Kilkanaście dni temu na Netflix trafił dokument, który w Polsce przeszedł trochę bokiem – to dwuczęściowa produkcja Netflixa „Jimmy Savile: A British Horror Story”. Widziałam kilka, pozytywnych recenzji, ale mam wrażenie, że ta produkcja – pokazuje pewne, jeśli nie znaczne, ograniczenia współczesnego dokumentu – zwłaszcza tworzonego przez platformy takie jak Netflix. I dlatego mam poczucie, że warto mu poświęcić szerszy tekst.
Trudno jest polakom zrozumieć kim dla kultury czy właściwie popkultury brytyjskiej był Jimmy Savile. Postać powszechnie znana, lubiana, dziwna ale wpisująca się w jakiś sposób w model brytyjskich ekscentryków. Jego skierowany do dzieci program gdzie spełniał ich marzenia stawiał go na pozycji skarbu narodowego, działalność charytatywna – czyniła postacią wyjątkową. Wszystkich znał, wszędzie był, stanowił pewien trudny do zapomnienia element kultury. Można powiedzieć, że wiele osób go kochało, wiele po prostu szanowało.
Pamiętam, że moje zainteresowanie kulturą i popkulturą brytyjską zaczęło się nieco przed śmiercią Savila, co oznaczało, że mogłam obserwować jak niesamowicie emocjonalne były reakcje na jego śmierć. Sama nie znałam go jako postaci wcześniej – więc w mojej głowie pojawił się już jako zmarła ikona. Potem zaś jako bohater jednego z najbardziej przerażających skandali pedofilskich w brytyjskiej historii. Nie trzeba było bowiem długo czekać by okazało się, że ten powszechnie kochany i szanowany człowiek był w istocie pedofilem, którego ofiarami mogły paść setki osób.
O tym, że znałam sprawę wcześniej wspominam głownie dlatego, że sam dokument jest skonstruowany trochę na podobnej zasadzie co popularne obecnie produkcje „true crimen”. Zanim dowiemy się co naprawdę się wydarzyło i co jest tym „brytyjskim horrorem” z tytułu, w pierwszym odcinku serial buduje napięcie. Pokazuje nam nie tylko karierę Savila ale też jego rozległe znajomości, sięgające aż do rodziny królewskiej. Widać wyraźnie, że nie jest to dokument robiony dla osób, które dobrze sprawę znają czy pamiętają, wręcz przeciwnie – jest to produkcja serwowana bardzo do widza, który być może dopiero w tym momencie po raz pierwszy o Savilu usłyszał (zakładam więc, że idealnym odbiorcą jest np. Widz polski który niekoniecznie o sprawie słyszał).
To budowanie napięcia (wszystko jest ok póki coś nagle bardzo ok nie jest) sprawia, że pierwszy odcinek właściwie całkowicie poświęcony jest budowaniu sylwetki bohatera – w sposób szczegółowy i oddający emocje jakie czuli do niego ludzie. Nie ukrywam – jest to ciekawe jako obraz brytyjskiej rozrywki i powiązań pomiędzy pracownikami BBC, rządem, rodziną królewską i postawami politycznymi i społecznymi – zwłaszcza rządu Margaret Tatcher. Jakie znaczenie miało to, że był katolikiem. Choć brakuje tu pewnego pogłębienia. Wciąż jednak – ten pierwszy odcinek niczym w dobrym „true crime” trochę buduje podbudowę pod szok jakim ma się okazać odcinek drugi.
Druga odsłona dokumentu mówi już jednoznacznie – najpierw pojawiających się jeszcze za życia oskarżeniach wobec Savila, potem o tym gdy w końcu udało się przełamać zmowę milczenia i wyciągnąć na światło dzienne choć część jego niesłychanie niecnych postępków. Przy czym – mamy tu bardzo mało głosów ofiar co nie dziwi – bo nawet jedno zeznanie o tym co Savil robił sprawia, że człowiek czuje absolutne przerażenie. Ta część dokumentu przede wszystkim pokazuje nam skalę jego zachowań oraz ten problem na jaki napotykał naród kiedy okazało się że kochany gwiazdor był w istocie potworem.
Jaki jest problem? Widzicie, serial sugeruje, że wszystko to było możliwe, bo bardzo wiele osób nie chciało słyszeć bardzo wielu rzeczy (zestawienie wypowiedzi Savila z najróżniejszych programów telewizyjnych doskonale pokazuje jak blisko był mówienia wprost o swoich czynach publicznie), bo bardzo wiele z tych wykorzystanych osób było w takiej sytuacji, że wiedziało, że nikt im nie uwierzy. Niestety na sugestiach się kończy. To co wydaje się obecnie najważniejsze – jak to możliwe że w BBC nikt nie pisnął słowa (choć plotki chodziły po korytarzach) przechodzi właściwie bokiem. Dokumentaliści przyjmują za dobrą monetę, ze nic nie wiedziała ani przyjaciółka, ani wieloletni producent, ani w sumie nikt nic nie wiedział. Boli to tym bardziej, że człowiek ma poważne podejrzenia, że przecież w takich elitach nie był on sam i to powszechne – „nie zadawanie sobie sprawy” chroni jeszcze całkiem sporo osób które żyją (z resztą gdzieś na marginesie przypomina się tu słynna sprawa Epsteina który też wszystkich znał ale znów nikt nic nie wie)
Dlaczego twórcy dokumentu nie naciskają bardziej? Możemy oczywiście założyć, że ich celem jest przedstawienie przede wszystkim strasznej jednostki. Swoiste przerażenie, czy zszokowanie widza. Chyba tylko wtedy dokument nadaje się do tego trendu oglądania produkcji o prawdziwych zbrodniach. Oczywiście możemy też zakładać, że chodzi o kwestie czysto techniczne – trudno prosić BBC o archiwalne materiały jednocześnie oskarżając ludzi o to, że przymykali oko na działanie pedofila.
Ostatecznie jednak serial trochę wpisuje się w to co piętnuje. NIkt nie jest winny, nikt nie powinien usłyszeć trudnych pytań. Savile przez lata obracał się w środowisku najbardziej znaczących elit kraju i jak mniemam – brał z tego poczucie niekaralności. Same elity są jednak w tym filmie poza większym podejrzeniem – nikt ich o nic nie pyta, nikt nie zarzuca im, że tak prosto nie ma – że ktoś coś musiał wiedzieć, na coś oko przymknąć, czy coś akceptować. Wszyscy są zdumieni i zszokowani choć przecież doświadczenie mówi, że nawet jeśli da się bardzo wiele rzeczy ukryć to nie wszystko. Tylko wygląda na to, że tych kluczowych pytań nikt zadawać nie chce, bo trafiłyby do osób zdecydowanie zbyt wysoko postawionych. To zresztą jest wciąż i wciąż ten sam problem niemal wszystkich skandali pedofilskich – gdzie sprawca okazuje się tylko jeden, nikt nic nie widział i nie wiedział i wszyscy są niewinni. Tymczasem, zwłaszcza biorąc pod uwagę skalę zjawiska – to jest po prostu nie możliwe (z resztą co frustruje najbardziej to w filmie dowiadujemy się, że o tym plotkowano – co daje punkt wyjścia by docisnąć – kto coś wiedział z pierwszej ręki i dlaczego nigdy nic z tym nie zrobiono).
To wszystko sprawia, że pod sam koniec dokument staje się w jakiś sposób zupełnie niewspółmierny do sprawy którą podejmuje. Mamy historię usuwania nagrobka Savila, i dyrektora domu pogrzebowego, który nadzwyczajnie sprawnie przeprowadził całą operację w środku nocy. Przyznam, że poczułam się w jakiś sposób może nie oszukana, ale niezwykle rozczarowana całym dokumentem. Zwłaszcza, że miałam nadzieje, że tak długie i pogłębione pokazanie znaczenia sylwetki Savila zostanie zestawione potem z czymś więcej niż tylko wielkim ujawnieniem jego zbrodni. Bo też nie da się ukryć – jeśli nie sięgamy głębiej jeśli nie próbujemy odkryć jakiejś prawdy czy nawet konkretnych mechanizmów – to czy powinniśmy poświęcać tyle uwagi odtwarzaniu kariery pedofila?
Mam też uwagi już bardziej niejednoznaczne np. kiedy twórcy przywołują wspomnienia ofiar, to w narracji tych osób, jest dużo uwag, które są takimi klasycznymi sposobami opowiadania, osób które przeszły wielką traumę. Jest tam poczucie winy, sporo przeświadczenia, że było to w jakiś sposób sprowokowane. Bardzo mi tu zabrakło kogoś kto na osobach, które taką traumę przeżyły się zna by jakoś skomentował tą narrację. Także po to by ponownie przypomnieć, że przestępstwa seksualne ranią ludzi i ich bliskich na wielu poziomach, i zostają właśnie w tych mechanizmach narracji o sobie dużo dłużej niż sam akt. Miałam poczucie, że produkcja chcąc wywołać większy szok w jakiś sposób woli pominąć wszelkie konteksty i głębsze analizy.
Jak pisałam na początku – moim zdaniem ten dokument pokazuje pewne ograniczenia takich produkcji Netflixa. Wrzucony pomiędzy produkcje poświęcone tajemniczym morderstwom i przekrętom, próbuje w podobny sposób skusić widza. Ktoś kto byś się nie spodziewał popełnił zbrodnię – patrz na to z fascynacją i przerażeniem. To co w sprawie Savila najważniejsze czyli ten społeczny kontekst funkcjonowania takich ludzi nie psuje do tej narracji, podobnie jak do wieczornej „rozrywki” do kotleta (jaką dla wielu osób pełnią Netflixowe dokumenty). Wydaje się też, że paradoksalnie – nie może ten dokument powiedzieć za wiele nieprzyjemnych rzeczy o naszych mechanizmach krycia takich jednostek – bo choć powinien on przykładać lustro do odbiorcy, to bardziej skupia się na budowaniu postaci potwora – bo ona jest w jakimś stopniu bardziej atrakcyjna. I chyba to mnie najbardziej niepokoi – że w jakiś sposób ten sposób opowiadania o zbrodni wpadł w pewne formalne schematy, które niekoniecznie, a wręcz na pewno – nie pasują do tego tematu.
Inna sprawa – jestem niesłychanie ciekawa jak potoczy się historia fabularnej produkcji o całej sprawie. Sama mam niesłychanie mieszane uczucia, bo wciąż – wszystko co Savile robił było możliwe dzięki sławie. Teraz nawet pośmiertnie – znów to on jest w centrum uwagi – ponownie nie wiem czy słusznie (z resztą sam projekt spotkał się z krytyką i obroną więc nie ja jedna mam poczucie, że może to nie jest dobry pomysł). Na pewno obejrzałabym jeszcze jeden dokument – zdecydowanie bardziej skupiony na tym – jak się takie historie przykrywa i jak trudno się je odkrywa a mniej na człowieku, którego podziwiać zdecydowanie już nie należy. Przy czym składam to częściowo na swoją wiedzę o całej sytuacji, ale tylko częściowo – oglądałam film z mężem mym i on także był nim w pewnym stopniu zawiedziony. Być może najciekawiej byłoby zobaczyć produkcję bardziej niezależną. A może tak skomplikowane sprawy się w materii filmu dokumentalnego nie mieszczą i trzeba czknąć na jakiegoś bardzo wnikliwego dziennikarza śledczego.
Na koniec – mam poczucie, że dokument taki jak ten – zwłaszcza w krytycznym odbiorze zawsze cierpi na syndrom – powagi tematu. Tak temat jest ważny, ciężki i szokujący – nie przeczę ale czasem mam wrażenie, że bardziej pochylamy się nad tematem niż nad tym jak go realnie opracowano. Co jest w ogóle wielkim problemem rozmawiania o produkcjach dokumentalnych. No ale to temat na inny tekst który może kiedyś napiszę.