpiękniejszy język Leśmiana, który po prostu jest magiczny
Pięcioro dzieci i Coś – Zwierz odnosi wrażenie, że nigdy nie był przez swoja matkę zachęcany bardziej do lektury niż w przypadku Pięciorga dzieci i coś. Zwierz nie do końca rozumiał dlaczego jest tak strasznie zachęcany do lektury dopóki nie zaczął czytać. Pomijając fakt, że przeczytał książkę za jednym zamachem, po latach odkrył, że to jedno z najciekawszych dzieł literatury dziecięcej. Dlaczego – przede wszystkim ze względu na zachowania tytułowego rodzeństwa – pomijając fakt, ze jest to jedno z najciekawiej oddanych rodzeństw w literaturze (niby się niekiedy gryzą a najmłodsze jest lekkim ciężarem ale przecież wiadomo że stanowią wspólny front) to książkowe dzieciaki są po prostu strasznie bezczelne. Kiedy zwierz będąc już dorosłym przysłuchiwał się ich niekiedy złośliwym czy sarkastycznym uwagom niemal nie mógł uwierzyć, że ma do czynienia z książką której akcja rozgrywa się w czasie I wojny światowej. Jednocześnie zwierz bardzo lubił fakt, że występujący w książce piaskoludek spełniający życzenia dzieci, wcale nie jest pozytywnie nastawiony do sytuacji w której się znalazł. Ogólnie zwierz nie dziwi się, że był do książki tak entuzjastycznie namawiany, bo trzeba przyznać. że rzeczywiście to jedna z lepszych książek dla dzieci jakie są.
Dzieci z Bullerbyn – zwierz musi powiedzieć, że to jest dokładnie ta książka, która pokazała zwierzowi, że niekiedy nie ma nic lepszego niż leżeć na łóżku i czytać. Astrid Lindgren odkryła przepis na niemal idealną książkę dla dzieci – dlaczego? Zdaniem zwierza dlatego, że wszystkie przygody bohaterów to tak naprawdę zwykłe codzienne wydarzenia – łącznie z wyprawą po zakupy. Taki jest właśnie świat dzieci, w którym codzienność dostarcza niekiedy więcej przeżyć i emocji niż jakakolwiek fantazja. Zwierz musi jednak przyznać, że dziś nie jest w stanie patrzeć na Dzieci z Bulerbyn w ten sam sposób. Dlaczego? BO zwierz zorientował się, że Dzieci z Bullerbyn dzieją się tuż przed wojna czy nawet w czasie wojny. Ten kontrast między niesamowita książką, o absolutnym spokoju dzieciństwa, a świadomością że jest to już wtedy właściwie świat nie istniejący(może nie dla dzieci Szwedzkich). Dziś książka ta wydaje się zwierzowi zapisem jakiejś zaskakującej dziejowej niesprawiedliwości.
Mała Księżniczka – zwierz jako dziecko uwielbiał Małą Księżniczkę do tego stopnia że czytał absolutnie wszystko co miało „Mały” w tytule (lubił też Małe Kobietki ale nigdy nie wybaczył autorce rozwiązań romantycznych, które zdaniem zwierza zupełnie nie miały sensu). Mała Księżniczka była absolutnie wspaniała – bohaterkę traktowano niesprawiedliwie ale ona nie traciła hartu ducha. Mimo, że traktowano ja tak strasznie podle. Potem zaś kiedy powoli zaczynało jej się znów powodzić – jak bardzo zwierz cieszył się każdym przejawem życzliwości wobec bohaterki. Zwierz myśli, że kiedy człowiek jest dzieckiem i z natury jest przekonany, że non stop traktuje się go niesprawiedliwie z różnych powodów. Dlatego wizja bohatera, który też jest traktowany niesprawiedliwie a potem zostaje mu to zrekompensowane. Poza tym zwierz zawsze lubił fakt, że bohaterka jest mila co stoi w sprzeczności z tak powszechna wizją niemiłych bogatych dzieci.
Karolcia – zwierz doskonale pamięta, że posiadająca magiczny koralik Karolcia była jedną z ulubionych bohaterek zwierza (który domagał się by czytano mu kontynuację). Jednocześnie zwierz doskonale pamięta, że w przypadku żadnej innej książki nie bał się tak strasznie że bohaterów dopadnie w końcu ich największy przeciwnik. Zwierz zupełnie nie pamięta dlaczego tak strasznie niepokoił się o dobro bohaterów i bał się czarownicy Filomeny ale zawsze kiedy wspomina książkę czuje taki niepokoju który kojarzy mu się z tymi wszystkimi filmami gdzie obawiamy się i zaraz bohaterów spotka coś naprawdę niedobrego. Zresztą zwierz ma wrażenie, że to najlepiej pokazuje różnice między książkami dla dzieci i dorosłych. Tam gdzie dorosły często widzi banał tam dziecko przeżywa prawdziwe emocje – dlatego tak strasznie trudno pisać i oceniać książki dla dzieci.
Wilde – Bajki – rodzice zwierza nie byli szczególnymi fanami podsuwania zwierzowi baśni w formie okrojonej czy spopularyzowanej. Nie żeby byli szczególnie okrutni ale jakoś zwierz dość wcześnie dowiedział się że mała syrenka z Baśni Andersena nie skończyła w ramionach księcia zaś Jaś z Małgosią upiekli czarownicę. Najwyraźniej rodzice zwierza, podświadomie chcieli go pozbawić jakichkolwiek złudzeń. Jednocześnie zwierz dostał kiedyś kolekcję dużych książek z cyklu „Najpiękniejsze Baśnie na Świecie” – były tam tomy poświęcone Braciom Grimm, Andersenowi, był Basile i był Wilde. Zwierz musi powiedzieć, że wtedy nie miał pojęcia kim był Wilde ale książka poruszyła go do głębi. Historia o samolubnym olbrzymie, słowiku i róży ale przede wszystkim o Szczęśliwym Księciu poruszyły zwierza. Dlaczego? Po pierwsze były zupełnie inne po drugie wszystkie niemal miały w sobie jakiś taki wielki smutek (zwierz pamięta swoje wydanie z bardzo pięknych ilustracji). Zwierz nie wiedział wtedy, że będzie potem instynktownie szukać rzeczy smutnych (zwierz ma skłonność do szukania smutku w kulturze) ale pamiętał że strasznie mu się te bajki podobały. I że miał wtedy inne zdanie niż jego matka rodzicielka która z kolei za bajkami Wilde’a nie przepadała.
Tajemniczy opiekun – zwierz czyta tą książkę do dziś jak mu smutno. Zwierz miał chyba najbardziej koszmarne wydanie jakie można znaleźć z serii klasyka z absolutnie paskudną ilustracja na okładce. Do dziś zwierz pamięta jak strasznie mu się nie podobała. Historia składająca się z listów opisujących codzienne życie młodej dziewczyny do sponsorującego jej naukę tajemniczego opiekuna. Jedyna tajemnicą w książce jest tożsamość opiekuna choć powiedzmy sobie szczerze dość szybko można się zorientować kto to. Zwierz ma wrażenie że tajemniczy opiekun był pierwszą książką, która przeczytał która wykorzystywała taki prosty romansowy schemat w tle opowieści. Książka miała też kontynuację Kochany Wrogu gdzie listy pisała przyjaciółka bohaterki z pierwszego tomu ale zwierz nie zapałał do niej takim uczuciem choć też ja lubił. Zwierz wymienia tą książkę bo była jedną z pierwszych, którą zwierz zaczął czytać jeszcze raz w chwili w której skończył ja czytać. Przy czym zwierz uznaje książkę swojego dzieciństwa ponieważ była to jedna z tych książek, które przeczytał w czwartej – piątej klasie szkoły podstawowej. Na pewno nie później bo w szóstej klasie zwierz przestawił się już na fantasy i czytał Wiedźmina.
No jest dziesięć. Strasznie mało bo zwierz uświadomił sobie, że mógłby wpisać drugie tyle np. nie napisał o Ani z Zielonego wzgórza, ani o książce Ambaje, która strasznie przypominała mu Mary Poppins, albo o Gałce od łóżka, która miała takie ilustracje Szancera, że zwierzowi śniło się potem, że lata na dokładnie takim łóżku jakie było na okładce książki, ani o Wielka Większa i Największa, która była po prostu wspaniała. Ani o Wietrze z Księżyca, który dopiero po latach okazała się być o czymś zupełnie inny, niż zwierz sądził. Ani o książce z rosyjskimi bajkami, która miała piękne klasyczne ilustracje których zwierz trochę się bał i o tej z rosyjskimi bajkami, którą ojciec zwierza kupił pewnego razu na targach książki i streszczał zwierzowi co jest w środku. Ani o Akademii Pana Kleksa którą zwierz jako dziecko po prostu uwielbiał. Widzicie kiedy otworzy się ten kuferek z książkami z dzieciństwa nagle okazuje się, że niemal do każdego tytułu wraca się radośnie myślami. Zwierz pominął też dość rozmyślnie Kubusia Puchatka i Muminki bo te dwa tytuły choć niesłychanie bawiły zwierza kiedy był dzieckiem nigdy nie wzbudziły w nim aż tak ciepłych uczuć kiedy był starszy (nie żeby zwierz nie doceniał tego co obie pozycje odsłaniają przed starszym czytelnikiem tylko dlatego, ze zwierz chciał wymienić pozycje do których ma bardziej emocjonalny stosunek)
Jednocześnie zwierz nie ma wątpliwości, że opisane tu tytuły jakoś go ukształtowały – chociażby widzi że słabość do brytyjskiej kultury zwierz miał zawsze, podobnie jak do odrobiny magii i że lubił rzeczy smutne i romantyczne, a także dowcipne. I że zawsze był wychowywany nieco inaczej bo np. nie zna zupełnie Pana Samochodzika. Jednocześnie ten przegląd utwierdza zwierza w jeszcze jednym przekonaniu. Nie ma trudniejszego zawodu na świecie nad autora książek dziecięcych i nie ma większej sztuki niż napisanie naprawdę dobrej książki dla dzieci. Bo naprawdę dobra literatura dla dzieci to coś co paradoksalnie zdarza się bardzo rzadko ale na całe szczęście nie starzeje się zbyt szybko. Dlatego zdaniem zwierza, warto nie tylko patrzeć na nowości ale także sięgać po rzeczy starsze. Rodzice często boją się, że książki napisane dawnej nie będą dostosowane do codzienności dziecka. Ale doświadczenie zwierza (który swe lata dziecinne doskonale pamięta) wskazuje, że dzieci to co im się nie zgadza z codziennością dopiszą po prostu do magii świata przedstawionego i nie będą zadawać więcej pytań. Dlatego można bez wahania czytać dzieciom to co nam czytano. Tylko trzeba pamiętać (zdaniem zwierza) o jednej ważnej zasadzie – czytanie zanim stanie się nauka, poszerzaniem horyzontów i gimnastyka dla mózgu musi być przyjemnością. Dlatego warto dzieciom czytać coś do czego sami mamy sentyment i przerwać jeśli dziecko się nudzi. Zdaniem zwierza postępując w ten sposób jest bardzo trudno wychować kogoś kto książek nie pokocha.
Ps: Trochę to popkulturalny offtop ale czasem można, nie? Mało ilustracji bo wpis zrobił się za długi.
Ps2: Warto zaznaczyć, że zwierz nie jest żadnym specem od literatury dziecięcej choć kiedyś wstąpił na drogę pisania dla dzieci, z której szybko jednak zszedł. Zwierz podkreśla jednak, że wszystko to są jego prywatne opinie na sprawę.??