Hej!
Czasem zdarza się, że zwierz napisze kilka zdań, które jak się okazuje otwierają dyskusję, której zwierz nawet się nie spodziewał. Wczoraj na Facebooku zwierz skrytykował akcję polegającą na Bojkotowaniu reklam w kinie, która polega na przychodzeniu na seans dwadzieścia minut później, tak by ominąć reklamy. Akcja miałaby być wyrazem sprzeciwu wobec co raz dłużej trwających reklam kinowych. Zwierz jest przeciwny nie tyle samemu potępianiu wydłużających się reklam w kinie co wizji tłumu wpadającego na salę w chwili rozpoczęcia filmu. Trochę tak jakby ktoś uznał, że moment, w którym kurtyna idzie w górę jest idealny na to by zajść swoje miejsce na widowni teatru.
Dyskusja, szybko zamieniła się w rozmowę nie o reklamach ale o kinie jako takim. Zwierz zakłada że większość czytelników zwierza lubi kino i wyjścia do kina, ale jak się okazuje całkiem sporo ma problemy z pewnymi zrachowaniami innych widzów. Przyglądając się temu spisowi skarg i zażaleń zwierz doszedł do prostego wniosku. To co uznajemy za właściwie czy nie właściwie w kinie zależy w dużym stopniu od pewnych dość prywatnych norm zachowania. Nikt nie uczy nas jak zachować się w kinie – ze szkołą wychodzimy tylko na wyprawy zbiorowe, które z natury rzeczy są niekulturalne (zwierz ma wrażenie, że nie ma gorszego bytu niż wycieczka szkolna w kinie). Rodzice przekazują nam własne wzorce (albo i nie), zaś inni widzowie – cóż oni mogą znać zupełnie inne zasady zachowania lub uważać, za niekulturalne coś co my uważamy za jak najbardziej w porządku. Zwierz nie wie czy jest dobrym kinomanem, i z całą pewnością nie ma patentu na to jak być widzem idealnym ale postanowił podzielić się z widzami swoimi przemyśleniami o tych najbardziej newralgicznych punktach programu pod tytułem „Idziemy do kina”.
Spóźniać się/ Nie spóźniać się – Zaczęło się od spóźniania się więc trzeba poświęcić chwile temu problemowi. Zwierz wychodzi z założenia, że seans, który już się rozpoczął jest rzeczą świętą, więc raczej nie próbuje np. kupić nań biletów i bardzo rzadko wchodzi na widownię gdy już zgasło światło. Wie jednak, że sporo osób uważa, że skoro są reklamy można wejść na salę jeszcze przez dwadzieścia minut. Zwierz osobiście skróciłby ten czas do dziesięciu – dziesięć minut reklam w kinie to prawie zawsze reklamy produktów – niekiedy całkiem ciekawe (np. swego czasu warto było oglądać kinowe reklamy Coca-Coli bo były super) ale można spokojnie uznać je za takie, których zasłonienie nikomu nie poczyni szkody. Natomiast plus minus dziesięć minut przed seansem zaczynają się trailery filmów. Tu zwierz jest raczej stanowczy – jego zdaniem trailer to już rzecz, której zasłaniać nie wypada, reklama stanowiąca część kinowego wyjścia, coś co jest pod seans skrojone (fakt, jak zwróciła uwagę Zofia polskie kina mają zwyczaj skandalicznego nie zmieniania zestawu trailerów przed filmami da dzieci), niekiedy największy bonus wyjścia (zwiastuny Hobbit czy Star Treka oglądane ze sporymi emocjami). Zwierz uważa, że trzeba to jednak uszanować i w przypadku spóźnienia zachowywać się tak jakby trafiło się na początek filmowego seansu a nie bloku reklamowego. Poza tym – co powinni pamiętać ci celowo się spóźniający – bardzo wiele zależy od filmu. Przed wielkim seansem (tzn. najnowszego hitu) reklamy są dłuższe niż przed seansem filmu, który przyciągnie mniej widzów. Tak więc róbcie swoje szacunki bardzo ostrożnie by nie przyjść dziesięć minut po rozpoczęciu właściwego filmu. Wiele osób podnosi jeszcze kwestie trwania seansu jako takiego – to rzeczywiście jest problem jeśli chodzi o długie filmy bo siedzi się w kinie strasznie długo, z drugiej strony – zwierz zawsze ma wrażenie, że zapomina się, że np. idąc do teatru też siedzi się strasznie długo bo trzeba być wcześniej. Zwierz nie opowiada się jako zwolennik reklam, po prostu tak sobie dywaguje.
Jeść / nie jeść – odwieczny kinowy dylemat. Odpowiedź jest kilku punktowa – po pierwsze jedzenie w kinie nie jest niegrzeczne ani nowe. Wręcz przeciwnie od samego początku stanowi integralną część seansu kinowego. W kinie się je, zawsze się jadło i tępienie ludzi za jedzenie w kinie wydaje się zwierzowi czymś równie logicznym co tępienie ludzi za jedzenie waty cukrowej w cyrku. Zdaniem zwierza krytyczne podejście do jedzenia w kinie ma dwa główne (choć nie jedyne) źródła. Pierwsze – część narzekań przychodzi z zachodu gdzie kina zaczęły sprzedawać np. hot dogi i inne ciepłe posiłki c jest rzeczywiście kuriozalne. Drugie – to pewna aberracja jaką był u nas miniony system gdy w kinach nie podawano jedzenia. Jakoś przyjęliśmy tą aberrację za normę i gdy jedzenie wróciło do kin wiele osób, potraktowało je jako szkodliwą nowinkę. Tymczasem zwierz poza niechęcią do zapachu popcornu (dla zwierza to ukochany zapach kina więc jakby dywaguje tu nad czymś czego nie jest częścią) zwierz nie widzi jak jedzenie czegoś przez drugą osobę może przeszkadzać w odbiorze zwykłego seansu filmu rozrywkowego. To powiedziawszy przejdźmy do kwestii kiedy jeść zdaniem zwierza nie wypada – są bowiem takie seanse na które wniesienie popcornu nie jest najlepszym pomysłem. Po pierwsze musicale i filmy w których ważną rolę odgrywa muzyka – chrupanie w trakcie czyjejś arii nikogo nie zachwyci nawet zwierza, po drugie trzeba się kierować jakimś wyczuciem – oglądasz szwedzki dramat o problemie pedofilii? Chyba można to zobaczyć bez nachosów. Zresztą z obserwacji zwierza wynika, że ludzie do tej zasady całkiem się stosują i na poważniejszych filmach jest mniej popcornu i chrupiących rzeczy a więcej, bardziej stylowych orzeszków w czekoladzie. Kolejna sprawa to co jeść – zwierz wie, że wielu widzów bojkotuje kinowe bary i wchodzi do kina z własnym jedzeniem. Zwierz nie będzie pisał co sądzi o łamaniu tych zasad bo ma ambiwalentne uczucia (kina z nas zdzierają, kina głównie na tym zarabiają) ale skoro już trzeba to należy pamiętać, że nie po to kiniarze w dwudziestoleciu eksperymentowali aż doszli do mało w sumie chrupiącego popcornu by ktoś teraz wcinał na seansie super chrupiące chipsy z szeleszczącej torebki. Natomiast zwierz uważa, że nic się nie stanie jeśli kupimy sobie orzeszki bez czekolady poza kinowym barem bo raczej nikomu to nie będzie przeszkadzać. Kolejna sprawa to picie – wszyscy wiemy, że zdaniem właścicieli kin wszyscy mamy pęcherze o pojemności 20 l. Nie mamy. Skoro wszyscy o tym wiemy to warto przed kupieniem napoju podjąć refleksję – czy będę musiał/musiała wyjść z seansu. Zwierz uważa, że taką wiedzę o samym sobie posiadamy wszyscy (po ukończeniu mniej więcej 8 roku życia) więc zaskoczenie, że coś nam przepadnie oraz nasze przeszkadzanie innym widzom jest wyłącznie naszą winą.
Odbierać czy nie odbierać – ogólnie wszyscy powinniśmy wyłączyć nie tylko dźwięk ale i telefony jako takie. Dziś pobłyskujące w ciemnościach ekrany smartfonów, na których znudzony widz przegląda Internet to zmora kin. Ale jeśli nie wyłączyliśmy dźwięku (Zdarza się skleroza nie wybiera) mamy dwie opcje. Pierwsza to wyłączyć telefon bez odbierania- najlepsza i bezproblemowa. Druga – którą zwierz czasem rozumie to sytuacja kiedy czujemy, że musimy odebrać telefon. Wtedy dopuszczalne jest jedno zdanie „Jestem w kinie oddzwonię”. Każde następne (zwierz spotyka się z tym co raz częściej) jest absolutnie karygodne. Natomiast jeśli nasz telefon jest też zegarkiem (co raz częściej) to jeśli chcemy sprawdzić która godzina osłaniamy ręką ekran ewentualnie pochylamy się do przodu by nie świecić telefonem w oczy osobom, które siedzą za nami. Ogólnie zwierz ma wrażenie, że jeśli czujemy, że jest tak nudno iż zaczynamy sprawdzać godzinę na telefonie albo przeglądać pocztę to jest to (poza randką i wypadem z ukochaną ciotką) najlepszy moment by ewakuować się z sali, ewentualnie zacząć układać w głowie złośliwą recenzję (zwierz ma zawsze przy sobie papier i ołówek i czasem już w kinie zaczyna spisywać złośliwości)
Wychodzić/ nie wychodzić – kolejny problem po tym kiedy przychodzić do kina to kiedy z niego wychodzić. Kiedy film się kończ większość z nas podrywa się do wyjścia, ale część twardo siedzi by obejrzeć napisy (nie tylko na filmach Marvela/Disneya gdzie jest to zrozumiałe). Problem napisowy rozwiązać łatwo – moment w którym lecą napisy animowane, wyróżnione itp. (najczęściej dotyczące obsady) możemy uznać za część filmu – którą winno się odsiedzieć. Ewentualnie te pierwsze najbardziej interesujące dla innych widzów napisy to doznały moment by włączać telefon, zdjąć okulary, założyć szalik itp. Potem na długie minuty zaczynają się napisy, które zdaniem zwierza naprawdę nikogo nie interesują np. kto pchał wózek z kamerą. To dobry moment by wyjść. Kolejne ważne napisy (dla wielu takimi jest muzyka/lokalizacja) pojawiają się dopiero pod sam koniec. Zresztą żeby było jasne – napisy są jak stopka w książce, nie oglądanie ich do końca nie jest przejawem braku szacunku, czy złego wychowania, nie jest też czymś do czego należy kogoś zmuszać siedząc na swoim krześle w sposób absolutnie nieporuszony. Co prawda niektórzy lubią jeszcze na chwilę zostać w kinie bo nie czują się w mocy by wychodzić, nie mniej zwierz, który rozumie takie przeżycia uważa że nawet wtedy należy pamiętać, że część osób mogła odebrać film inaczej i mimo wszystko chce już wyjść.
Co prawda bilety były po 4 i 2 złote ale w 1956 roku komfort stania po bilet był nieco mniejszy niż dziś. Ciekawe czy dlatego do kolejki zdecydowanie oddelegowano samych panów.
Śmiać się / Nie śmiać się – nie tak dawno temu zwierz zwijał się razem ze swoim bratem ze śmiechu w czasie jednej ze scen na bardzo złym filmie i został skarcony przez siedzącego obok pana za to, że nie dość poważnie przyjmuje akcje filmu (pan obok potem pół filmu nucił ku przerażeniu zwierza). Ogólnie zasady dobrego wychowania są tu chyba nieco bezradne – teoretycznie na złym filmie czy na filmie niezamierzenie złym nie powinniśmy się śmiać bo są widzowie, którzy chcą zobaczyć film w spokoju – nie mniej czasem powstrzymać się nie można. Zdaniem zwierza, jeśli nie demonstrujemy za bardzo naszych odczuć to nie ma w tym nic złego. Ale sporo zależy też od seansu – zwierz uważa, że śmianie się na Zmierzchu czy dajmy na to na Avengersach (złośliwe śmianie się!) jest bardziej dopuszczalne niż to samo na filmie, który nie jest z natury rozrywkowy. Natomiast niezależnie od tego jak zły jest film, który się ogląda wygłaszanie głośno uwag jest możliwe tylko przy bardzo specyficznym nastawieniu widowni. Zwierz ostatnio był na takim seansie Bitwy pod Wiedniem gdzie solidarność widzów zestawionych ze słabością filmu była tak duża, że komentarz rzucony z tylnych rzędów, spotkał się z powszechną aprobatą. Natomiast nie ma nic bardziej denerwującego, niż ktoś kto przez pół sali wykrzykuje średnio dowcipne komentarze. Nawet jeśli film jest zły.
Milczeć/nie milczeć – no właśnie a skoro jesteśmy przy tym punkcie to powstaje pytanie jak zwracać uwagę w kinie. Zdaniem zwierza to jest trudna sprawa. Ogólnie uwagę w kinie można zwracać gdy ktoś jest za głośno, rozpycha się, zajmuje nasze miejsce, strasznie szeleści, bawi się telefonem itp. Szybka reakcja przyniesie ulgę nie tylko nam ale i innym widzom. Niemniej zdaniem zwierza nasz uwaga powinna dotyczyć wyłącznie niepożądanego zachowania i powinna być grzeczna. „Czy mógłby pan wyłączyć telefon”, „Czy mogłaby pani jeść ciszej bo nie słyszę dialogów”, „Czy mógłby pan nie trzymać nóg na oparciu mojego krzesła” wypowiedziane spokojnym tonem zostawi nas wszystkich w lepszej sytuacji. Zdanie „W kinie się teflonu nie używa, co to za czasy” czy „Czy mogłaby pani przestać tak strasznie mlaskać to nie bar” wprowadzają strasznie nie miłą atmosferę i zamiast kulturalnego poprawienia jakości seansu najczęściej kończą się głośną pyskówką. Zwierz nigdy nie zapomni jak pewna pani po projekcji Jane Eyre podeszła do mojego prychającego raz na jakiś czas brata z uwagą 'Na przyszłość może się zastanowisz nad wyborem seansu”. W jej głosie brzmiała paskudna wyższość. Brat zwierza parsknął gdy treść filmu odeszła znacznie od treści książki, którą brat doskonale zna i lubi. Zwierz zapamiętał tą sytuację właśnie dlatego, że była to niepotrzebna próba kształcenia kogoś na widowni. Nie jesteśmy po to by wychowywać innych widzów. Zwierz, który w kinie zawsze zwraca uwagę, krótko rzeczowo i mało personalnie (nie wiemy dlaczego, ktoś zachowuje się tak jak się zachowuje, zachodzi domniemanie niewinności) i nigdy nic przykrego go nie spotkało, natomiast szybko kończyło sytuację. Dzięki temu nikt nie poczuje się źle. A przecież skoro jesteśmy w kinie to pewnie wszyscy chcą się dobrze bawić.
Kino Słońce w Lublinie gdzieś między 1921 a 1939. Zdjęcie dla tych wszystkich, którzy narzekają na słabe miejsca. Zwierz nie wie czy z tego z boku dało się cokolwiek zobaczyć. Wnioskując po czymś co wygląda jak kanał na orkiestrę zwierz stawiałby, że to jeszcze przed wprowadzeniem dźwięku.
Szukać/ nie szukać – wchodzimy na salę – mamy bilet na miejsce 16 i 17 w rzędzie 5 ale sala pusta. Zanim usiądziemy na najlepszym idealnym miejscu warto poczekać – prawda jest taka, że każde miejsce na którym nie siedzimy wydaje się lepsze ale najczęściej w dużych kinach praktycznie ze wszystkich miejsc widać równie dobrze. W multipleksach jeśli dostajemy marny bilet (najczęściej mogąc wcześniej rzucić okiem na salę) to możemy spokojnie przyjąć, że ktoś będzie miał miejsce obok nas. Ogólnie wybieranie sobie miejsca na sali wbrew temu co jest na bilecie jest dobrym pomysłem tylko wtedy kiedy na sali są trzy osoby a seans właśnie się zaczyna. Kiedyś zwierzowi zdarzyło się na Tronie być wyłącznie ze swoim przyjacielem. Biegaliśmy po całej sali (olbrzymiej na jakieś 400 miejsc) i szukaliśmy najlepszego miejsca do oglądania 3D. Super sprawa. No ale wtedy była nas dosłownie dwójka na sali. Na popularnych seansach raczej się to nie zdarza i zazwyczaj w chwili rozpoczęcia filmu zaczyna się bieganie ludzi po całej sali w poszukiwaniu swojego miejsca. Zwierz tego nie rozumie, bo dla niego usiąść na miejscu, o którym wie, że nie będzie musiał się z niego ruszać to wartość sama w sobie.
Skarżyć się/nie skarżyć się- większość z nas wychodzi z założenia że drobne nieprzyjemności związane z seansem – nieodpowiednie trailery, za długie reklamy, fatalne nagłośnienie itp. – są naszym problemem. Tymczasem powinno być tak, że każdą taką sytuację zgłaszamy kierownikowi kina. I to jest ważne – nie jedna osoba, od czasu do czasu – bo to łatwo zignorować, ale wszyscy. Jako osoby płacące mamy prawa wymagać dobrego seansu. Zamiast wściekać się w skrytości ducha trzeba iść i osobiście się poskarżyć, albo wysłać maila. Stracimy trochę czasu ale zdaniem zwierza to jest najlepszy sposób by podnieść jakość seansów kinowych. I tak to prawda, kino zignoruje jedną skargę. Bo będzie tylko jedna. Jeśli jednak zrobi się z tego zwyczaj, tradycję czy po prostu coś co robimy automatycznie, wtedy będzie bardzo trudno zignorować nasze skargi. A są rzeczy (jak wspomniane nieodpowiednie trailery przed filmami dla dzieci), które trzeba piętnować z całą siłą.
Zwierz uwielbia to zdjęcie bo doskonale pokazuje ono jak wyglądały kina nieco mniej prestiżowe (to kino Czaty na Woli), warto też przyjrzeć się gablotce z fotosami. Zwierz nie wie, który to z filmów o Tarzanie – może ten z 1934 na które datowane jest zdjęcie ale podejrzewa, że może to byc ten nakręcony rok wcześniej, bo do marnego kina trafiłby z opóźnieniem.
Chodzić/ nie chodzić – no właśnie tyle problemów. Chodzić do kina czy nie chodzić? Przede wszystkim chodzić świadomie. Jeśli idziesz do multipleksu nie denerwuj się na multipleks że sprzedaje jedzenie i daje ci paczkę owsa w ramach bonusu przed seansem. Można multipleksu nie lubić, ludziom się nawet często zdarza, ale nie można mieć do niego pretensji że działa wedle takich a nie innych zasad. Tak więc nie patrzymy z wyrzutem na osoby z Nachosami i Colą, którzy spędzają w kinie czas po zakupach. Część czytelników zwierza jest wielkimi zwolennikami kin studyjnych. Akurat zwierz ma do kin studyjnych podejście ambiwalentne. Podoba mu się idea i podoba mu się repertuar oraz oczywiście nastrój. Co się nie podoba? Najczęściej jakość odbioru – dźwięk nie jest aż tak dobry, ekran nie był aż tak dobry no i niestety większość z nich ma taką widownię na której cały czas się boję że ktoś wysoki przede mną usiądzie. Z resztą jak zwierz często powtarza – nie ma zasady dotyczącej jakości widowni na takich pokazach. Zwierz odsuwał od siebie pijanych towarzyszy seansów wyłącznie w kinach studyjnych. Nie mniej niczego nie demonizuje bo przecież są kina w których nie da się obejrzeć pewnych filmów. Część osób uważa, że w ogóle wyjście do kina nie ma sensu. Powiedzmy sobie szczerze – to prawda większość filmów najlepiej ogląda się w domu z kocykiem na kolanach i herbatką w ręku. Ale przecież chodzenie do kina nie jest wyłącznie chodzeniem na film. Jest do pewnego stopnia przeżyciem, wyprawą, pożywką kulturalną czy rozrywkową, przerywnikiem w codziennej egzystencji. Prawdą jest że gdyby chodziło wyłącznie o film można byłoby sobie wiele wyjść do kina darować. Stąd też wszyscy powinniśmy dbać o to by inni mogli cieszyć się nie tylko filmem ale także samym wyjściem do kina.
Zwierz przyjrzał się swoim rozważaniom i przeprasza jeśli w jakichś punktach są one stanowcze- najwyraźniej w zwierzu obudziła się jakaś poradnikowa bestia. W każdym razie zwierz uważa, że to jest jedna z tych rzeczy, o których nie mówimy. To znaczy narzekamy na to jak inni się zachowują w kinie, ale właściwie nie staramy się jasno sprecyzować, czego oczekujemy od siebie i od innych widzów. A przecież np. w teatrach gdzie zasady są zdecydowanie bardziej sformalizowane i wklepywane nam do głów od dawna, rzadko wychodzimy narzekając na widownię. Być może więc czas porozmawiać nie tylko o tym co nas denerwuje, ale także o tym jakie są naszym zdaniem pozytywne wzory zachowań. Zwierz spisał swoje ale oczywiście nie jest to pewnie też tylko jego perspektywa.
A i jeszcze jedno. Zwierz położył tu ten spis rozmyślań nie dlatego, że wychodzi z założenia, że jego czytelnicy naprawdę go potrzebują ale dlatego, że uważa iż takie proste przedstawienie pożądanych zasad jest dobrym punktem wyjścia do dyskusji. Nie koniecznie pełnej narzekań ale także pomysłów czy wzorów. Zwierz, który jest widzem za wczesnym, jedzącym, chichoczącym i wychodzącym przed końcem napisów jest ciekaw jak te sprawy widzą ci, którzy np. spóźniają się, nie jedzą i zostają do końca napisów. Kombinacji jest wiele, ale może da się do czegoś dojść?
Ps: A jutro w dowód że zwierz nie jest brytyjskim szpiegiem o serialu produkcji UK, który się zwierzowi nie podobał.??